29. Otworzyliśmy piekło [II]

Trochę poślizg, co? Ale się staram. Jeszcze dwa rozdziały i kończę drugą serię.
Mam nadzieję, że nie spaprałam niczego. Ale to akurat nie byłaby nowość.

Nie mogłem się mylić i wiedziałem o tym. Zabawne, że właśnie ten fakt, a nie co innego, wzbudzało strach przemieszany z ekscytacją, choć nie rozumiałem dlaczego.
Złapałem Nainę za przegub dłoni nim wyprowadziła cios, pobieżnie rzuciłem okiem na Graya, który już zdążył się odwrócić i stał jak słup soli. Rozumiałem, że chciał jechać ze względu na Nainę, ale nie pojmowałem jak można nie mieć rozeznania w swoich umiejętnościach do takiego stopnia. Szczeniak zdecydowanie się przeliczył, gdy myślał że da radę.
— Nie warto — mruknąłem. Nie patrzyłem na niego bo obawiałem się, że mogłoby się to źle skończyć. Zamiast robić awanturę na pół miasta, wolałem po cichu się zwinąć i zgubić go, bo nie sądziłem, żeby tak po prostu dał nam spokój, skoro nas złapał. Naina posłuchała, o dziwo, i już, już za mną szła gdy do obju wkroczył Gray.
— Ty zdradziecka kanalio! — darł się jak opętany, co na Ryu nie robiło najmniejszego wrażenia. Utkwił płonące oczy w Nainie i wiedziałem, że się go nie pozbędziemy, dla zasady.
— Zamknij gębę i jazda mi stąd — syknąłem, ale nim skończyłem zdanie dzieciak spróbował atakować. Podjęcie decyzji zajęło mi mniej niż sekundę — leżał znokautowany i już zbierałem go z chodnika. Naprawdę brakowało nam tylko, by mieszkańcy zauwazyli skąd byliśmy i wezwali strażników. Odwróciłem się i zamierzałem iść przed siebie, z daleka od tego sukinsyna, który na odchodnym usłyszał od Nainy:
— Ene, due, niech cię szlag trafi.
Szliśmy na południe, szukając niewielkiej wieży słynącej z odchyłu o jakiś metr, będącej słynną atrakcją turystyczną, a która była naszym pierwszym punktem orientacyjnym. Wmieszaliśmy się w tłum, taszcząc odzyskującego przytomność dzieciaka, ja milczący, Naina obrażona. Dopiero gdy Gray się obudził i też nadąsał, po czym wyrwał do przodu o kilka kroków, Przybłęda zrobiła mi łaskę i się odezwała.
— Nie spodziewałam się go tutaj.
— Świat nie jest taki wielki, jakby się zdawało — wzruszyłem swobodnie ramionami i rozglądałem za wieżą. Pozornie udawałem spokój, ale obecność Ryu nie była mi na rękę. Po prostu zawsze były z tego kłopoty, plus nienawidziłem sukinsyna jeszcze bardziej, niż kiedyś.
— Nie — przyznała — ale dlaczego akurat teraz? Myślisz, że będą z tego kłopoty, Iskierko?
— Jestem tego pewny — westchnąłem i postanowiłem poruszyć inną kwestię. — Wiem, że o tym rozmawialiśmy, ale nadal mnie to zastanawia. Ten Jellal, brat Mista. Jeśli masz rację z opętaniem, to nie uważam, że można by mu jeszcze pomóc. To potężna magia. Może się okazać, że nie będziemy w stanie sobie z nią poradzić.
— Czy ty nie jesteś aby zbyt skromny? — zaśmiała się wymuszenie po czym spoważniała. — Nigdy nie spotkałam się z opętaniem. Co więcej, rozróżniamy dwa rodzaje takiej magii; demoniczną i ludzką. Jeśli opętał go demon, obawiam się, że rozwiązanie jest tylko jedno. Ale jeśli to był człowiek, bo nie wykluczam takiej moż...
— Po co człowiek miałby opętać dzieciaka? — sarknąłem, patrząc na ciemną głowę Graya, znikającą co i rusz za jakimś przechodniem.
— Och, Laxus, na świecie jest tyle niezrozumiałych rzeczy... To, że ty byś tak nie zrobił, wcale nie znaczy, że nikt inny by tego nie dokonał. Nie wiem, jaki byłby w tym cel — przyznała i szła przez chwilę, ważąc kolejne słowa, a potem w przypływie jakichś uczuć, o których nie miałem pojęcia, złapała mnie za rękę. Mimowolnie między nami przeskoczyła iskra i dało się wyczuć chłód —  ale cokolwiek to będzie, trzeba to zniszczyć. Jeśli znajdziemy demona, unicestwić. Jeśli człowieka, najpierw wypytać, potem unicestwić.
Puściła mnie i przez chwilę szybko mrugała, jakby dotarło do niej, co zrobiła.
— Wydajesz się zdenerwowana — zauważyłem, nie rozpoznając podobnych objawów. Miałem wrażenie, że coś było nie tak, łapałem ją na tym, że wpadała w zamyślenie i mruczała sama do siebie. Coś takiego było mi znane z biblioteki, ale wtedy mieliśmy nawał informacji. Aktualnie sytuacja może i była nerwowa i napięta, ale nie na tyle, by Nai przeklinała pod nosem.
— Są rzeczy, o których musimy porozmawiać...
— Znów?
— Ale dopóki nie ukończymy tej misji, nie zamierzam poruszać tematu. I masz rację, denerwuję się — zgodziła się i nie mówiła już nic więcej.

Cech marynarski znajdował się, co za niespodzianka, niemal w samym centrum miasta. Nie miałem pojęcia, dlaczego akurat tam, skoro, moim zdaniem, powinni byli ulokować się bliżej portu, ale nie wnikałem.  Budynek był prostu, miał dwa piętra zakończone spadzistym dachem z kilkoma okrągłymi oknami. Na dziedzińcu stał posąg łodzi a drzwi były cały czas otwarte.
Weszliśmy, rozglądając się uważnie i choć sala była niemal pełna ludzi, natychmiast zauważono naszą obecność i to, że nie przynależymy do cechu. Pierwszy odezwał się stary szyper siedzący przy stole najblizej wejścia z nasunięto na czoło czerwoną czapką.
— Co możemy dla was zrobić, szanowne dzieciaki?
— Potrzebujemy informacji — Gray już siadał naprzeciwko starca i zamierzał wyłożyć kawę na ławę. — Szukamy wysp, które nie istnieją.
I zrobił to w bardzo obrazowy sposób.
— Słyszeliśmy, że Shangrila... — zaczęła Naina, stając za plecami Graya. Łagodnym gestem odmówiła zajęcia miejsca obok dzieciaka – wolała być gotowa na każdą ewentualność.
— Shangrila zapadła się kilka lat temu. Erozja. Tak się czasami dzieje, a tutejsze morze jest kapryśne — przerwał dziadyga i kilka głosów, zainteresowanych naszą rozmowa, poparło go. Reszta wróciła do swoich spraw, popijając dziwnie pachnący alkohol.
— Było jeszcze kilka wysp, nie pamiętam ich nazwy... — drgneła jej górna warga, kłamała.
— O tak, dwadzieścia lat temu mieliśmy po zachodniej części Antifię, ale erupcja wulkanu sprawiła, że został tam tylko popiół. Dlaczego o to pytacie?
— Zbieramy informację do projektu szkolnego — zełgała Naina bez mrugnięcia okiem — zamierzamy narysować linię wybrzeża i wykazać zgubny wpływ fal na tutejsze wyspy, a do tego potrzebne nam wiadomości, jakie wyspy istniały kiedyś, a jakie... no nie wiem... zapadły się w niedługim czasu.
Stary popatrzył na nią jakoś dziwnie, jakby bardziej chciał niż rzeczywiście jej wierzył, ale gdy uśmiechnęła się rozbrajająco, a potrafiła to robić, zaśmiał się, co bardziej przypominało kaszel, i machnął ręką.
—  Shangrila jest ciekawym obiektem badań. Znajdziecie coś o niej w książkach, bo tylko ona poddała się erozji. Antifia się nie liczy. Na Rejecte obsunęła się linia brzegowa, to fakt, ale sama wyspa nadal stoi. — Podrapał się po policzku i oczywistym było, że chciał coś jeszcze powiedzieć, tylko zastanawiał się, czy to rzeczywiście będzie dla nas pomocne. Stałem obok Nainy i patrzyłem na niego z wyczekiwaniem, a w myślach już układałem argumenty i pytania, by wyciągnąć z niego to, co wiedział. Bo coś wiedział, na pewno.
— To wszystko co pan wie? — rozejrzałem się po sali. — W porządku, w takim razie zapytamy innych.
— Nikt tutaj nie wie więcej, niż ja — zaprotestował nagle i postukał butelką o blat koślawego stołu. — Była jeszcze jedna. Acte. Nazywaliśmy ją bliźniaczką Rejecte bo były ze sobą połączone wąskim pasem piachu. Ale siedem lat temu...
Niemal czułem jak w Nainie wszystko zamiera, wszelkie procesy życiowe ustępują diabelskiej ciekawości, a ona sama nie oddychała.
— Tak? — ponagliłem, a Gray postukał niecierpliwie ręką.
— No, dziwna historia. Któregoś dnia zniknęła. To znaczy nie, że się zapadła, bo cały proces erozji zajmuje lata, po prostu pewnego ranka odkryliśmy, że jej nie ma. Bylibyśmy w stanie uwierzyć w różne rzeczy, ale tak się składa, że na tej skalistej wysepce był najlepszy punkt wypadowy na łososie. Poprzedniego dnia, przed zniknięciem, wyruszyło tam dwóch moich przyjaciół i ślad po nich zniknął — szyper wyprostował się i pociągnął z butelki. — Nie było sztormu, nie było zupełnie nic. Morze było spokojnie. I nagle zniknęło dwóch ludzi, ich łódź i cała wyspa, łącznie z pasem plaży. Ludzie gadali, szukali, wynajmowali magów, ale nikt nic nie odnalazł.
— Fascynujące — wyszeptała Naina i spojrzała na mnie z tym uśmiechem, który zawsze zwiastował kłopoty.  

Najnowsze zgłoszenie mistrza Hayrudina gildii Obelisk przyszło dwa dni wcześniej, i było to jedno z tych liczących się. Klient nie byle jaki, bo sam książę Wschodu Fiore, stosowna nagroda i zadanie stosunkowo proste.
Hayrudin, niski człowiek nie władający żadną magią poza magią pieniądza, miał na zawołanie pięćdziesięciu doborowych magów o zróżnicowanym arsenale broni, w tym kilku ludzi poszukiwanych przez prawo. Był założycielem gildii, formował ją od podstaw i skrzętnie ukrywał brak zdolności magicznych. Do czasu przybycia Ryu, byłego członka gildii Fairy Tail, Obelisk nie wyróżniał się niczym szczególnym. Dopiero ten chłopak nadał jako takiego szlifu i sprowadził kilku silnych magów, dla których Atheneum stało się domem. Hayrudin lubił Ryu, poznał się na jego zdolnościach i charakterze, dlatego postanowił wdrażać go w niektóre ze spraw gildii, powierzając mu razem z misjami prywatne zlecenia. Tym razem postanowił poradzić się maga, był on bowiem jedyną osobą mającą szansę wypełnić prośbę wpływowego klienta. Ryu obiecał pomyśleć o sprawie i zniknął na prawie czterdzieści osiem godzin nie biorąc żadnej misji. Gdy wreszcie zjawił się w gildii, poszedł prosto do gabinetu mistrza i od progu oznajmił gromko że znalazł rozwiązanie.
— Na temat? — zapytał mężczyzna, gdy Ryu siadał na przeciwko niego.
— Zlecenia ze Wschodu. Ta dwójka jest w Atheneum! Diabeł jeden wie, po co, ale że są – to pewne! Widziałem ich dzisiaj, wiem gdzie stacjonują i...
Hayrudin porwał się z krzesła i obszedł biurko, nerwowo poprawiając krawat.
— Wobec tego dlaczego ich nie przyprowadziłeś?! Skoro to takie proste, skoro wiesz gdzie są, dlaczego jeszcze ich tu nie ma?! — Nnie zdawał sobie sprawy, że podniósł głos w podnieceniu, dopiero mag go uciszył jednym spojrzeniem i rozparł wygodniej na krześle.
— Mówimy o Laxusie i Nainie — powiedział, jakby to miało być jedyną odpowiedzią, ale Hayrudin, choć słyszał o poszukiwanym duecie, nigdy się z nim nie mierzył. Nie mógł wiedzieć o sile choćby jednego z wymienionych magów. — Jestem wystarczająco silny by pokonać jedno z nich — przyznał szczerze, mając jasny obraz rzeczywistości. — Ale dwoje to za wiele. Moja ziemia da radę błyskawicy, ale jeśli zostanie zniszczona, to czym niby mam walczyć?
Hayrudin nie pojmował i to w nim drażniło Ryu. Człowiek nie władający magią nie miał pojęcia jak trudna była. Dla szefa gildii, bo mistrzem nigdy by go Ryu nie nazwał, wszystko było łatwe, wystarczyło tylko wyłożyć pieniądze. Choć kto wie? Może w wypadku tej Przybłędy ze Wschodu by to zadziałało? W końcu była kleptomanką, na dodatek rabowała pieniądze na skalę przemysłową. Ale nie Laxus. Należało to rozegrać inaczej i Ryuu wiedział jak.
— Można spróbować zrobić to inaczej. I, tak naprawdę, uważam, że to jedyny sposób. Proszę się umówić z burmistrzem, szefie  Hayrudin. I przedstawić mu propozycję zdobycia kilku milionów kryształów.


— To ona, Acte. Nie ma innej możliwości — śmiała się Naina, gdy wychodziliśmy, pewni, że odnaleźliśmy poszukiwaną wyspę. Zostało tylko poczekać na Mista i Red, ogłosić wygraną i ruszać na wyspę. Ja też czułem ulgę, że udało nam się tak szybko rozwiązać tę sprawę. Wolałem zakończyć całą akcję z Mistem i jego bratem jeszcze przed egzaminem na rangę S i nie to, żebym stawiał takie wydarzenie wyżej niż kumpla z gildii, ale cała ta rzecz z opętaniem trochę mnie przerażała.
Gray szedł zadowolony, jakby to wszystko było jego zasługą, i zachciało mu się zatrzymać w przydrożnej cukierni. Zeżarł siedem gałek lodów i przyznaję, że pod koniec sam patrzyłem na niego z niedowierzaniem. Później oznajmił, że tak w ogóle to można by zjeść jakiś obiad, no bo szanujmy się, kto pracuje o pustym żołądku. Później Naina uparła się żeby kupić kilka różańców, krzyży i Pism Świętych, tak dla ochrony i gdzieś po południu wyruszyliśmy do portu, zahaczając o nasz hotel, by dowiedzieć się, czy Mist i Red wrócili.
Pojawili się w porcie jakieś dwie godziny po nas z informacją, że nic nie znaleźli. Gdy usłyszeli o naszym odkryciu zgodzili się, by ruszyć z samego rana, bo jednak wypadało się przygotować.
— Słuchaj, Cyganko, mogłabyś nam wywróżyć pogodę na jutro — zauważyła Naina zaczepnie, gdy szliśmy spowrotem do miasta. Red zrobiła się bordowa, a Mist kulturalnie odwrócił głowę, udając, że nie słyszał. — No co?
— Nie.
— A niby dlaczego? To taki problem? Pytam z grzeczności, nic mnie nie obchodzą twoje dobre do niczego wróżby!
— No to się zamknij...
Dopiero wtedy zwróciłem uwagę na brak skórzanego etui przy biodrze Red.
— Gdzie masz karty? — zapytałem, na co dziewczyna się zapowietrzyła. Naina wybułaszyła oczy, a Gray roześmiał się głupkowato.
— Pewnie zgubiła!
— Oszalałeś? Jak można zgubić broń.
— Zgubiłam — warknęła do niej Red, a Naina wyprostowała się i zatrzymała natychmiast. Jak zresztą my wszyscy. — Zgubiłam. Po prostu. Nie wiem, jak. Zwyczajnie. Stało się. To głupie. Ale tak. — Miotała się jakoś bez sensu.
— Kretynka — syknęła Naina i złapała ją mocno za ramię. — Idiotka! I jak sobie teraz poradzimy? Twoje karty były gwarancją, jak mogłaś je zgubić? Nigdy się to nie stało!

Sytuacja nie przedstawiała się za dobrze wobec takiego faktu. O ile nasza magia mogła coś zniszczyć, o tyle karty Red mogły wchłaniać i zamykać w innych wymiarach. Na nich opierał się praktycznie cały plan egzorcyzmu.
— Nie potrzebuję kart, żeby ci przydzwonić!
— A ja nie potrzebuję alkoholu żeby się dobrze bawić, ale jest pomocny — warknęła Naina, a jej ton głosu świadczył o lekceważeniu.
— Nie róbcie scen — mruknąłem, rozdzielając je. — Możemy to zrobić bez kart, czy nie?
— Możemy. — Niemal usłyszałem jak Mist z ulgą wypuszcza powietrze. Naina rzuciła jeszcze jedno mordercze spojrzenie Red i skupiła się na mnie. — Tylko będzie więcej pieprzenia się, więc bądźcie na to gotowi.
— Jak je zgubiłaś? — zwróciłem się do Red, bo to naprawdę nie mieściło mi się w głowie. Tak cenna rzecz jak przedmiot magiczny nie mógł się po prostu zapodziać, a już nie u skrupulatnej i dbałej o wszystko Red.
— Nie wiem. Rano miałam je przy sobie.  Gdy wypływaliśmy, też. Ale nie zwróciłam uwagi czy przy wysiadaniu nadal były. Obeszliśmy wyspę, popytaliśmy ludzi, a gdy wracaliśmy zdałam sobie sprawę, że ich nie mam. — Wydawała się zaskoczona takim obrotem sprawy.
— Więc  prawdopodobnie są gdzieś na Rejecte. Wolałbym najpierw załatwić sprawę z Jellalem, a potem wrócić i ich poszukać. Co ty o tym myślisz, Mist?
— Bliższa koszula ciału — odparł po swojemu i ruszyliśmy znów do hotelu w wisielczych nastrojach. Po drodze zjedliśmy kolację, omawiając szczegółowo plan na następny dzień.
Zaczynał się wieczór, gdy dobijaliśmy do Truskawki. Moją i Nainy uwagę przykuł dziwny zapach żelastwa, ale oboje uznaliśmy, że nie warto się przejmować. Wyszliśmy zza rogu gdzie czekał na nas patrol policji, dwóch facetów w garniturach, zaaferowana właścicielka hotelu i tłum ludzi.
— W imieniu miasta Atheneum Naina ze Wschodu zostaje aresztowana jako przestępca czwartej rangi poszukiwana listem gończym! — zagrzmiał korpulentny facet w popielatym garniturze, a kilku strażników już podchodziło do Nainy z kajdanami.
— Chwila! Chwila, powiedziałem! Co wy robicie! — wrzeszczał Gray, stając w pozycji bojowej. Instynktownie zasłoniłem Nainę, nie pokazując po sobie niczego, splotłem ramiona na piersi i ze znudzoną miną domagałem się wyjaśnień.
— Został wydany nakaz aresztowania Nainy ze Wschodu — odpowiedział ten sam gość i podszedł do mnie, niewinnie rozkładając ręce. — Jest uciekinierką, morderczynią, poszukiwaną listem gończym. To wystarczający powód i nikt, nawet ty, wnuku Makarova Dreyara, nie może stanąc na drodze prawu — wysyczał cicho i machnął ręką, dając sygnał do aresztowania.
— Naina podlega władzy Magnolii oraz naszemu mistrzowi, jednemu ze Świętej Dziesiątki — powiedziała z naciskiem Red.
— Nie wtedy, gdy zarządzenie jest międzynarodowe. Zostaniesz zatrzymana w tutejszym areszcie i odesłana na Wschód. A was uprzedzam, byście nie ingerowali, bo może was spotkać...
Do anielskiej cierpliwości zawsze mi trochę brakowało.
— Laxus... — Wstrzymałem i odwróciłem się do niej. Blada jak ściana pozwoliła sobie założyć kajdany, a gdy trzasnął zamek, zgasły jej oczy. — Zawiadom mistrza. Ale niczego nie róbcie. Spotkamy się na pustyni — szepnęła i dała się prowadzić do opancerzonego i wiejącego magią na kilometr wozu.
Zupełnie zdezorientowany nie poczułem, jak Gray uderza mnie w plecy, gdy eskorta razem z Nainą zniknęła za rogiem, a przy nas pojawił się drugi facet w garniturze, tym razem białym z wielkim pierścieniem na palcu u lewej dłoni.
— Tak, tak, przykra sprawa. Ale może się to jeszcze jakoś wyjaśni — zaczął, ale Gray nie pozwolił mu skończyć.
— A kto ty jesteś, małpiszonie jeden? Ty też brałeś udział! Dlaczego ją aresztowali! Moja siostra nie jest morderczynią! Nikogo nie zabiła!
— W takim razie kiepsko znasz swoją siostrę.
Ulica pustoszała powoli, zapadał zmierzch. Stałem jak ogłupiały na środku chodnika i patrzyłem w miejsce, w którym ostatni raz ją widziałem. Pozwoliłem ją zabrać. Ot, tak, zwyczajnie. I musiałem szybko coś wykombinować.
— Gray, mam dla ciebie zadanie — złapałem dzieciaka za kołnierz i pociagnąłem, niemal biegnąc w stronę stacji kolejowej. — Wracasz do Magnolii. Znajdź dziadygę i go tu sprowadź. Każ mu wziąc tyle forsy, ile udźwignie, bo ta zabawa będzie nas sporo kosztować. Powiedz mu wszystko.  Niech zawiadomi Yajimę i Tristinę, im więcej wsparcia tym lepiej. Łapiesz?
— Jasne. Powiem mu. Wrócę tu jutro! Ale ona musi wrócić, Laxus — powiedział z uporem, biegnąc obok mnie.
— Wróci. Tym razem nie damy jej zniknąć — odpowiedziałem.  



Nie wiedziałem, że posiadałem w sobie takie pokłady silnej woli i spokoju, dopóki nie uświadomiłem sobie, że wróciłem na miejsce i zupełnie nie zareagowałem na wiadomość, że właścicielka wypowiedziała nam pokój. Red i Mist siedzieli na chodniku i czekali na mnie, wspólnie postanowiliśmy iść do jakiegoś baru i przedyskutować sytuację. Specjalnie wybraliśmy obrzeża do których nowości jeszcze nie dotarły, usiedliśmy w jednej z podrzędnych knajp i zawzięcie dyskutowaliśmy nad piwem.
— Jeśli mistrz zdobędzie poparcie Rady...
— Co to znaczy jeśli? Niby dlaczego nie?
— Bo Naina jest poszukiwana, Laxus — Red, przejęta sytuacją, całkiem zapomniała o jąkaniu się. W takim wydaniu lubiłem ją bardziej. — Słowo Tytana przeciwko książęcemu? On znajdzie tysiąc świadków, którzy potwierdzą, że Naina zabiła samego boga! A kogo ma mistrz?
— Rozpierdolę im to więzienie i nie będzie mnie obchodziło, co na nią mają — warknąłem impulsywnie.
— I pogorszysz sytuację — dopowiedział Mist. — Pomyślmy chwilę. Kto teraz mógłby pomóc Nainie? Jeśli pojedzie na Wschód, to będzie podlegała jurysdykcji księcia. Tam moglibyśmy działać. Bo później ludzie umyją ręce.
— Trzeba zawiadomić Malikę. I jechać na wschód.
— Najpierw poczekajmy na mistrza....
— Nie będę siedział z założonymi rękami!
— Będziesz, Laxus, bo inaczej wszystko spaprasz. Naina musi zniknąć na pustyni, nie wcześniej. Bo wtedy znów pójdzie list gończy, władze się zirytują, a ja domyślam się, że szczególnie, gdy książę nie zapłaci nagrody. Bo Naina nie dotrze. Siedzimy tutaj i czekamy na mistrza.

Było przed północą, gdy pociąg zatrzymał się na półgodzinny postój, by zmieniła się obsługa i zmieniono lokomotywę. Gray wiercił się niecierpliwie i co kilka minut przechadzał się nerwowo po pustym wagonie. Denerwował się postojem i nadal nie zeszły z niego emocje po aresztowaniu. Nie mógł uwierzyć że Naina tak łatwo dała się złapać, ani że Laxus, wielki bohater!, najpierw chciał ją bronić a potem nagle odpuścił! Co oni sobie myśleli! A Red? A Mist?  Nawet się nie ruszyli! Dla Graya nie byli warci by nazywać ich przyjaciółmi! Gdyby byli tacy silni, rozwaliliby cały ten śmieszny patrol i burmistrza, a potem uciekli! Bo on i Natsu tak właśnie by zrobili!
Mag nawet nie zwrócił uwagi że drzwi wagonu się otworzyły i ktoś wszedł, tak był zaaferowany całym wypadkiem. Dopiero gdy ktoś usiadł na przeciwko, podniósł wzrok i zamarł.

— Witka, Gray. Kopę lat, co nie?

1 komentarz: