27. Wieża, której nie było [II]


Prawie rok. Nie ma z czego być dumnym. Ech... Żyję, naprawdę.

 

Nie spodziewałam się przyjęcia innego, niż Red mi zaserwowała, ale po prawdzie jej uszczypliwy komentarz zirytował mnie tylko trochę. Trzy lata wcześniej złapałabym ją za koszulkę, tak ku przypomnieniu, i wytargała za te jej rude kudły. Nie zmieniła się na twarzy ani trochę, ciągle miała ten sam znudzony wyraz, bardzo podobny do laxusowego, ale umiejętności doprowadzania mnie do pasji zdecydowanie podrosły.
— Znów przylazłaś? Nie mogłabyś mi darować oglądania twojej złodziejskiej fizys?
— Nie — wyszczerzyłam się, a po chwili zastanowienia dodałam — a nawet tak, ale dopiero, jak powiesz, gdzie Mistgun.
— Pewnie gdzieś się włóczy  — odparła lekceważąco i spojrzała na mnie wyczekująco.
— To nie była konkretna odpowiedź.
— Nie mówiłaś, że mam być konkretna — przeciągnęła się i wstała, najwyraźniej siedziała tu już dłuższą chwilę. – Trzymam za słowo, nie pokazuj mi się więcej na oczy i nie ładuj się na drugie piętro, bo jest dla magów wyższej rangi.
— Takie pieprzenie — żachnęłam się, oglądając za nią. — Choćbyś była Świętym Magiem, i tak byłabym lepsza!
— Zapomniałaś o ostatnim pojedynku, co, Przybłędo? — odwróciła się do mnie, nie reagując na głębokie, męczeńskie westchnienie Dreyara.
— Wyjaśnicie to sobie jak załatwimy sprawę. — Laxus podniósł się i zmierzył mnie kpiącym spojrzeniem, w mojej opinii bez powodu. Uniosłam dumnie głowę i już miałam pytać, o co mu chodziło, ale uprzedziła mnie Red.
— Mistrz powiedział, że weźmiesz udział w egzaminie, ale ponieważ cię nie było, to ktoś musi sprawdzić, czy się nadajesz. Tak dla formalności. Laxus ma cię egzaminować.
— Kpisz?! Iskierka?! Przecież dwie godziny temu mieliśmy sparing! To twoim zdaniem nie wystarczy? — uniosłam się, patrząc to na plecy odchodzącej Red, to na Laxusa, któremu ironiczny uśmieszek tylko się rozszerzał.
— Bynajmniej. Po robocie z bliźniakami zrobimy to na poważnie. Szykuj się na wpierdol, Przybłędo. — Wyminął mnie i przysięgłabym, że podśmiewał się pod nosem.
— Czy wyście oczadziali w tej gildii?! Przecież to się w głowie nie mieści! Chcecie mnie sprawdzać?! I gdzie wy w ogóle idziecie?! Ej!
Na moje krzyki, tonące zresztą w harmiderze, odpowiedział Majnu, budząc się z ponadprogramowego snu.
— Nie krzycz, to irytuje, tak, tak.
Nawet kota nie miałam po swojej stronie.
— Nie, żeby coś, ale czy tylko ja nie wiem, gdzie idziemy? — odezwałam się, gdy maszerowaliśmy raźno główną arterią miasta nie zamieniając z sobą ani jednego słowa. Magnolia pustoszała, paliły się światła w mieszkaniach, neony klubów i szyldy aptek, więc na początku nie domyśliłam się, w jakim celu wyszliśmy z gildii.
— Na to wygląda — wyszczerzyła się Red. Zmrużyłam oczy z grymasem na ustach i poświęciłam uwagę Laxusowi.
— W zasadzie dlaczego pakujesz się w to bagno, Iskierko? Przecież nawet nie lubisz Mista.
— Chwilę cię nie było, to parę rzeczy ci umknęło — podsumował, nawet na mnie nie patrząc. Prawie się zatrzymałam w pół kroku, i nie chodziło o jego ripostę ale o ton, jakiego użył.
— Grabisz sobie, Dreyar — rzuciłam — poza tym odnalezienie Jellala będzie chyba większą sprawą, konsekwencje mogą…
— Powiedziała dziewczyna, która ukradła królewski klejnot — przerwała mi Red.
— I jedną z najcenniejszych książek na kontynencie — Laxus poszedł jej w sukurs, patrząc na mnie kątem oka. Wymusiłam uśmiech i wzruszyłam niezobowiązująco ramionami.
— I która uratowała gildię co najmniej dwa razy, tak, tak. Doceniamy waszą pamiętliwość — dorzucił Majnu, w którym chyba obudziło się coś na kształt solidarności. Bądź co bądź, płaciłam jego rachunki w restauracjach, był mi coś dłużny. Laxus dyplomatycznie zamilkł, a Red prychnęła pod nosem jakieś pospolite przekleństwo.
— Nie chodziło mi o konsekwencje prawne, mówiłam o tym, że podejrzewam opętanie. Przeprowadzanie egzorcyzmów to trochę nie moja bajka.
— Ja spróbuję — powiedziała Cyganka, pewna swoich możliwości — jeśli mi się nie uda, przyprowadzimy go do gildii. Mirajane jest specjalistką od demonów.
— A co z wieżą, którą podobno budują?
— Chyba najlepiej będzie rozwalić — mruknął Lax.
— Zaklepuję — wyciągnęłam rękę w górę, nie mając wątpliwości, że nikt nie będzie oponował.
— Nie będę się kłócił o parę metrów kwadratowych jakiejś baszty.
— Czyli teraz idziemy znaleźć Mistguna? — upewniłam się, drapiąc Majnu za uchem, kiedy skręcaliśmy w jakąś uliczkę. Red pokiwała głową przystając przed drugą bramą, a tabliczka na murze obok głosiła „męski akademik”.
Red i Laxus musieli być stałymi bywalcami kwatery Mista, bo nawet nie pofatygowali się, by zapukać. W małym pokoju świeciła jedynie niewielka lampa przy łóżku. Mistgun stał na środku, jakby na nas czekał.
— Mamy mniej więcej lokalizację dzieciaka — zaczął Laxus i oparł się o ścianę. Red zajęła łóżko – chyba naprawdę bywali częstymi gośćmi.
— System R…
Podczas gdy oni zdawali relację, ja stałam, nie wiedząc co z sobą zrobić, i zaczynałam czuć się jak niechciany osobnik. Mistgun przesunął się pod okno i patrzył to na Laxusa, to na Red z coraz bardziej zaciętym wyrazem twarzy.
— A więc opętanie — skwitował ponuro i spojrzał na mnie, oczekując ostatecznego potwierdzenia. Poczułam się lepiej widząc, że czekał na moje zdanie, zanim cokolwiek postanowił, i spróbowałam zachować się tak, jak pozostali.
— Obawiam się, że wszystkie inne opcje musimy wykluczyć — zaczęłam ostrożnie, badając jego reakcje. — Postawmy na najgorsze, to rozsądne. Nie odpowiadam za cokolwiek, jak długo twój brat będzie pod wpływem tego czegoś, ale jeżeli Red uda się przeprowadzić egzorcyzm, to po demonie nie zostanie nawet ślad — zapewniłam, wcale nie mając pewności, czy takiego demona, a więc z założenia byt niematerialny, da się zwyczajnie zniszczyć.
— Ale jesteś pewna… — Laxus zawsze musiał mieć jakieś ale.
— Ja jestem od niszczenia, wiem lepiej, zamknij się.
— Czym jest ten System? — Mist przerwał naszą kłótnię, nim Iskierka na dobre się zapalił, ale praktyczny aspekt tej sprawy nie wzbudzał we mnie takich emocji jak potyczka słowna.
— Ponoć jakaś wieża, cholera ich tam wie — zbagatelizowałam, nie odrywając wzroku od szarych oczu Laxusa.
— Wieża do nieba — parsknęła Red, bawiąc się kartami.
— Coś w stylu wieży Babel?
— No coś w ten deser. Chcesz lanie za te krzywe miny, łajzo?
— To jakiś projekt Rady? Jak myślisz, Przybłędo? Jak ją zniszczysz, wpakujesz się w większe bagno? — Cyganka zaczęła rozstawiać Tarota, obserwując bezczelnie spod oka mnie i Laxusa.
— Nie mam czasu się tym przejmować, ale chętnie popsuję im parę fortów.
— Lepiej się pilnuj, Przybłędo. Jak twój egzaminator mogę stwierdzić, że się nie nadajesz.
— Już co ty stwierdzisz, poczekaj — parsknęłam, po czym znów nawiązałam do problemu — Erza opisała mi to jako wyspę. Stawiam, co mam, że zabezpieczyli ją zaklęciami co najmniej trzeciego poziomu, więc jak wiemy czego szukać, to wykrycie będzie banalne.
— Ale objechanie całej linii brzegowej Magnolii będzie czasochłonne — skrzywiła się Red, odrywając na moment od kart.
— Nie, dajcie mi mapę kraju. Ileż wysepek tutaj macie, milion? — zapytałam, dając spokój Laxusowi i jego syczącym iskrom. Problem namierzenia celu mógł nastręczyć trudności, mimo mojego beztroskiego podejścia.
— Milion nie, ale rzeczywiście, trochę ich będzie — zgodził się Mistgun.
— Zapowiada się dłuższa wycieczka krajoznawcza i tyle. Przybłędo, ustalisz jakieś prawdopodobne miejsca, w których moglibyśmy zacząć? — Laxus wzruszył na to wszystko ramionami i ponieważ nie było innej kwestii do omówienia, to on zajął miejsce przy drzwiach, szykując się do wyjścia.
— Będę w gildii — zakomunikowałam, zbierając się do wyjścia razem z nim.
— Dochodzi jedenasta — Cyganka zgarnęła swoje karty i wstała z łóżka. Ja na miejscu Mistguna odkaziłabym pościel z jadu, ale wolałam zachować to dla siebie, przynajmniej wtedy.
— A kto z was ustali przynajmniej w przybliżeniu gdzie szukać systemu? — zadrwiłam, obrzucając Red nieprzychylnym spojrzeniem. — Naturalnie wszystko na mojej głowie. Spróbuję wyrobić się do rana, więc bądźcie łaskawi czekać na stacji o siódmej. Im szybciej, tym lepiej.
— Czy mógłbym ci się jakoś przydać? — dobiegło mnie spod okna. Odwróciłam się przez ramię z uśmiechem.
— Lepiej odpoczywaj, kto wie, kiedy będziesz mógł znów przespać całą noc. A ja jestem dzieckiem smoka, mogę nie spać przez jakiś czas. Do jutra, Mist!

Droga powrotna minęła nam w ciszy, aż odprowadziliśmy Red pod drzwi jej domu i pożegnaliśmy się cicho. To znaczy ja nazwałam ją ryżą oszustką, a ona mnie żmiją, ale lepiej nie przytaczać tego pospolitego dialogu.
Wracając do gildii chłonęłam ciszę miasta, które niespodziewanie drażniło mnie za dnia. Przytłaczały mnie budynki i tłum, a choć lubiłam gwar, miałam go powoli dosyć. Noc odmieniała Magnolię, z przyjemnością spacerowałam, mając obok Laxusa, który perorował o…
— Co mówiłeś? Zamyśliłam się — odwróciłam się do niego ze zniecierpliwioną miną.
— Jak zamierzasz znaleźć cokolwiek? — powtórzył niecierpliwie, rozdrażniony moim brakiem uwagi. Wzruszyłam ramionami, lekceważąc rysujący się problem.
— Magia wtórna.
— Nie dasz rady zlokalizować takiej wyspy, jeśli jest po drugiej stronie kraju.
— Nie, ale z twoją pomocą uda mi się ustalić, czy jest po tej stronie — rzekłam z emfazą i czekałam, aż zacznie pojmować, o co mi chodziło. O dziwo, szybko poszło.
— Całe południowe wybrzeże? Chryste, nie mam takiego zasięgu.
— Jesteś Smoczym Zabójcą, masz — odparłam z nie swoją pewnością siebie. Przez dłuższą chwilę maszerowaliśmy w ciszy, aż Laxus znów zaczął rozmowę.
— Co z Natsu?
— Trening — rzuciłam zdawkowo, spodziewając się awantury o niańczenie młodszego pokolenia lub nie poświęcanie uwagi temu, komu trzeba, czyli jemu.
— Nie można cofnąć smoczej magii? — zapytał niespodziewanie, wbijając ręce w kieszenie. Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami, nie rozumiejąc. — W sensie pozbawić kogoś możliwości bycia Smoczym Zabójcą?
— Naturalnie, że można. Zabijając go — uprzedziłam następne pytanie i z cierpliwością, której jemu brakowało, wytłumaczyłam zawiłość tego zagadnienia. — Magia smoków jest tak potężna, że nie ma jak w nią ingerować. Jako ludzie, nie znamy na to sposobu — wzruszyłam ramionami, jakby tłumaczona przeze mnie rzecz była najnaturalniejsza na świecie. Po minie Laxusa wywnioskowałam, że nie pojmował albo nie chciał pojmować. Nie mogłam powstrzymać przewrócenia oczami i cichego westchnienia. — Twoje najsilniejsze zaklęcie, jako człowieka i Smoczego Zabójcy, składa się z pięciu węzłów magicznych, dziadek prawdopodobnie ma ich około piętnastu, a ci z Ishtgaru będą mieli coś z trzydziestu. No, maksymalnie do trzydziestu pięciu — przyznałam z wahaniem i potargałam rude futerko Majnu, specjalnie robiąc przerwę w monologu. — A smoki wykraczają poza znajomość wiązań magicznych. Ich magia jest tak scalona, że nie da się ich zaobserwować. Wniosek z tego taki, że nie można usunąć źródła magii danego przez smoki, bo nie wiadomo jak. To jakbyś próbował zgnieść kamień gołą ręką. Jeśli raz zostałeś Zabójcą, umrzesz będąc nim — zakończyłam, nie oczekując najmniejszej nawet reakcji ze strony Dreyara.
— Sądziłem — zaczął po chwili w skupieniu — że mogłabyś coś zrobić z tym szczeniakiem.
— Oszalałeś, Iskierko! Jak ci tak bardzo przeszkadza…!
— Ty i ja jesteśmy z podobnego gatunku, ale mieliśmy sporo szczęścia, że żyjemy. Mały nie jest taki silny ani za bardzo rozgarnięty — przerwał mi stanowczo, unosząc głowę ku niebu. Szłam obok, słuchając ze zdziwieniem, bo wreszcie brzmiał jak Laxus, którego poznałam trzy lata temu. — Myślałem, że mogłabyś to jakoś cofnąć, byłby bezpieczny.
Nie odpowiedziałam. Parłam przed siebie rozważając jego uwagę, ale nie pochylałam się zbytnio nad ewentualną możliwością zniszczenia smoczego źródła.
Uderzyła mnie  troska o małego Natsu, który rzeczywiście do inteligentnych nie należał, a poziom magii był stosunkowo niski. Trening mógłby zwiększyć siłę, na myślenie nie wiele mogłam poradzić, ale z jakiegoś powodu czułam się odpowiedzialna. Być może to Lenora zaszczepiła we mnie podobne odczucie względem wszystkich smoczych dzieci, bo z Laxusem czułam coś na kształt więzi narzuconej. Nie przeszkadzało mi to, a przynajmniej nie wtedy.
— Jeśli odpowiednio się nim zajmiemy, oboje, będzie bezpieczny — podsumowałam w końcu, na co Iskierka prychnął bezceremonialnie, przywołując znanego mi, marudzącego Laxusa.
— Ty się chyba przegrzałaś na tej pustyni. Nikim się nie będę zajmował.
— No daj spokój Iskierko! Wiem, że lubisz te dzieciaki, zależy ci na nich!
— Odwołaj to. Uprzedzam cię, Przybłędo, boska cierpliwość ma granice.
— Martwisz się!

Powietrze przesiąknięte zapachem lasu miało w sobie coś obcego i znanego jednocześnie. Tęskniłam za wonią igliwia i szelestem liści, bardziej nawet niż za tłokiem Magnolii, a stojąc z Laxusem na naszym miejscu treningowym mogłam je w pełni docenić. Jezioro u naszych stóp falowało łagodnie, gdzieś za nami poderwała się do lotu sowa, bijąc skrzydłami powietrze. Lekki podmuch wiatru na moment odegnał ciepłą atmosferę wieczoru. W ciemności nie mogłam dokładnie określić co się zmieniło, ale brak trawy był uderzający. Najwyraźniej ktoś bardzo się postarał zubożyć naturę i na pewno nie byłam to ja.
— Próbowałaś kiedyś? — dotarło do mnie i pokręciłam głową, nie do końca wiedząc, o czym mówił. — To niby jak mamy znaleźć wyspę, której nie znamy?
— Czy ty nie możesz przestać marudzić?
— Podchodzę do sprawy racjonalnie.
— Narzekasz — ucięłam i rozluźniłam mięśnie, patrząc w ginący w ciemności punkt przed nami. — Jeśli coś jest zabezpieczone, na przykład duży obszar ziemi, to go nie wyczujesz. Zaklęcie działa jak czapka-niewidka…
— To jak mam…
— Możesz się na chwilę zamknąć?! — warknęłam i wzięłam głęboki wdech, wiedząc, że bez spokoju niczego nie osiągnę. Laxus coś zamruczał pod nosem, nieświadomie podnosząc mi ciśnienie, i tylko siłą woli powstrzymałam się, by go nie trzepnąć w głowę. Niedaleko nas rozległo się cykanie świerszczy, nasilające się momentami. — Dziadek mówił, że używałeś już magii tropiącej.
— Raz. Na Galunie. Potem trenowałem ale nigdy nie wyszło tak mocno, jak wtedy.
— Bo ograniczyłeś siłę drugiego zbiornika — zauważyłam z aprobatą, co Lax skomentował prychnięciem.
— Dziadyga się upierał. Raz z Mistem wpadliśmy przy Północnej Bramie na paru frajerów. Jeden ostro dopraszał się lania, to wyrwałem chwasta. Ale fakt, że trochę uszkodziłem parę budynków… — potarł dłonią kark za co dostał szturchnięcie, którego może nie poczuł, ale przez przyzwoitość uzupełnił zeznanie. — Dobra, dwie ulice poszły do kasacji. Chryste, czy to moja wina, że mi działali na nerwy? Próbowałem po dobroci — zastrzegł
— Teraz się nie ograniczaj. Nie mamy czasu na pomyłki.
— Nie wyjaśniłaś mi, jak mam to zrobić.
— Zaklęcie bariery, które zostało odpowiednio nałożone, będzie niemal niewyczuwalne. Dla ciebie na pewno, nie przywykłeś do tropienia.
— Przybłęda.
— Ale dla nas wyczuwalne są drgania tego zaklęcia. Ukrywanie czegoś, co powinno być widoczne, jest wbrew naturze. Szukaj tego, co się nie zgadza z tobą, co stawia opór i nie chce cię do siebie dopuścić.
— Nigdy nie wytłumaczysz czegoś łopatologicznie, nie?
— Nie, ale mogę ci to wszystko rozrysować. Patrz, to jesteś ty… — zaczęłam kreślić na wyjałowionej ziemi jakiś kształt, niekoniecznie widoczny w ciemności, a Laxus mruknął coś o głupocie.
Wyprostowaliśmy się powoli, jakbyśmy się przygotowywali do walki

Nigdy nie potrafiłam nazwać uczucia, jakie pojawiało się gry używałam magii wtórnej. Było to coś pomiędzy oderwaniem się od ciała a zatopieniem w morzu. Coś, co nie było powietrzem, na chwilę odbierało mi dech, a potem czułam że przygniata mnie falująca, chłodna energia, należąca do świata wokół mnie. Gdy przywykłam do uczucia skrępowania i zaczęłam łapać powietrze trochę szybciej i zachłanniej, mogłam dopuścić do siebie magię.
Wydawało się że miały swoje światło, każdy żywy organizm pulsował w tylko sobie znanym rytmie, a odrzucić te mniejsze od większych znaczyło poświęcić wiele miesięcy i lat żmudnemu treningowi. Nie potrafiłam tego za dobrze, wiedziałam jednak, że coś tak ogromnego jak wyspa z łatwością wytropię. Nim zdołałam przesiać potrzebne źródła od niepotrzebnych, uderzyło mnie coś gorącego, co znów odebrało mi dech. Jaśniało o wiele mocniej niż wszystko inne i miało dziwnie znajomą aurę.
Magia Laxusa zaskakująco płynnie połączyła się z innymi i czułam, że zaczął szukać.
— Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. 

Nasza misja opóźniła się o dwie godziny, które przesiedzieliśmy w gildii czekając na mistrza. Mist stanowczo uparł się, by poinformować go o dłuższej nieobecności całej czwórki i choć trochę mnie to martwiło bo wolałam zniknąć, nim pojawi się Gray, posłusznie czekałam. Co więcej zgodziłam się, niechętnie, zostawić Majnu, który upatrzył sobie pobratymca w osobie Happy’ego i chciał go poznać. Niecodzienne zachowanie przyjaciela zaczęło mnie zastanawiać, ale nie doszłam do żadnych logicznych wniosków, jak zwykle w jego przypadku. Zamiast tego z roztargnieniem przegrałam dwieście kryształów w pokera i odrobinę poszarpałam się z Red. To wchodziło na nowy poziom rutyny i przeszkadzało.
Nerwowa atmosfera udzieliła się wszystkim, i nawet Mist, najbardziej opanowany, przejawiał niezdrowe tiki. Ponieważ nie udało nam się zlokalizować niczego podejrzanego na południowym wybrzeżu, czekała nas wycieczka. Sądziłam, że właśnie to martwiło Mista; niczego nie wykryliśmy. Ufał nam, owszem, ale w kwestii brata był wyjątkowo drażliwy, zwłaszcza że po tak długim czasie nareszcie trafił na jego ślad.
Na kilka minut przed przybyciem dziadka, do gildii wpadli Natsu z Grayem, drąc się który z nich był pierwszy. Dopiero, kiedy mój mały brat dostrzegł naszą czwórkę siedzącą przy stole w kącie sali, zamilkł i dostojnym krokiem podążył w naszą stronę, jako ten „któremu wolno”.
Wydawało się, że przywilej przebywania w towarzystwie Laxusa ma niewielu magów w gildii, nie wspominając o tym, że nikt bez rangi S nie miał prawa siadać z nim przy jednym stole. Z jednej strony bawiła mnie ta arogancja, z drugiej zaczynałam się martwić jego podejściem. Kto wiedział, kiedy mu coś odbije i uzna, że gildia jest dla niego za mała? Nie wspominając już o Red, która miażdżyła wzrokiem młodszych gdy znaleźli się w promieniu dwóch metrów od niej.
Nie inaczej było gdy zbliżył się Gray, bynajmniej nie po to, by się z nią przywitać.
— A gdzie idziesz? — zapytał na wstępie, a Laxus prychnął cicho.
— Choćbyś chciała, nie ma opcji że go nie weźmiesz — mruknął proroczo, co dzieciak natychmiast podchwycił.
— Mogę iść? Proszę!
— Bałwan — syknęłam do Iskierki, a Grayowi położyłam rękę na ramieniu i już brałam się do wygłoszenia mowy pełnej absolutnego zakazu, ale nastolatek nie pozwolił mi na to.
— Ostatnim razem zniknęłaś na trzy lata, teraz już nie musisz mnie zostawiać w gildii, sam umiem o siebie dbać, a w ogóle to idziesz z Laxusem, Red i Mistgunem, a oni mają rangę S! Musisz mnie wziąć, nic mi się nie stanie! – protestował chaotycznie. Westchnęłam ciężko i zrezygnowałam z próby perswazji.
— Miałaś go nie zabierać dopóki nie uzyskasz rangi S — mruknęła Red, a Gray posłał jej tak lodowate spojrzenie, że nawet mi zrobiło się nieprzyjemnie. Najwyraźniej czuł się w obowiązku solidaryzować z moją niechęcią.
— Nigdy cię nie lubiłem, wiesz, Cyganko? 
A Bickslow, właśnie się dosiadający, zaczął klaskać.

— Ogólnie, rzecz wygląda następująco… — roztoczyłam przed mistrzem wizję co najmniej miesięcznego pobytu z dala od gildii, oraz udziału w tym przedsięwzięciu jedenastoletniego Graya. Dzieciak siedział dumny jak paw i co jakiś czas kiwał głową, jakby doskonale wiedział, gdzie i po co idziemy. W sumie faktycznie się tego dowiedział na posiedzeniu u Makarova.
— Informujesz mnie, że ponownie idziecie po kłopoty… — dziadek nabił swoją nieśmiertelną fajkę i odchylił się na krześle za biurkiem. — Zabieracie ze sobą jednego z młodszego pokolenia, który nie ma najmniejszego doświadczenia w podobnych…
— Dziadku! — zaprotestował gorąco Gray, ale zamilkł pod spojrzeniem Tytana, rozumiejąc że waży się jego udział.
— W podobnych misjach oraz że jesteście w stanie ściągnąć nam na głowę cokolwiek spore problemy… W imię uratowania kogoś bliskiego Mistgunowi?
— No jakoś tak by to szło — zgodziłam się, nie do końca wiedząc, czy tego konkretnie ode mnie oczekiwał, czy też wolał jakieś kolorowe kłamstewko.
Dziadek długo mierzył nas spojrzeniem stalowoszarych oczu, odziedziczonych przez Laxusa, które jednak miały w sobie więcej ciepła i wiary. Wydmuchał pierwszą chmurę dymu, potem drugą, a milczenie przedłużało się w nieskończoność.
— Laxus — rzekł w końcu, gdy przemknęło mi przez myśl, że zasnął mimo otwartych oczu — cokolwiek się stanie, ty jesteś odpowiedzialny za wszystkich.
Młodszy Dreyar jedynie kiwnął głową, jakby wcale nie przeszkadzał mu ciężar takiego kalibru.
— Red, kontaktuj się regularnie z lakrymą w gildii, chcę być na bieżąco ze wszystkim — kontynuował z naciskiem, poświęcając każdemu z nas tyle samo uwagi. — Ufam twoim osądom, Naina, i jeśli sytuacja będzie tego wymagała, niszcz wszystko, co zagraża naszej rodzinie.
Nie mogłabym się odezwać, choćbym miała umysł Maliki zdolny wymyślić najostrzejszą ripostę w życiu. Pełna dumy, że dziadek doceniał moje zdanie i ufał mi kiwnęłam uroczyście głową, składając obietnicę samej sobie, że nie nadużyję jego wiary.
— Mistgun… —Makarov westchnął ciężko i zrobił krótką przerwę na zaciągnięcie się tytoniem — ponieważ wiem, o jaką stawkę chodzi, mówię ci jedynie; uważaj, byś nie stracił rozsądku w ocenie sytuacji. Kieruj się przede wszystkim logiką, cokolwiek zobaczysz. Trzymajcie się z dala od kłopotów i… No, wolałbym żeby budżet gildii nie ucierpiał, a wręcz przeciwnie.
— Ty stary krętaczu, dajesz jej pozwolenie na kradzież. I to oficjalnie — parsknął Laxus, widząc mój uśmiech.
— Wynocha mi stąd, przebrzydłe bachory! Nie chcę was tu widzieć, dopóki nie wykonacie zadania! — pogonił nas dziadek. Zebraliśmy się w te pędy i tylko przypadkiem zostałam na końcu i odwróciłam się do staruszka z wdzięcznością wypisaną na twarzy.
— Dziękuję, że nam ufasz — rzuciłam tylko i wyszłam, słysząc rzężący śmiech przemieszany z kaszlem.

  

4 komentarze:

  1. Wow nie spodziewałam się rozdziału. Dzięki niemu przypomniało mi się o twoim blogu. Świetny rozdział. Naina w całej okazałości :D jej rozmowy z Laxusem pierwsza klasa xD
    Czekam na następny kiedykolwiek on będzie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam i czekam i nie ma ........

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Pracuję nad tym. Intensywnie. Powinien pojawić się w piątek.

      Usuń