11. Gniew bogini.

 Witam serdecznie! Przedstawiam rozdział jedenasty, w którym raczę trochę namieszać, a co! Myślałam, że posty będą pojawiać się częściej z powodu wakacji, niestety, praca tak mnie pochłania (mhm, akurat), że nie bardzo jest czas na skrobanie tekstu. Za wszelkie przestoje nie tylko u mnie, ale i u was, bardzo przepraszam. A teraz nie będę już marudzić i zapraszam. Indżoj, skarby!


- L...Laxus?
Otworzyłem leniwie oczy i spojrzałem w lewo, skąd dochodził do mnie cichy, lękliwy głos. W kolorowym tłumie magów mignęła mi niebieska czupryna przewiązana pomarańczową bandamą, a ciemne oczy tej małej, która nie dawno dołączyła, nie ważyły się nawet na mnie spojrzeć.
- No? - Podparłem głowę ręką i zajrzałem do swojego kubka.
- A... A kiedy Naina wróci? - zapytała, i mocniej przycisnęła do siebie książkę w czerwonej oprawie, która wyglądała na starą i ciężką. Spojrzałem na zegarek na nadgarstku i ze zdumieniem skonstatowałem, że dochodzi piąta po południu, a Przybłędy nadal nie ma. Cóż, lepiej dla mnie, bo brak treningu, ale to było trochę dziwne.
- Nie wiem, pewnie przyleci wieczorem. - Wzruszyłem ramionami, nieszczególnie tym zainteresowany lub zaniepokojony. Dziewczynka zacisnęła usta i pokręciła się trochę w miejscu, w końcu Mistgunowi, opatulonemu tak, że tylko oczy było widać, zrobiło się jej żal i... uwaga!... odezwał się!
- Jak wróci, to powiemy, żeby do ciebie przyszła - zapewnił, na co mała się uśmiechnęła ale jakoś tak... Bez wesołości, czy ja wiem? I za chwilę uciekła.
- No i na co jej tak gadasz? - zapytałem znudzony, ale nie doczekałem się odpowiedzi. Mist siedział naprzeciwko mnie z założonymi rękami i standardowo się nie odzywał, nie przeszkadzało mi to, był miłą odmianą od gadającego dzieciaka w obecności Przybłędy. Nie musieliśmy długo czekać, jak przydreptał Gray, trzeci... siódmy... dziewiąty już raz, i zapytał o to samo, co ta mała, jak jej tam... Levy.
- Idź stąd - mruknąłem w odpowiedzi i odgoniłem go ostrzegawczym spojrzeniem. Czarnowłosy bachor zrobił minę w stylu "zaraz ci przyłożę" i pewnie zrzuciłby z siebie ubranie z bojowym okrzykiem, ale moja mina niosła chyba wystarczający przekaz "spróbuj podskoczyć, to cię zabiję".
- Mist? Swoją drogą, gdzie ty tak ciągle znikasz? - zapytałem, gdy Sopel zniknął z pola widzenia, przynajmniej pozornie.
- Bo co?
- Nic, tylko mnie to po prostu interesuje. - Wzruszyłem ramionami.
- Szukam kogoś. - No, to wiele wyjaśnia. Ech, nie da się dzisiaj z nikim pogadać. Westchnąłem zmęczony i podgłośniłem muzykę w słuchawkach, tracąc ochotę na gadkę z kimkolwiek. Mogłem się w spokoju oddać lenistwu, ale nie na długo. Kilkanaście minut później ktoś trzepnął mnie w głowę tak, że prawie spadły mi słuchawki. Otworzyłem szeroko oczy i odwróciłem się wściekły, że Naina przyjęła nowy rodzaj powitania, nabrałem powietrza, by warknąć, nie dbając, że mogę oberwać.
- Co ty sobie myślisz, ty głupia...! - zamknąłem się.
- Ciołek. - Dobiegło mnie ciche mruknięcie Mistguna. Przede mną stał Ryu. Cholerny, pieprzony Ryu! Szesnastolatek, z którym darłem koty od czasu jego przyjęcia. Nienawidziłem go tak serdecznie i z taką pasją, że mogło się to chyba równać z uwielbieniem ciasta z owocami. Te jego podejrzane, zielone oczka wgapiały się we mnie bezceremonialnie i bez należnego szacunku, a ironiczny uśmieszek którym mnie przywitał, sprawił, że miałem ochotę rzucić się na niego i obić mu ryj bez litości. Był trochę wyższy ode mnie ale szczupły, raz próbował swoich sił jako amant Okeyli, ale dostał w gębę i tyle. Na szesnaście pojedynków, miałem osiem zwycięstw, i ciężko było mi się z tym pogodzić. A teraz stał przede mną, zadowolony z siebie, z założonymi rękami, i gapił się. Miał przestać się na mnie gapić!
- Za to, zarobisz tak, że nikt cię nie pozszywa - wysyczałem, mrużąc wściekle oczy i kumulując energię w rękach.
- Słyszałem, że masz nowego trenera. Kto podjął się takiego beznadziejnego zadania, by zrobić z ciebie maga? Muszę mu to wybić z głowy - zaśmiał się cicho, nie reagując na widok błyskawic. Frajer. Chciał startować do Nainy? Jasne, nie w tym życiu.
- Nic ci do tego, trepie. Chcesz sprawdzić, czego się nauczyłem? - Pytanie retoryczne, obaj wiedzieliśmy, że odpowiedź była twierdząca, a Ryu aktywował krąg magiczny, który ożywił kilka desek podłogowych. Jako użytkownik magii drewna mógł tworzyć z niego wszystko, tak, jak Gray z lodu, ale to był bardziej zaawansowany poziom. Płaskie deski były elastyczne jak guma, skręciły się z sobą, tworząc długie słupy i owijając się wokół mnie.
- No, Laxus! Pokaż, co potrafisz! - zagrzmiał Macao z drugiego końca sali, i podniósł kufel z piwem do góry.
- E, nie, Ryu jest silniejszy - zaprotestował trochę ciszej Wakaba. Uśmiechnąłem się bez wesołości, ostrzegawczo, a chłopak naprzeciw mnie ściągnął brwi, nie rozumiejąc, o co mi chodzi. Miałem gdzieś, kto komu kibicuje i na kogo stawiają, dziewięćdziesiąt procent magów w tej gildii nie dałoby mi rady, pomimo mojego wieku, i zamierzałem im to udowodnić, rozwalając Ryu. Czułem szybsze krążenie krwi w żyłach i energię, która rozpierała mnie od środka. Chcę go pokonać! I zrobię to bez większego wysiłku, w końcu ostatnie dwa tygodnie ćwiczeń przyniosły jakiś efekt.
Zwiększyłem rotację błyskawic, paląc drewno na wiór, czego tamten się chyba nie spodziewał. Popatrzyłem na niego z wyższością i pozwoliłem, by błyskawice rozeszły się po podłodze gildii, omijając pozostałych magów, ale docierając do oniemiałego Ryu, który przygotowywał kontratak.
- Za późno - syknąłem, wybiłem się mocno, biorąc solidny zamach, i uderzyłem w prawy policzek szesnastolatka, czując, jak strzelają drobne kości. Och, czyżbym złamał mu szczękę?
Z uśmiechem tryumfu złapałem go za koszulkę, nie pozwalając mu na poddanie się sile uderzenia, która pewnie by go odrzuciła kawałek dalej, pociągnąłem w swoją stronę i kopnąłem w poprzek jego brzucha kością piszczelową. Zobaczyłem krew i wytrzeszczone oczy, ale nie przerwałem ataku. Musiałem mu udowodnić... nie, udowodnić wszystkim, że nie mogą się ze mną równać.
Ryu uderzył w stół, przewracając go i tłukąc naczynia, i chyba z minutę zajęło mu dochodzenie do siebie. Trochę za długo. Przeczesałem palcami blond grzywkę i schowałem ręce w kieszenie zielonych bojówek. 
- Frajer. Po miesiącu od ostatniej zabawy stać cię tylko na tyle? - splunąłem mu pod nogi z pogardą i nic sobie nie zrobiłem ze zdziwionego wzroku dziadka, siedzącego na kontuarze. 
- Przesadziłeś, Laxus - warknął zły Macao i z hukiem odłożył kubek na stół. - Dzieciaka trzeba nauczyć rozsądku!
- To było chamskie. On się nie spodziewał... - zawtórował mu Warren, czerwieniąc się ze złości. Spojrzałem na nich z zaproszeniem, czemu nie, ich też nauczę szacunku. 
- Chcecie go pomścić? - zadrwiłem i uśmiechnąłem się drapieżnie. - Chodźcie, wszyscy. Zobaczycie, co z wami zrobię - zagroziłem, pokazując im dla ostrzeżenia kilka błyskawic, migających wesoło wokół mnie. Znałem ich, wiedziałem, co potrafili a czego nie, i byłem pewny, że nie daliby mi rady. Mierzyli mnie spojrzeniami, zastanawiając się co zrobić, aż w końcu decyzję za wszystkich podjął Jet, rzucając się w moją stronę z nieprawdopodobną szybkością. Odbił się od ziemi i wyskoczył wysoko, zamierzając uderzyć z powietrza, Macao aktywował magię swoich fioletowych płomieni, Wakaba wydmuchał z płuc szary dym, formując z niego ludzkie pięści, Doroy oplótł moje nogi grubymi łodygami swoich roślin, spokojny zwykle Alzack z Zachodu wymierzył we mnie niezawodnymi rewolwerami, jeszcze nigdy nie widziałem, by chybił celu. Bickslow uśmiechnął się do mnie ironicznie, jakby mówił "jak coś ci się stanie, to po tobie posprzątam". Nie, nie było potrzeby, wykończyłbym ich sam. Max, nadal ranny po wczorajszym starciu, heroicznie stworzył krąg magiczny z którego sypnęły się tony piachu, nie pozwalając mi na zobaczenie przeciwników. Debil, następny, nie musiałem widzieć, by wiedzieć, gdzie są i kiedy zaatakują. Uderzyli razem, jakby w myślach równocześnie policzyli do trzech, i każdy natarł na mnie z innej strony, pewnie uważali, że mnie zaskoczą albo zmuszą do obrony.
- Ale z was kretyni - mruknąłem do siebie. W mgnieniu oka spaliłem rośliny Doroya, które mnie unieruchamiały, przyskoczył Jet, mający kilka sekund więcej, niż pozostali, ale nim zdążył zrobić cokolwiek, odleciał w lewo i wytarł podłogę. Pioruny dotarły do Wakaby, Macao, Maxa i Alzacka, porażając ich i odbierając przytomność, więc wszystkie ataki, poza kulami kowboja z Zachodu, zostały zniwelowane. Przechyliłem głowę w prawo, i usłyszałem przy uchu świst naboi, które wbiły się w ścianę po drugiej stronie.
- Laxus! Ty sukinsynu! - warknął Doroy w moją stronę, nie dbając szczególnie o dobór słów. O? Taki był odważny? Machnąłem ręką w jego stronę, widząc przerażone spojrzenie, ale mój atak nie sięgnął celu, bo przed czarnowłosym magiem stanął Mistgun. Tym lepiej, teraz zabawa mogła się naprawdę rozkręcić.
- Też chcesz oberwać? - zapytałem z entuzjazmem i znów wpakowałem ręce do kieszeni. Mist pokręcił głową z politowaniem, na co zagotowała się we mnie krew. Smarkacz, myślał, że może mi tu okazywać lekceważenie?! Po tym, jak bez wysiłku rozwaliłem w pojedynkę siódemkę magów? Jego niedoczekanie.
- Zostaw go Mistgun... Nie skończyłem... - Ryu się podniósł chwiejnie, ocierając krew z twarzy. Mógł mówić pomimo mojego uderzenia? Ech, najwyraźniej byłem za delikatny, ale zaraz to poprawię. Ciekawe, że dziadek patrzył na to wszystko w ciszy, zapominając o winie, i tylko obserwował mnie spod krzaczastych, mlecznobiałych brwi. Spojrzałem na szesnastolatka przez ramię, znudzony, i ponownie go znokautowałem, tym razem silniejszym atakiem. Zacharczał i uparł na deski, dławiąc się własną krwią.
- Ale ja skończyłem z tobą - mruknąłem i znów popatrzyłem na Mista - no, dawaj. Jeśli masz odwagę, dzieciaku - prowokowałem, wyciągając ręce z kieszeni. Mierzyliśmy się spojrzeniami przez chwilę, po czym obaj stworzyliśmy potężne wyładowanie naszej magii, które odbierało dech. Zrobiło mi się gorąco od napierającej na mnie energii i presji, mruk był dobry, lepszy, niż tamci, i nie bał się ani nie wahał, był gotów mnie uderzyć bez litości, a ja tego właśnie chciałem. Rozległ się trzask i z okiem poleciało szkło, z szelestem upadając na podłogę. Nie zamierzałem używać trybu Smoka, wierzyłem, że pokonam Mistguna bez tego, i prawdopodobnie miałem rację. Gildia zajarzyła się złotym światłem mojej magii, która wirowała wokół mnie, tworząc słup, przebijając się przez dach gildii, porażając zmysł wzroku zebranych magów. Uśmiechnąłem się do siebie, czekając na ruch mruka, którego fioletowa magia falowała, jak płomienie, i nie pozwoliła się zagłuszyć moim błyskawicom. On też wybił dziurę w suficie swoją energią, nie zwracając uwagi na okrzyki i protesty pozostałych.
- Gotowy? - zapytałem, w duchu dodając "na porażkę". Nie odpowiedział, po prostu zaatakował, celując w mój splot słoneczny. Ruszyliśmy w swoje strony, niemal w tym samym momencie, zostawiając po sobie wgniecenia w kształcie naszych stóp na deskach, a powietrze drgało od zebranej magii. Właśnie na taki pojedynek czekałem! Z radości aż mnie roznosiło od środka. Sparowałem jego atak i sam próbowałem go uderzyć, ale był szybszy, niż się spodziewałem. Och? To jest naprawdę interesujące. W tłumie mignęła mi zdezorientowana twarz Red, która zaciskała wargi w wąską kreskę i nerwowo spoglądała na drzwi gildii, pewnie mając nadzieję, że zobaczy w nich Nainę, która nas uspokoi, ale Przybłęda się nie zbliżała. Nie słyszałem jej i nie czułem, a w razie jej przybycia, mogliśmy się z Mistem po prostu wynieść z Fairy Tail. Wirowaliśmy wokół siebie z dzieciakiem, zadając i sparowując uderzenia, które miały naprawdę wielką siłą, a po każdym bloku powietrze falowało, wzburzając lekki podmuch wiatru. 
- O co ci chodzi? - Dobiegł mnie jego spokojny głos, i mimo że bardzo tego chciał, nie udało mu się ukryć entuzjazmu z powodu naszej walki. Uśmiechnąłem się szerzej.
- Nie domyśliłeś się? Ty? - zadrwiłem i ręką przeciąłem miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał. Za plecami, tak?
- Chcesz udowodnić, że jesteś silniejszy? - zapytał zdziwiony,jakby nie potrafił tego przyjąć.
- Tak, dokładnie - zgodziłem się, na co on westchnął zniecierpliwiony. Pewnie, że nie był w stanie tego ogarnąć, głupi dzieciak.
- Starczy tego, szczeniaki! - poczułem silne uderzenie w plecy i poleciałem do przodu, zamiatając, jak wcześniej Jet, podłogę, a obok mnie wylądował Mistgun. Dziadyga! Wreszcie zdecydował się interweniować? Ręka Tytana wróciła do normalnego rozmiaru, ale dziadek chyba był wściekły z powodu mojego zachowania. Podniosłem się z desek z grymasem na twarzy, lecz próbowałem udawać, że w ogóle nic mnie nie rusza. Niestety, gdy warknął "Laxus, idziesz ze mną.", nie udało mi się opanować trzęsących dłoni ani tego, że oblał mnie zimny pot. Cholera, chyba naprawdę za bardzo pojechałem po bandzie. 
- Jakby Naina tu była, to dopiero byś dostał. - Gray popatrzył na mnie pogardliwie tymi ciemnymi oczami, a mnie wmurowało. Gówniarz... Bachor z Północy ośmiela się... Nie w tym życiu! Szybciej, niż ktokolwiek mógłby zareagować, wymierzyłem siedmiolatkowi takie uderzenie w lewy profil, że potoczył się aż pod bar dobre cztery metry dalej, wśród okrzyków protestu. Mistgun dopadł mnie z wściekłością
- Co ty wyprawiasz? To jest dziecko - syknął z taką furią w oczach, że mimowolnie mnie to nakręciło na dalszą walkę. Już miałem odpowiedzieć, ale dziadek stracił cierpliwość po moim ostatnim wybryku, i jego wielka ręka, znów w trybie Tytana, złapała mnie za koszulkę i pociągnęła do góry, na piętro. 
- Jak dojdziecie do siebie, to zabierzcie Graya i Ryu do Polyushki! - Brzmiał ostatni rozkaz, nim zamknęły się za nami drzwi gabinetu. 
Stałem z rękami w kieszeniach i ponownie podjąłem próbę udania, że wszystko mi wisi, ale dziadek mnie przejrzał, więc zrezygnowałem z pozy "ha ha, mam wszystko w dupie, możecie mi skoczyć", bo tak naprawdę to... ech, chyba faktycznie przegiąłem. Potarłem dłonią kark i odwróciłem wzrok, nie mogąc znieść spojrzenia starca. Dziadyga obszedł biurko z założonymi za plecami rękami, zacisnął szczęki i pokiwał powoli głową.
- Dobra, moja wina - mruknąłem, przyznając, że dałem się ponieść. I ta ostatnia akcja z Grayem... chyba złamałem gówniarzowi parę kości, szlag! A nic złego mi nie zrobił. Cholera, co się ze mną działo? Wcześniej przez myśl by mi nie przeszło, żeby się tak zachować, a przed chwilą wystarczyła prowokująca odzywka Ryu, żebym pozamiatał magami należącymi do tej samej gildii.
- Twoja wina? - Głos Makarova był cichy, jak syk, i czułem, że czeka mnie niezła przeprawa. - Zdajesz sobie sprawę, co przed chwilą zrobiłeś?
- Nie zareagowałeś! - Chciałem się bronić jak szczeniak, którym najwyraźniej byłem, bo chowanie się za plecami drugiego było ponadprzeciętną tchórzostwa.
- Chcesz, żebym uważał cię za dzieciaka pokroju Graya? - Chyba czytał mi w myślach.
- Nie, ale...
- Pytam, czy zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłeś.
- Tak, zdaję.
- I nie rusza cię to? - Dziadek ściągnął brwi, a ja wzruszyłem ramionami buńczucznie.
- Zabiłem osiemnastu ludzi na ostatniej misji, parę nokautów nie zrobi na mnie wrażenia. - Pierwsze słowa ciężko przeszły mi przez gardło, cholernie ciężko. To wcale nie było tak, że nie dotykał mnie mój czyn. Odpychałem od siebie myśli i wspomnienia o zamordowanych ludziach, mówiłem sobie "jutro. Jutro naprawdę o wszystkim pomyślę, nie teraz", i udawało mi się to spychać w ciągu dnia na boczne tory, ale w nocy... w nocy nie potrafiłem uciekać. Budziłem się zalany potem, wydawało mi się, że ci ludzie są w moim pokoju, że przyszli po mnie, czają się w ciemności i czekają, żeby zrobić mi to samo, co ja im, a mimo to próbowałem z lekkością mówić o odebraniu im żyć. Nie próbowałem poruszać tego tematu z Nainą, bo gdy raz to zrobiłem, zacisnęła wargi i odwróciła głowę, chcąc ukryć przede mną, że płacze, i mówiła załamującym się głosem "trudno, Laxus, nie ma po co wracać, stało się i nic na to nie poradzisz", lecz nie podobał mi się jej ton. Wiedziałem, że ona też przeżywa, ale woli to robić w samotności, więc ja także się zamknąłem, tyle, że byłem za słaby, aby sobie poradzić z nocnymi zjawami. Poza tym miała rację, po co do tego wracać? Przecież nie wskrzeszę tych ludzi.
- Krzywdzenie wrogów, a krzywdzenie swoich, to dla ciebie czyny tej samej wartości? - Dziadek chyba był w szoku.
- To nie tak... Ja po prostu... Wydawało mi się, że jak mu w końcu porządnie wleję, to przestanie się uważać za kogoś lepszego...
- Ciężko pobiłeś jednego ze swoich, żeby udowodnić mu, że jesteś silniejszy? - No, jeśli chciałem zamydlić starcowi oczy, to właśnie się przekonałem, że jestem na to o sto lat za młody.
- Dziadku, sprowokował mnie, sam widziałeś... - Ostatnia linia obrony.
- Nie aż tak! Nie uderzył cię tak mocno, by przez ciebie pluć krwią! - Wziął głębszy wdech i dodał już trochę spokojniej - Laxus, zabicie wrogów to jedno, nie suszyłem o to głowy, to prawda, ale sądziłem, że dorosłeś do takich decyzji. Okazuje się, że byłem w błędzie, bo mój wnuk zrobił sobie z pobratymców worki treningowe! - Znów zaczął krzyczeć, a ja poczułem się jak smarkacz, który za dużo sobie wyobraża. Fakt, naprawdę przegiąłem. Zraniłem ich tylko po to, by udowodnić sobie... ale to ich wina! Byli słabi, trudno. Powinni więcej trenować, gildia nie potrzebowała słabych magów.
- Chcę, żeby ludzie mieli nas za silnych, chciałem, żeby zobaczyli, jaka jest przepaść i że powinni się bardziej starać. Mam trzynaście lat, przed chwilą poskładałem kilku magów, w tym Macao, Wakabę i Ryu, starszych ode mnie! Nie uważasz, że coś jest nie tak?! - Zrezygnowałem z poczucia winy, bo według samego siebie to oni byli winnymi. Cholera, sam się już gubiłem w tym wszystkim. Niby nie chciałem, żeby cierpieli, i wcale nie miałem jakiejś wielkiej radochy, gdy ich nokautowałem, ale z drugiej strony powinni być w stanie mi się postawić, w siódemkę powinni spokojnie mnie zdjąć, a oni nawet mnie nie dotknęli! To nie mogło być normalne!
- Niektórzy mają taką moc magiczną, inni inną. Każdy rozwija siebie i swoją siłę tak, jak chce i tak, jak może. - Szare oczy dziadygi przeszyły mnie na wskroś i sprawiły, że znów porzuciłem bojową postawę. Szlag! - Ty jesteś o wiele silniejszy, niż oni. Jesteś o wiele silniejszy, niż pewnie większość. Ale zjawi się kiedyś ktoś równie silny, jeśli nie silniejszy. Co wtedy zrobisz?
- Będę trenował tak długo, aż go pokonam! - odparowałem z przekonaniem.
- A jeśli ten przeciwnik postanowi cię zabić?
- Przecież nic mu nie zrobiłem.
- Oni też nic złego ci nie zrobili, Laxus... - Przeszedł mnie dreszcz. Nagle, bez ostrzeżenia. Zacząłem płytko oddychać i poczułem zimny pot strachu. Co to było? Zimno. Potwornie zimno i pusto... dla - dlaczego? Dziadek nie wydawał się tym przejmować, ale patrzył na mnie... jakby ze współczuciem? Chyba jakoś tak. 
- Co...? - podszedłem do drzwi i zauważyłem, że ręce mi się trzęsą jak u alkoholika z długim stażem. Bałem się.
- O co, do cholery, chodzi? Co to jest? - szeptałem do siebie, wychodząc na korytarz. Chryste, dlaczego jest tak zimno i ciemno w całej gildii? Przecież słońce jeszcze nie mogło zajść. Stanąłem na deskach tarasu drugiego piętra i spojrzałem w dół, a później był już tylko ból promieniujący ze wszystkich stron, wszechwładny, który krzyczał w moim ciele, zmuszał mój umysł do protestu, a ja słyszałem swój głos błagający, by to się skończyło. Jezu Chryste, coś mnie rozrywało od środka! Dlaczego nikt nie reagował! Dziadku...?! Gdzie...?! Umieram?

Obudził mnie tępy ból głowy i świadomość, że jestem obserwowany. Spróbowałem się podnieść, dotarło w między czasie że jestem u siebie w pokoju, a przy moim łóżku, na krześle obrotowym, siedzi Red. No i super! Lepiej być nie mogło.
- A ty co tu robisz? - warknąłem i dotknąłem swojej głowy, czując nieprzyjemne pulsowanie. Cholera, prawą rękę miałem w bandażach i dlaczego... jasna cholera! Białe bandaże zastępowały moją koszulkę, w niektórych miejscach miały ślady krwi, co, do cholery?! Brałem udział w jakiejś masakrze?! To jeszcze nie Halloween!
- M-mistrz ka-azał mi...
- Aha - przerwałem, nie chcąc słuchać dalszej części, bo już zrozumiałem pełny przekaz. Był wieczór, tak, za oknem zrobiło się ciemno, ale dlaczego byłem u siebie? I skąd te bandaże? Syknąłem, gdy fala bólu przetoczyła się przez moje ciało i zmusiła do ponownego leżenia. Na lewym policzku miałem plaster, a lewe przedramię nosiło kilka zadrapań, które piekły i szczypały. Ktoś mi kiedyś powiedział, że jak boli, to znaczy, że żyjesz. Ja wolałbym być martwy, bo bolało mnie wszystko niesamowicie.
- Co się stało? Co to było? - Przyłożyłem lewą dłoń do czoła i próbowałem rozmasować skroń, naciskając w różnych miejscach, byle tylko przestało tak potwornie boleć. Nie dość, że huczało mi we łbie, to jeszcze tak potwornie...
- Przy-błę-ęda wróci-wróciła. - Red odwróciła głowę z dziwną miną, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie miała odwagi. Chryste, zabrzmiało to tak tragicznie, jakby w gildii pojawił się jakiś tytan, czy coś równie potwornego.
 Wziąłem parę głębszych wdechów i zastanowiłem się przez chwilę. No, pewnie się wściekła, że tak poharatałem Graya. Nie dziwię się, nie przepadałem za gnojkiem, ale sam bym się wkurzył. Dobra, dostałem lanie i po sprawie, teraz pewnie każe mi wszystkich przeprosić. Jezusie, potrafi być upierdliwa i wredna, a jak już sobie coś postanowi, to musi tak być, choćby miała świat przeciwko sobie! Uparta, głupia baba! Ciekaw jestem, co z niej wyrośnie? Albo nie, lepiej nie będę tego ciekawy, bo jeszcze będę się z nią przyjaźnił w takim wypadku, i cholera wie, jak to się skończy.
- I gdzie teraz jest?
- Nie wiadomo. - Z cienia w kącie wyłonił się Mistgun. Cholera, przysięgam, jak jakiś pieprzony demon z tym swoim dziwnym tatuażem na mordzie i błyszczącymi oczami, które mówiły "zabiję cię tu i teraz".
- Jak: nie wiadomo? - mruknąłem. Chciałem się podnieść, ale ból poniżej klatki piersiowej, gdzieś w okolicach żeber, był tak dotkliwy, że nie mogłem się nawet ruszyć.
- Spuściła ci lanie, wyleczyła Ryu i Graya, a potem... - Wzruszył ramionami. - Wyszła.  Przyjrzałem się swoim bandażom i westchnąłem cicho.
- Tak, to wygląda jak jej robota. Czym mnie potraktowała?
- Hamowała się - syknął Mist - Zamierzała zniszczyć źródło magiczne, ale dziadek interweniował. Nie miałem pojęcia, że jest tak silna i że może posunąć się do czegoś takiego. - Pokręcił głową z podziwem, który mnie też dotknął. To fakt, Naina była cholernie silna, i w tamtym momencie nie przeszkadzało mi, że Mist darzy ją takim szacunkiem. - Wypadłeś przez barierkę, użyła małego Ryku, pogruchotała ci parę kości, później zarobiłeś w gębę, ale już nie stosowała magii. Drapała i kopała w zwykłej, ludzkiej furii i ostrzegła, że gdy się spotkacie... - zwiesił głos, a ja mogłem sobie tylko wyobrażać, co miała na myśli. - Posunąłeś się za daleko. Nie mam nic przeciwko tej akcji z Ryu, ale Graya mogłeś oszczędzić. Nic złego nie zrobił, powiedział tylko prawdę. A ona... jak wróciła, była naprawdę wściekła. Zobaczyła dzieciaka, później zrobiło się ciemno od jej magii, jak z tobą skończyła, to gildia była prawie pusta, bo zniszczyła większość sprzętów i naczyń. Jakby wyparowały.
Spróbowałem nabrać powietrza głęboko do płuc i prawie się zakrztusiłem z bólu, a w oczach stanęły mi łzy. Chryste w niebie, dlaczego tak bolało?!
- L-laxus?! - Red spanikowała i podniosła się z miejsca, nie wiedząc, co zrobić.
- Nic... już dobrze... - wysapałem - Mist? Czyli... była na mnie zła? - upewniłem się. Mruk w odpowiedzi pokiwał głową.
- A kto mnie obandażował?
- Zaniosłem cię do Polyushki. - Odwrócił wzrok. Cholera.
- No... to ten.. dzie-dzięki - wydukałem i też popatrzyłem gdzieś w sufit. Chyba nieźle się wpakowałem. Skoro ona była zła... ej, moment, co mnie to obchodziło? Dobra, oberwałem, może i słusznie, ale to wszystko! - W sumie wisi mi, czy jest zła, czy nie. Zrobiłem to, co chciałem, koniec tematu - powiedziałem do siebie.

Gray zdecydował się wracać do domu późnym wieczorem, po całym dniu siedzenia (należy dodać, że to już czwarty dzień) i czekania na siostrę. Zniknęła bez słowa, a ten głupi Laxus nawet nie chciał iść jej poszukać! No, dobrze, od kiedy go pobiła, nie pokazał się w Fairy Tail, pewnie nie mógł chodzić, ale to nie zwalniało go z obowiązku, tak?! Siedmiolatek szedł ulicami Magnolii wypełnionymi przerzedzonym tłumem. Piątkowy wieczór oznaczał zabawy, pijaństwo i tańce w każdym barze w mieście, właśnie minęła go grupka rozochoconych mężczyzn, którzy prawie go potrącili, śmiejąc się wesoło, na co czarnowłosy chłopiec westchnął zirytowany i przyśpieszył. Ech, no ale poważnie, dlaczego Nainy tak długo nie było? Gdy zobaczyła, co zrobił głupi Laxus, zrobiła się bardzo wściekła, pobiła go, wyleczyła Ryu i mnie, a później wyszła. I dalej jej nie było. Jutro pójdę od jej mieszkania i zobaczę, może źle się czuje, albo jest chora?
- Witaj, mały chłopcze. - Gray wzdrygnął się przerażony, gdy niski, zachrypnięty głos rozległ się za jego plecami. Dzieciak przystanął, odwrócił się, próbując zamaskować strach bojową miną, i zobaczył wysoką postać, ubraną w ciemny płaszcz z kapturem na głowie. Wyglądał dziwnie i obco na tle roześmianych mieszkańców, i charakterystycznie przeciągał ostatnie litery, trochę jak Naina.
- Ee... cześć? - Chłopiec ściągnął brwi, niepewny, co powiedzieć.
- Poszukuję kogoś, kto mieszka w twoim pięknym mieście. Czy mógłbyś mi pomóc? - Postać kucnęła przed Grayem, a siedmiolatek poczuł nowy zapach, ponad to przebiegły uśmiech mężczyzny wcale a wcale mu się nie podobał.
- A kogo? 
- Blondwłosego chłopca, trochę starszego od ciebie, który jest magiem błyskawic.
- Laxusa?! - wykrzyknął zdezorientowany, nim zdążył pomyśleć.
- O, tak, tak właśnie, Laxusa. Zostałem wysłany przez Radę, aby pogratulować mu ostatniego osiągnięcia na wyspie Galuna, lecz nie mogę go zlokalizować. - Dziwne, ale skoro Rada go wysłała, to znaczyło, że wszystko w porządku, więc Gray rozluźnił się odrobinę. Yyy... Chwila, a co to znaczy "zlokalizować"?
- No, jest magiem Fairy Tail, wnukiem naszego mistrza, bo wiesz? Ja też jestem magiem! - Uśmiechnął się chłopiec z dumą, po czy podjął temat, zapominając o złości na głupiego Laxusa. -  Mieszka niedaleko gildii i...
- Więc Laxus Dreyar, czy tak? - upewnił się mężczyzna, przerywając chłopcu nieuprzejmie.
- No. - Pokiwał głową. - A dostanie jakąś nagrodę?
- Oczywiście, wkrótce. - Brzmiała odpowiedź i do ręki Graya powędrował woreczek wypełniony kryształami. - Nie mów o naszej rozmowie nikomu, dobrze? To będzie niespodzianka.
- No pewnie! - odparł uradowany siedmiolatek i popędził w stronę męskiego akademika, w którym mieszkał, nie wierząc własnemu szczęściu. Za podanie imienia i nazwiska Laxusa dostał tyle kryształów! Naprawdę Rada przysłała tego dziwnego człowieka! Ale nikomu o tym nie powie, no... może Nainie tak, bo jej musiał mówić wszystko, bo w końcu była jego siostrą, ale nikomu więcej! Ani słowa! 

- Bardzo jesteś zła?
- A nie widzisz?
- Tak, tak... Rozmawiała z Laxusem, wiesz? I powiedziała mu, że nie będzie go uczyć.
- Będzie. Jest to jej obowiązek, by odpowiednio przygotować kolejnego Smoczego Zabójcę, nawet, jeśli to zaledwie Druga Generacja. Zwłaszcza wtedy. Istotne jest przede wszystkim to, by nie dać się ponieść emocjom.
- Ja się nie daję ponieść emocjom! Widzisz?! Jestem spokojna! Całe życie byłam spokojna i...!
- Rzeczywiście, zwłaszcza że twoje życie, małpie dziecko, trwa jakieś trzynaście lat.
- Za to, co zrobił Grayowi, nie chcę nawet na niego patrzeć.
- Zachowaj się jak dorosła. Musisz być ponad emocjami, ponad wszelkimi aspektami życia ludzkiego i ludzką namiętnością. Jako Smocze Dziecko masz obowiązek stać na czele, być kimś więcej niż magiem i człowiekiem. Twym zadaniem jest przewodzić, chronić i sądzić. Jeżeli będziesz pozwalała, by rządziły tobą emocje, zginiesz.
- A mogłabyś przestać prawić mi takie górnolotne kazania? Jestem dzieckiem, wiesz? Chyba za dużo wymagasz.
- Nie robiłabym tego, gdybym wiedziała, że nie podołasz. 
- No to może jeszcze sobie z tego nie zdałaś sprawy? Może wcale nie będzie tak, jak to sobie wymyśliłaś? I może wcale nie powinno mnie tu być, co?
- Będzie, jak mówię, choćby ludzie sarkali.

Dziewczyna, którą upatrzył sobie Sajin, miała gęste, czarne włosy i wyglądała na szesnastolatkę, góra osiemnaście, nie więcej. Ciemne oczy obwiedzione czarnym koholem zdawały się ukrywać w sobie magię, a w ruchach jej bioder czaiło się pożądanie, od którego mężczyźnie zrobiło się gorąco. Miała piękne, szlachetne rysy twarzy, do których nie można było porównać pozostałych tancerek, wrodzona gracja, którą dziewczyna reprezentowała, nakazywała jej stawiać pewne kroki, obracać się wokół własnej osi roztaczając słodki zapach róż pustynnych i drzewa sandałowego, uwodzić siedzących mężczyzn lekkim przechyleniem głowy, zmrużeniem oczu, uśmiechem. Wirowała razem z długą, czerwoną spódnicą, na kostkach podzwaniały grube bransolety, a krótka bluzka, bogato haftowana, odsłaniała umięśniony brzuch i gładką, ciemną skórę na ramionach i głęboko wciętym dekolcie, a z wewnętrznej strony prawego przedramienia zerkał piękny, misternie wykonany tatuaż w kształcie smoczego oka. Dziewczyna uśmiechnęła się zapraszająco do Sajina, dając tym samym znak, że aprobuje jego towarzystwo, więc mężczyzna podniósł się i zbliżył do baldachimu, pod którym siedziała starsza kobieta w pięknym, bogato zdobionym sari. Odbył z nią krótką, szeptaną rozmowę, wskazując na wciąż wirującą tancerkę w czerwonej spódnicy, wyciągnął zza pazuchy gruby mieszek i podał go uśmiechniętej kobiecie. Dźwięk bębenków i fletów zagłuszył jego kroki, gdy wyszedł z oblanej złotem sali, i skierował się po schodach na piętro, do pokoju którego drzwi obito czarną satyną. Sypialnia wyglądała imponująco, lustro na suficie oprawiono w złote ramy, a dookoła była rozrzucona biżuteria, zapewne należąca do właścicielki, która nadeszła kilka chwil po swoim gościu. Mężczyzna, wysoki, postawny dwudziestoośmioletni brunet o spokojnym, sympatycznym usposobieniu zmierzył dziewczynę pożądliwym spojrzeniem ciemnych oczu i pogratulował sobie wyboru. 
Czarnowłosa piękność zamknęła za sobą drzwi i tanecznym krokiem przemknęła do stolika pod oknem, na którym stał cynowy dzbanek i dwa złote puchary na cienkich nóżkach, inkrustowane srebrem.
- Zechcesz napić się ze mną wina, panie? - Popłynął delikatny, melodyjny głos, i w rękach mężczyzny znalazło się naczynie wypełnione czerwienią.
- Twoje imię? - zapytał, patrząc na nią znad krawędzi kielicha.
- Dżahsz. - Uśmiechnęła się prowokująco. Bogini, tak? - Wyglądasz, jakbyś wrócił z długiej podróży. Zechcesz mi opowiedzieć o niej, podczas gdy ja... - Dziewczyna odczekała, aż gość wypije do dna, odebrała mu naczynie i ze słodkim uśmiechem poprowadziła go w stronę potężnego łóżka z zielonym baldachimem z grubej, cennej materii. Sajin usiadł na materacu i słyszał swój senny głos, mówiący, gdzie był i dlaczego.
- ...w Magnolii. Szukałem tam Gromowłądnego dziecka, Laxusa, a z nim była jakaś dziewczyna... Książę życzył sobie wiedzieć, bo to dziecko zniszczyło wielkie pieniądze... ty nie rozumiesz... - Mężczyzna opadł na plecy i spoglądał na pochylającą się nad nim dziewczynę spod półprzymkniętych powiek. Musiała czegoś dosypać do wina. Jego myśli kłębiły się nieskładnie, nie, nie było myśli, był tylko jej głos wydający polecenia... dlaczego słuchał?
- Ach, tak? - Delikatnym gestem odgarnęła z jego czoła kilka ciemnych pukli i słuchała dalszego sprawozdania.
- Fairy Tail... należą do gildii Fairy...co ty robisz? - Nieprzyjemny, zimny chichot chwilowo otrzeźwił mężczyznę, gdy czarnowłosa wstała z łóżka, odrzuciła burzę loków na plecy, pobrzękując bransoletkami na nadgarstku, i zbliżyła się do lustra na przeciwko z kokieteryjnym uśmiechem. Jak na piętnastolatkę miała bardzo dobrze rozwinięte piersi, długie nogi, i małe stopy ozdobione henną. Starła rozmazany kohl spod oczu i odwróciła się znów do podnoszącego się Sajina.
- Więc Gromowładne dziecko należy do gildii Fairy Tail. Czy komuś o tym powiedziałeś? - Teraz nie była słodką, delikatną dziewczyną sprzed chwili. Siła i stanowczość w jej głosie nadały jej nowych barw, a zimne, puste oczy zdawały się zaglądać w duszę człowieka. Sajin zląkł się, lecz męska duma nakazywała mu trzymać się prosto, mimo dziwnego otępienia umysłu i nienaturalnego ciężaru kończyn. Coś złego się z nim działo... coś... bardzo dziwnego...
- Mój pracodawca wie... - wycharczał, choć nie miał takiego zamiaru. Dlaczego mówił tej dziewczynie wszystkie ważne informacje? Co się z nim...
- Jego imię - nakazała władczo czarnowłosa.
- Hamza doradca... szpieg Syna bogów, Rahula... niech pochwalone bę-dzie jego...- Dziewczyna syknęła z wściekłością i w mgnieniu oka znalazła się przy mężczyźnie.
- Wypowiedz jeszcze raz to przeklęte imię, a twoje kości rozwłóczą psy Al-Kariby, kurewski pomiocie diabła! - wycedziła zza zaciśniętych zębów, po czym złapała za aksamitną, męską kamizelkę i cisnęła gościem o lustro z nienaturalną siłą. Rozległ się huk tłuczonego szkła, Sajin osunął się na podłogę wśród swojej własnej krwi, której kolor miała na sobie ta dziewczyna. Jej czerwona spódnica falowała w rytm pewnych kroków, gdy nieubłaganie zbliżała się do leżącego, rannego sługi zdrajcy, pierdolonego bękarta jakiegoś ślepego alfonsa kurew z Dzielnicy Czerwonych Latarni, z zamiarem, który byłby widoczny nawet dla ślepego. Przykucnęła i przechyliła głowę delikatnie w prawo, bacznie obserwując mężczyznę.
- Gdzie znajdę Hamzę? - Zabrzmiało ostatnie pytanie, w którym nie usłyszał gniewu. Najpierw wypluł krew i poczuł, że coś ostrego wbija się chyba w jego płuco... tak, to pewnie było płuco, bo miał problem z oddychaniem.
- Idź do diabła... - wysyczał z trudem, na co dziewczyna się zaśmiała, chwyciła leżący obok długi odłamek szkła i obejrzała go dokładnie.
- Byłam u diabła i nawet stamtąd mnie wyrzucili. - Jej uśmiech niósł śmierć, a demoniczne spojrzenie ostrzegło, że właścicielka nie jest w pełni władz umysłowych. Przyłożyła ostrzejszą krawędź do policzka Sajina i przejechała w dół, do wtóru jęku ranionego.
- Co zrobiłeś z Gromowładnym? - Rozpięła kremową kamizelkę, powoli, metodycznie, nie zwracając uwagi, że szkło rani też jej rękę.
- Nic... tylko informacje... książę chce znaleźć... dziecko...
- Jakie dziecko?! Mów poprawnie, sukinsynu! - warknęła dziewczyna, oczy mężczyzny zrobiły się zamglone, zaczynał tracić przytomność, a jego oprawca cierpliwość. - Jeśli mi nie powiesz wszystkiego, co chcę wiedzieć, przestanę być miła. - Lustro na suficie pękło z hukiem i jego resztki posypały się w dół, dziwnym trafem omijając dziewczynę-demona.
- Gromowładny... ma umrzeć - wycharczał, znów plując krwią. Dziewczyna z martwym wyrazem twarzy cięła na odlew, na wysokości jego szyi, trysnęła krew, barwiąc spódnicę na ciemniejszy kolor. Wyprostowała się i odrzuciła ułamek lustra, po czym rozejrzała się z niesmakiem dookoła, rejestrując zniszczenia, które wcale nie były takie, jakich się spodziewała. 
- Najpierw ja was pozabijam, a później róbcie, co chcecie - mruknęła do siebie i drgnęła niecierpliwie, zagryzając wargi. Krew trupa spłynęła pod jej nogi, plamiąc piękną, marmurową, lodowato zimną posadzkę, wciągnięte z sykiem powietrze było jedyną reakcją.
Pustynia chce krwi? Więc pustynia ją dostanie.

Co o tym wszystkim myślicie?
Ja jestem zadowolona z rozdziału, choć czuję, że to nie jest do końca wszystko, na co mnie stać. Narzekać nie zamierzam, Wilczy mi zabroniła <6
Nie mam pojęcia kiedy się znów usłyszymy, ale miejcie pewność że o blogu nie zapomnę i będę pisać w każdej wolnej chwili. Buźka, maluchy.

10 komentarzy:

  1. Rany boskie, Rhan!!! Robisz to specjalnie!!! Już wiem, że nigdy więcej nie odłożę komentowania u Ciebie, bo później narastają mi zaległości, niczym kopiec termitów. Będę siedzieć po nocach, ale każdy skomentuję od razu po pojawieniu się :D.

    Ps. Może tak na gadulca wejdziesz, co???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, nowy bohater? Fajnie :D. A czamu go wcześniej nie było? Nawet słówkiem o nim nie wspomniałaś… Czyżby miał być gwoździem programu? W każdym razie jego walka z Laxusem, a w zasadzie jednostronne bicie mordy, było fajnie opisane i ukontentowało mroczną część mej duszy. W końcu każdy z nas ma w sobie coś z sadysty, a jak ktoś zaprzecza, mówi nieprawdę. No i jeszcze Laxus odparł zmasowany atak – widać, że zrobił się z niego koks jak nie wiem. Makarov, na Boga! Czemu przerwałeś walkę wnuka z Mistem, co? Kurde, naprawdę chciałam by doszło do finału… W każdym razie zachowanie Gromowładnego względem Graya, zaskoczyło mnie. Chociaż w sumie zrobił to, czego można było się spodziewać po gówniarzu, którym jest i zawalił na całej linii. Ech, ale to życie pogmatwane. W każdym razie reprymenda od Dziadka była słuszna i uderzyła w czuły punkt naszego Gromowładnego. A sama końcówka, kurde, na serio Laxi miał takie przemyślenia? A to ciekawe! Czyżby coś dotarło do tej pustej mózgownicy? Oby zostało tam na dłużej :D.

      O, czyli już wiadomo, dlatego Lax poszedł po rozum do głowy. Ale musiał dostać wpier… No wiesz, o czym mówię. W każdym razie opiekujący się nim Red i Mist są dla mnie sporym zaskoczeniem. Owszem, dziewczyna jest nim zauroczona, ale chłopak jest raczej obojętny w stosunku do Gromowładnego. Ech, sama nie wiem jak to wszystko skomentować. Chociaż nie, wiem – podobał mi się ten fragment. A kiedy zaczęłam czytać ten akapit o Grayu, od razu wiedziałam, że spotka wysłannika księcia Rahula. No i wiadomo, jak każde dziecko jest ufny, szczery i wygadany. No cóż, taka natura dzieci, dlatego nie można go obwiniać o wydanie informacji, której szukał szpieg. Ale ja znowu filozofuje. Wybacz!

      Hmm… Ten kolejny fragment to rozmowa Lenorah z siostrą Nainy? Przynajmniej tak spekuluję, ale pewnie się mylę. No cóż, ludzką rzeczą jest błądzić. Najwyżej wyprowadzisz mnie z błędu. A co do następnego, zaczął się pięknie, magicznie i erotycznie, a skończył rozlewem krwi i ogólną rozpierduchą, której dokonała jedna osoba. Kurde, czemu mam wrażenie, że to Naina? Chociaż nie, wiek nie pasuje. Bardziej pasi mi jej siostra, której imienia nie wolno jeszcze wymawiać, chociaż sama je sobie zaspoilerowałam.

      No i nadszedł czas na małe resume, skoro każdy akapit opisałam wyżej. No to tak, zacznijmy od tego, że rozdział czytało mi się jak krew z nosa, ale to nie dlatego, że nie był ciekawy. Przeciwnie, był świetny! Ale jako że jestem w pracy, tą notkę czytam od 12 i komentarz tez wtedy zaczęłam pisać, chociaż jest tragiczny pod względem logiczności i doboru słów, za co przepraszam. Co jeszcze dodać? Kurde, normalnie nie umiem się skupić, bo po raz tysięczny dzisiaj słucham tego samego, ale wierz mi, że się staram. No co ja to chciałam…? Ach tak! Jak zawsze Twoje opisy są cudne, dokładne i idealnie dobrane. Wszystko bez problemu można sobie wyobrazić, nawet, kiedy nie ma się zbyt wybujałej fantazji, co raczej się mnie nie tyczy :D. Ale to szczegół. Co jeszcze? Chyba na tym zakończę, żeby nie powielać swoich wcześniejszych słów. Widziałam, że odpisałaś na moje komentarze pod 10 rozdziałem i cieszę się, że Ty się cieszysz, że znów do Ciebie zawitałam. Ale masło maślane mi wyszło :D. Mam jednak nadzieję, że Cię ono nie zniechęciło. No a teraz zostaje mi życzyć Ci mnóstwa weny, jeszcze więcej czytelników i mniej pracy zawodowej, byś miała czas dla siebie.

      Ściskam mocno,

      R :).

      Ps. Za wszelkie błędy przepraszam.

      Usuń
  2. Nie mam weny na komentowania... Wpadnę później i to zrobię.

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg! Tak! Tak bardzo te pierwsze akapity! Jestem z Ciebie dumna Rhan! Brawa dla Ciebie *KLaszcze* Ta bijatyka w Fairy Tail no po prostu cudo! Cuuuudo! Bardzo dobrze, bardzo dobrze. Widzę, że Laxus się zmienia. Jest plus. Jest łapka fapka w górę. Te emocje przy walkach niesamowite! A jak dał tego lewego sierpowego Gray'owi, to nic tylko euforia, ale jak wbił Makarov, no, to hohohoho! To co lubię! Ta ich rozmowa była po prostu, ach! Nie umiem ubrać tego w słowa! No... PRAWDZIWA! Taka odpowiednia! Taka ciekawa! Taka dobrze opisana! Nie wspomnę o tej końcówce, co mnie kurwa zmiażdżyła! Tak się podjarałam, że pobiegłam do kuchni - robiłam z siostrą pizze - i wszystko jej opowiedziałam! I przez Ciebie brak mi trochę tlenu... huhu. Ciężko się mówi po jednym wdechu! Jak jakiś maraton... Fuuu... No zamurowało mnie tą końcówką : Umieram...? *O* love, love! I jeszcze jak się obudził! Te wszystkie bandaże i moja kochaniutka Redziusia :3 Podoba mi się jak opisujesz ból... Muszę się uczyć
    od Ciebie. Jak będę takie coś pisać, to włączę sobie twój rozdział i się wzorować będę xD Mój mistrzu! *Robi ukłony*. I tutaj euforia prysła... Naina przyszła, koks, pierdolony koks złożyła Laxus'a jak kostkę rubika! Mimo, to pasuje mi, to! Tak! Lubię rannego Laxa :> Shi wyczuła na końcu lekkie yaoi, ale chu... Nie reaguj na to :D! Gray dał się sprzedać! Buuuuu! Ale bardzo dobrze :> Ciekawi mnie co się z tego urodzi! No nic Rhan! Sorka, że pisze taki krótki komentarz, ale nie mam czasu, aby pisać taki długi. Pisze właśnie pornola Nagisa x Laxus. No i wiesz. Pośpiech jest! Życzę zdrowia i weny, pozdrawiam! Ja ne!

    OdpowiedzUsuń
  4. O, widzę, że dialogi rozpisane inaczej! Wilcze rady nie poszły hasać do lasa? *dumna, iż Rhan zechciała wziąć pod uwagę wilczego opinię*

    Malutka uwaga z serii ‘szlifujemy’: Dziewczynka zacisnęła usta i pokręciła się trochę w miejscu, w końcu Mistgunowi, opatulonemu tak, że tylko oczy było widać, zrobiło się jej żal i...

    Nie wiem czemu, ale po miejscu bardzo pasowałaby mi kropa i „w końcu” już nowe zdanie.

    Wgl to ja się nie czuję kompetentna, żeby komuś coś poprawiać, skoro sama wymagam korekt. Ale warto jest łączyc siły, czyż nie tak?

    „Chciał startować do Nainy? Jasne, nie w tym życiu.”
    Huehuehuehuehuehuehue co mundo ^^

    Rotacja błyskawic – tak bardzo zajebiście to brzmi *.*

    Ale woooo, och, to takie sexta było, to spuszczanie lania Ryu. Och i drapieżne uśmiechy… Oj.
    I jak nimi wszystkimi powycierał podłogę. Gorrrrrąco… Poważnie. I poważnie się zrobiło.
    Ależ arrrrrogancki Lax…. Ależ… mrrrrrrrrrmmmmRRRRRrrrrrmmMMMMmmmmm…
    Takie walki takie w gildii przypominają mi walki w stadzie o dominację. O są sexy, no sorry, może ja wszystko sprowadzam do jednego, może jestem prostą dziewczyną z lasu, ale no. Dla mnie to jest synonimem seksu. A nie jacyś wygoleni, paradujący po wybiegach gogusie, czy coś. Dzikość! I wszystko co się ubiera w białe, za krótki kurteczki. I ma njebjeskie brwi.

    (PS. Kupiłam sobie niebieska farbe do herow! :D zaraz będę przystepowac do transformacji, choć nie powiem, nieco się obawiam)

    Uuuu… bjedny Gray. W sumie go polubiłam, więc Laxus, masz ode mnie klapsa za ta akcję!

    Jejciu, jejciu (czoś mi dzisiaj bluzgi odpuscily..) czy to bardzo źle, że ja w takich sex kategoriach zamykam wszystko, a przecież… 13 lat no tak… Ey. *Rrozglada się za grimmem co by odwrocil uwagę myśli wilczego* Dziadunio miał trochę racji. Ale z drugiej strony, czy to Laxa wina, że jest taki silny? I te noce. Ja tam wiem, że takie noce zmieniają sposób myslenia. Calkowicie go usprawiedliwiam.

    Jej ten fragment z punktu widzenia Graya ^^ Nie wiem, ale mnie rozczulił! *.*
    Podstęp, niucham podstęp…

    „- Ja się nie daję ponieść emocjom! Widzisz?! Jestem spokojna! Całe życie byłam spokojna i...!
    - Rzeczywiście, zwłaszcza że twoje życie, małpie dziecko, trwa jakieś trzynaście lat.”
    BUAHAHAHHAHAHAHA ;D ADEKWATNE, TAK BARDZO :d:d:d:

    Hmm. Ale ten dialog…. Hmmmmmmm….. *myśli*

    Dżahsz… Nie rozgryzłam jeszcze bogini, kobiety-demona lub czym ona naprawdę jest i jakie zasadniczo ma zamiary? Czy i czego chce od Laxa? Och, ale ten fragmnet był mega. Opis bogini, tego jak Sajina załatwiła, jej spódnicę mam przed oczami, jej kołyszące się biodra. Pj, bardzo dobrrrrry fragment. Bardzo klimat. Bardzo nastrój. Wyobbraźnia bardzo mi zaskoczyła.


    Pustynia chce krwi? Więc pustynia ją dostanie.  Zniszczyłam się. Wow. Krew i pustynia to jedne z moich ulubionych słów. Puenta-miazga. Oż kurwa no. Ciary.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oż cholercia!!! Jaki ten rozdział był zajebisty! Począwszy od tej bijatyki, poprzez zemstę Nainy, a skończywszy na zajebistej bogini. Umarłam...

    Laxus zachował się strasznie chamsko i coraz bardziej przypomina tego Gromowładnego, którego poznaliśmy na początku naszej przygody z Fairy Tail. :3 Kocham go takiego pewnego siebie, nieumiejącego się powstrzymać i w ogóle takiego awwww <3

    Oczywiście Naina musiała srogo się na nim zemścić. Przez miesiąc dupy z łóżka nie ruszy. Jednak moim zdaniem trochę przesadziła, bo w końcu on robił już gorsze rzeczy, a Grayowi aż tak strasznie się nie oberwało. Chociaż... To Laxus, on nie bije lekko... Z tego co widzę, nie zanosi się na szybkie przebaczenie, ale może to i lepiej. Lubię skomplikowane relacje.

    No i w końcu doszłam do bogini. Jaka ona jest zajebista!!! Niezrównoważona psychicznie, niebezpieczna i piękna. Takie postacie są najlepsze. Zgłębianie ich psychiki, to prawdziwa radocha. No i co ona zamierza zrobić? Jakie są jej motywy?

    Zgadzam się z Wilczym. Zakończenie rozpierdoliło system.

    Życzę dużo weny i z niecierpliwością czekam na następny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Błagam o wybaczenie! *pada na kolana*
    Mogę całować stopy jeśli chcesz!
    Trzy rozdziały w tył, drogi Boże, czuję się jakbym była co najmniej zadłużonym człowiekiem lub coś takiego...
    Wiesz, miałam nadzieję, że czerwiec będzie miesiącem... eh, odpoczynku, a wyszło niestety inaczej. Poprawianie oceń, jeżdżenie po szkołach, składanie papierów, bal, bierzmowanie (wczoraj), ogniska i na dodatek mój komputer po prostu umarł ;-;
    Na szczęście teraz, kiedy wreszcie nadszedł koniec roku, będę mieć ciut więcej czasu. Chyba.
    Ale się stęskniłam. Cholernie się za Tobą stęskniłam i robię sobie straszne wyrzuty, że nie dałam rady przeczytać tego wszystkiego wcześniej.
    No więc po kolei!
    Jestem naprawdę strasznie dumna z Red. Z tego, że w końcu pokazała, że jest naprawdę silna. I w ogóle cała kochana.
    Wynik walki jak najbardziej mnie zadowolił i moja łapka zdecydowanie jest w górze. Nie wszystko jednak było idealne i usiane fiołkami, bo Laxus oczywiście w życiu nie uwierzy, że ktokolwiek mógłby pokonać tak IDEALNĄ, WSZECHMOCNĄ, WSZECHWIEDZĄCĄ Przybłędę. Uświadom mu to, proszę Cię, bo będę zobowiązana mu nakopać, ale tak na 76%. Bo trochę przeraża mnie jego obecny stan mocy. Ale w końcu jest jeszcze gówniarzem, coś nie tak...
    Mimo wszystko, moje pragnienie krwi i walk zostało zaspokojone pięknym zmiażdżeniem Laxusa po prostu wszystkich. I strasznie podoba mi się ta jego zmiana zachowania, niech w ogóle wszystkich tm pozabija, próbując udowodnić każdemu z osobna, że jest najsilniejszy. No i wzbudza powszechne zaonteresowanie swoją osobą.
    +blond włosy przyciągają wzrok
    Niestety wiem coś o tym, gdyż jeśli raz gdzieś pójdę, to wszyscy mnie tam znają. Muszę być przez to naprawdę ułożoną dziewczyną. Jej.
    Niedługo Laxus będzie znany chyba wszędzie, bo myślę, że nieświadomie do tego dąży. I raczej będzie to ten zły rodzaj sławy.
    Serio, niech rozpieprzy tą gildię.
    I zabij Nainę. Chociaż ją.
    I niech pozna prawdę o prawdziwym wyniku walki Red. I niech z nią walczy. Tak, niech walczą *^*
    To mogłoby być fajne.
    I gdzie ta Przybłęda tak znika? Mogłaby w sumie nie wracać. Ale nie... oczywiście wraca żeby nakopać Laxusowi, a później znowu gdzieś leci. Niech jej w końcu odda, bo dojdzie do tego, że tak go pogruchota, że chłopak nie wstanie xd
    Jeszcze raz przepraszam za moją długą nieobecność. Obiecuję, że tego typu rzeczy nigdy już nie będą mieć miejsca.
    Życzę Ci oceanów weny i duuużo wolnego czasu.
    Ja ne~

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej! Z góry bardzo przepraszam, że tu, ale chciałam by wiadomość została przeczytana jak najszybciej.

    Musiałam chwilowo "zawiesić" Poziom Krytyki. Ma on włączoną opcję oglądania tylko przez zaproszonych widzów. Nie potrwa to zbyt długo, jednak chciałam uprzedzić, żeby później nie było zdziwienia i rezygnowania z recenzji itp.

    Jeśli chcesz żebym umożliwiła Ci oglądanie bloga już teraz wyślij mi maila ze swoim adresem na ten adres: poziom-krytyki@wp.pl

    Pozdrawiam i przepraszam za kłopot!
    http://poziom-krytyki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejka! W końcu znalazłam czas, żeby przeczytać Twoją historię i poznać Twój styl. Jak zaczęłam, to nie wiem kiedy, przebrnęłam przez wszystkie rozdziały.. Lubię Laxusa zaraz po Gajeelu, ale przedstawienie go w taki sposób w jaki autor ukazał go w anime i mandze, to spore wyzwanie. Tobie się to udało ;)
    Od tej pory masz stałą czytelniczkę z mojej strony. Ciekawi mnie postać Nainy i jak to się potoczy, kończyć w tym momencie... Nie wiem, co powinnam jeszcze napisać, bo moi poprzednicy to ujęli i nie chce się powtarzać. Czekam na nowy rozdział! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam Cię Rhan. Zostałaś nominowana do Veratile Blogger Award.
    Wszystkie informacje znajdziesz tutaj --> http://ft-sio.blogspot.com/2014/07/versatile-blogger-award.html

    OdpowiedzUsuń