Yhym, taaak. Także tego...
Chyba naprawdę nie warto czegokolwiek mówić, poza "przepraszam", bo tak wypada i jest mi wstyd. No, może jeszcze to, że wzięłam się w garść przy wydatnej Wilczego pomocy, skończyłam ten nieszczęsny rozdział i zaplanowałam cztery kolejne serie, więc przynajmniej jest się czego trzymać. Aktualnie plan wynosi 6 stron w wordzie, nie wiem, czy to jakiś powód do radości, noale!
Szczęśliwego Nowego Roku!
I jeszcze raz przepraszam.
Wszędzie była krew. Chłód i zapach stali
mieszały się z trzaskaniem batów, krzykami i płaczem. Ci, którzy myśleli, że
histeria cokolwiek pomoże, byli zabijani pierwsi. Wkrótce zostało ich niewielu.
Jeszcze później liczba zmniejszyła się do trzydziestu, a pustynia odmówiła
przyjmowania ofiar. Lecz okowy przepowiedni krępowały żywych, których ciężko
było żywymi nazwać po pięciu latach w Podziemiu.
A jednak Malika czuła się żywa. Zapewne
wynikało to z poczucia obowiązku, bowiem patrząc na młodszą Nainę przypominała
sobie obietnicę, a to razem z troską o siostrę motywowało ją, aby przetrwać
kolejny dzień. Mała znosiła pobyt w podziemnym więzieniu zadziwiająco dobrze,
to znaczy nie chorowała, choć wymęczone ciało stanowiło podręcznikowy przykład
niedożywienia. Na zapadłej twarzyczce królowały wielkie, zielone oczy, w
których nie widać było żadnego błysku czy przejawu życia. Dziewczynka się nie
uśmiechała i nie płakała, w ciszy znosiła wszystko wierząc w słowa Maliki o
wolności. Tylko czasem zdarzyło jej się spojrzeć na żołnierzy z nienawiścią,
która zakorzeniła się tak głęboko, że zaczęła przeradzać się w chęć widoku
krwi.
Dzień w dzień kopali tunele, poganiani
batami, a za najmniejsze przewinienie chłostano bez litości, póki ktoś się nie
wykrwawił. Strażnicy, przyzwyczajeni do widoku śmierci, chętniej ją zadawali
wierząc, iż wyświadczają dzieciom przysługę. Władca Wschodu był nieubłagany,
bunt w Al-Karibie stłumił potężnymi wojskami, łzy i prośby nie robiły na nim
wrażenia, tron był mu droższy niż płacz poddanych. Dzieci miały już nigdy nie
zobaczyć światła słonecznego, nie wiedząc, że tyran obawiał się wybrańca z
przepowiedni Proroka.
Mieszkańcy próbowali wezwać na pomoc
króla, lecz gdy pewnego dnia zjawiła się karawana jednego z doradców i bez
jakiejkolwiek reakcji odjechała, stracili nadzieję. Ktokolwiek próbował
wydostać się z miasta był zabijany, a zabobonny strach przed boskim gniewem
trzymał w ryzach kolejne zrywy buntowników. Przez pięć lat nikt nie przybył,
choć wydawało się, że lud wschodu krzyczy wystarczająco głośno, by usłyszano go
w samym centrum Fiore. Nikt się nie zjawił, by wyjaśnić ponurą tajemnicę ciszy
na ulicach Al-Kariby.
Ale pięć długich lat udręki miało się ku
końcowi i Lenora o tym wiedziała. Wypoczywając w cieniu palm oazy patrzyła w
stronę tonącego we krwi miasta i wydawało jej się, że decyzję podjęła dawno
temu. Z nadejściem zmroku zbliżyła się do miasta, ukryta pośród wydm i mając
przed nosem skałę, na której stał Dom Bogów, czekała.
Skała była drążona bez szczególnego
powodu, ale katorżnicza praca dawała efekty - dzieci było coraz mniej. Cele, w
których spały, znajdowały się tuż pod pałacem i gdy Lenora się zjawiła, mali
robotnicy wracali do nich. Z celi Nainy i Maliki odeszła nad ranem Talita, więc
nastroje były więcej niż podłe, choć nie było to pierwsze spotkanie z kostuchą.
Naina po swojemu się nie odzywała i nawet Ace nie zmienił tego cichego
postanowienia. Szli w trójkę po uklepanej posadzce, wśród pustych cel, do wtóru
brzęczenia łańcuchów, za sobą mając niewielki korowód niewolników. Malika
szturchnęła siostrę, gdy ta prawie ominęła celę, weszły razem z Ace'em do
ciemnicy, czekając aż znikną strażnicy, by móc porozmawiać.
- Jestem zła, prawie udało mi się
rozwalić wiadro na łbie tego plugawego syna żmii - zaczęła Malika, owijając się
zniszczonym pledem.
- Zaćwiczyliby cię.
- Mhm, postanowili to dawno temu i dalej
żyję. Łącznie zebrałam chyba trzysta batów - powiedziała dumnie, jakby ta ilość
świadczyła o jej wytrzymałości.
- Rozłożone w czasie, takie pieprzenie
kotka, wiesz? - Ace wystawił miski przez kraty i czekał, aż przyjdzie strażnik
z jedzeniem. - Nie chwal się, bo jutro możesz zebrać dwa razy tyle w ciągu
całego dnia.
- Frajer z ciebie, Ace, jak myślisz, że
by mnie to zabiło.
- Cicho, żarcie idzie.
Naina siedziała pod ścianą i nie ruszyła
się, gdy Ace podał jej miseczkę z żółtawą breją.
- Nie chcę - mruknęła.
- To zdechnij z głodu, głupia - syknęła
Malika, której przestała się podobać małomówność młodszej.
W celi mieli wystarczająco miejsca, gdyż
pozostali mieszkańcy konsekwentnie odchodzili, a pochodnie po obu stronach krat
dawały światło i jako takie ciepło. Na przeciwko była kolejna trójka
niewolników, a łącznie w Podziemiu uchowała się piętnastka z czterech setek
dzieci. Malika przeczuwała prędką eksterminację tych upartych i w duchu
przygotowywała się, że któregoś razu strażnicy poduszą ich we śnie.
- Daj jej spokój, przeżywa Talitę.
- Ja też przeżywałam - odcięła się Malika
i zwróciła się do Nainy - Jedz, albo wepchnę ci to do gardła. Masz jeść,
inaczej padniesz jutro ze zmęczenia, ty pusty dzieciaku!
Ośmiolatka niechętnie usłuchała,
przełykając breję razem ze łzami i na koniec zwinęła się w kulkę na swoim
pledzie, nie włączając się do rozmowy.
- Myślisz, że kiedyś stąd wyjdziemy? -
Ace siadł koło Nainy i uśmiechnął się, gdy dziewczynka złapała go za rękę.
Malika skończyła jeść, skrzywiła się, klnąc pod nosem, i wyprostowała nogi.
- Jak ten kurwi syn zdechnie, czego mu
życzę i ty sam wiesz, jak mocno. Ale na razie nie zawracam sobie tym głowy.
Zauważyłeś, że mniej klaskają batogami? Jakby im się nie chciało. Żebyśmy tu
mieli setkę bękartów pustyni, zrobilibyśmy powstanie i wynieśli się stąd, ot,
co.
- Za dużo marzysz - zaśmiał się Ace, a
Malika mu zawtórowała ochrypłym głosem.
- Chciałabym stąd wyjść - odezwała się
cicho Naina, ściskając rękę chłopaka z całych sił, a w jej głosie brzmiał
płacz. - Chciałabym, żeby on umarł i nas wypuścili. Naprawdę, bardzo bym
chciała.
Ace pochylił się nad nią i przez chwilę
patrzył w wielkie, błyszczące gorączką oczy.
- Wyjdziemy, Nai, i nie będziemy więcej
pracowali jako niewolnicy.
- Chciałabym już.
- Ja też.
W nocy Naina obudziła się, nawiedzana
koszmarami, ale na płacz pozwoliła sobie dopiero, gdy upewniła się że pozostali
śpią. Wcisnęła twarz w pled i histerycznie łkała, bo choć przywykła do życia w
Podziemiu i nie pamiętała innego, chciała wolności o której opowiadała Malika.
Nienawidziła śmierci, nie mogła znieść myśli, że kiedyś starsza siostra lub Ace
ją opuszczą, zamordowani przez żołnierzy księcia, którego dziewczynka nigdy nie
widziała na oczy. Nie pojmowała, dlaczego ktoś tak bardzo chciał zabijać dzieci.
Gdy raz zapytała o to Malikę, siostra przytuliła ją i obiecała, że kiedyś na
pewno się dowiedzą. Nie zdawała sobie sprawy, że w kółko powtarzała słowo o
nieznanym znaczeniu - wolność. Płacz i odrętwienie spowodowały, że nie
usłyszała, jak nagle kraty jęczą i upadają. Dopiero Malika sprowadziła ją na
ziemię i obie zobaczyły, jak po korytarzu przesuwa się coś łuskowatego, co w
blasku pochodni jarzyło się zielonkawym kolorem.
- Indro w niebiosach... - wyszeptał Ace,
nie wierząc własnym oczom.
- Co to jest? - Malika podeszła do wyrwy
w ścianie i w twarz uderzyło ją chłodne, nocne powietrze. Ogon znikał w
ciemności, zostawiając otwarte kraty i zamordowanych strażników. - Nie wiem,
czy lepiej wyjść, czy siedzieć tutaj.
Z matni wyratowała ją Naina, bo zwyczajnie
podbiegła do wielkiego otworu w skale, wyglądającego jak rozszarpany kawałek
materiału, i nim ktokolwiek zareagował, wyskoczyła.
- Naina!
Oboje z Ace'em próbowali dostrzec
dziewczynkę w ciemności, a zamiast tego usłyszeli jak dziewczynka się śmieje i
z kimś rozmawia. Po chwili zawołała głośno:
- E tam, złaźcie, tu jest wydma!
Nikomu nie trzeba było dwa razy
powtarzać. Piętnastka więźniów, jeszcze nie do końca świadomych, co się
wydarzyło, skakała w mrok, lądując na piasku, oddychając rześkim powietrzem pustyni.
- Ty w ogóle wiesz, co to było? A jak to
może gdzieś tutaj być i nas pozabijać? - Malika złapała siostrę za brudną
tunikę i złością maskowała strach. Naina po raz pierwszy od pięciu lat się
uśmiechnęła i spokojnie odjęła ręce siostry od ubrania.
- Powiedziała, że przyszła nam pomóc i
mamy uciekać.
Jakimś cudem strażnicy nie podnieśli
alarmu, nikt w ogóle nie zareagował na ucieczkę dzieci, dopiero następnego dnia
znaleziono siedemdziesięciu żołnierzy z nocnego patrolu, albo to, co z nich
zostało. Wśród cichego rozgardiaszu Naina pociągnęła Malikę i Ace'a w przeciwną
stronę, wyraźnie kierując się na pustynię.
- Kto powiedział? Jaka ona? I gdzie ty
mnie w ogóle ciągniesz?!
- Lenora - szepnęła podekscytowana
ośmiolatka, sprawiając dziwne wrażenie nie do końca świadomej tego, że
znajdowała się na pustyni, poza Podziemiem. Malice nie podobał się stan Nainy,
euforyczny, nadający głosowi piskliwego tonu.
- Dobra, ale ta jaszczurka?! Co to było?!
I po co nas ciągniesz za wydmę?! Naina!
W ciemności coś się poruszyło. Malika
zatrzymała się gwałtownie, puszczając rękę siostry, a ta pobiegła do
poruszającego się kształtu, nie podzielając strachu pozostałej dwójki.
Współwięźniowie dawno zniknęli w ciemnych
uliczkach Al-Kariby, po omacku szukając swoich domów lub zwyczajnie miejsc, w
których mogliby się ukryć. Malika wolała być wśród nich, zresztą Ace także.
Tylko Naina coś kombinowała.
- Ace? - Ośmiolatka znów podbiegła i z
radosnym uśmiechem zaczęła recytować: - Twoja mama na ciebie czeka na ulicy
Kardamonu, nie będą cię szukali bo mają dosyć zabijania, powiedzą, że
wszystkich znaleźli i zabili, ale teraz musisz już iść. Spotkamy się za kilka
dni, idź.
Ace spojrzał na Malikę ogłupiały, i gdyby
mógł zobaczyć jej twarz, pewnie dostrzegłby wyraz znanego szoku.
- Bredzi, ma gorączkę - orzekła starsza
siostra, a zniecierpliwiona Naina pociągnęła ją za rękę i gdy po minucie Ace je
zawołał, odpowiedział mu porywisty, nienaturalny wiatr, ogłuszający szum i
krzyk Maliki zmieszany ze śmiechem Nainy. Zniknęły w mroku bezksiężycowej nocy
a oszołomiony Ace do rana siedział na piasku, niemal zamarzając.
- Lenora otworzyła cele i zrobiła dla nas
wyjście. Wszyscy trafili bezpiecznie do domu i rzeczywiście, nigdy nie wrócili
do Podziemi, choć wielu z nich zginęło w ulicznych potyczkach z żołnierzami.
Ludzie na wschodzie są zmęczeni tyranią, Laxus, ale są zbyt głupi by zrozumieć,
że za bunt nie będzie boskiej kary - zakończyłam, sama zmęczona długą
opowieścią, w której pominęłam wiele bolesnych wydarzeń. Śmierć Tality była
tylko kroplą.
Szare oczy maga patrzyły na mnie z
dziwnym wyrazem, jakby był zaskoczony i zdegustowany jednocześnie, a kiedy
skończyłam, oboje długo milczeliśmy. Majnu dawno chrapał w najlepsze, nie mając
ochoty wracać do przeszłości, za oknem hulał letni deszcz, tłukąc o szyby,
zatrzymując całkowitą ciszę. Odżyły wszystkie wspomnienia, wszystkie krzyki i
płacz, oraz świadomość, że byłam w piekle i przez trzy lata codziennie
spotykałam śmierć. Miałam dosyć pytań i dosyć pretensji, postanowiłam już
dawno, że zapomnę o tych, którzy odeszli. Na świecie było zbyt wielu żywych, by
martwić się poległymi.
- I twoim ojcem jest Gildarts –
skonstatował w zamyśleniu, jakby od dawna o tym wiedział. Odwróciłam głowę, ze
złością słuchając tłukącego o szyby deszczu. - Co zrobisz, jak go
spotkasz?
- Chciałabym się dowiedzieć, gdzie wtedy
był.
- A te tysiąc żołnierzy?
- Och, głupota, żadne tysiąc -
mruknęłam, poprawiając się w fotelu - któregoś razu na targu w Ramie zaczepił
mnie patrol. Zaraz się rozniosło, że buntowniczka jest w mieście więc zleciał
się cały oddział. Podczepili się pod to inni i mnie otoczyli. Ryknęłam, fakt,
zawaliłam przy tym kilka budynków, więc zasypałam niemal wszystkich. Ze dwustu
może ich tam było - uśmiechnęłam się, wzruszając ramionami.
- Plotki - skwitował. Pokiwałam głową. -
I roznosi je twoja siostra.
Tutaj też nie mogłam się nie zgodzić.
- Malika ma szczególne upodobanie w
straszeniu ludzi. Ale rzeczywiście, czy tysiąc, czy dwieście, zabiłam ludzi -
dodałam poważniej, i choć bardzo chciałam, nie czułam żalu. - Nazwano mnie
Valkirią i wyznaczono nagrodę. Tak naprawdę w Magnolii i w Fairy Tail przebywam
nielegalnie. Mistrz powinien zgłosić moją obecność i oddać mnie władzy.
- Prędzej się przekręci, niż to zrobi -
odparł Laxus i wyprostował się w fotelu.
- Czy teraz odpowiedziałam na twoje
pytania? - odwróciłam głowę, mając nadzieję, że wszystko między nami zostało
wyjaśnione i nie będę musiała znów wracać do przeszłości.
- Teoretycznie tak, ale pewnie coś sobie
przypo...
- Doskonale! Więc teraz może raczysz
oświecić mnie, głupią chłopkę z pustyni, i wyjaśnić, co skłoniło cię do
zadłużenia gildii na rekordową cenę? O, i chciałabym wiedzieć, dlaczego nie
upilnowałeś Graya i Erzy, skoro mają taki pociąg do destrukcji? A w ogóle to
gdzieś, u diabła, był, jak Mirajane i Erza wysadziły w powietrze tory kolejowe?
I co zrobiłeś w Oshibanie?!
Następnego dnia rano oficjalnie wróciłam
do gildii, gdzie przywitano mnie aż nazbyt wylewnie. Gray nie odstępował mnie
na krok i postanowił, że będzie spał w moim domu, żeby mieć pewność co do
mojego powrotu. Kochany malec pod moją nieobecność zmienił się w nastolatka
drącego koty z rówieśnikiem, Natsu Dragneelem. Nad tą wesołą dwójką sprawowała
pieczę czternastoletnia Erza i cieszyła się niesamowitym respektem. Co do Levy,
przebrnęła przez niewielką część biblioteki gildii, lecz wprawiła mnie w
zdumienie oznajmiając, że nauczyła się pisma sunickiego, co jak na jej
jedenaście lat było niesamowitym wyczynem. Mirajane nadal warczała na
wszystkich, ale wydawało mi się, że od naszego ostatniego spotkania zrobiła się
sympatyczniejsza. Absolutnie nie odnosiło się to do mnie, bo na wstępie
zamachnęła mi pięścią przed nosem i niewiele brakowało, by permanentnie złamała
mi nos.
- Siostrzyczko!
Mała Lisanna z pobłażliwym uśmiechem
zbliżyła się do nas i zupełnie mnie nie rozpoznając zaproponowała, że
zaprowadzi mnie do mistrza. Dziadek Makarov siedział na poczesnym miejscu, to
jest na kontuarze, i z daleka kiwał na mnie ręką, rozmawiając o czymś z
Iskierką.
- Dziękuję, malutka, ale jakoś sobie
poradzę - odparłam i obeszłam Mirę szerokim łukiem, tak na wszelki wypadek.
Niektórzy mnie rozpoznawali, inni nie zwracali na mnie większej uwagi.
Dostrzegłam sporo nowych twarzy, a w całej gildii huczało od rozmów, śmiechu i
okrzyków bitewnych.
- A, wróciłaś? Dlatego Laxus łazi
nieogarnięty!
- Bickslow! Zaraz do ciebie wrócę, tylko
muszę...
- Tak, tak, romans ważniejszy. Spokojnie,
zaczekam.
Dobiłam do kontuaru i zostałam czule
poklepana po głowie przez małą dłoń staruszka z pasiastą czapką. Uśmiechnęłam
się z przymusem, nie mogąc opanować wzruszenia ściskającego mi gardło, bo wraz
z tym gestem zrozumiałam, że naprawdę wróciłam na właściwe miejsce.
- Witaj w domu, dziecko. Czekaliśmy na
ciebie - powiedział Makarov, a Okeyla z krzykiem podbiegła, nie reagując na
oburzonego Macao i wymówkę o jego herbacie.
- Ale się cieszę! Jak wyrosłaś! Teraz to
już pewnie masz faceta, co? Och, pardon, Laxus, nie miałam nic złego...! Gdzie
byłaś tyle czasu? Można było polecieć na księżyc i wrócić.
- Czy ja wiem? Tylko trochę, ale nie chcę
rosnąć bardziej. Oczywiście, że mam faceta - wskazałam na Majnu siedzącego w
dostojnej pozie obok mistrza. - Mam tyle do opowiedzenia! Obeszłam całą
pustynię ze cztery razy! Malika nie dawała mi żyć! Przysięgam!
- No, ale co tam robiłaś?
- Jak to; co, trenowałam oczywiście, żeby
móc skopać Iskierce ten zarozumiały...
- Nie wysilaj się, rozwaliłbym cię w
mniej niż minutę - Lax raczył na mnie zadziornie spojrzeć i prawie miał na
czole napisane zaproszenie. Pokiwałam głową, słysząc bojowy okrzyk Graya i
żądanie Majnu o krewetki.
- I sprawdzimy to niedługo, chcę zobaczy
twoje postępy.
Cieszyłam się. W moim wnętrzu kiełkowało
poczucie bezpieczeństwa i bezbrzeżnej radości, bo mając wokół siebie tylu ludzi
nie musiałam się bać. Nie musieli mnie kochać, wystarczyło, że byli obok i
akceptowali mrok mojej magii. Fenomen Fairy Tail polegał na tym, że jej magowie
potrafili zrobić z ciebie niewolnika za twoim przyzwoleniem. Ktokolwiek wszedł
w mury gildii, pragnął być częścią. Śmiać się, walczyć i trenować, a nawet
płakać razem. Było coś niesamowitego w tym słowie, którym dziadek podkreślał
nasze relacje, "rodzina" do której należałam, i nie miałam
najmniejszej wątpliwości co do tego faktu.
Dawno wybaczyłam im incydent po kradzieży
w Oak i z tego, co widziałam, oni mi także. Z małego światełka pulsującego w
duszy rozlewał się blask na mnie całą. Było mi ciepło ze świadomością, że mam
ich wszystkich. Należałam do gildii wróżek.
- A Laxus mi powiedział, że ty jesteś
Smoczym Zabójcą - dobiegło mnie po kilkunastu minutach wesołej rozmowy z
dziadkiem, Okeylą, Ever i Freedem. Iskierka się nie odzywał, ale wiedziałam, że
słuchał każdego słowa. Rozejrzałam się wokół i dostrzegłam chłopaczka z białym
szalikiem owiniętym wokół szyi, co wzbudziło największą ciekawość, bo w końcu
był maj. Na dodatek trzymali się z Grayem za kołnierze więc coś stanowczo
musiało być nie tak.
- Jak ostatni raz sprawdzałam, to
rzeczywiście byłam nim. Gray, puść go, jak ty się zachowujesz?
Chłopcy odstąpili od siebie, a dziecko,
od którego wionęło mocnym zapachem czegoś spopielonego, butnie podparło się pod
boki, obdarzając przy tym Laxusa wyzywającym spojrzeniem, i wyjaśniło:
- Jestem Natsu Dragneel i wyzywam cię na
pojedynek!
- Ty kretynie! Erzy nie potrafisz
pokonać! Ani Laxusa - zawołał Gray, zdejmując z siebie koszulkę jeszcze
szybciej, niż kiedyś. Byłoby gorąco, gdybym w porę się nie zgodziła.
- Dobra, Natsu, będę twoim przeciwnikiem.
Dawaj.
- Ale co, tutaj? Teraz? - pytał,
skonfundowany moją natychmiastową zgodą i konspiracyjnym milczeniem reszty
magów. - No dobra! Pięść ognistego...!
Stosowanie magii mistrzów nieszczególnie
mi szło, choć każdego dnia poświęcałam na to co najmniej godzinę czasu, co
tylko dowodziło, jak trudny był to rodzaj magii. Niemniej ten śmieszny poziom,
który osiągnęłam, wystarczył w zupełności, by różowe kosmyki na głowie chłopca
stanęły dęba ze strachu, a on sam padł na podłogę, razem z Grayem, Ever i
Okeylą. Freen i Bickslow zachwiali się niebezpiecznie, ale wytrzymali, z kolei
Makarov pokiwał głową z uznaniem. Aprobata tego człowieka naprawdę wiele dla
mnie znaczyła
- Przesadziłaś, tak, tak! Jak nie umiesz
się hamować, to się nie rozpędzaj - wyrzucił Majnu, zapychając się ostatnią
krewetką. Spojrzałam na niego ze złością i bezradnie wzruszyłam ramionami przed
mistrzem.
- Co poradzę? Nie wiedziałam, że tak
zareagują - tłumaczyłam się, słysząc drwiący śmiech Iskierki.
- Postaw ich na nogi, znasz magię
leczniczą - wykrztusił.
- Na strach nie ma lekarstwa. Zamknij
się, głupia Iskrówo! Pomóż mi jakoś - jęknęłam, nie wiedząc co robić w takiej
sytuacji. Laxus, nie przestając się śmiać, podniósł nastoletnich magów do góry
i po chwili zobaczyłam dwie iskry przeskakujące po ich ciałach. Obudzili się
natychmiast i rozejrzeli wokół, niczego nie rozumiejąc.
- Co? I już?! Nie liczy się! Nie
widziałem, jak się bijesz! - zaprotestował Natsu, ale coś w spojrzeniu Laxusa
kazało mu milczeć i odejść z urażoną dumą. Razem z nim odfrunął błękitny
pobratymiec Majnu, Happy. Okeylę i Ever postanowiłam obudzić sama i szklanka
zimnej wody sprawdziła się równie dobrze, jak kilka voltów.
Po tym, jak zdałam relację ze
wszystkiego, co robiłam w ciągu trzech lat, i wysłuchałam wszystkich po kolei
zauważyłam, że zrobił się wieczór, Macao i Wakaba zdążyli się dwa razy pobić, a
Mira pomagająca Okeyli stłuc cztery szklanki i sprać Maxa za nabijanie się z
Elfmana. Bilans i tak był na plusie, bo przez cały dzień nie pojawiła się Red.
Zaczynało to zresztą budzić moją ciekawość, szczególnie, że gdy zapytałam o to
Iskierki, odparł ironicznie:
- Kto wie, może odprawia egzorcyzmy,
żebyś znów zniknęła?
- Zamknij się. Jeśli ktoś będzie
odprawiał egzorcyzmy za moim odejściem to tylko ty. Idziemy, starczy
pogaduszek, chcę zobaczyć efekty trzech lat - ucięłam, wstając od stołu i
zgadzając się na błagalną prośbę Graya, by mi towarzyszyć. Nie mogłam mu
odmówić, choćby prosił o niemożliwą rzecz.
Laxus podciągnął koszulkę i z namysłem
przyglądał się pięknie wyrzeźbionemu sześciopakowi, co w duchu przyznawałam.
- Oto efekt.
- Marny - skomentowałam, poprawiając
kucyka na czubku głowy, a Laxus prychnął.
- Wiem, że ci się podoba, nie musisz
udawać.
- Podobałby mi się bardziej, gdybyś nie
był taki zarozumiały, arogancki, wredny, bezczelny, irytujący...
- Dobra, przyjąłem. Teraz mogę spuścić ci
lanie życia - wzruszył obojętnie ramionami, gdy wychodziliśmy z gildii.
Zaśmiałam się krótko i poklepałam go konfidencjonalnie po ramieniu.
- A w Świętego Mikołaja wierzysz? Bo to
na jedno wychodzi.
Ostatnimi czasy zbyt wiele myśli
poświęcałam negatywnym stronom każdego przedsięwzięcia. Szczególnie obawiałam
się poważnych rozmów których tematy niekoniecznie mnie dotyczyły. Na przykład
dialog z Erzą wzbudzał we mnie silny niepokój, nie dlatego, że ja byłabym jego
centrum, ale ponieważ miałam zmusić ją do powrotu w przeszłość o której
wiedziałam, iż jest bolesna. Czternastoletnią Scarlett zapamiętałam jako cichą,
stroniącą od ludzi dziewczynkę, a teraz miałam przed sobą bardzo silnego maga o
władczym spojrzeniu, budzącego mir wśród społeczności Fairy Tail. Nawet Macao i
Wakaba chodzili obok Erzy na palcach, nie mówiąc o tym, że Bickslow, chętny
wbić szpilę każdemu, zwyczajnie przy niej milczał. Nie wzbudzała we mnie
strachu, ale szacunek, bo choć wątpiłam, żeby sięgnęła mnie którymś ze swoich
ostrzy, to jej magia podmiany była świetnie rozwinięta.
Nawet gdybym chciała zapomnieć o
obietnicy danej Mistgunowi, Majnu skutecznie mnie od tej odwiódł, nie
sprzeniewierzając się swojej roli opiekuna. Wytarł pyszczek w mój rękaw i
oznajmił, że albo pójdę do Erzy i z nią porozmawiam, albo on będzie ingerował.
Cokolwiek ta ingerencja oznaczała, wolałam na nim nie polegać. Zniosłam
podejrzliwe spojrzenie Iskierki i próbowałam nie doznać żadnego uszkodzenia
podczas karkołomnego wyczynu jakim był spacer przez salę, a okazji do złamania
paru gnatów miała aż nadto. Max i Reedus o coś się sprzeczali, wkrótce wpadł
Macao i zaczęła się awantura na trzy kolejne stoły. Gdzieś z tyłu Laki i Mira
warczały z każdą chwilą o ton wyżej i w porę się uchyliłam, nim zarobiłam
krzesłem z połamanymi nogami. Zastanawiało mnie, jak w takich chwilach
dziadek może spać, będąc niemal w centrum? I że jeszcze nikt nigdy go niczym
nie uderzył! Szczególna opatrzność boska.
Dobiłam do stołu przy którym siedziała
Erza, osobliwie nie szykowała się do boju, bo konsumowała jakieś ciasto z
kremem i była tym tak zajęta, że mnie nie zauważyła, póki się nie odezwałam.
- Chciałabym z tobą porozmawiać –
zaczęłam, widząc zaskoczenie na jej twarzy. Przełknęła w pośpiechu i odłożyła
talerz z niedojedzoną porcją. Pachniało truskawkami.
- O czym?
- Wątpię, żebyśmy się dobrze zrozumiały w
takim gwarze, pozwól do biblioteki – zaproponowałam z uśmiechem. I tym razem
obyło się bez uszczerbku na zdrowiu, choć docierały do mnie wyraźne zaproszenia
do bitwy w której brała udział niemal cała gildia. Laxus konsekwentnie wyniósł
się piętro wyżej i chyba ktoś zarobił piorunem, tylko nie zarejestrowałam, kto.
Nim Gray przyładował młotem w Doroya, a Jet zwiał przed płomieniami Natsu,
zamknęłyśmy się w bibliotece. Usiadłyśmy przy jedynym stole i przez chwilę
patrzyłyśmy na siebie z zakłopotaniem.
- Jest pewna rzecz, pewne pytanie,
na które odpowiedź znasz tylko ty – zaczęłam powoli, z namysłem, nie chcąc jej
wystraszyć, nawet jeśli Erza sprawiała wrażenie niezdolnej do lęku. – Wiem, że
to może być dla ciebie bolesne, ale potrzebuję informacji na temat Jellala
Fernandesa.
Szok na jej twarzy sprawił, że zaczęłam
jej współczuć, bo nie należał do tych z rodzaju przyjemnych. Erza, o której
słyszałam, iż jest najsilniejszą dziewczyną w tej gildii, zaczęła się trząść.
- Po co… - zaczęła ściszonym głosem,
nieświadomie sprawiając, że chciałam się wycofać.
- Szukam go – podjęłam wreszcie, po kilku
minutach walki w myślach. Skoro zaczęłam, cokolwiek podejrzanie, to musiałam
skończyć, nie ujawniając zbyt wielu danych. – Wiem, że potrzebuje pomocy i chcę
spróbować…
- On nie był sobą – przerwała mi,
odwracając wzrok. – Coś go opętało, widziałam. Budowaliśmy System R, to znaczy
Wieżę Niebios. On… Jellal wcześniej był normalny. Byliśmy przyjaciółmi, a po
tym, jak go zabrali, wcale nie był sobą – opowiadała chaotycznie, ściągając
brwi, jakby nie pamiętała wypadków sprzed kilku lat. Pomiędzy kolejnymi zdaniami
były długie przerwy. Wydawało mi się, że Erza wyparła wiele szczegółów, że
zmusiłam ją do wyciągnięcia ich na światło dzienne. Instynktownie wyciągnęłam
do niej rękę, nie cofnęła się i oddała uścisk dłoni. Widziałam, że rozumiała,
co chciałam jej przekazać. Po kilku minutach znów zaczęła, tym razem
spokojniej.
- Próbował mnie uwolnić, ale strażnicy go
złapali i zamknęli w celi. Wiem, co się tam działo, bo straciłam oko po
nieudanej próbie ucieczki. Podczas buntu nagle się zjawił i zabił wszystkich
strażników. Wszystkich – powiedziała twardo i rysy jej twarzy wygładziły się. –
Nie wiem, co to było, ale Mirajane opisywała mi raz opętanie. To tak właśnie
wyglądało. I oni wszyscy tam zostali. Żeby zbudować wieżę.
Zmartwiałam, lecz z przyklejonym do
twarzy uśmiechem wydukałam parę słów podziękowań. Na pewno obiecywałam jej, że
coś zrobię i że bardzo mi pomogła, ale kiedy wychodziłam na salę, wcale nie
czułam tej pewności. Wcześniej po prostu nie wierzyłam, by coś rzeczywiście
mogło opętać wówczas kilkulatka, ale cokolwiek to było, nie należało to
bezpiecznych. Co więcej, Erza znała lokalizację Jellala, należało tylko
ustalić, gdzie dokładnie budowano System R.
Przeszłam przez salę, w której wciąż
huczało, jakbyśmy byli na polu bitwy, i już docierałam do schodów na drugie
piętro, by porozmawiać z Red, gdy coś uderzyło mnie w głowę tak mocno, że
miałam łzy w oczach. Wybitnie nie byłam w nastroju. Zgasły światła i w gildii
nagle zrobiło się cicho.
- Który we mnie rzucił?
- On – Ktoś wypchnął przed szereg Natsu,
dobrze widocznego w świetle księżyca wpadającym przez jeszcze całe szyby.
Zamaszystym krokiem podeszłam do dzieciaka i wymierzyłam sprawiedliwość,
niewspółmierną do popełnionego czynu, bo po prostu nie miałam czasu, ale efekt
i tak był zadowalający. Smoczy Zabójca nie spojrzał w moją stronę przez cały
tydzień.
Gdy światła znowu zabłysły, a magowie
ucichli, zawitałam na drugie piętro przeznaczone do użytku magów klasy S.
Jedynie tychże, o czym zostałam natychmiast poinformowana przez tę rudą
cygankę.
- Nie obchodzi mnie to. Musisz znaleźć
Mistguna na dziesięć minut temu, to ważne – odparłam rzeczowo, nie zawracając
sobie głowy siadaniem. Laxus łaskawie zdjął słuchawkę i pokazał jako takie
zainteresowanie tematem, a Majnu, który pod moją nieobecność przypałętał się do
niego, zwyczajnie spał, zamiast udzielać mi wsparcia.
- Po co ci on?
- Muszę powiedzieć mu coś ważnego.
- I nie możesz poczekać, aż wróci?
- Zapewniam cię, Iskierko, że gdybym nie
czuła takiej potrzeby, nie zjawiałabym się na tym piętrze – powiodłam wzrokiem
po tarasie, z ironicznym uśmiechem mówiącym ile mnie obchodziła ranga S – i nie
prosiłabym o pomoc jej – wskazałam głową Red, która z cierpkim uśmieszkiem
tasowała karty.
- No to idę z to…
- Nie! To jest… - zaśmiałam się nerwowo,
uparcie nie reagując na chmurne spojrzenie Dreyara, w którym wyczytałam rychłe
nadejście burzy. Nie chciałam kłótni z Laxusem, a ten nie chciał współpracować.
- Znów masz sekrety, Przybłędo –
skomentował. – I to z Mistem. Jak kroi wam się romans, to zwalniam cię z
obowiązku chodzenia ze mną do roboty.
- Durna Iskierka – mruknęłam z przekąsem
i splotłam ramiona na klatce piersiowej. – Ja nie mam obowiązku chodzenia z
tobą dokądkolwiek, robię to bo lubię patrzeć, jak się męczysz nie używając
mózgu.
- A propos męczenia się… – Zupełnie
zignorował mój przytyk i oparł łokieć na stole, co było niewerbalnym sygnałem
do rozpoczęcia kłótni. – To czy nie ty siedziałaś sparaliżowana na większości
naszych misji? To musiała być katorga, co?
- To musi być przyjemne, takie życie w
swoim własnym świecie.
- Miałem mówić to samo. A teraz poważnie,
Naina. Co jest?
Zaczyna się robić niebezpiecznie, gdy
Laxus Dreyar mówi do mnie po imieniu i poprzedza to wyrażeniem „na poważnie”.
Czyli żarty się skończyły, a ja powinnam mu wszystko powiedzieć.
- Cóż, jest to związane z przeszłością,
jego ciągłym znikaniem bez słowa – wyliczałam, choć poznałam symptomy powolnej
utraty cierpliwości przez Gromowładnego. Wierzcie, lub nie, ale doprowadzanie
go do takiego stanu wcale mnie nie bawiło. No, czasami. A w tamtej sytuacji nie
miałam prawa powiedzenia mu prawdy o bliźniaku Mistguna i o…
- Chodzi o Jellala? Znalazłaś tego
szczyla?
I mimo wszystko Lax potrafił sprawić, że
opadała mi szczęka.
- Skąd ty o nim wiesz?
- Chyba Mist musiał mi o tym powiedzieć,
nie? Nie jestem jasnowidzem. Ludzie, ale ty czasem nie myślisz.
- Nie zapędzaj się, Iskrówo, bo zapomnę o
dobrym wychowaniu.
- Idę z tobą, jak Red się dowie, gdzie
ten wypłosz się szlaja. Jak chcecie się w coś wpakować, to muszę być obecny.
- Dzięki za twoją łaskawość, wasza
gromowładna wysokość.
- Nie ma sprawy, odrobisz w polu.
Narrreszcie <3
OdpowiedzUsuńKocham. Tę. Opowiadanie. Piszę tylko tyle, bo jutro trza iść do szkoły :/ W każdym razie DZIĘKUJĘ <3
OdpowiedzUsuń(…) w ciszy znosiła wszystko wierząc w słowa Maliki o wolności. Tylko czasem zdarzyło (…)
OdpowiedzUsuńPo 'wszystko' przecinek, jak się nie myle i czy nie lepiej 'czasem zdarzało" bo 'czasem' sugueruje, ze nie było to raz, no nie?
Pzt, och, tesknilam. Do opisow takich jak ten. Żeby żywo, żeby widzieć to wszystko.
Malika <3 " To zdechnij z glodu, glupia". Full of sister's love <M
Plotki???? Ahahah, nieźle. I pada, że je roznosi twoje siostra, u gut, dobrze wlazło ;D Nie trudno mi sobie wyobrazić, ze Malika jest do tego zdolna ;D
Pardon, Laxus ;D Jezu, Rhan, jak ja tesknilam, kuzwa i chyba tesknilam już ktorys raz nie? Nie chce już tesknic, ja chce HG czytac rrrregularrrnie! Da się zalatwic? Rhan, musi się dac, ey. Czuje się jak Naina, ktorej tez sporo w gildii nie było. Nje wiem nic na temat jej ojca -.- czuje się jak głupek.
Głupia Iskrówa.
No odlece <3
Manifestacja siły przezd młodymi i te wzruszenie ramion. Wiiidzę.
O, o, właśnie, Red jeszcze nie było. O, czuje kłopoty. A może nie? Może uda, ze jest ponad to wszystko?
"
niemożliwą rzecz.
Laxus podciągnął koszulkę i z namysłem przyglądał się pięknie wyrzeźbionemu sześciopakowi, co w duchu przyznawałam.
- Oto efekt.
- Marny"
Spadłam z kanapy dziekuje.
Ale czo Naina zrobila Natsu? ;D
"
Ja nie mam obowiązku chodzenia z tobą dokądkolwiek, robię to bo lubię patrzeć, jak się męczysz nie używając mózgu."
Błagam, mów do mnie jeszcze. Zatrudnie Cie,
"
- To musi być przyjemne, takie życie w swoim własnym świecie."
Thx <3
i ten, to obrrrrobisz... a nie, odrrrrobisz w polu... fiu fiu fiu. <3 Jestesmy wilczy, kcemy rrromasów! :D
dobrze Cie widziec z powrotem. Zostan. DO KURWY NEZDY. nie bylabym soba... :*
No. Kuźwa, jakie ja miałam wyczucie!
OdpowiedzUsuńO jaaa, jakie napięcie, a potem taki totalny smuteczek, w tej celi. O jaaa............
Oh, czyli jednak Naina nie zabiła żołnieży. O.o
Dobrze, że Naina wróciła, wreszcie.
Lol? Co Naina zrobiła Natsu?!
" - Chodzi o Jellala? Znalazłaś tego szczyla?
I mimo wszystko Lax potrafił sprawić, że opadała mi szczęka.
- Skąd ty o nim wiesz?
- Chyba Mist musiał mi o tym powiedzieć, nie? Nie jestem jasnowidzem. Ludzie, ale ty czasem nie myślisz." <3
"ale ty czasem nie myślisz" - <3
" - Dzięki za twoją łaskawość, wasza gromowładna wysokość.
- Nie ma sprawy, odrobisz w polu."
Piękne zakończenie <3
W ogóle, widziałam rozdział już wczoraj, ale zabrakło mi sił na komentarz.
KURWA MAC.
OdpowiedzUsuńznajde Cie.
i pozalujesz.