26. Gniew pustyni [II]


Yhym, taaak. Także tego...
Chyba naprawdę nie warto czegokolwiek mówić, poza "przepraszam", bo tak wypada i jest mi wstyd. No, może jeszcze to, że wzięłam się w garść przy wydatnej Wilczego pomocy, skończyłam ten nieszczęsny rozdział i zaplanowałam cztery kolejne serie, więc przynajmniej jest się czego trzymać. Aktualnie plan wynosi 6 stron w wordzie, nie wiem, czy to jakiś powód do radości, noale!
Szczęśliwego Nowego Roku!
I jeszcze raz przepraszam.






Wszędzie była krew. Chłód i zapach stali mieszały się z trzaskaniem batów, krzykami i płaczem. Ci, którzy myśleli, że histeria cokolwiek pomoże, byli zabijani pierwsi. Wkrótce zostało ich niewielu. Jeszcze później liczba zmniejszyła się do trzydziestu, a pustynia odmówiła przyjmowania ofiar. Lecz okowy przepowiedni krępowały żywych, których ciężko było żywymi nazwać po pięciu latach w Podziemiu.
A jednak Malika czuła się żywa. Zapewne wynikało to z poczucia obowiązku, bowiem patrząc na młodszą Nainę przypominała sobie obietnicę, a to razem z troską o siostrę motywowało ją, aby przetrwać kolejny dzień. Mała znosiła pobyt w podziemnym więzieniu zadziwiająco dobrze, to znaczy nie chorowała, choć wymęczone ciało stanowiło podręcznikowy przykład niedożywienia. Na zapadłej twarzyczce królowały wielkie, zielone oczy, w których nie widać było żadnego błysku czy przejawu życia. Dziewczynka się nie uśmiechała i nie płakała, w ciszy znosiła wszystko wierząc w słowa Maliki o wolności. Tylko czasem zdarzyło jej się spojrzeć na żołnierzy z nienawiścią, która zakorzeniła się tak głęboko, że zaczęła przeradzać się w chęć widoku krwi. 
Dzień w dzień kopali tunele, poganiani batami, a za najmniejsze przewinienie chłostano bez litości, póki ktoś się nie wykrwawił. Strażnicy, przyzwyczajeni do widoku śmierci, chętniej ją zadawali wierząc, iż wyświadczają dzieciom przysługę. Władca Wschodu był nieubłagany, bunt w Al-Karibie stłumił potężnymi wojskami, łzy i prośby nie robiły na nim wrażenia, tron był mu droższy niż płacz poddanych. Dzieci miały już nigdy nie zobaczyć światła słonecznego, nie wiedząc, że tyran obawiał się wybrańca z przepowiedni Proroka.
Mieszkańcy próbowali wezwać na pomoc króla, lecz gdy pewnego dnia zjawiła się karawana jednego z doradców i bez jakiejkolwiek reakcji odjechała, stracili nadzieję. Ktokolwiek próbował wydostać się z miasta był zabijany, a zabobonny strach przed boskim gniewem trzymał w ryzach kolejne zrywy buntowników. Przez pięć lat nikt nie przybył, choć wydawało się, że lud wschodu krzyczy wystarczająco głośno, by usłyszano go w samym centrum Fiore. Nikt się nie zjawił, by wyjaśnić ponurą tajemnicę ciszy na ulicach Al-Kariby.
Ale pięć długich lat udręki miało się ku końcowi i Lenora o tym wiedziała. Wypoczywając w cieniu palm oazy patrzyła w stronę tonącego we krwi miasta i wydawało jej się, że decyzję podjęła dawno temu. Z nadejściem zmroku zbliżyła się do miasta, ukryta pośród wydm i mając przed nosem skałę, na której stał Dom Bogów, czekała. 
Skała była drążona bez szczególnego powodu, ale katorżnicza praca dawała efekty - dzieci było coraz mniej. Cele, w których spały, znajdowały się tuż pod pałacem i gdy Lenora się zjawiła, mali robotnicy wracali do nich. Z celi Nainy i Maliki odeszła nad ranem Talita, więc nastroje były więcej niż podłe, choć nie było to pierwsze spotkanie z kostuchą. Naina po swojemu się nie odzywała i nawet Ace nie zmienił tego cichego postanowienia. Szli w trójkę po uklepanej posadzce, wśród pustych cel, do wtóru brzęczenia łańcuchów, za sobą mając niewielki korowód niewolników. Malika szturchnęła siostrę, gdy ta prawie ominęła celę, weszły razem z Ace'em do ciemnicy, czekając aż znikną strażnicy, by móc porozmawiać.
- Jestem zła, prawie udało mi się rozwalić wiadro na łbie tego plugawego syna żmii - zaczęła Malika, owijając się zniszczonym pledem.
- Zaćwiczyliby cię.
- Mhm, postanowili to dawno temu i dalej żyję. Łącznie zebrałam chyba trzysta batów - powiedziała dumnie, jakby ta ilość świadczyła o jej wytrzymałości.
- Rozłożone w czasie, takie pieprzenie kotka, wiesz? - Ace wystawił miski przez kraty i czekał, aż przyjdzie strażnik z jedzeniem. - Nie chwal się, bo jutro możesz zebrać dwa razy tyle w ciągu całego dnia.
- Frajer z ciebie, Ace, jak myślisz, że by mnie to zabiło.
- Cicho, żarcie idzie.
Naina siedziała pod ścianą i nie ruszyła się, gdy Ace podał jej miseczkę z żółtawą breją.
- Nie chcę - mruknęła.
- To zdechnij z głodu, głupia - syknęła Malika, której przestała się podobać małomówność młodszej. 
W celi mieli wystarczająco miejsca, gdyż pozostali mieszkańcy konsekwentnie odchodzili, a pochodnie po obu stronach krat dawały światło i jako takie ciepło. Na przeciwko była kolejna trójka niewolników, a łącznie w Podziemiu uchowała się piętnastka z czterech setek dzieci. Malika przeczuwała prędką eksterminację tych upartych i w duchu przygotowywała się, że któregoś razu strażnicy poduszą ich we śnie.     
- Daj jej spokój, przeżywa Talitę.
- Ja też przeżywałam - odcięła się Malika i zwróciła się do Nainy - Jedz, albo wepchnę ci to do gardła. Masz jeść, inaczej padniesz jutro ze zmęczenia, ty pusty dzieciaku!
Ośmiolatka niechętnie usłuchała, przełykając breję razem ze łzami i na koniec zwinęła się w kulkę na swoim pledzie, nie włączając się do rozmowy.  
- Myślisz, że kiedyś stąd wyjdziemy? - Ace siadł koło Nainy i uśmiechnął się, gdy dziewczynka złapała go za rękę. Malika skończyła jeść, skrzywiła się, klnąc pod nosem, i wyprostowała nogi.
- Jak ten kurwi syn zdechnie, czego mu życzę i ty sam wiesz, jak mocno. Ale na razie nie zawracam sobie tym głowy. Zauważyłeś, że mniej klaskają batogami? Jakby im się nie chciało. Żebyśmy tu mieli setkę bękartów pustyni, zrobilibyśmy powstanie i wynieśli się stąd, ot, co.
- Za dużo marzysz - zaśmiał się Ace, a Malika mu zawtórowała ochrypłym głosem.
- Chciałabym stąd wyjść - odezwała się cicho Naina, ściskając rękę chłopaka z całych sił, a w jej głosie brzmiał płacz. - Chciałabym, żeby on umarł i nas wypuścili. Naprawdę, bardzo bym chciała.
Ace pochylił się nad nią i przez chwilę patrzył w wielkie, błyszczące gorączką oczy.
- Wyjdziemy, Nai, i nie będziemy więcej pracowali jako niewolnicy.
- Chciałabym już.
- Ja też.

W nocy Naina obudziła się, nawiedzana koszmarami, ale na płacz pozwoliła sobie dopiero, gdy upewniła się że pozostali śpią. Wcisnęła twarz w pled i histerycznie łkała, bo choć przywykła do życia w Podziemiu i nie pamiętała innego, chciała wolności o której opowiadała Malika. Nienawidziła śmierci, nie mogła znieść myśli, że kiedyś starsza siostra lub Ace ją opuszczą, zamordowani przez żołnierzy księcia, którego dziewczynka nigdy nie widziała na oczy. Nie pojmowała, dlaczego ktoś tak bardzo chciał zabijać dzieci. Gdy raz zapytała o to Malikę, siostra przytuliła ją i obiecała, że kiedyś na pewno się dowiedzą. Nie zdawała sobie sprawy, że w kółko powtarzała słowo o nieznanym znaczeniu - wolność. Płacz i odrętwienie spowodowały, że nie usłyszała, jak nagle kraty jęczą i upadają. Dopiero Malika sprowadziła ją na ziemię i obie zobaczyły, jak po korytarzu przesuwa się coś łuskowatego, co w blasku pochodni jarzyło się zielonkawym kolorem.
- Indro w niebiosach... - wyszeptał Ace, nie wierząc własnym oczom. 
- Co to jest? - Malika podeszła do wyrwy w ścianie i w twarz uderzyło ją chłodne, nocne powietrze. Ogon znikał w ciemności, zostawiając otwarte kraty i zamordowanych strażników. - Nie wiem, czy lepiej wyjść, czy siedzieć tutaj.
Z matni wyratowała ją Naina, bo zwyczajnie podbiegła do wielkiego otworu w skale, wyglądającego jak rozszarpany kawałek materiału, i nim ktokolwiek zareagował, wyskoczyła.
- Naina!
Oboje z Ace'em próbowali dostrzec dziewczynkę w ciemności, a zamiast tego usłyszeli jak dziewczynka się śmieje i z kimś rozmawia. Po chwili zawołała głośno:
- E tam, złaźcie, tu jest wydma!
Nikomu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Piętnastka więźniów, jeszcze nie do końca świadomych, co się wydarzyło, skakała w mrok, lądując na piasku, oddychając rześkim powietrzem pustyni.    
- Ty w ogóle wiesz, co to było? A jak to może gdzieś tutaj być i nas pozabijać? - Malika złapała siostrę za brudną tunikę i złością maskowała strach. Naina po raz pierwszy od pięciu lat się uśmiechnęła i spokojnie odjęła ręce siostry od ubrania.
- Powiedziała, że przyszła nam pomóc i mamy uciekać.
Jakimś cudem strażnicy nie podnieśli alarmu, nikt w ogóle nie zareagował na ucieczkę dzieci, dopiero następnego dnia znaleziono siedemdziesięciu żołnierzy z nocnego patrolu, albo to, co z nich zostało. Wśród cichego rozgardiaszu Naina pociągnęła Malikę i Ace'a w przeciwną stronę, wyraźnie kierując się na pustynię.
- Kto powiedział? Jaka ona? I gdzie ty mnie w ogóle ciągniesz?!
- Lenora - szepnęła podekscytowana ośmiolatka, sprawiając dziwne wrażenie nie do końca świadomej tego, że znajdowała się na pustyni, poza Podziemiem. Malice nie podobał się stan Nainy, euforyczny, nadający głosowi piskliwego tonu.
- Dobra, ale ta jaszczurka?! Co to było?! I po co nas ciągniesz za wydmę?! Naina!
W ciemności coś się poruszyło. Malika zatrzymała się gwałtownie, puszczając rękę siostry, a ta pobiegła do poruszającego się kształtu, nie podzielając strachu pozostałej dwójki.
Współwięźniowie dawno zniknęli w ciemnych uliczkach Al-Kariby, po omacku szukając swoich domów lub zwyczajnie miejsc, w których mogliby się ukryć. Malika wolała być wśród nich, zresztą Ace także. Tylko Naina coś kombinowała.
- Ace? - Ośmiolatka znów podbiegła i z radosnym uśmiechem zaczęła recytować: - Twoja mama na ciebie czeka na ulicy Kardamonu, nie będą cię szukali bo mają dosyć zabijania, powiedzą, że wszystkich znaleźli i zabili, ale teraz musisz już iść. Spotkamy się za kilka dni, idź.
Ace spojrzał na Malikę ogłupiały, i gdyby mógł zobaczyć jej twarz, pewnie dostrzegłby wyraz znanego szoku.
- Bredzi, ma gorączkę - orzekła starsza siostra, a zniecierpliwiona Naina pociągnęła ją za rękę i gdy po minucie Ace je zawołał, odpowiedział mu porywisty, nienaturalny wiatr, ogłuszający szum i krzyk Maliki zmieszany ze śmiechem Nainy. Zniknęły w mroku bezksiężycowej nocy a oszołomiony Ace do rana siedział na piasku, niemal zamarzając.

- Lenora otworzyła cele i zrobiła dla nas wyjście. Wszyscy trafili bezpiecznie do domu i rzeczywiście, nigdy nie wrócili do Podziemi, choć wielu z nich zginęło w ulicznych potyczkach z żołnierzami. Ludzie na wschodzie są zmęczeni tyranią, Laxus, ale są zbyt głupi by zrozumieć, że za bunt nie będzie boskiej kary - zakończyłam, sama zmęczona długą opowieścią, w której pominęłam wiele bolesnych wydarzeń. Śmierć Tality była tylko kroplą.
Szare oczy maga patrzyły na mnie z dziwnym wyrazem, jakby był zaskoczony i zdegustowany jednocześnie, a kiedy skończyłam, oboje długo milczeliśmy. Majnu dawno chrapał w najlepsze, nie mając ochoty wracać do przeszłości, za oknem hulał letni deszcz, tłukąc o szyby, zatrzymując całkowitą ciszę. Odżyły wszystkie wspomnienia, wszystkie krzyki i płacz, oraz świadomość, że byłam w piekle i przez trzy lata codziennie spotykałam śmierć. Miałam dosyć pytań i dosyć pretensji, postanowiłam już dawno, że zapomnę o tych, którzy odeszli. Na świecie było zbyt wielu żywych, by martwić się poległymi.
- I twoim ojcem jest Gildarts – skonstatował w zamyśleniu, jakby od dawna o tym wiedział. Odwróciłam głowę, ze złością słuchając tłukącego o szyby deszczu. - Co zrobisz, jak go spotkasz?   
- Chciałabym się dowiedzieć, gdzie wtedy był.  
- A te tysiąc żołnierzy?
 - Och, głupota, żadne tysiąc - mruknęłam, poprawiając się w fotelu - któregoś razu na targu w Ramie zaczepił mnie patrol. Zaraz się rozniosło, że buntowniczka jest w mieście więc zleciał się cały oddział. Podczepili się pod to inni i mnie otoczyli. Ryknęłam, fakt, zawaliłam przy tym kilka budynków, więc zasypałam niemal wszystkich. Ze dwustu może ich tam było - uśmiechnęłam się, wzruszając ramionami.
- Plotki - skwitował. Pokiwałam głową. - I roznosi je twoja siostra.
Tutaj też nie mogłam się nie zgodzić.
- Malika ma szczególne upodobanie w straszeniu ludzi. Ale rzeczywiście, czy tysiąc, czy dwieście, zabiłam ludzi - dodałam poważniej, i choć bardzo chciałam, nie czułam żalu. - Nazwano mnie Valkirią i wyznaczono nagrodę. Tak naprawdę w Magnolii i w Fairy Tail przebywam nielegalnie. Mistrz powinien zgłosić moją obecność i oddać mnie władzy. 
- Prędzej się przekręci, niż to zrobi - odparł Laxus i wyprostował się w fotelu.
- Czy teraz odpowiedziałam na twoje pytania? - odwróciłam głowę, mając nadzieję, że wszystko między nami zostało wyjaśnione i nie będę musiała znów wracać do przeszłości.
- Teoretycznie tak, ale pewnie coś sobie przypo...
- Doskonale! Więc teraz może raczysz oświecić mnie, głupią chłopkę z pustyni, i wyjaśnić, co skłoniło cię do zadłużenia gildii na rekordową cenę? O, i chciałabym wiedzieć, dlaczego nie upilnowałeś Graya i Erzy, skoro mają taki pociąg do destrukcji? A w ogóle to gdzieś, u diabła, był, jak Mirajane i Erza wysadziły w powietrze tory kolejowe? I co zrobiłeś w Oshibanie?!
 
Następnego dnia rano oficjalnie wróciłam do gildii, gdzie przywitano mnie aż nazbyt wylewnie. Gray nie odstępował mnie na krok i postanowił, że będzie spał w moim domu, żeby mieć pewność co do mojego powrotu. Kochany malec pod moją nieobecność zmienił się w nastolatka drącego koty z rówieśnikiem, Natsu Dragneelem. Nad tą wesołą dwójką sprawowała pieczę czternastoletnia Erza i cieszyła się niesamowitym respektem. Co do Levy, przebrnęła przez niewielką część biblioteki gildii, lecz wprawiła mnie w zdumienie oznajmiając, że nauczyła się pisma sunickiego, co jak na jej jedenaście lat było niesamowitym wyczynem. Mirajane nadal warczała na wszystkich, ale wydawało mi się, że od naszego ostatniego spotkania zrobiła się sympatyczniejsza. Absolutnie nie odnosiło się to do mnie, bo na wstępie zamachnęła mi pięścią przed nosem i niewiele brakowało, by permanentnie złamała mi nos.
- Siostrzyczko!
Mała Lisanna z pobłażliwym uśmiechem zbliżyła się do nas i zupełnie mnie nie rozpoznając zaproponowała, że zaprowadzi mnie do mistrza. Dziadek Makarov siedział na poczesnym miejscu, to jest na kontuarze, i z daleka kiwał na mnie ręką, rozmawiając o czymś z Iskierką.
- Dziękuję, malutka, ale jakoś sobie poradzę - odparłam i obeszłam Mirę szerokim łukiem, tak na wszelki wypadek. Niektórzy mnie rozpoznawali, inni nie zwracali na mnie większej uwagi. Dostrzegłam sporo nowych twarzy, a w całej gildii huczało od rozmów, śmiechu i okrzyków bitewnych.
- A, wróciłaś? Dlatego Laxus łazi nieogarnięty!
- Bickslow! Zaraz do ciebie wrócę, tylko muszę...
- Tak, tak, romans ważniejszy. Spokojnie, zaczekam.
Dobiłam do kontuaru i zostałam czule poklepana po głowie przez małą dłoń staruszka z pasiastą czapką. Uśmiechnęłam się z przymusem, nie mogąc opanować wzruszenia ściskającego mi gardło, bo wraz z tym gestem zrozumiałam, że naprawdę wróciłam na właściwe miejsce. 
- Witaj w domu, dziecko. Czekaliśmy na ciebie - powiedział Makarov, a Okeyla z krzykiem podbiegła, nie reagując na oburzonego Macao i wymówkę o jego herbacie.
- Ale się cieszę! Jak wyrosłaś! Teraz to już pewnie masz faceta, co? Och, pardon, Laxus, nie miałam nic złego...! Gdzie byłaś tyle czasu? Można było polecieć na księżyc i wrócić.
- Czy ja wiem? Tylko trochę, ale nie chcę rosnąć bardziej. Oczywiście, że mam faceta - wskazałam na Majnu siedzącego w dostojnej pozie obok mistrza. - Mam tyle do opowiedzenia! Obeszłam całą pustynię ze cztery razy! Malika nie dawała mi żyć! Przysięgam!
- No, ale co tam robiłaś?
- Jak to; co, trenowałam oczywiście, żeby móc skopać Iskierce ten zarozumiały...
- Nie wysilaj się, rozwaliłbym cię w mniej niż minutę - Lax raczył na mnie zadziornie spojrzeć i prawie miał na czole napisane zaproszenie. Pokiwałam głową, słysząc bojowy okrzyk Graya i żądanie Majnu o krewetki.
- I sprawdzimy to niedługo, chcę zobaczy twoje postępy.
Cieszyłam się. W moim wnętrzu kiełkowało poczucie bezpieczeństwa i bezbrzeżnej radości, bo mając wokół siebie tylu ludzi nie musiałam się bać. Nie musieli mnie kochać, wystarczyło, że byli obok i akceptowali mrok mojej magii. Fenomen Fairy Tail polegał na tym, że jej magowie potrafili zrobić z ciebie niewolnika za twoim przyzwoleniem. Ktokolwiek wszedł w mury gildii, pragnął być częścią. Śmiać się, walczyć i trenować, a nawet płakać razem. Było coś niesamowitego w tym słowie, którym dziadek podkreślał nasze relacje, "rodzina" do której należałam, i nie miałam najmniejszej wątpliwości co do tego faktu.
Dawno wybaczyłam im incydent po kradzieży w Oak i z tego, co widziałam, oni mi także. Z małego światełka pulsującego w duszy rozlewał się blask na mnie całą. Było mi ciepło ze świadomością, że mam ich wszystkich. Należałam do gildii wróżek.

- A Laxus mi powiedział, że ty jesteś Smoczym Zabójcą - dobiegło mnie po kilkunastu minutach wesołej rozmowy z dziadkiem, Okeylą, Ever i Freedem. Iskierka się nie odzywał, ale wiedziałam, że słuchał każdego słowa. Rozejrzałam się wokół i dostrzegłam chłopaczka z białym szalikiem owiniętym wokół szyi, co wzbudziło największą ciekawość, bo w końcu był maj. Na dodatek trzymali się z Grayem za kołnierze więc coś stanowczo musiało być nie tak.
- Jak ostatni raz sprawdzałam, to rzeczywiście byłam nim. Gray, puść go, jak ty się zachowujesz?
Chłopcy odstąpili od siebie, a dziecko, od którego wionęło mocnym zapachem czegoś spopielonego, butnie podparło się pod boki, obdarzając przy tym Laxusa wyzywającym spojrzeniem, i wyjaśniło:
- Jestem Natsu Dragneel i wyzywam cię na pojedynek!
- Ty kretynie! Erzy nie potrafisz pokonać! Ani Laxusa - zawołał Gray, zdejmując z siebie koszulkę jeszcze szybciej, niż kiedyś. Byłoby gorąco, gdybym w porę się nie zgodziła.
- Dobra, Natsu, będę twoim przeciwnikiem. Dawaj.
- Ale co, tutaj? Teraz? - pytał, skonfundowany moją natychmiastową zgodą i konspiracyjnym milczeniem reszty magów. - No dobra! Pięść ognistego...!
Stosowanie magii mistrzów nieszczególnie mi szło, choć każdego dnia poświęcałam na to co najmniej godzinę czasu, co tylko dowodziło, jak trudny był to rodzaj magii. Niemniej ten śmieszny poziom, który osiągnęłam, wystarczył w zupełności, by różowe kosmyki na głowie chłopca stanęły dęba ze strachu, a on sam padł na podłogę, razem z Grayem, Ever i Okeylą. Freen i Bickslow zachwiali się niebezpiecznie, ale wytrzymali, z kolei Makarov pokiwał głową z uznaniem. Aprobata tego człowieka naprawdę wiele dla mnie znaczyła
- Przesadziłaś, tak, tak! Jak nie umiesz się hamować, to się nie rozpędzaj - wyrzucił Majnu, zapychając się ostatnią krewetką. Spojrzałam na niego ze złością i bezradnie wzruszyłam ramionami przed mistrzem.
- Co poradzę? Nie wiedziałam, że tak zareagują - tłumaczyłam się, słysząc drwiący śmiech Iskierki.
- Postaw ich na nogi, znasz magię leczniczą - wykrztusił.
- Na strach nie ma lekarstwa. Zamknij się, głupia Iskrówo! Pomóż mi jakoś - jęknęłam, nie wiedząc co robić w takiej sytuacji. Laxus, nie przestając się śmiać, podniósł nastoletnich magów do góry i po chwili zobaczyłam dwie iskry przeskakujące po ich ciałach. Obudzili się natychmiast i rozejrzeli wokół, niczego nie rozumiejąc.  
- Co? I już?! Nie liczy się! Nie widziałem, jak się bijesz! - zaprotestował Natsu, ale coś w spojrzeniu Laxusa kazało mu milczeć i odejść z urażoną dumą. Razem z nim odfrunął błękitny pobratymiec Majnu, Happy. Okeylę i Ever postanowiłam obudzić sama i szklanka zimnej wody sprawdziła się równie dobrze, jak kilka voltów.   
Po tym, jak zdałam relację ze wszystkiego, co robiłam w ciągu trzech lat, i wysłuchałam wszystkich po kolei zauważyłam, że zrobił się wieczór, Macao i Wakaba zdążyli się dwa razy pobić, a Mira pomagająca Okeyli stłuc cztery szklanki i sprać Maxa za nabijanie się z Elfmana. Bilans i tak był na plusie, bo przez cały dzień nie pojawiła się Red. Zaczynało to zresztą budzić moją ciekawość, szczególnie, że gdy zapytałam o to Iskierki, odparł ironicznie:
- Kto wie, może odprawia egzorcyzmy, żebyś znów zniknęła?
- Zamknij się. Jeśli ktoś będzie odprawiał egzorcyzmy za moim odejściem to tylko ty. Idziemy, starczy pogaduszek, chcę zobaczyć efekty trzech lat - ucięłam, wstając od stołu i zgadzając się na błagalną prośbę Graya, by mi towarzyszyć. Nie mogłam mu odmówić, choćby prosił o niemożliwą rzecz.
Laxus podciągnął koszulkę i z namysłem przyglądał się pięknie wyrzeźbionemu sześciopakowi, co w duchu przyznawałam.
- Oto efekt.
- Marny - skomentowałam, poprawiając kucyka na czubku głowy, a Laxus prychnął.
- Wiem, że ci się podoba, nie musisz udawać.
- Podobałby mi się bardziej, gdybyś nie był taki zarozumiały, arogancki, wredny, bezczelny, irytujący...
- Dobra, przyjąłem. Teraz mogę spuścić ci lanie życia - wzruszył obojętnie ramionami, gdy wychodziliśmy z gildii. Zaśmiałam się krótko i poklepałam go konfidencjonalnie po ramieniu.
- A w Świętego Mikołaja wierzysz? Bo to na jedno wychodzi.      


Ostatnimi czasy zbyt wiele myśli poświęcałam negatywnym stronom każdego przedsięwzięcia. Szczególnie obawiałam się poważnych rozmów których tematy niekoniecznie mnie dotyczyły. Na przykład dialog z Erzą wzbudzał we mnie silny niepokój, nie dlatego, że ja byłabym jego centrum, ale ponieważ miałam zmusić ją do powrotu w przeszłość o której wiedziałam, iż jest bolesna. Czternastoletnią Scarlett zapamiętałam jako cichą, stroniącą od ludzi dziewczynkę, a teraz miałam przed sobą bardzo silnego maga o władczym spojrzeniu, budzącego mir wśród społeczności Fairy Tail. Nawet Macao i Wakaba chodzili obok Erzy na palcach, nie mówiąc o tym, że Bickslow, chętny wbić szpilę każdemu, zwyczajnie przy niej milczał. Nie wzbudzała we mnie strachu, ale szacunek, bo choć wątpiłam, żeby sięgnęła mnie którymś ze swoich ostrzy, to jej magia podmiany była świetnie rozwinięta.
Nawet gdybym chciała zapomnieć o obietnicy danej Mistgunowi, Majnu skutecznie mnie od tej odwiódł, nie sprzeniewierzając się swojej roli opiekuna. Wytarł pyszczek w mój rękaw i oznajmił, że albo pójdę do Erzy i z nią porozmawiam, albo on będzie ingerował. Cokolwiek ta ingerencja oznaczała, wolałam na nim nie polegać. Zniosłam podejrzliwe spojrzenie Iskierki i próbowałam nie doznać żadnego uszkodzenia podczas karkołomnego wyczynu jakim był spacer przez salę, a okazji do złamania paru gnatów miała aż nadto. Max i Reedus o coś się sprzeczali, wkrótce wpadł Macao i zaczęła się awantura na trzy kolejne stoły. Gdzieś z tyłu Laki i Mira warczały z każdą chwilą o ton wyżej i w porę się uchyliłam, nim zarobiłam krzesłem z połamanymi nogami. Zastanawiało mnie, jak w  takich chwilach dziadek może spać, będąc niemal w centrum? I że jeszcze nikt nigdy go niczym nie uderzył! Szczególna opatrzność boska.
Dobiłam do stołu przy którym siedziała Erza, osobliwie nie szykowała się do boju, bo konsumowała jakieś ciasto z kremem i była tym tak zajęta, że mnie nie zauważyła, póki się nie odezwałam.
- Chciałabym z tobą porozmawiać – zaczęłam, widząc zaskoczenie na jej twarzy. Przełknęła w pośpiechu i odłożyła talerz z niedojedzoną porcją. Pachniało truskawkami.
- O czym?
- Wątpię, żebyśmy się dobrze zrozumiały w takim gwarze, pozwól do biblioteki – zaproponowałam z uśmiechem. I tym razem obyło się bez uszczerbku na zdrowiu, choć docierały do mnie wyraźne zaproszenia do bitwy w której brała udział niemal cała gildia. Laxus konsekwentnie wyniósł się piętro wyżej i chyba ktoś zarobił piorunem, tylko nie zarejestrowałam, kto. Nim Gray przyładował młotem w Doroya, a Jet zwiał przed płomieniami Natsu, zamknęłyśmy się w bibliotece. Usiadłyśmy przy jedynym stole i przez chwilę patrzyłyśmy na siebie z zakłopotaniem.
 - Jest pewna rzecz, pewne pytanie, na które odpowiedź znasz tylko ty – zaczęłam powoli, z namysłem, nie chcąc jej wystraszyć, nawet jeśli Erza sprawiała wrażenie niezdolnej do lęku. – Wiem, że to może być dla ciebie bolesne, ale potrzebuję informacji na temat Jellala Fernandesa.
Szok na jej twarzy sprawił, że zaczęłam jej współczuć, bo nie należał do tych z rodzaju przyjemnych. Erza, o której słyszałam, iż jest najsilniejszą dziewczyną w tej gildii, zaczęła się trząść.
- Po co… - zaczęła ściszonym głosem, nieświadomie sprawiając, że chciałam się wycofać.
- Szukam go – podjęłam wreszcie, po kilku minutach walki w myślach. Skoro zaczęłam, cokolwiek podejrzanie, to musiałam skończyć, nie ujawniając zbyt wielu danych. – Wiem, że potrzebuje pomocy i chcę spróbować…
- On nie był sobą – przerwała mi, odwracając wzrok. – Coś go opętało, widziałam. Budowaliśmy System R, to znaczy Wieżę Niebios. On… Jellal wcześniej był normalny. Byliśmy przyjaciółmi, a po tym, jak go zabrali, wcale nie był sobą – opowiadała chaotycznie, ściągając brwi, jakby nie pamiętała wypadków sprzed kilku lat. Pomiędzy kolejnymi zdaniami były długie przerwy. Wydawało mi się, że Erza wyparła wiele szczegółów, że zmusiłam ją do wyciągnięcia ich na światło dzienne. Instynktownie wyciągnęłam do niej rękę, nie cofnęła się i oddała uścisk dłoni. Widziałam, że rozumiała, co chciałam jej przekazać. Po kilku minutach znów zaczęła, tym razem spokojniej.
- Próbował mnie uwolnić, ale strażnicy go złapali i zamknęli w celi. Wiem, co się tam działo, bo straciłam oko po nieudanej próbie ucieczki. Podczas buntu nagle się zjawił i zabił wszystkich strażników. Wszystkich – powiedziała twardo i rysy jej twarzy wygładziły się. – Nie wiem, co to było, ale Mirajane opisywała mi raz opętanie. To tak właśnie wyglądało. I oni wszyscy tam zostali. Żeby zbudować wieżę.
Zmartwiałam, lecz z przyklejonym do twarzy uśmiechem wydukałam parę słów podziękowań. Na pewno obiecywałam jej, że coś zrobię i że bardzo mi pomogła, ale kiedy wychodziłam na salę, wcale nie czułam tej pewności. Wcześniej po prostu nie wierzyłam, by coś rzeczywiście mogło opętać wówczas kilkulatka, ale cokolwiek to było, nie należało to bezpiecznych. Co więcej, Erza znała lokalizację Jellala, należało tylko ustalić, gdzie dokładnie budowano System R.
Przeszłam przez salę, w której wciąż huczało, jakbyśmy byli na polu bitwy, i już docierałam do schodów na drugie piętro, by porozmawiać z Red, gdy coś uderzyło mnie w głowę tak mocno, że miałam łzy w oczach. Wybitnie nie byłam w nastroju. Zgasły światła i w gildii nagle zrobiło się cicho.
- Który we mnie rzucił?
- On – Ktoś wypchnął przed szereg Natsu, dobrze widocznego w świetle księżyca wpadającym przez jeszcze całe szyby. Zamaszystym krokiem podeszłam do dzieciaka i wymierzyłam sprawiedliwość, niewspółmierną do popełnionego czynu, bo po prostu nie miałam czasu, ale efekt i tak był zadowalający. Smoczy Zabójca nie spojrzał w moją stronę przez cały tydzień.
Gdy światła znowu zabłysły, a magowie ucichli, zawitałam na drugie piętro przeznaczone do użytku magów klasy S. Jedynie tychże, o czym zostałam natychmiast poinformowana przez tę rudą cygankę.
- Nie obchodzi mnie to. Musisz znaleźć Mistguna na dziesięć minut temu, to ważne – odparłam rzeczowo, nie zawracając sobie głowy siadaniem. Laxus łaskawie zdjął słuchawkę i pokazał jako takie zainteresowanie tematem, a Majnu, który pod moją nieobecność przypałętał się do niego, zwyczajnie spał, zamiast udzielać mi wsparcia.
- Po co ci on?
- Muszę powiedzieć mu coś ważnego.
- I nie możesz poczekać, aż wróci?
- Zapewniam cię, Iskierko, że gdybym nie czuła takiej potrzeby, nie zjawiałabym się na tym piętrze – powiodłam wzrokiem po tarasie, z ironicznym uśmiechem mówiącym ile mnie obchodziła ranga S – i nie prosiłabym o pomoc jej – wskazałam głową Red, która z cierpkim uśmieszkiem tasowała karty.
- No to idę z to…
- Nie! To jest… - zaśmiałam się nerwowo, uparcie nie reagując na chmurne spojrzenie Dreyara, w którym wyczytałam rychłe nadejście burzy. Nie chciałam kłótni z Laxusem, a ten nie chciał współpracować.
- Znów masz sekrety, Przybłędo – skomentował. – I to z Mistem. Jak kroi wam się romans, to zwalniam cię z obowiązku chodzenia ze mną do roboty.
- Durna Iskierka – mruknęłam z przekąsem i splotłam ramiona na klatce piersiowej. – Ja nie mam obowiązku chodzenia z tobą dokądkolwiek, robię to bo lubię patrzeć, jak się męczysz nie używając mózgu.
- A propos męczenia się… – Zupełnie zignorował mój przytyk i oparł łokieć na stole, co było niewerbalnym sygnałem do rozpoczęcia kłótni. – To czy nie ty siedziałaś sparaliżowana na większości naszych misji? To musiała być katorga, co?
- To musi być przyjemne, takie życie w swoim własnym świecie.
- Miałem mówić to samo. A teraz poważnie, Naina. Co jest?
Zaczyna się robić niebezpiecznie, gdy Laxus Dreyar mówi do mnie po imieniu i poprzedza to wyrażeniem „na poważnie”. Czyli żarty się skończyły, a ja powinnam mu wszystko powiedzieć.
- Cóż, jest to związane z przeszłością, jego ciągłym znikaniem bez słowa – wyliczałam, choć poznałam symptomy powolnej utraty cierpliwości przez Gromowładnego. Wierzcie, lub nie, ale doprowadzanie go do takiego stanu wcale mnie nie bawiło. No, czasami. A w tamtej sytuacji nie miałam prawa powiedzenia mu prawdy o bliźniaku Mistguna i o…
- Chodzi o Jellala? Znalazłaś tego szczyla?
I mimo wszystko Lax potrafił sprawić, że opadała mi szczęka.
- Skąd ty o nim wiesz?
- Chyba Mist musiał mi o tym powiedzieć, nie? Nie jestem jasnowidzem. Ludzie, ale ty czasem nie myślisz.
- Nie zapędzaj się, Iskrówo, bo zapomnę o dobrym wychowaniu.
- Idę z tobą, jak Red się dowie, gdzie ten wypłosz się szlaja. Jak chcecie się w coś wpakować, to muszę być obecny.
- Dzięki za twoją łaskawość, wasza gromowładna wysokość.
- Nie ma sprawy, odrobisz w polu.


5 komentarzy:

  1. Kocham. Tę. Opowiadanie. Piszę tylko tyle, bo jutro trza iść do szkoły :/ W każdym razie DZIĘKUJĘ <3

    OdpowiedzUsuń
  2. (…) w ciszy znosiła wszystko wierząc w słowa Maliki o wolności. Tylko czasem zdarzyło (…)
    Po 'wszystko' przecinek, jak się nie myle i czy nie lepiej 'czasem zdarzało" bo 'czasem' sugueruje, ze nie było to raz, no nie?
    Pzt, och, tesknilam. Do opisow takich jak ten. Żeby żywo, żeby widzieć to wszystko.

    Malika <3 " To zdechnij z glodu, glupia". Full of sister's love <M


    Plotki???? Ahahah, nieźle. I pada, że je roznosi twoje siostra, u gut, dobrze wlazło ;D Nie trudno mi sobie wyobrazić, ze Malika jest do tego zdolna ;D

    Pardon, Laxus ;D Jezu, Rhan, jak ja tesknilam, kuzwa i chyba tesknilam już ktorys raz nie? Nie chce już tesknic, ja chce HG czytac rrrregularrrnie! Da się zalatwic? Rhan, musi się dac, ey. Czuje się jak Naina, ktorej tez sporo w gildii nie było. Nje wiem nic na temat jej ojca -.- czuje się jak głupek.

    Głupia Iskrówa.
    No odlece <3

    Manifestacja siły przezd młodymi i te wzruszenie ramion. Wiiidzę.

    O, o, właśnie, Red jeszcze nie było. O, czuje kłopoty. A może nie? Może uda, ze jest ponad to wszystko?

    "
    niemożliwą rzecz.
    Laxus podciągnął koszulkę i z namysłem przyglądał się pięknie wyrzeźbionemu sześciopakowi, co w duchu przyznawałam.
    - Oto efekt.
    - Marny"
    Spadłam z kanapy dziekuje.

    Ale czo Naina zrobila Natsu? ;D

    "
    Ja nie mam obowiązku chodzenia z tobą dokądkolwiek, robię to bo lubię patrzeć, jak się męczysz nie używając mózgu."
    Błagam, mów do mnie jeszcze. Zatrudnie Cie,
    "
    - To musi być przyjemne, takie życie w swoim własnym świecie."
    Thx <3


    i ten, to obrrrrobisz... a nie, odrrrrobisz w polu... fiu fiu fiu. <3 Jestesmy wilczy, kcemy rrromasów! :D

    dobrze Cie widziec z powrotem. Zostan. DO KURWY NEZDY. nie bylabym soba... :*

    OdpowiedzUsuń
  3. No. Kuźwa, jakie ja miałam wyczucie!
    O jaaa, jakie napięcie, a potem taki totalny smuteczek, w tej celi. O jaaa............
    Oh, czyli jednak Naina nie zabiła żołnieży. O.o
    Dobrze, że Naina wróciła, wreszcie.
    Lol? Co Naina zrobiła Natsu?!
    " - Chodzi o Jellala? Znalazłaś tego szczyla?
    I mimo wszystko Lax potrafił sprawić, że opadała mi szczęka.
    - Skąd ty o nim wiesz?
    - Chyba Mist musiał mi o tym powiedzieć, nie? Nie jestem jasnowidzem. Ludzie, ale ty czasem nie myślisz." <3
    "ale ty czasem nie myślisz" - <3
    " - Dzięki za twoją łaskawość, wasza gromowładna wysokość.
    - Nie ma sprawy, odrobisz w polu."
    Piękne zakończenie <3
    W ogóle, widziałam rozdział już wczoraj, ale zabrakło mi sił na komentarz.

    OdpowiedzUsuń
  4. KURWA MAC.
    znajde Cie.
    i pozalujesz.

    OdpowiedzUsuń