21. Kilka słów prawdy.

Podzieliłam na dwie części. Jestem zadowolona z tego rozdziału, wyszedł tak, jak chciałam. Kolejny pojawi się prawdopodobnie w dniu urodzin bloga. 
Bajdełej kochani, Rhan jest dziennikareczką na Wywiadach z autorami blogów, ktoś miałby ochotę być przepytany? 
Indżoj! 

Edit: A tutaj mamy wywiad na który serdecznie zapraszam wszystkich zainteresowanych skromną (akurat) Boleyn.


Mistgun zjawił się w porcie jako drugi, zaraz po mnie, i z obojętną miną przysłuchiwał się jak psioczę na nowy środek transportu, zacumowany w jednym z doków. Białe żagle z emblematem Fairy Tail pyszniły się na tle porannego nieba, a pomalowane czerwoną bejcą belki burty lśniły w lipcowym słońcu sprawiając, że człowiek chciał popłynąć w szeroki świat.
No, właśnie, ale nie ja! Już słyszałem głupie teksty Ryu o mojej chorobie lokomocyjnej i wiedziałem, że póki będziemy na bujającym się pokładzie, nie zarobi ode mnie ani razu! Ludzie…
- Wyglądasz, jakby wcale nie bawił cię egzamin. – Ciemne oczy jedenastolatka wbiły się we mnie z zainteresowaniem by po chwili obejrzeć statek.
- Nie bawi mnie droga na egzamin, ale cała reszta jest super. Rozwalę cię Mist. – Czułem rozpierającą energię, dzięki której mogłem poruszyć niebo, a hamowana była jedynie godziną rejsu. Tylko godzina, Laxus.
- Powodzenia – rzucił niby lekkim tonem, pod którym czaiło się wyzwanie.
Nie, nie, wczoraj wieczorem postanowiłem, że wrócę z Wyspy Wilka jako mag S, w pełni świadomy władzy tego tytułu, który dzierżyli Gildarts i dziadek, jedyni w całym Fairy Tail. Nie miałem zamiaru czekać przez kolejny rok, bo kto inny poza mną mógł wygrać? Ryu? Kategoryczne nie. Mistgun? Wstyd by się było na oczy ludziom pokazywać. Bickslow? Od biedy, ale po dłuższym zastanowieniu i on odpadał. Reszty nie brałem pod uwagę nawet w najgorszych wyobrażeniach, bo resztą była Red.
Jej wygrana z Nainą była według mnie oszustwem. Zwykła farsa którą Przybłęda zaczęła, bo wiedziała, że się przyglądam i dała się pokonać. Red nigdy nie pokonałaby Nainy, gdyby ta wzięła pojedynek na poważnie. Nie chodziło o sam poziom magii, choć wątpiłem by zwykły mag mógł stawać przeciwko Smoczemu Zabójcy, poza Gildarstem i dziadygą, bardziej o sposób w jaki ją wykorzystywały, bo Przybłęda miała magię we krwi. Nie było niczego niezwykłego jak przykładała rękę do grayowego kolana, bo niezdara potknął się o własne nogi i grzmotnął na ziemię, zamiast plastra, i po chwili nie było śladu skaleczenia. Wszystko robiła tak naturalnie, jakby się z tym urodziła. Ponad to Naina była inteligentna i przeważnie myślała, zanim coś zrobiła. No, nie zawsze, bo lubiła spontaniczne akcje i czasami jej tok rozumowania mnie przerażał, ale była po prostu za mądra.
Stojąc w porcie i rozmyślając o tym wszystkim, zacząłem się zastanawiać dlaczego nie przyszła się pożegnać? Fakt, wybywaliśmy tylko na jeden dzień, ale sądziłem, że przyjdzie i rzuci jakieś zaklęcie na chorobę lokomocyjną. Lecz poza Mistgunem obok mnie i dziadkiem na statku, nie było nikogo z Fairy Tail.
- Nie przyjdzie – usłyszałem ściszony głos Mista i ściągnąłem brwi, nie rozumiejąc. – Naina.
- A skąd wiesz, że akurat o niej myślę? I skąd ta pewność? – Założyłem ramiona na klatkę piersiową i udawałem, że nie widzę zaskoczonego spojrzenia maga.
- Nic ci nie powiedziała?
- Niby co?
- O, chyba się nie spóźniłem, co?! Laxus, ale masz głupi wyraz gęby! Dzisiaj dowiesz się, kto jest silniejszy, szczeniaku! – Mistgun się wycofał, słysząc krzyki nadchodzącego Ryu, na którego popatrzyłem z politowaniem i zignorowałem. Nie miałem pojęcia o czym mówił Mist, ale jego reakcja i słowa „nie przyjdzie” w połączeniu z wczorajszym wieczorem sprawiły, że poczułem niepokój. Przybłęda oberwie, jak wrócę, bo najwyraźniej coś ukrywa i o tym czymś wie ten konus, Mistgun.
- Hej, Gromowładny! A gdzie twoja nauczycielka? – Ryu zdzielił mnie w plecy tak, że prawie zabrakło mi tchu.  Nie czekając na wrzask dziadygi, że mamy się uspokoić, odwinąłem się i grzmotnąłem tak mocno, jak aktualnie potrafiłem. Odchylił się z kpiącym spojrzeniem i złapał mnie w przegubie, zaciskając prawicę w pieść. – Nie przyjdzie się z tobą pożegnać? Ale to mądre, po co tracić czas na nieudaczników?
- Aleś się przyczepił do Przybłędy… - Szarpnąłem się, a że nie chciał puścić – potraktowałem go paroma voltami. Odskoczył z uśmiechem, jakby czekał na taką reakcję. – Jak wrócimy, to cię z nią umówię. Wózek inwalidzki gwarantowany, jak powiesz jej, że nie powinna być magiem bo jest dziewczyną.
- Spróbuję – zapewnił i miał zamiar znów uderzyć, ale między nas wpadł Mist, blokując nasze ataki jedynie rękami. Przez  chwilę staliśmy w ciszy, oddychając płytko, gdy nagle przez burtę wychylił się dziadek i zobaczył, co się dzieje.
- Głupie bachory! Nie umiecie ustać w miejscu przez parę minut?! Laxus i Ryu, zaczynacie dwie minuty po rozpoczęciu egzaminu! – Odeszła mi wszelka ochota na walkę i odwróciłem się do dziadygi, ale ten już zniknął i opuścił trap na statek. Na odchodnym posłałem frajerowi spojrzenie mówiące „jeszcze się spotkamy” i poszedłem przodem.
Ostatni na statku był Bickslow, bo Red zjawiła się w parę minut po niefortunnym zderzeniu na pomoście  i wydawała się trochę przygaszona, co postawiłem na karb świadomości, że przegra.
Nim odbiliśmy od brzegu, schowałem się w dziadkowej kajucie i tam jakoś przetrwałem  godzinę rejsu na Wilczą Wyspę, choć momentami było naprawdę kiepsko. Słyszałem z pokładu przechwałki Ryu i Bickslowa, cięte riposty Red i głośny śmiech dziadka, ale za każdym razem, gdy chciałem dołączyć, mocniejsza fala uderzała w statek i skręcałem się przez następny kwadrans. Naina uznałaby to za  zabawne, że tą godzinę wspominałem jako prawie najgorszą w swoim życiu, gdyby o tym wiedziała.
Dziadek wyciągnął mnie z kajuty prawie martwego, po sześćdziesięciu minutach rejsu, prosto na piekielnie gorący pokład. Dopadłem burty, ledwo trzymając się na nogach, i wziąłem kilka histerycznych, płytkich wdechów, czując pot na plecach.
-Gorąco – syknąłem do siebie i spojrzałem w przejrzyste niebo, nie dostrzegając ani jednej chmury. Na dziobie mieliśmy Świętą Ziemię Fiary Tail, nad którą górowało drzewo Tenrou. Wyspa składała się piaszczystego parteru i skalistego piętra, a korzenie drzewa oplatały i przebijały się przez jedno i drugie. Co dziwne, na skałach było więcej zieleni i nawet jeśli pozostałe drzewa nie sięgały nawet połowy Tenrou, wyglądały nie mniej imponująco.
 Gdy dziadek  zarządził opuszczenie statku, prawie popłakałem się ze szczęścia i jako pierwszy wlazłem do szalupy, ignorując parskania Mista o złym wychowaniu. Po dziesięciu kolejnych minutach wyskoczyłem na piasek, rozgrzany od prażącego słońca, które nigdy nie zawodziło w tym regionie, ciesząc się jak dziecko i rozpierany energią, nawoływałem pozostałych, by się pośpieszyli.
- Co ci tak wesoło? Dawno w gębę nie zarobiłeś?
- Laxus, wrzuć na luz!
- Formalności chcę mieć za sobą, zamierzam zdać! – zawołałem na odczepnego i przestępowałem z nogi na nogę, gdy dziadyga nieśpiesznie wysiadał z łódki.
Poznałem po minach pozostałych, że denerwowali się bardziej niż zwykle, milczeli i nie kontrolowali swoich ruchów, a kiedy dziadyga odchrząknął, prosząc o uwagę, wszyscy wyprostowaliśmy się jak struny. Wstrzymałem oddech i zaciskałem bezwiednie dłonie, wpatrując się w starca prawie ze strachem.
- Jeśli ktoś chce się wycofać, to teraz jest odpowiedni moment – zaczął, badając wzrokiem każdego z nas. Minęła minuta i kolejna, ale nikt się nie zgłosił ani nawet nie poruszył. – Macie świadomość, że ten egzamin to nie jedna z misji które  na co dzień wykonujecie?
Kiwnęliśmy głowami, ale nadal poza dziadkiem nikt nic nie powiedział. Starzec zacisnął usta i spojrzał ponad nami, na kilka wejść do tuneli, które zobaczyłem już wysiadając z łodzi.
- Każde z was ma wybrać sobie jeden numer. Czworo zostanie zmuszonych do walki ze sobą, piąte przejdzie bezpiecznie. Na wstępie odpadną więc dwie osoby. Waszym zadaniem jest znalezienie grobu Pierwszego Mistrza Fairy Tail w ciągu dwudziestu czterech godzin. Kto zrobi to pierwszy, zdaje egzamin – zakomunikował krótko, wprawiając mnie w osłupienie. Jak to; znaleźć grób Pierwszego?  To niby jest takie trudne?!
Prychnąłem pod nosem przekonany, że tytuł maga S mam w kieszeni i odwróciłem się na pięcie, gotów do startu w każdej chwili.
- Laxus i Ryu zaczynają dwie minuty później.
- Niech to szlag! – spojrzałem nieprzychylnie na tamtego z miną „i tak mam to gdzieś”, odwdzięczył się tym samym, i czekaliśmy.
- Cztery – mruknęła Red.
- Dwa – głos Mistguna brzmiał nienaturalnie głośno.
- Weźmiemy piątkę! – zawołał Bickslow, a jego lalki mu zawtórowały.
- Jedynka! – Ryu uśmiechnął się przebiegle, jakby ten numer miał decydować o jego pierwszeństwie w zdobyciu tytułu.
- Siódemka. – Bez namysłu wybrałem ostatni tunel, z czystej przekory, i pochyliłem odrobinę głowę, szykując się jak do skoku. 

Dziadek dał znak do startu, a dwie minuty później wszedłem do tunelu nr siedem, wydrążonego w litej skale, oglądając się przez ramię na starca, stojącego bez ruchu na piasku. Stalowoszare oczy patrzyły na mnie z determinacją i czymś, co zakwalifikowałem jak oczekiwanie. Uśmiechnąłem się do siebie i wszedłem w ciemność, przekonany, że ktokolwiek stanie mi na drodze, zostanie pokonany. 
Kilka metrów po pierwszym zakręcie, który wyczułem po omacku, rozbłysły niewielkie lakrymy w kształtach sześciokątów, umieszczone na ścianach, i zapalały się kolejno przy każdym kroku. Przestałem tłumic wszelkie hałasy i pozwoliłem by prowadził mnie wyczulony słuch, na węch nie miałem co liczyć. 
Adrenalina pulsowała w całym ciele, niosąc płynną radość do każdej komórki i pobudzając każdy mięsień z osobna. Żołądek prawie fikał koziołki z podniecenia i z szerokim uśmiechem na twarzy przyjąłem zirytowany głos dochodzący z naprzeciwka. Przyśpieszyłem, omijając stalagmity jak w transie, nie zwróciłem uwagi, że od wody na kamiennym gruncie przemokły mi ulubione trampki, bo w głowie na czerwono jarzyła się myśl „mam przeciwnika”.
Przeszedłem kolejnych kilka kroków ze wstrzymanym oddechem i skręciłem w prawo, by znaleźć się w wysokiej sali, której sklepienie podtrzymywały kamienne filary zwężające się gdzieś pośrodku swojej długości. W regularnych odstępach paliły ogniste lak rymy, rozświetlając jaskinię fałszywym ciepłym płomieniem. Między filarami kręcił się Ryu z niezadowoloną miną którą zamienił na jadowity uśmiech widząc mnie.  Wyprostował się i przeczesał krótkie, czarne włosy, nie okazując zdenerwowania ani niecierpliwości, a jednak mogłem się założyć, że jedno z nich brało nad nim górę. Moja nienawiść do tego maga o szczurkowatej twarzy nie miała teraz znaczenia, chciałem po prostu porządnie go skopać i przejść dalej, udowadniając tym samym, że jestem nie tylko silniejszy, ale warty upragnionego tytułu. Buzowało w nas to samo odczucie, mogłem to powiedzieć po jego minie, i gdy posunąłem się kilka kroków naprzód, zacisnął ostrzegawczo pięści.
- Więc wnuczek Makarova zamierza mnie oficjalnie pokonać i zabrać mój tytuł… -zwiesił głos chcąc nadać sytuacji dramatycznego charakteru. Emanował pewnością siebie, cynizmem i czymś na kształt politowania, co dodatkowo podniosło poziom adrenaliny. Nie złości ale właśnie pobudzenia organizmu do walki.
- Zamknij ryj, młocie, kogo obchodzi czyim wnukiem jestem? A tytuł nie jest twój i w tym roku nie będzie. – Nienawidziłem, gdy ktoś brał pod uwagę moje pokrewieństwo z Tytanem, i nie tolerowałem tego u nikogo. Niezliczoną ilość razy wpakowałem się w kłopoty, większe czy mniejsze, i zawsze mi odpuszczano ze słowami „to przecież wnuk pana Makarova”. Robiło mi się od tego niedobrze. Czasem nachodziła mnie myśl, że  gdybym usłyszał coś takiego od Mista czy Przybłędy to urwałbym im łby. Zmusiłem się do brania głębszych oddechów  i usłyszałem syczenie iskier, gdy magia przybrała swój pierwotny kształt, nie zadając sobie trudu by mnie o tym wcześniej poinformować. Ryu obserwował mnie spod przymrużonych powiek i założył ręce na klatce piersiowej, nie wydając się być przejętym ni w ząb, a jednak ziemia pod jego stopami zafalowała w odpowiedzi na błyskawice.
Uśmiechałem się, czułem to,  ale to nie był przyjemny uśmiech. Nie miał też nic wspólnego z serdecznością, a jego odbicie zobaczyłem na szczurzej twarzy. 
- Dostaniesz wpierdol – zapowiedział z prawdziwą radością, po czym spoważniał i teatralnie pacnął się w czoło. – Ale czekaj, Laxi, miałem ci coś powiedzieć. Podobno ostatnio mieliście spięcie w kopalni o Graya z paroma łowcami…
Ściągnąłem brwi w zamyśleniu i utkwiłem w nim spojrzenie, nie rozumiejąc po co zaczął ten temat.
- Ta, no i co? – Wzruszyłem lekceważąco ramionami.
- I podobno mieliście spotkanie pierwszego stopnia z lewiatanem…
To mnie bardziej zastanowiło. Skąd wiedział o wężu, skoro nikomu nie mówiliśmy? No, nikomu poza dziadygą?
- Ty, weź mi wytłumacz po co ta gadka? Jeszcze przed chwilą miałem dostać wpierdol?
- Może ta twoja Naina nauczyła cię używać mięśni, ale na pewno nie mózgu. Nie zastanawiasz się, skąd wiem? – Uśmiechnął się paskudnie i czekał, jakbym zaraz miał wpaść na coś wielkiego, a widząc, że opornie mi idzie, zdecydował się trochę pomóc. – Jak myślisz, dlaczego Gray poszedł do tej kopalni, skoro boi się ciemności? I dlaczego ci łowcy wybrali akurat to miejsce? I dlaczego żadna z tych Zabójczyń nie mogła wyczuć jego zapachu? A lewiatan? Skąd takie monstrum się tam wzięło i nie zostało przez nikogo zauważone?!
Z każdym kolejnym pytaniem otwierałem szerzej oczy i oblewał mnie pot, i mimo że miałem myśl o zdradzie, nie dopuszczałem jej do siebie.
- Przestań robić taką głupią minę! – warknął po chwili, marszcząc czoło. – Skup się, Laxus! Kto mógł donieść łowcom, że jedna z buntowniczek ze Wschodu, Valkiria, morderczyni, jest w Fairy Tail?! – Zawołał z emfazą, a jego głos długo wibrował mi w uszach, pozbawiając możliwości logicznego myślenia. Stałem i patrzyłem na niego jak na wariata, nie chcą wierzyć w to, co powiedział. Wynikałoby z tego, że ktoś z Fiary Tail, z rodziny, którą dziadek tak kochał, a którą ja podziwiałem będąc szczeniakiem, był… Zdrajcą.
- Ty im powiedziałeś? – zapytałem naiwnie i w duchu się za to skarciłem.
- Dokładnie. – Jego odpowiedz zmroziła mi krew i sprawiła, że  zacząłem szybciej oddychać. Nie mogłem uwierzyć, by ktokolwiek mógł zrobić coś takiego jednemu z nas! Nie mieściło mi się w głowie, by Ryu sprzedał Nainę, z którą może nie łączyły go więzy przyjaźni, ale znak Fairy Tail. Należeli do jednej gildii, do jednej rodziny! Co to miało, do cholery, znaczyć?!
- Lepiej żebyś miał dobre wyjaśnienia – usłyszałem swój głos, wyprany z emocji, nadal nie mogąc przyjąć do wiadomości takiej opcji. Ryu westchnął ciężko po czym spojrzał na mnie kpiąco, z cynicznym uśmiechem wymalowanym na tej szczurzej mordzie, którą oklepałbym tak chętnie, że to graniczyło z życiowym celem!
- Wyjaśnienia? Człowieku, ta dziewczyna jest warta kupę forsy! Wiesz, co mi powiedzieli? Ponoć rządzący na pustyni, jakiś książę czy chuj go tam wie, daje za nią i jej siostrę półtora miliona kryształów! Na dodatek ostatnio ktoś dołączył do tej loży sław… - ściszył głów i przypatrywał mi się jak jastrząb – Laxus Gromowładny Dreyar – wysyczał  i po raz pierwszy zobaczyłem definitywną nienawiść wypisaną na jego twarzy. – Nie udało im się was pozabijać, nawet z lewiatanem, którego pomogłem zamknąć w kopalni, ale teraz... – Rozłożył szeroko ramiona, a ja powiodłem pustym spojrzeniem po kamiennych ścianach. Gdy znów na niego spojrzałem, miał niezdrowo błyszczące oczy, a uśmiech nie schodził mu z twarzy, co wzbudziło zaniepokojenie. – Kto wie, co może się stać?
Nie bałem się. Ani przez chwilę nie pomyślałem, że Przybłęda może mieć kłopoty z powodu tego frajera, ale poprzednie wyjaśnienia w sprawie kopalni ściągnęły mój umysł żelaznymi sznurami i nie pozwalały myśleć o niczym, jak tylko o zapłacie. Miałem kiedyś podobne uczucie, w pociągu, gdy zobaczyłem nieprzytomnych Graya i Nainę, i straciłem nad sobą panowanie. Teraz było gorzej. Teraz byłem Smoczym Zabójcą.
Czułem, jak w środku, ze złości, coś we mnie pęka. Zawód, jakiego doznałem z rąk kolejnego członka gildii, kruszył wiarę w nią, już i tak delikatną i niestabilną. Ryu sprzedał nie tylko Nainę, sprzedał też mnie, do kompletu, i gdyby mógł, zmiótłby także Malikę.
- Jak mogłeś… Dla pieniędzy? – wykrztusiłem wreszcie, nie pojmując toku jego rozumowania. Zdałem sobie sprawę, że uczucie jakie żywiłem wcześniej do niego, nie miało nic wspólnego z nienawiścią. Było zwykłą niechęcią do rywala, a prawdziwa abominacja przemieszana z obrzydzeniem uderzyła we mnie dopiero teraz i zrobiła to z niezwykłą siłą. Lecz nigdy nie postąpiłbym w ten sposób i byłem gotów dać sobie za to urąbać prawicę.
Ryu spoważniał słysząc niedowierzanie i zwyczajny żal. Coś się zmieniło w jego postawie, jakby czuł wyrzuty sumienia, które po sekundzie wyeliminował.
- Nic bym do ciebie nie miał, Dreyar – zaczął spokojnie i uciekł wzrokiem. – Ale ona… Przez nią zrobiłeś się cholernie silny. – Zaśmiał się nerwowo, przeczesując włosy palcami. – To chyba jakiś kompleks czy coś, dałbym radę to znieść, no nie? Ale Przybłęda którą przyprowadziłeś do gildii to całkiem inna bajka. – Jego głos nabrał ostrego tonu a spojrzenie stało się ciężkie, nieugięte. – Mają rację, że na nią polują. Laxus, ta mała nie jest człowiekiem…
Nie czekałem na kolejne „wyjaśnienia”, w ułamku sekundy znalazłem się przy nim i tym razem moje uderzenie sięgnęło celu, a oszołomiony szesnastolatek wytarł plecami kamienną podłogę, krusząc kilka cieńszych stalagmitów. 
- Nie zrozum mnie źle, dupku, ale nie lubię słuchać bredni na jej temat. Sprzedałeś i ją, i mnie, nie zamierzam puścić tego płazem – zastrzegłem, podchodząc do niego. Otarł stróżki krwi z ust i podniósł się chwiejnie, nie robiąc nic, by mnie zatrzymać, by uciec… By zrobić cokolwiek.
- Posłuchaj przez chwilę! Ta Valkiria zamordowała…
- Wiem, co zrobiła i wisi mi to – przerwałem, nawet nie zastanawiając się, dlaczego tak nagle zmieniła się jego postawa. Teraz nie chciał walczyć, ale rozpaczliwie próbował mi coś powiedzieć. Coś, czego nie chciałem wysłuchać.
- Gdybyś wiedział, nie traktowałbyś tego tak lekko. Dreyar, to coś musi umrzeć…
- Zamknij ryj! – ryknąłem wściekle i złapałem go za kołnierz, bo miał to nieszczęście i był tylko trochę wyższy.
- Dziecko które zamordowało własną matkę i niemal wszystkie dzieci w Al-Karibie… - podjął znów, desperacko mnie odpychając, ale zabrakło mu siły mięśni, którą mi wypominał jeszcze przed paroma minutami. Uderzyłem najpierw magią, sprawiając, że na kilka chwil stracił czucie w kończynach, a potem odrzuciłem gdzieś w lewo, nie mając pojęcia o swojej sile. Jęknął, podnosząc się ponownie, lecz tym razem nie zamierzał biernie czekać na uderzenie. Chodziło o tytuł maga S, może jakiś rodzaj sprawiedliwości czy odwetu… Było mi wszystko jedno, po prostu chciałem pozbyć się parszywego uczucia pulsującego w moim wnętrzu.
- Skończ pieprzyć, człowieku. Nie masz o niczym pojęcia – warknąłem, choć gdyby powiedział „więc wytłumacz to wszystko” nie znałbym odpowiedzi. Niewiedza na temat tego kim była Przybłęda dotykała frustracji i sprawiała, ze jakaś część mnie chciała dać posłuch słowom Ryu. Przypomniałem sobie zapach drzewa sandałowego i jaśminu, zielone oczy i ciągły uśmiech, który teraz jawił mi się fałszywym, jakby miał za zadanie coś ukryć. 
Wołają tak na nią bo zabiła tysiąc żołnierzy. Jednym rykiem.
Nie powiedziała mi o tym Naina, ale Malika. Przybłęda nic w ogóle nie mówiła, przyglądała się jedynie i słuchała wszystkich, sama pozostając w cieniu. Wiedziałem o zabiciu tych żołnierzy i wiedziałem o jej awersji do nich, ale nie miałem pojęcia o jakichś dzieciach… O niczym w ogóle, do cholery, nie miałem pojęcia!
Wrócę do Magnolii i o wszystko ją zapytam. W dupie mam, że nie jest gotowa albo nie chce, opowie mi wszystko, co do słowa, a jeśli nie, to porozmawiamy innym tonem! 
Nagle wpadła mi do głowy dziwna myśl, wwiercająca się w środek mojego umysłu i nie dająca się wygonić.
- Ryu, ta walka jest bez sensu. Dziadek cię wywali – stwierdziłem z pełnym przekonaniem. – Ech… Szkoda – wzruszyłem ramionami i zamierzałem się wycofać. Ziemia ponownie zafalowała, tym razem na większym obszarze i ku mojemu zadowoleniu, wróciła mu wola walki
- Jeśli z tobą wygram, nikt się o niczym nie dowie
- Nie ma takiej opcji, ale próbuj!
Uderzyliśmy, jakby ktoś dał nam sygnał do ataku, ja z chłodną furią, on z desperacką próbą powstrzymania mnie przed ujawnieniem jego dwulicowego charakteru, o którym dawno wiedziałem.  Stężenie mocy magicznej kłóciło się o dominację z tlenem, a syk iskier i trzask łamanego drewna nieprzyjemnie odbijały się od kamiennych ścian. Widmo fałszywie uśmiechającej się Nainy stało za moimi plecami, jakby czekało na okazję, by zaatakować i dać szansę Ryu na zdobycie  przewagi. Zgrzytałem zębami gdy kolejne uderzenia nie trafiały celu, lecz nie potrafiłem nic na to poradzić. Uskoczyłem przed jego nogą, ale za chwilę grzmotnął mnie w prawy profil tak, że pociemniało mi w oczach. 
Skup się i działaj instynktownie…
                                                               … wszystkie dzieci w Al-Karibie…

Warknąłem do siebie i poczułem, jak elastyczna gałąź, Bóg jeden wiedział skąd się wzięła, oplotła mnie w pasie i w przegubach, a Ryu zamachnął się i byłby przyładował mi drugi raz w to samo miejsce, gdybym w końcu nie zareagował i nie spalił drewna. Złocista magia przyćmiła blaskiem lakrymy i rozbiło się tak jasno, że nasze zmysły wzroku zostały porażone. Usłyszałem tylko ciche przekleństwo, a po nim huk, krzyk chłopaka i charakterystyczny dźwięk towarzyszący kruszeniu się kamienia. Światło przygasło, aż wrócił promień samych lakrym i wydawało się, że jest za ciemno.
- To by było wszystko – mruknąłem bardziej do siebie i odwróciłem się plecami, zmierzając do trzeciego wyjścia. Usłyszałem regularny stuk, a z kręgu, który stworzył jedną ręką, wychodziły poskręcane korzenie, pełznące w moją stronę. Nie zamierzał się poddawać albo po prostu nie chciał mnie wypuścić, a jego determinacja była godna podziwu z oczywistego dla mnie powodu; z góry wiedział, że przegra w starciu ze mną, a mimo to nie złożył broni.

Z niewiadomych przyczyn przypomniałem sobie wszystkie jego słowa, które powiedział o łowcach, a pozorny spokój diabli wzięli, adrenalina tętniła mi w żyłach roznosząc tym razem czystą wściekłość. Nie wierzyłem, że naprawdę to zrobił. Ale gdy dłużej nad tym myślałem, nabierało to sensu i docierało do mnie, że nie oszukiwał, powiedział całą prawdę. Nadal coś wewnątrz mnie próbowało hamować furię, ale większa część, która zdecydowanie dominowała, chciała się jej poddać.
To, że ciężko oddychałem, skonstatowałem dopiero po kilku chwilach, próbując zignorować uparte pulsowanie w trzewiach obserwowałem Ryu. Wydawał się być napędzany nienaturalną siłą, ale nie miałem cierpliwości by się nad tym zastanawiać. Podszedłem i złapałem go za ubranie, przypierając z hukiem do najbliższej ściany, oderwałem od niego prawą dłoń i uderzyłem pięścią tuz przy jego głowie. Zabolało nieprzeciętnie, ale zagłuszyło to poczucie palącej wściekłości.
- Wylecisz z Fairy Tail, to masz jak w banku. A jeśli Przybłędzie czy Fullbusterowi coś się stanie... - zwiesiłem głos, pozwalając mu się domyślić mojego odwetu. Puściłem go i odszedłem, a słysząc, że chce wtrącić coś jeszcze, posłałem mu wiązkę światła, odbierając przytomność.  
Spróbowałem skupić się na egzaminie, ale nie mogłem wyrzucić zdrady Ryu z głowy, jednocześnie zastanawiałem się, co w takiej sytuacji zrobić. Informacja o jego czynach na pewno przerwałaby test, a tego nie chciałem. Najlepszym rozwiązaniem było kontynuowanie a dziadek mógł się dowiedzieć o tym później. Tak, później, ale czy nie było moim obowiązkiem by zdrajca Fairy Tail został natychmiast ukarany? W końcu ponosił część odpowiedzialności za atak na Magnolię, naraził magów z gildii a przede wszystkim cywilów. 
Zajmę się tym jak tylko skończy się egzamin. Byle Przybłęda się nie dowiedziała, bo za tego Sopla gotowa ubić Ryu na śmierć. 
Nie mogłem sobie odmówić projekcji tego, co w takiej chwili by powiedziała, i przyznałem sam przed sobą, że miałaby rację. Powinienem przerwać egzamin  i znaleźć dziadka, ale... No właśnie! Przeciez dziadek miał czekać przy grobie Pierwszego Mistrza!
Mogłem upiec dwie pieczenie tropiąc dziadygę, Smoczy Zabójcy mieli przecież  najlepsze powonienie na świecie. Szybko przekonałem się, że rozwiązanie sprawy w taki sposób jest niemożliwe. Albo starzec zrobił to specjalnie, albo jego zapach naturalnie zginął wśród mnogości innych, które uderzyły mnie gdy wreszcie wydostałem się z tunelu. Przede mną rozciągał się las, a między pniami i koronami śmigały promienie słoneczne, kolorując go sielankowymi, spokojnymi barwami. Cisza przerywana była wołaniem ptaków i szumem ich skrzydeł, lecz nie było w niej nic złowrogiego. Odrobinę zmęczony, z mętlikiem w głowie i obolałą ręką zagłębiłem się w gęstwinę, nie mając pojęcia gdzie szukać mogiły. 

8 komentarzy:

  1. hueh. bedzie co czytac jak wstane, cudownie, rozdział pojawił się bez mojego stalkingowania, jestem zakurwachwycona! powaga!
    ps. co z tym partem z grimmem? :D
    mwahahahaha. <R u make my friday :D musze szybko isc spac zeby szybko wstac! czy szosty zaspiewa mi jakas kolysanke czy musze zażyć proszkuf?

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział :D zapowiada się ciekawie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Że niby to nie jest rano? Ależ jest. To wilcze rano jest!

    Reszty nie brałem pod uwagę nawet w najgorszych wyobrażeniach, bo resztą była Red.

    :P celna uwaga :D

    Przerażający tok rozumowania. Ym, podoba mi się!
    Lax vs Ryu! Uwielbiam takie versusy, tak wiem, powtarzam się. Trudno! Będę mówić o swoich uwielbieniach, będę! Wóżek inwalidzki xD I ta, już to widzę, jak on ją umawia, już to kurna widzę…
    Uwaga, ciocia Wilczy się czepia :) : "opuścił trap na statek." Troszku mi tu na statek nie pasuje. Bo trap to ten pomoscik umożliwiający zejscie ze statku na lad no nie? (wiesz ze kiedys chcialam zostac marynarzem? Mam wielki zeszyt w którym przepisywalam szanty, dysk szantami zawalony i nie bez kozery moja ulubiona knajpa to stary port :D no dobra, nie chcialam być marynarzem. Ja od razu chcialam zostac kapitanem. No mam to kurwa we krwi, tak czuje!:D) no, wiec jakos bardziej by mi lezalo "opuscil trap, wskakujac na poklad statku" albo 'zszedl z trapu na statek'? Nie wiem czemu 'opuscil' i 'na' mi nie współgra…

    Ale to jest niewazne! Ja chce wiedziec co ta Naina kombinuje, czytam dalej.
    "
    Dziadek wyciągnął mnie z kajuty prawie martwego, po sześćdziesięciu minutach rejsu, prosto na piekielnie gorący pokład. Dopadłem burty, ledwo trzymając się na nogach, i wziąłem kilka histerycznych, płytkich wdechów, czując pot na plecach. "

    Wiesz co jest zajebiste właśnie, zwlaszcza po tym co przeczytalam na wywiadach, ze majac Laxa za polboga (laxiu nie sluchaj) to piszesz o jego tak ludzkich również twarzach! Bo każdy ma jakies slabosci nie? Nawet chodzące seksy. Boze, mam nadzieje, ze ja ze swoja Grimm szajbą nie czynie z niego herosa nad herosami? Pomimo tego ze jest i jest krolem i wgl, za przeproszeniem twoim Szósty, ja ci do dupy nigdy wchodzic nie zamierzalam! Rhan! *woła w przerazeniu* powiedz, ze tak nieee jeeest!!!

    O czekaj, o kurwa, ja na początku pyskóweczki versusami nazwałam, to co ja mam teraz powiedziec???? Faaaaken szit, cholerrrra i wa da fak z tym Ryu, cholerni zdrajcy, nie znoszę! Och, trzymam kciuki Lax za Cb, wpierdol gnojowi!

    Oj, Rhan! Zaraz się rozryczę! Kurwakurwakurwa, przeszłąś sama siebie w tym rozdziale. Jestem bardzo w chuj wyczulona na wtrącenia mysli w… no rozumiesz! Pochyla czcionka i te mysli i… wszyskie dzieci al.-karibie i jeszcze Lax i te 'przestan pieprzyc nie masz o niczym pojecia' no i te wtraceniaaa! No wilcze łzy kapią, ey, rozwaliłaś mnie! A jak mi się zaraz spiecie zrobi w klawiaturze???? Zw! Musze jeszcze raz musze…

    O ludzie, człowieku… Czuję się jak po premierze Hobbita. Już nic wiecej z siebie nie wyduszę. O ludzie, powietrza. A tam ludzie… Arrancarzy! Piasku! Szóśty! Destrukcji!
    Oj, tu jej było dużo. Dużo dobrej destrukcji dla wilczego. Mwaaa. Jestem wdzieczna. Jestem… roztrzesiona kurwa no! Dobrze ze w miasto dzisiaj ide to mi się łąpy trzasc przestana!
    :*


    Co nie znaczy ze zapomnialam o part'cie :D


    Oficjalnie zostałam rozjebana przez rozdział 21.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaj, tyle dobrych słów no! Az mnie w serduchu ściska, ze Ci się podobało. Jednak mogę napisać coś w miarę dobrego. Właśnie, z tym trapem statku to ja nie byłam pewna, ale dopytam o to gdzież trzeba. Dzienkujem za propozycje! Hej, z tym marynarzowaniem (a wuja prawda, Wilczy, byłabyś piratem pełną gębą... yhym, pełnym pyszczkiem) to ja mam (nadal) to samo marzenie. Zakupić/ukraść/pożyczyć statek i popłynąć sobie daleko, daleko...

      Yhym, właśnie, z tym pokazywaniem ludzkich twarzy to nie, Grimm, mimo swej zajebistości i tytułu, jest ludzki. Czy mu się to podoba czy nie, ma w sobie wiele z człowieka i pięknie to pokazujesz na Drodze, szczególnie jak dochodzi do tematu Ikari, bo sorry Vinnetou, ma do niej bestia słabość.
      Aj, staram się podobnie pokazać Iskierkę, mój Boru, mam z tym czasem wielki problem, ale nie chcę żeby wyszedł właśnie na takiego tró hiroł co to bez skaz hasa radośnie po planecie. Dzięki Wilczy, ze zwróciłaś na to uwagę, bardzo dużo znaczy, ze jest widzialne w treści.

      Nie wiesz, jak poprawiłaś mi humor, jestem tym bardziej zadowolona z rozdziału, uf... To jest dopiero motywacja do drugiej części :D

      Usuń
  4. taaaaaaaak! zbudujmy se łabe i płynmy w swiat! bede ci spiewac szanty o szostym czwartym i laxie!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. 5 sekund juz minelo!!!!!!!!!!! znajde cie, znajde cie i zniszcze!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. No patrz, a tu już 21, a bo w spisie treści nie było to przegapiłam, ale to nic to nic, już jestem.
    "- Wyglądasz, jakby wcale nie bawił cię egzamin. – Ciemne oczy jedenastolatka wbiły się we mnie z zainteresowaniem by po chwili obejrzeć statek. " Przed "by" powinien być przecinek. Jest to taktowane jak słowo "żeby" i tym podobne.
    "Zwykła farsa którą Przybłęda zaczęła, bo wiedziała, że się przyglądam i dała się pokonać. " tu bym zrobiła 'zwykłĄ farsĄ', bo bardziej pasuje w kontekście poprzedniego zdania.

    "Nie było niczego niezwykłego jak przykładała rękę do grayowego kolana, bo niezdara potknął się o własne nogi i grzmotnął na ziemię, zamiast plastra, i po chwili nie było śladu skaleczenia. " Trochę rozbiłabym to zdanie, bo przy wielokrotnie złożonych można się pogubić. Masz tendencję do bardzo długich zdań. Czasami jednak warto zrobić krótsze.

    "Ryu obserwował mnie spod przymrużonych powiek i założył ręce na klatce piersiowej" Tu bym się do tych przymrużonych powiek przyczepiła, bo mrużyć można oczy, a spod powiek to przymkniętych mógł patrzeć na przykład.

    Ogromna wiara Luxsia w Nainę jest niemalże urocza w swojej naiwności. Zdrada Ryu mnie nie zaskoczyła, ale był to bardzo fajny fragment. To takie ludzkie, żeby dla pieniędzy, żeby z niechęci itd. Naprawdę takie ludzkie.
    Jest nieźle.

    OdpowiedzUsuń
  7. W końcu przybyłam ;3
    Muszę przyznać, że Laxus ciągle mnie zaskakuje. Jakim cudem po tym wszystkim, czego się dowiedział, ciągle przy niej jest (to musi być miłość). Trochę mi brakowało Przybłędy w tym rozdziale ;-;
    Jestem naprawdę ciekawa, jak rozwiniesz tą akcję z egzaminem i zdradą Ryu.
    Sorki, że tak krótko, ale czuje wewnętrzny przymus, żeby zabrać się za one-shota.

    OdpowiedzUsuń