Rozdział miał być ohoho, ile czasu temu, ale zamiast pisać, lepiliśmy z Laxusem uszka!
Ich jakość zostawmy bez komentarza...
Bez komentarza to my możemy zostawić prezenty, które wrzuciłaś pod te kulawe drzewko. Dawać magowi błyskawic polisę ubezpieczeniową od uderzenia piorunem... Ja naprawdę z tobą pracuję?
Ty nie dałeś mi nic!
Mnie religia nie pozwala. W ogóle starczy tego ględzenia, powinnaś tu wrzucić jakiś bonus czy coś, w ramach przeprosin, i kajać się w prochu i popiele.
Przecież ty całe to przedsięwzięcie, jak spisanie twojej historii, uważasz za dobry żart! Jaki, cholera, bonus, co?! Ty tutaj nie masz nic do powiedzenia! I do twojej wiadomości, to jest najdłuższy rozdział na tym blogu!
Chcesz stracić pracę?
I tak doszliśmy do porozumienia. Anyway, przedstawiam... My, przedstawiaMY, dwudziestkę w której sławny duet (+Majnu) wsparty Grayem znów pakuje się w kłopoty.
To wszystko to i tak była wina Przybłędy.
Słyszałam!
EDIT: Przeglądając zakładkę SPAM-u uznaliśmy wspólnie z Laxusem, że pewne goście na HG są tak aktywne swoim SPAM-em, iż należy im się własne miejsce na wyrażanie wszelkich protestów, skarg i zażaleń, a ponieważ zaproponowała to Wilczy, to ona będzie sponsorem. Obadajcie menu.
EDIT: Przeglądając zakładkę SPAM-u uznaliśmy wspólnie z Laxusem, że pewne goście na HG są tak aktywne swoim SPAM-em, iż należy im się własne miejsce na wyrażanie wszelkich protestów, skarg i zażaleń, a ponieważ zaproponowała to Wilczy, to ona będzie sponsorem. Obadajcie menu.
Ogień
trzaskał wesoło, z zapałem pochłaniając kolejne szczapy i topiąc
słodko pachnącą żywicę. Naina wpatrywała się w płomienie jak w transie i
drgnęła, słysząc głośniejszy syk od kominka. Malika przyglądała się młodszej
siostrze w ciszy z drugiego fotela i przyznawała po raz kolejny, że małpie
dziecko potrafiło sobie poradzić, jak zachodziła potrzeba. Milczenie
przeciągało się, kryjąc tysiące pytań, których Naina nie potrafiła zadać, a
Malika czekała, wiedząc, że prędzej czy później, będzie musiała powiedzieć o
swoim postanowieniu.
- Co z
Xandrem?
- Zwiał.
Pewnie będzie znów nas szukał, ale drugi raz nie wyjdzie żywy z naszego
spotkania.
- Mhm –
Naina pokiwała głową i odchyliła się na oparcie, głaszcząc śpiącego na kolanach
Majnu. – Co zamierzasz zrobić? – Spojrzenie zielonych oczu badały twarz
starszej siostry, chłonąc chciwie jej widok.
- Wiesz, że
mamy sporo rzeczy do załatwienia w Al-Karibie. – Malika przechyliła głowę i
uśmiechnęła się kpiąco. – Przygotowywałam wszystko od jakiegoś czasu, mam parę
informacji, które należy przekazać i osobiście zamierzam wziąć w tym udział, ale…
- zwiesiła głos, biorąc głęboki wdech, i spojrzała na ogień. – Przed nami
jeszcze długa droga. Zanim zaczniemy, musimy cię przygotować.
- Strata
czasu, obie wiemy jak to się skończy – mruknęła niby niezobowiązująco Naina, z jakichś powodów Malika się zdenerwowała a powietrze w pokoju zafalowało z
wrogością.
- A żebyś
się, gówniarzu, nie zdziwiła! - warknęła, ciskając błyskawice z oczu.
- Zamknij
się! Myślisz że jestem taka głupia żeby wierzyć, że Lenorah nie miała racji?!
- To tylko
smok, nawet ona mogła się mylić! – Obie poderwały się z miejsc, Naina przy
okazji zrzuciła kota na ziemię, i mierzyły się wściekłymi spojrzeniami, o ile u
Maliki wyglądało to niepokojąco, o tyle młodsza wydawała się zabawna.
- Tylko
smok, co? – wycedziła z prawdziwą wrogością Naina, zaciskając gniewnie pięści.
Temperatura w pokoju spadła gwałtownie, ogień przygasł, Az w końcu zapadła
całkowita ciemność i tylko lampy uliczne rzucały słabe światło na sterty książek.
– A zapomniałaś, że wszystko, co mówiła, sprawdzało się?
- Nigdy nie
powiedziała, o którą z nas konkretnie jej chodziło. Nie nadinterpretuj jej słów,
małpie dziecko, bo cię spiorę.
- Z naszej
dwójki to ty jesteś ignorantką, siostrzyczko. Nie widzisz różnicy w naszej sile?
Nie wiesz, że zniszczenie nie ma pierwszeństwa?
- Zasady
magii są ogólne i teoretyczne, nikt nie powiedział, że nie ma od nich ustępstw.
– Malika spuściła z tonu, ale nadal wrzała w niej złość na młodszą. Naina z
kolei nie zamierzała odpuścić i słuchać bezsensownych, według niej, opinii. –
Jakbyś ty nie była jednym z nich – zakpiła, na co druga odwróciła się plecami i
podeszła do biurka, zapalając lampkę. Jak gdyby nigdy nic zaczęła porządkować
papiery na blacie i zdawała się być zupełnie spokojna, ale Malika rozpoznała
pierwsze objawy zimnej furii w którą wpadała trzynastolatka, gdy ktoś
sprzeciwiał się słowom Lenory. Nie wiadomo dlaczego była na tym punkcie bardzo
czuła, aż do przesady.
- Ja. Byłam.
Inna. – wycedziła po chwili w odpowiedzi, wiedząc, że rozmowa jeszcze się nie
skończyła. – Mam obowiązki w Al-Karibie i wypełnię je, ale na więcej nie licz.
- Naina,
przeznaczenie nie jest stałe – rzuciła z jękiem Malika i opadła na fotel, nie
wierząc, że jej młodsza, genialna siostrzyczka jest tak głupia i uparta. – I założę
się, że mateczka powiedziała to, by sprawdzić, która z nas będzie lepsza i się
nie podda.
- Co ty tam
wiesz, jeszcze nigdy nie przegrałaś i zawsze było wiadomo, kto tu jest słabszy –
odmruknęła Naina, zostawiając w końcu sprzątanie, ale nie spojrzała na siostrę,
jakby było jej wstyd.
- Przegrałam
w Minstrel. I przegrałam wtedy, w Al-Karibie, jak nas zabrali. Nigdy więcej mi
się to nie zdarzy, bo zawsze, jak przegrywam, to ty obrywasz. - Szesnastolatka opuściła głowę w zamyśleniu, a gdy twierdzenie przebrzmiało, młodsza prychnęła z irytacją, jakby chciała zaprzeczyć słowom siostry, tylko nie znajdywała argumentów. - Poza tym
myślałam, że chcesz zostać najsilniejszym magiem na świecie?
- Kiepski
wjazd na ambicję.
- Ha ha ha,
dobry tekst, nie wymyśliłabym lepszego! - Śmiech Maliki rozładował napiętą atmosferę, Naina wydawała się zrelaksowaną i nawet uśmiechała się pod nosem. - To jak będzie? Musimy coś postanowić.
Ale jeśli nie chcesz, to w porządku, nie powinnam cię zabierać i narażać na
nieprzyjemności. Tak sobie myślę, że nawet powinnaś…
- Zapomnij!
Ktoś musi cię pilnować!
- No to
postanowione!
Obiecałem sobie, nie dziadkowi czy Przybłędzie, ale sobie, że nie będę zajmował się niczym, co nie ma związku z egzaminem na maga klasy S. Pomysł oczywiście nie wypalił, Bickslow jakoś się o tym dowiedział i cały wczorajszy dzień spędziłem wysłuchując jego kretyńskich żartów, a na koniec wyśmiała mnie Malika, często przesiadująca w gildii ostatnimi czasy.
Próbowałem skupić się
na treningu, na wyciszeniu umysłu i nauczeniu się tej wtórnej magii, a
skończyło się na tym, że biegałem od misji do misji na terenie Magnolii. Nie
mogłem usiedzieć w miejscu, z nerwów czy z natłoku
myśli, dość, że wieczorem, osiem dni od ataku na miasto, siedziałem w
gabinecie dziadka, samemu nie wiedząc z jakiej okazji.
Starzec
nabrał ostatnio dziwnego zwyczaju palenia fajki i trochę mnie to niepokoiło,
ale na każdą uwagę, że tytoń szkodzi,
machał lekceważąco ręką, taka to była z nim rozmowa. Tego wieczora
tez umościł się w fotelu, przeciągnął kpiącym spojrzeniem po stosie papierów ze
skargami, i pykał w ciszy, nie dopytując się o powód mojej wizyty.
- Dziadku...
- zacząłem w końcu. - Dlaczego ojciec odszedł?
Regularne
"pyk, pyk, pyk" zrobiło się przez chwilę mniej regularne, ale zaraz
wrócił dawny rytm.
- Nie
zgadzaliśmy się w wielu rzeczach, jedną z nich była kwestia siły tej gildii,
jej przeznaczenie i, poniekąd, prowadzenie. - Mówił powoli, kilka razy
przerywał, jakby zastanawiał się, jakich słów użyć.
Pokiwałem
głową i wsparłem łokcie na kolanach, uparcie wpatrując się w podłogę. Nie
miałem zamiaru pytać akurat o tę sprawę, nie myślałem o ojcu przez
długi czas a jeśli nawet zastanawiałem się, co z nim było, to po kilku minutach
odganiałem pytania ze złością. Mimo wszystko chyba to najbardziej leżało mi
na sercu.
- Ale...
Dlaczego do tej pory się nie odezwał? Ze mną się nie kłócił, nie? Tak sobie
ostatnio pomyślałem... - Nie dopuściłem dziadygi do głosu, mimo
jego wyraźnej chęci. - Czy według niego naprawdę byłem taki słaby, że
nie warto było mnie zabierać ze sobą? No i jeśli tak, to co by powiedział,
jakby usłyszał o tych wszystkich wyskokach? Pewnie, że to wstyd dla maga,
zadawanie się z jakąś tam przybłędą ze Wschodu Fiore - prychnąłem ze złością,
gdy już wypowiedziałem na głos ironiczne słowa.
- Prawdopodobnie
- zgodził się cicho, po czym odkaszlnął znacząco. - Pytanie tylko, czy ciebie
by to dotknęło? Osobiście uważam, że znajomość z Nainą, jakkolwiek
przynosząca pewne szkody budżetowi gildii, wpłynęła na rozwinięcie...
Ciebie - dodał z błyskiem w oczach.
- W sensie,
poprawiły się moje zdolności i zachowanie? To chcesz powiedzieć?
- Wszystkie
wasze misje, ta na Galunie czy w Oak, albo ta z pociągiem, przyniosły ze sobą
nie tylko prawdziwą rzeczywistość, od której przedtem cię chroniłem,
ale wiele zmian. Siła, Laxus, to jedno, i tego
nie można ci odjąć, ale przede wszystkim jestem dumny z tych
kilku zmian w twoim charakterze. Zauważyłeś, że nie jesteś tak opryskliwy
i nauczyłeś się doceniać przeciwnika, nawet jeśli jest nim
dziewczyna? - Mrugnął do mnie wesoło, na co pokiwałem głową ze śmiechem.
- Ta,
dziewczyny to faktycznie demony.
-
Zrozumiałeś, czym jest ciężar odebranego życia, niestety, za
wcześnie, i że nie wolno ci się wahać, gdy masz wybór między dobrem
przyjaciół a przeciwnikiem. Twój ojciec, jakkolwiek bym nie patrzył, nigdy
tego nie pojął - westchnął nagle zmęczonym głosem, w którym odbił się
zawód. Odłożył fajkę do szklanej popielniczki i splótł palce na
podołku, przypatrując mi się z uwagą. - Swoją drogą, od jakiegoś czasu trochę
się mijamy. Mam nadzieję, że nie pomyślałeś
sobie, że cię unikam?
- Masz swoje
obowiązki. - Wzruszyłem ramionami. - Jesteś mistrzem gildii, a ja przygotowuję
się do egzaminu, w międzyczasie niańczę młodsze pokolenie Fairy Tail i biegam
na cudaczne misje. Norma.
Rozmowę
przerwało nam głośne pukanie do drzwi, a ponieważ przyzwyczaiłem się
już do wyostrzonego słuchu, nie wiedziałem dlaczego nie słyszałem kroków.
Ściągnąłem brwi widząc w wejściu Nainę z histerią wypisaną na twarzy,
podniosłem się w oczekiwaniu na jakieś tragiczne wieści, a Przybłęda podeszła,
nie odrywając ode mnie wzroku.
-
Przepraszam za najście, ale... Ale czy nie wiesz gdzie jest Gray? Laxus, wiesz
gdzie on jest, prawda? - Pokręciłem głową przecząco i rzuciłem okiem na
dziadka, który poderwał się na nogi i spoważniał.
- Dlaczego
pytasz? Pewnie bawi się gdzieś albo...
-
Sprawdziłam wszystkie miejsca, ale go nie ma, poza tym powiedział mi
przedwczoraj o jakiejś misji niedaleko Magnolii na którą dostał pozwolenie i
nie widziałam go od... Od wczorajszego południa. Próbowaliśmy
go zlokalizować, ale karty Red...
- To akurat
nie nowość - prychnąłem, zirytowany jej wiarą w te śmieszne sztuczki. -
Jak wierzysz kartom Red, to daleko nie zajdziesz. Wystarczy po
prostu przejść się po mieście - zbagatelizowałem sprawę, ale Naina
nie wydawała się przekonana i przerwała mi niecierpliwie:
- Malika nie
czuje jego zapachu, rozumiesz? - Spojrzała na dziadygę szarpiącego nerwowo
wąsy. - Gdzie poszedł? Gdzie była ta misja? Co miał na niej zrobić? Jest
tak późno, a jego dalej nie ma... - Zaczęła kręcić się
po gabinecie, nieświadomie mnie irytując. - Coś mu się na pewno stało. Inaczej
dawno by tu przyszedł. No i dałby znak...
- Zamknij
się, głupia kobieto - przerwałem stanowczo. - Pójdziemy go poszukać, tylko
skończ histeryzować. Ludzie... - Pokręciłem głową z westchnieniem i oboje
spojrzeliśmy na dziadka wyczekująco.
- Miał pomóc
w kopalni węgla, Laxus wie, gdzie to jest.
- W kopani?!
Indro wszechmogący, siedmiolatek?! Dziadku, on jest za mały...!
- Później
będziesz zrzędzić, idziemy póki jeszcze coś widać. - Pociągnąłem ją
za sobą na końcu języka mając skargę na babską nadopiekuńczość i moje
szczęście do dziewczyn.
Pierwsza uwaga po wyjściu z gildii na jaką się nie odważyłem, to że Naina wygląda koszmarnie w pomarańczowym, a druga, że wygląda równie koszmarnie z szaleństwem wymalowanym na twarzy. Spacer do kopalni z wariatką, to mi się trafiło.
- Daleko do
tej kopalni, tak, tak?
- Nie, śpij.
- Ale po co
on tam poszedł?
- Do
pracy. Niektórzy muszą pracować, żeby mieć jakieś
pieniądze - wyjaśniłem głosem podszytym ironią.
-
Co, że niby ja nie pracuję? - oburzyła się, niesłusznie, moim
zdaniem, odwracając chwilowo myśli od zagubionego szczeniaka, któremu
zaplanowałem lanie za wyciąganie mnie z gildii na noc.
- Nie, ty
kradniesz, Przybłędo.
- Wiesz co,
Iskierko, trzeba myśleć jak robić, by się nie narobić.
- Kosztem
innych, co?
- A coś ty
taki orędownik sprawiedliwości, ee? Czy mnie pamięć myli, czy brałeś
udział w kradzieży na skalę narodową? - Wiedziała, jak
człowiekowi zaleźć za skórę. Czułem nieprzyjemne ciepło na policzkach
i złość w trzewiach.
- Ty
czarownico, jakim prawem mieszasz mnie do twoich wyskoków? Ja ci asystowałem,
bo gdyby nie, to dawno by cię złapali i... - Przerwał mi jej śmiech, więc
odwróciłem głowę i przyśpieszyłem kroku. Majnu na moim ramieniu parsknął wesoło
kilka razy, i nawet moje groźne spojrzenie nie zrobiło na
nim wrażenia.
- Tak sobie
wmawiaj, wiesz? Ale nie martw się, nie zapomnę o twoim wkładzie w "moje
wyskoki" i w odpowiednim czasie wszyscy się o nim dowiedzą!
- Daj mi
święty spokój, ty zołzo!
Przez niemal
całą drogę ciągnął się za nami jej śmiech, którego wybuchy były regularne jak w
zegarku, co dziesięć sekund, gdy tylko posłałem jej pogardliwe
spojrzenie albo prychnąłem zirytowany jej wesołością. Było to
lepsze niż wysłuchiwanie zmartwionych jęków o Grayu, więc nie
protestowałem na poważnie.
Po przejściu
przez Zachodnią bramę, najmniejszą, zniknęły wszelkie zabudowania i ciągnęła
się jedynie zakurzona droga w góry, będąca w rzadkim użytku. Tak
bardzo, że na chwilę obecną nie było na niej nikogo i zrobiło mi
się trochę nieswojo, zwłaszcza gdy Naina zrównała się ze mną krokiem i przyjęła
minę "Niczego-Się-Nie-Boję-Bo-Jestem-Smoczym-Zabójcą". Wyprostowałem
się i stawiałem pewne kroki, próbując swoją postawą dodać jej
trochę odwagi, bo naprawdę nie było się czego bać, i kątem oka
spostrzegłem jej badawczy wzrok.
- Co?
- Tak sobie
myślę... Pamiętasz ludzi na Galunie?
- Nooo? -
Skąd jej się wziął nastrój na wspominki?
- Nie
gadaliśmy o tym za bardzo, a... A chyba powinniśmy. - Odwróciła głowę i
patrzyła prosto przed siebie, na ginącą w mroku drogę. - Ja unikałam tematu i w
sumie zostawiłam cię z tym samego.
- Domyśliłem
się już, że akurat ty nie będziesz miała problemu z czymś takim.
W końcu zamordowanie tysiąca ludzi pokrywa wszystkie inne mniejsze
zbrodnie, nie? - Prychnąłem, nabierając sarkastycznego tonu, pod którym ukryłem
niedowierzanie. Nadal nie dotarły do mnie słowa Maliki, Naina była
tchórzem... No, właśnie, nie skrzywdziłaby nikogo!
-
Powiedziała ci. - Jej twarz stężała,
i choć widziałem, że to ją dotknęło, parła dalej. -
Obiecuję, że kiedy będę gotowa, wyjaśnię ci wszystko, Laxus. Ale
musisz dać mi trochę czasu... Naprawdę trochę czasu. A co do tego, co
się wydarzyło na wyspie, nie winisz siebie, co? To ja byłam winna, nie
upilnowałam Majnu, chociaż wiedziałam, że ta banda za nami
łazi i nie zrobiłam porządku, zostawiłam to tobie. Nie zachowałam się jak
przyjaciółka tylko jak tchórz, ale nie pierwszy raz, nie?
- Sam nie
wiem, dlaczego myślę o tobie jako o przyjaciółce. W końcu nic o tobie nie wiem,
nie znam ani jednego dnia twojego życia na pustyni, nie wiem,
dlaczego jesteś poszukiwana i dlaczego zamordowałaś tych ludzi, Valkirio.
- To nie
jest tytuł, jakiego chciałam! - syknęła wściekle, zatrzymując się wpół kroku. -
Nigdy nie chciałam, żeby się bali! Jesteś drugą osobą, po Malice,
która mnie zaakceptowała, więc nie nazywaj mnie tak bo to
znak, że się boisz i nienawidzisz.
- Nie wiem,
o co ci w ogóle chodzi! - Wytknąłem, splatając ramiona i zaciskając wargi z
niezadowoleniem. Nie miałem zamiaru bawić się w zaprzeczanie, a
ona wyraźnie tego nie oczekiwała, bo oboje
wiedzieliśmy, że nikt się absolutnie nikogo nie bał.
Naina
pokiwała powoli głową, jakbym powiedział coś bardzo wiążącego i spojrzała
na mnie zielonymi oczami, w których było wszystko, cała jej historia.
- Naturą Lenory nie jest
zniszczenie.
- Naturą naszej matki nie jest zniszczenie, mistrzu. - Czarne oczy błysnęły wesoło i wyzywająco zarazem, chcąc zmusić rozmówcę do wysiłku. Malika siedziała na miejscu Laxusa, postanawiając ujawnić kilka nowości, które miały miejsce na dniach, i sączyła butelkę słodkiego wina, ignorując zgorszone spojrzenia starca.
- Naturą naszej matki nie jest zniszczenie, mistrzu. - Czarne oczy błysnęły wesoło i wyzywająco zarazem, chcąc zmusić rozmówcę do wysiłku. Malika siedziała na miejscu Laxusa, postanawiając ujawnić kilka nowości, które miały miejsce na dniach, i sączyła butelkę słodkiego wina, ignorując zgorszone spojrzenia starca.
- Co chcesz
przez to powiedzieć?
- Naina
sprzeciwiła się prawom magii... - Przerwało jej uderzenie w stół. Makarov
poderwał się na nogi z wściekłością wymalowaną na twarzy. Powietrze zawibrowało
od negatywnych emocji, ale choć wyczulone zmysły Maliki wyczuły wrogość, ona
sama pozostała niewzruszona. Mistrz zdołał już zrozumieć, ze tajemniczy duet ze
Wschodu w ogóle niewielu rzeczy się bał, nawet jeśli młodsza próbowała udawać,
że jest inaczej.
- To
herezja! Nikt nie ma...!
- Nie jest
jakimś wielkim wyjątkiem, jeśli o to chodzi. - Tym razem ona przerwała
znudzonym tonem, jakby musiała tłumaczyć po raz setny ile jest dwa
plus dwa. Powiodła wzrokiem po pustych ścianach gabinetu, zerknęła na okno nad
głową Tytana i dopiero wtedy uraczyła go spojrzeniem. - Zrobienie
tego to żadna sztuka, choć wszyscy mówią inaczej. I nie zrobiła
tego świadomie - roześmiała się nagle głośno, wesoło. - Na imię Indry, nikomu w
wieku ośmiu lat by się to nie udało. - Nagle jej oczu przybrały dziwny wyraz,
twardy, stanowczy, niemal bezlitosny. - Jej pierwsze źródło zdominowało
to, które dała jej Lenorah. - Powiedziała, dobitnie akcentując zdanie, by
nie umknęło uwadze Makarova, który opadł bezsilnie na krzesło, nie wierząc
własnym uszom.
-
Dwa źródła magiczne... – wyszeptał, oddychając ciężko, jakby pierwszy
raz słyszał o takim przypadku. Gdyby ktokolwiek z Rady się o tym dowiedział,
Naina zostałaby obiektem badań, co równałoby się śmierci.
Dziewczyna
odgadła myśli starca, bo pokiwała głową, jakby zgadzała się z nim, ale jej
twarz miała wyraz nieugiętego uporu.
- Małpie
dziecko włada zniszczeniem, odziedziczyła tę magię po swoim ojcu. Znasz
człowieka, który używa tego samego gatunku. - Malika zrobiła pauzę,
pozwalając mistrzowi się domyślić, o kim mówiła, i zastanowiła się, czy
starzec wytrzyma te wszystkie nowości.
Makarov nie
zdradził się czy zna odpowiedz, czekając na kolejne słowa.
- Zanim pójdę, chcę cię uprzedzić
o dłuższej nieobecności Nainy. Mamy sporo spraw do załatwienia,
zwłaszcza teraz, gdy zniknęła mateczka. - Zapadła cisza, w której mistrz
analizował zasłyszane informacje, a tych była mnogość. W ciągu
niecałych dziesięciu minut dowiedział się więcej niż przez ostatni rok i nie
wiedział, jak się do tego odnieść.
Stary Yajima
wspominał kiedyś o buncie na Wschodzie, o rebeliach, o dziwnych, ciemnych
interesach tamtejszego władcy, ale Dreyar nieszczególnie poświęcał temu uwagę.
Na głowie miał wtedy niepokornego syna i małego wnuka oraz prowadzenie gildii,
a to były bliższe sprawy. Teraz, w świetle aktualnych wydarzeń i informacji,
urywki z zebrań Rady Magicznej wydawały się być na wagę złota. Makarov musiał
zdobyć więcej wiadomości nie zdradzając się przy okazji, ze w jego gildii
znajduje się jedna z uczestniczek buntu w towarzystwie starszej siostry.
- Ale wróci
tutaj? - Upewnił się, nie zastanawiając jeszcze jak zareaguje na
taką wieść jego wnuk.
-
Oczywiście. - Kiwnęła głową i wstała, zamierzając do drzwi. - Zdobyliście w jej
oczach status rodziny, nie opuści was – przyznała w zamyśleniu, jakby była zaskoczona
tym faktem, i obdarzyła starca przeciągłym spojrzeniem czarnych oczu. - Ale
musi trenować by, według siebie, zasłużyć na miejsce w szeregach
gildii. – Złapała za klamkę, lecz w wejściu zatrzymał ją spokojny już głos.
- Malika...
Czy on o niej wie?
- Nie mam
pojęcia – odpowiedziała zgodnie z prawdą. - Gdy Naina mi powiedziała, nie
miałam jak zapytać jej matki. Od trzech lat
leżała we wspólnym grobie z roztrzaskaną czaszką.
Drzwi
zamknęły się z cichym skrzypnięciem.
- Z drugiej
strony nic mnie to nie obchodzi. Jesteśmy w jednej gildii, uczysz mnie smoczej
magii, byliśmy na misjach już sporo razy, uratowałaś mi parę razy tyłek,
wpakowałaś mnie w kłopoty… - wyliczałem po kolei, maszerując obok Nainy, której
humor z deka się poprawił. – Co mnie w sumie obchodzi twoja przeszłość? –
Szturchnięciem obudziłem Majnu i złapałem za skórę na karku, podając go
Przybłędzie. Ile można słuchać chrapania?
- Więc
jesteśmy przyjaciółmi?
- Taa… Tylko se nie myśl, że zapomniałem o tym kamieniu. Nigdy ci tego nie wybaczę –
zapewniłem, gotów dotrzymać swego postanowienia do grobowej deski.
- Stawiam
blachę ciasta z owocami.
- O czym
rozmawialiśmy?
- Wiesz co,
Iskierko? – krztusiła się ze śmiechu po mojej odpowiedzi, więc zanim
usłyszałem, co miała do powiedzenia, trochę minęło. – My się całkiem dobrze
dogadujemy, nie? Założę się, że za kilka lat będziemy bardzo zgranym duetem,
ale na razie to to się nazywa korupcja.
- Nie wiem,
o czym mówisz. – Dalej grałem głupka, co ją wybitnie bawiło i nawet mnie samemu
poprawiało humor. Lepiej było śmiać się na ponurej drodze do kopali niż
marudzić. – A, chciałbym coś jeszcze zauważyć. – Otaksowałem ją krytycznym
spojrzeniem i zobaczyłem złośliwe ogniki w jej oczach, tylko czekające na
rozpoczęcie kłótni. – Nie lubię pomarańczowego.
- Tobie się
wcale nie musi podobać, kupiłam ją na wyprzedaży, bardzo rozsądna cena, i jest
wygodna. A od kiedy ty się w ogóle znasz na modzie czy czymś? I co to za
tekst…? - Zaczęło się babskie gadanie,
które, gwoli ścisłości, sam zacząłem.
- Jesteś
skąpa jak nie wiem! Zarabiasz tyle kasy, kradniesz i w ogóle i masz problem
żeby se porządnego fatałaszka kupić?
- To się
nazywa ekonomia.
- To się
nazywa ekonomia – przedrzeźniałem ją, dostrzegając w oddali kilka
pomarańczowych (!) świateł, które znaczyły wejście i szyby kopalni, więc oboje
się zamknęliśmy i przyspieszyliśmy kroku, rzucając po drodze kilka kąśliwych
uwag, z których na ogół się śmialiśmy. Mimo upartego nasłuchiwania, od pewnego
momentu, niczego nie słyszeliśmy, co było dziwne, bo kopalnia była czynna przez
dwadzieścia cztery na tydzień, nie zaprzestając dostarczania węgla na
powierzchnię ani na godzinę. Zaniepokojeni prawie wbiegliśmy na plac przed
wejściem, a dookoła było zupełnie pusto, maszyny stały, jakby przed chwilą ktoś
ich używał i zamierzał to robić nadal, ale na wysypanej żwirem ziemi nie unosił
się gram kurzu, czyli nikt nie przechodził ani nie przejeżdżał już jakiś czas.
- Nie chciałbym
nic mówić, tak, tak…
- To nie mów
– uciąłem futrzaka i postawiłem kilka kroków, rozglądając się wokół, ale nie
dostrzegłem nic, co powinno budzić poczucie zagrożenia. Nie trzęsły mi się
dłonie, jakoś wyeliminowałem ten nawyk, ale po plecach płynął mi zimny pot bo
po Grayu nie było ani śladu, pracownicy także wyparowali, a atmosfera bynajmniej
nie działała uspokajająco.
- Laxus? –
Oho, zaczynało się robić poważnie, skoro zaczęła od mojego imienia. – Oni są
pod ziemią - stwierdziła z całą pewnością, obdarzając mnie zdecydowanym spojrzeniem.
– Nie wiem ilu, ale są tam i najwyraźniej na coś czekają.
Jakby
magicznym sposobem, drzwi szybu otworzyły się i stanął w nich nieznany mi
człowiek z ironicznym uśmiechem, cuchnący kłopotami. Rozłożył szeroko ramiona i
zbliżył się na kilka metrów, mądrze zachowując bezpieczny dystans, ale całą
postawą wydawał się z nas kpić, jakbyśmy byli dwójką dzieciaków… No dobra, plus
kot, a która nic nie mogła zrobić w starciu z jednym dorosłym. Już otwierał
usta, by coś powiedzieć, a sądząc po minie miało to być coś w stylu; Zabiję was
i nikt mnie nie złapie, ale Naina była szybsza. Stanęła obok mnie, zmniejszając
odległość i syknęła wściekle, będąc w całkowitej gotowości bojowej:
- Gdzie jest
mój brat?!
Facet
zamknął buzię, przechylił głowę odrobinę w prawo i przyjrzał jej się od stóp do
głów, co trochę mnie zirytowało. Dobra,
niech się gapi, ale nie tak ostentacyjnie, bo to już zakrawa na pedofilię.
-Pozwólcie
się najpierw przywitać! – Miał wesoły, przyprawiający o ciarki głos i
wytrzeszczone oczy, jakby widział ducha którego wcale się nie bał.
Majnu
najeżył futro, wojownik!, a ja usłyszałem przyśpieszony puls maga, tylko nie
wiedziałem, czy to z nerwów, czy z radości.
- Witajcie w
naszej kopalni, którą, trochę sprzecznie z prawem, przejęliśmy. Czekaliśmy na
was, Gromowładny, Valkirio… - Ukłonił się przed nami błazeńsko, podkręcając
atmosferę.
Dlaczego to
zawsze musieliśmy być my?!
- Twój brat…
- Wyprostował się, ale dalej wyglądał jak wariat. – Jest z nami, bezpieczny i
wyciszony, a my…
- Cuchniesz
strachem – przerwała mu z jawną nienawiścią w głosie Naina. Zabrzmiało
efekciarsko, ale odniosło skutek, bo facet cofnął się o krok, a ona wyciągnęła
nogę przed siebie. – Wysłali cię bo jesteś najsłabszy i chcą sprawdzić nasze
umiejętności, pozbywając się przy okazji najsłabszego ogniwa? A może jesteś
taki głupi, że porywasz dzieciaka z Fairy Tail, przeganiasz ekipę kopalni
tanimi sztuczkami i chcesz zażądać pieniędzy za małego, a gdyby coś poszło nie
tak, to zagrozisz że wysadzisz wszystko dynamitem? – Nie wiedziałem, skąd
wyciągała takie wnioski, ale tamten poczerwieniał z nerwów i zaczął się cofać,
tym razem o kilka kroków.
Sytuacja
wyglądała trochę komicznie, ktoś nas ściągnął do kopalni używając Graya jako
przynęty ( trza zapamiętać żeby szczeniaka więcej nie puszczać na misję solo,
nawet jeśli chodzi o przekopanie ogródka), wystawił jakiegoś bazarowego głupka
mającego nas wystraszyć, i utknęliśmy w martwym punkcie, bo Przybłęda bała się
atakować, mogłaby coś schrzanić i zawalić kopalnię.
- Co za
ostry umysł! Jesteś pewnie najmądrzejsza w swojej gildii! Nie chciałabyś się do
nas przyłączyć? – Tego było za dużo!
- Idziemy –
zakomenderowałem, posyłając w maga wiązkę niebezpiecznie migoczącego światła. –
Nie podoba mi się ten frajer – zrobiłem uwagę, do wtóru padającego z chrzęstem
ciała, uparcie wgapiając się w wejście do szybu, które trochę mnie przerażało.
Zgodnie wyminęliśmy nieprzytomnego błazna, pozbawieni możliwości poważnego
starcia i trochę zawiedzeni.
- Od kiedy
tak szybko tracisz cierpliwość? Czyżby zazdrość?
- Nie i racz
skupić się na zadaniu. To twój brat znów ma kłopoty – wytknąłem, wierząc w
prawdziwe pokrewieństwo Nainy i Graya.
- To było
nieuprzejme… - Zatrzymaliśmy się w pół kroku, słysząc, jak żwir chrzęści, gdy
tamten się podnosił. Nawet jeśli nas to zaskoczyło, to oboje mieliśmy
podświadomą nadzieję, że błazen faktycznie wstanie, otrzepie się i powie „jestem
gotów do walki”, więc z półuśmiechami odwróciliśmy się o sto osiemdziesiąt
stopni.
- Coś jakbyś
nie umiał zrobić krzywdy tymi swoimi piorunami – zwróciła mi uwagę, głową
wskazując na wijące się wokół mojej prawej złote iskry. Sam przyglądałem im się
z ciekawością i westchnąłem cicho.
- Niecała
setka… - przyznałem w zamyśleniu. - No, spróbujemy mocniej – Zwiększyłem napięcie
i patrzyłem, jak mag wije się w konwulsjach, histerycznie zaciskając pięści i
zęby. Odór palonej skóry rozszedł się w powietrzu, paraliżując zmysł powonienia,
więc oboje skrzywiliśmy się z niesmakiem, ale nie odeszliśmy, póki nie
zobaczyliśmy białek oczu i piany na ustach.
- Ale nie
zabiłeś go? – upewniła się Przybłęda, gdy łaskawie przerwałem męki, tym razem
pewny na tysiąc procent, że po takiej dawce facet nie wstanie.
- Gadać już nigdy
nie będzie, ani się tak debilowato gapić. – Wzruszyłem ramionami i skierowałem
się do wejścia. Nim wszedłem do kopalni, zajrzałem przez ramię i zobaczyłem, że
Przybłęda stoi i przygląda się leżącemu. – No, co jest?
- Bo wiesz…
Tak sobie pomyślałam… - Odwróciła się do mnie i przygryzła wargę, tarmosząc
Majnu za futro. – Czy nie powinniśmy go zapytać, ilu ich tam jest, w tej
kopalni, jakie mają plany i gdzie schowali pieniądze?
- O Jez, nie
powiedziałby nam i tak, to nie jest żaden serial żeby paru debili chciało przejąć
władzę nad światem, więc co nas obchodzą ich plany, a co do pieniędzy… Z
grzeczności nie skomentuję. – Posłałem jej miażdżące spojrzenie, na co
zachichotała i podeszła sprężystym krokiem. – Panie przodem. – Zgiąłem odrobinę
plecy, wskazując mroczny korytarz zachęcającym ruchem ręki, za co dostałem w
łeb, ale poszła pierwsza.
Miałem może dobry
wzrok, ale za cholerę nic nie wiedziałem w tej ciemnicy, a chłód i wszechobecny
zapach wilgotnej ziemi nie pozwalały stwierdzić gdzie konkretnie jesteśmy i
gdzie jest wyjście, ani dokąd się kierować.
- Nie
powinniście pozwalać Grayowi chodzić samemu, tak, tak. – Od wąskich ścian
korytarza łagodnie prowadzącego w dół odbił się głos Futrzastego. – Jeszcze wiele razy wpakuje się w kłopoty, jak
Nai, i będziecie go z tego wyciągali!
- Zauważyliśmy,
wróżbito Macieju – sarknąłem pod nosem, idąc na oślep przed siebie i po raz
czwarty uderzając ramieniem o chropowatą ścianę postanowiłem zapalić światło.
- Na miłość
boską!
- No co?
- Uprzedzaj,
jak walisz tym światłem po oczach, dobra? Prawie oślepłam i zeszłam na zawał w
jednym, ludzie… - Oddychała głębiej, a w świetle iskier jej twarz miała upiorny
wyraz. Majnu cały się najeżył i prychał niezadowolony, ale to bardziej z
poczucia obowiązku, bo całej naszej trójce zrobiło się raźniej.
- Tak w
ogóle… - Rozejrzałem się, jakbym chciał dostrzec coś innego niż korytarz wyryty
w kamieniu. – Gdzie my idziemy?
- Dobrze się
czujesz? – Przybłęda przycisnęła dłoń do mojego czoła udała, że się poparzyła, zabawne… - Przyszliśmy tu po Graya, nie? Co to za pytanie?
- Ja się
pytam gdzie mu teraz aktualnie idziemy, to, że po szczeniaka, to wiem! Tylko jak
chcesz go znaleźć, jak tutaj nie ma zapachów i odbija się echo? – Zrównałem z
nią krok.
- Ehem… Nie
jestem w tym dobra, ale próbuję go zlokalizować magią wtórną – przyznała opornie
i uniosła głowę, patrząc w sufit. – Trochę mi nie idzie, ale zawsze.
-
Wpakowaliśmy się tutaj nie wiedząc, gdzie iść, a jedyny facet, który mógłby nam
to powiedzieć, ma sparaliżowaną gębę, tak? – Jeszcze byłem spokojny, ale
docierałem do cienkiej granicy.
- Oj, bo ty
wszystko w czarnych barwach widzisz, wiesz? – oburzyła się, bezpodstawnie –
moim zdaniem.
- A jak
inaczej? Jesteśmy w kopalni, ty rozumiesz sytuację? – warknąłem, ale parłem
uparcie do przodu, sam nie będąc do końca świadomy powagi naszego położenia.
- Och, w
końcu przyszłam tu z tobą, co niby mi grozi? – zapytała przymilnie i pogłaskała
futrzaka na ramieniu.
Wyprzedziłem
ją o krok, mrucząc do siebie pod nosem, ale poczułem wzrost ego po jej słowach.
Musiałem jakoś wykombinować, jak dostać się do Graya i wyjść, a z pomocą
przyszła mi droga, która rozdzielała się na dwie strony. Naina proponowała
lewo.
- Czyli
idziemy w prawo – zdecydowałem, nie słysząc większego sprzeciwu i poprowadziłem
ją po schodach w górę, czując powiew świeżego powietrza i znajomego zapachu
dzieciaka. Byliśmy na dobrym tropie, a wrzaski z oddali tylko nas w tym
upewniły.
"Zabiję!" szczeniaka pobudziło krew i adrenalinę, było jakby przytłumione i dochodziło z każdej
strony, ale pędziliśmy naprzód, wciąż do góry po wylanych betonem stopniach.
Sufitem biegły jakieś kable, ale obwody chyba się przepaliły albo ktoś
specjalnie zgasił światło. Słyszeliśmy odgłosy naszych kroków i oddechów, a
wrzaski Graya były głośniejsze, na co Przybłęda reagowała
prychnięciem.
- Odbijemy
go i wracamy spokojnie do gildii. Nie robimy niczego, co wpakowałoby nas w
kłopoty – postanowiłem głośno, nie zyskując jej aprobaty.
- Jak będzie
trzeba, to zniszczę tę kopalnię, Iskierko, i nikt mi w tym nie przeszkodzi!
Tego właśnie
obawiałem się najbardziej…
W myśl
zasady „głupi ma zawsze szczęście” żyłem od dnia w którym poznałem Przybłędę i
niby nie zwracałem na to uwagi, gdyby nie pewna zależność, która od jakiegoś
czasu zaczęła mi przeszkadzać. Gdziekolwiek poszedłem z nią, zawsze miałem
przechlapane i to ja gęsto się tłumaczyłem dziadydze, bo ona nie poczuwała się
do jakiejkolwiek odpowiedzialności, na wszystko mając argument „ poradzisz
sobie”. Jak byłem sam, z Red albo Mistem czy Bickslowem, wszystko szło gładko,
zaczynaliśmy misję, kończyliśmy i odbieraliśmy zapłatę a potem spokojnie
wracaliśmy. Dlaczego nie mogło być z tak z Nainą? I dlaczego zawsze, ale to
zawsze, pakowała mnie w swoje kłopoty?
Gray był w
naszej gildii - dobra.
Przyszliśmy
go zabrać i natrzeć uszu – w porządku.
Dorobiliśmy
się kłopotów w postaci dezerterów z ostatniego oblężenia miasta – wcale nie w
porządku. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Schody
skończyły się nagle, dobrych kilkanaście metrów wyżej, a ostatni stopień był
połączony z betonową podłogą, którą oświetlały lampy z sufitu. Staliśmy w wydrążonym
w skale pomieszczeniu, naprzeciwko nas stało biurko w otoczeniu regałów
zawalonych papierami i segregatorami, oho, chyba gabinet kierownika, przywitał
nas uradowany Gray, sam kierownik i kilku jego pracowników.
- Siema,
siostra. Jak leci? – Szczeniak wędrował wzrokiem od Nainy do mnie i wróżył sobie
tęgie lanie po naszych minach. Poza tym, że był związany, siedział na blacie biurka i miał dobrze
obitą gębę nie zauważyłem niczego dziwnego. No, pomijając paru zwyczajnie
ubranych gości, uzbrojonych w ostro zakończone sierpy.
- Gray, znaleźliśmy
cię! Tak, tak! Mówiłem, że tu będzie! – Futrzak zwrócił się do nas, po swojemu
ignorując gapiących się ludzi, ale Naina przebiła nawet to i nie zwróciła uwagi
na samego Majnu. Wpatrywała się w Graya z mieszaniną zaskoczenia i
niezdecydowania przez równą minutę, podczas której ja rozeznałem się w sytuacji
i rozpocząłem pertraktacje.
- Gdzie jest
szef? Co zrobiliście szefowi? – Jeden z siepaczy, cuchnący wódką i potem,
ścisnął w wielkiej ręce trzon broni i podetknął mi ją prawie pod nos, co jakoś
mnie nie bawiło. – Gadaj, szczeniaku! – Brakowało mu przedniego zęba, reszta
była tak ohydnie uczerniona, że obiecałem sobie słuchać pań w radiu jak będą reklamować
nową pastę do zębów. Tak profilaktycznie, nie?
- Skąd mam wiedzieć?
– Potarłem kark dłonią i zastanawiałem się, czy chodziło mu o tego, co go
załatwiliśmy przy wejściu. Może to by się nawet zgadzało, ale nie chciałem potwierdzenia.
Miałem wrażenie, że jakby się dowiedzieli o jego aktualnym stanie, to mógłby być
problem.
- Jeśli
chodzi wam o tego, co wylazł z kopalni i czekał na nas na placu, to Laxus go
załatwił.
- Ty głupia…!
- Więc wy
jesteście… Hm… Taaak, ten tutaj wygląda jak z plakatu o Gromowładnym.
- To jest Gromowładny
– potwierdziła usłużnie Naina, nie reagując na moje wściekłe spojrzenie i
postawiła Majnu na ziemi. – A wy jesteście odpowiedzialni za to? – Wskazała głową
na Graya, uśmiechającego się dzielnie, choć siniak na lewym oku musiał boleć
tak, że nawet ja bym zawył.
Banda
zarechotała nieprzyjemnie, a kierownik popatrzył na nas spanikowanym wzrokiem i
zaczął się dopytywać, czy ktoś jeszcze jest z nami, przekrzykując resztę
górników.
- Nie, po
co? Sami damy radę. – Wzruszyłem ramionami, dostając zrozpaczony jęk w
odpowiedzi.
- Ej, spoko,
to moja siostra i Laxus, najsilniejszy duet w Fairy Tail! Wyciągną nas z tego! –
Mały zaczął seplenić i wbrew samemu sobie zrobiło mi się go żal. Szczególnie za
ten najsilniejszy duet.
- Masz
szlaban na samodzielne wychodzenie z gildii – warknęła Naina, nie reagując na
komplement i zbliżających się do nas gości z kosami. Też se wymyśliła kary
bachorowi dawać…
- I na
wszystkie misje do osiemnastego roku życia – dorzuciłem, gasząc jego protest ciężkim
spojrzeniem.
- Do
piętnastego, bo będzie życiową niedojdą, tak, tak!
- Ty mnie pouczać
nie będziesz, kocurze. Sam jesteś szczeniak!
- Kot! Tak,
tak!
- Jak cię…!
- Piękne
przedstawienie, brawo! Brawo! – Poczułem nieprzyjemny dreszcz na plecach widząc
uśmiechy ulgi na twarzach grayowych oprawców, którzy patrzyli ponad naszymi
głowami na kogoś stojącego u wejścia. – Nie przerywajcie! – To był on, z
poczerniałą skórą, złuszczoną w wielu miejscach, ale patrzył całkiem przytomnie
i gdyby nie spalone ciało i nadpalone ubrania, mógłbym myśleć, że nigdy ode
mnie nie oberwał.
Naina złożyła
ręce jak do modlitwy, przymknęła oczy biorąc kilka głębokich wdechów, nie odwracając się za siebie, i wyszeptała nabożnie:
- Laxus, nie
atakuj go.
- Czemu?
- To prorok.
Był martwy i żyje, przetrwał starcie z twoimi błyskawicami. Jak znów go
ruszymy, to bogowie nas ukarzą – odparła poważnie, przekonana o swojej racji, na co gruchnąłem śmiechem i
tyle było z poważnej atmosfery. – Nie śmiej się! Czytałam o nim! - syknęła wściekle - W dniu, w
którym zmartwychwstanie, rozpocznie się walka między dobrem i złem którą Prorok
wygra i zaprowadzi Królestwo! – Mówiła donośnie, próbując przekrzyczeć mój
wariacki śmiech, którego nie mogłem zatrzymać, a rzekomy Prorok przyglądał nam
się z zainteresowaniem.
- Diabli
nadali tego twojego proroka i jego zamek! Ogarnij się, kobieto. – Krztusiłem się
dalej ze śmiechu, co jej było nie w smak, zwłaszcza, że Gray podłapał dobry
humor i tez się chichrał spękanymi wargami. – Ooo, człowieku, dawno się tak nie
bawiłem – odkaszlnąłem i wyprostowałem się, mierząc błazna wzrokiem. – Ale fakt,
jak tak szybko się podniosłeś? I możesz mówić, to dopiero wyczyn. – Nie miałem
nadziei że powie cokolwiek, czułem szybsze bicie serca i przez głowę
przelatywały mi setki pomysłów, które by tłumaczyły ten fenomen. Uderzyłem go
prawie dwustoma voltami a on po góra piętnastu minutach wstał jak gdyby nigdy
nic i wydawał się najbardziej wyluzowanym facetem na świecie! Świat oszalał czy
jak?!
- Nie interesuje
cię bardziej, dlaczego przetrzymujemy tu kierownika kopalni, jego pracowników i
tego malucha z Fairy Tail?
- Właśnie! –
zakrzyknęła Naina i odwróciła się wreszcie.
- Nie, jakoś
nie – pokręciłem głową z poważną miną, konfundując go.
- Ty wydajesz się być bardziej rozgarnięta. – Znów popatrzył na Przybłędę dziwnym wzrokiem, od którego zrobiło mi się niedobrze, i postawiłem na działanie instynktowne. Najpierw wyeliminowałem jego przydupasów, których broń ze szczękiem opadła na beton, a on sam pokiwał głową z uznaniem. Naina i Majnu zajęli się Grayem, więc został tylko on, świr z uśmiechem gwałciciela.
- Niesamowite, potrafisz pozbawić świadomości kilka osób na raz! – Klasnął w ręce, nie łapiąc powagi sytuacji.
- Ta, i to jedynie z setką w łapie, nie chwaląc się. Teraz ty i koniec.
- Nie wydaje ci się, że trochę nielogiczne z mojej strony byłoby przyprowadzenie tu zaledwie garstki łowców, podczas gdy zadarłem z gildią Fairy Tail? – Udał zamyślenie i utkwił spojrzenie ciemnych oczu gdzieś w suficie. – Nie wczuwasz żadnego podstępu, Gromowładny? – Bardzo powoli opuścił głowę i spojrzał na mnie, a jego usta rozciągnęły się w przerażającym, obłąkańczym uśmiechu. Przełknąłem ciężko, nie rozumiejąc, co konkretnie miał na myśli, a ten się nie śpieszył z wyjaśnieniem. Odsunął się od framugi, zwilżył usta językiem i popatrzył na Nainę, która w końcu wyglądała na poważną, a gadka o Proroku odeszła w zapomnienie.
- Muszę ci wpierdolić za mojego brata – zaczęła, mając dziwny, niepasujący do niej ton głosu. Stała wyprostowana i gotowa spełnić groźbę natychmiast, a ja któryś już raz zauważyłem, że od pojawienia się Maliki, w Nainie zaszła znacząca zmiana. Nie bała się krzywdzić ludzi, robiła to z przyjemnością.
- Od kiedy znasz takie słowa? – zapytałem półgębkiem, ale nie zwróciła na to uwagi. Sekundę później coś mnie uderzyło i otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia. – Czekaj! Wtedy przed wejściem powiedziałaś, że Gray jest POD ziemią, nie na górze! – zawołałem, przyglądając się, jak dziewczyna blednie, a tamten klaskał wesoło i śmiał się, jakby na to czekał.
- Tak, tak, dokładnie! Brawo, Gromowładny! Wreszcie się zorientowaliście! No, tylko CO jest pod ziemią?
- Co jest pod ziemią? – powtórzyłem zmartwiałymi wargami, bo to wszystko przestało mi się podobać. Niespodziewanie zbliżył się do nas Gray, prawie powłócząc jedną nogą, złapał Nainę za rękę i czuł, że dzieje się coś złego. – Co siedzi w kopalni? – Odwróciłem się do kierownika, korpulentnego gościa z kędzierzawą czupryną, który otrzepywał się z kurzu i nie wydawał się być ani trochę przejęty. Docierało do mnie, że wpadliśmy w pułapkę, ale dlaczego brał w niej udział ktoś z Magnolii?
- Mam szacunek do Makarova… - zaczął, jakby chciał się usprawiedliwić – i nie chciałem go w to mieszać. Do ciebie też nic nie mam chłopcze, ale tego pustynnego demona trzeba zabić. – Wycelował palcem w plecy Przybłędy, na której ramieniu siedział na powrót Majnu, a ona sama zamarła i ścisnęła mocniej rękę Graya. Chyba spodziewałem się zrezygnowanej postawy czy czegoś w rodzaju „ Laxus, zabierz małego i uciekajcie” co z miejsca bym wyśmiał i kazał jej się zamknąć, ale Naina nie planowała niczego takiego. Wyprostowała się, podała kota siedmiolatkowi i kazała mu stanąć w kącie pokoju.
- Teraz zobaczysz, jak ja i Iskierka spuszczamy łomot wrogom naszej gildii – obiecała, wprawiając jego obitą buzię w zachwyt i zwróciła się do mnie. – Nie mam cholernego pojęcia, co jest pod nami, ale co by to nie było, ty to zabijesz, a ja usunę ślady i tym razem użyj pięciu stów.
Napięcie sprawiło, że sufit zaczął się sypać, a ziemia drżała. Czarny dym przemieszany z gromami wirował w pokoju, zmniejszając obecność tlenu do minimum, wzięliśmy więc głębokie wdechy i ruszyliśmy z zamiarem całkowitej eliminacji wroga acz bez konkretnego planu. Ludzie za naszymi plecami byli zwykłymi górnikami, na magii znali się tyle, ile ja na uprawie opium, i należy dodać, że ilość magii pozbawiła ich przytomności więc w tym temacie zaliczyliśmy combo.
Ja złapałem za lewą, Naina za prawą rękę i oboje wymierzyliśmy prosto w gębę tamtego, która nagle przestała się uśmiechać i miała odrobinę spanikowany wyraz. Zrobiliśmy to za mocno, facet uderzył w skalną ścianę po drugiej stronie, a donośne chrupnięcie, według mojej opinii, świadczyło o złamaniu paru istotnych gnatów. Padł na schody, łamiąc sobie żuchwę i nos i to byłoby na tyle, ale właśnie nie było. Magia, która wprawiła w drżenie ziemię, wygasła, ale góra nie przestała się ruszać i teraz wszystko sypało nam się na głowy.
Przybłęda złapała Gray za rękę i pociągnęła ze sobą, ale rozpaczliwy jęk z jego krtani zatrzymał ją w pół kroku. Spojrzała na niego i warknęła coś pod nosem w dialekcie Wschodnich ludzi, po czym zwróciła się do mnie.
- Weź go, sam nie pójdzie.
- Rozliczę cię za to – mruknęłam na poły do niego, na poły do niej, ale szczeniaka posadziłem sobie na plecach i zbiegaliśmy w dół, gubiąc kilka razy równowagę.
- Powinniśmy ich wszystkich zostawić?!
- A masz jak ich zabrać?! Cicho i biegnij!
Coś mi nie pasowało, to wszystko rozegraliśmy za szybko i za łatwo, a rzekomo coś, co było pod nami, jakoś się do nas nie śpieszyło, więc wypadliśmy na plac przed kopalnią akurat, gdy ziemia się uspokoiła.
Dysząc, zrzuciłem Graya na żwir i obejrzałem się za siebie, a nie rejestrując niczego podejrzanego, odetchnąłem głęboko z słusznym poczuciem, że mi się należy. Naina śmiała się i oddychała płytko na przemian, zadowolona z takiego obrotu sytuacji i zapomnielibyśmy o całej sprawie, gdyby nie dwa jarzące się punkty w ciemności korytarza. Odskoczyliśmy zgodnie, nawet obolały konus, któremu strach odebrał poczucie bólu, i obserwowaliśmy, jak z mroku wypełza ogromny łeb do wtóru cichego syku i badającego przestrzeń języka, rozdwojonego na końcu. Łeb, okolony krótkimi rogami, powędrował w górę, na cztery, pięć, siedem… Dziesięć parszywych metrów, Az z kopalni wylazło całe, pozbawione nóg cielsko, a monstrum przyglądało się nam wodnistymi oczami i na przywitanie pokazało garnitur ostrych, żółtawych kłów, mogących bez problemu robić za sztylety.
- Naina… - szepnął płaczliwie Gray, cofając się powoli.
- Spokojnie… Tylko spokojnie… - Brzmiała odpowiedz, za którą chciałem ją zabić.
- Zginiemy tutaj – mruknąłem do siebie, nie mając najmniejszego pojęcia, skąd wziął się taki ogromny wąż w Magnolii i jak z nim walczyć. Nogi miałem jak z waty i brakowało mi tlenu, a mimo to, jakimś cudem, udało mi się ustawić tak, by zasłonić pozostałych, nie reagując na egoistyczne podszeptywania, by uciekać.
- Boję się… - Słyszałem, że płakał, a z nim pociągnął nosem Majnu, co zrujnowało jego wizerunek drwiącego z niebezpieczeństwa kocura. Nie było co liczyć na pomoc z zewnątrz, z takiej odległości nikt by nas nie usłyszał, no i nikt nie miał pojęcia, że takie monstrum siedzi w kopalni. Jak to w ogóle było możliwe? Przecież ludzie każdego dnia tu pracowali!
- To jest lewiatan, bardzo rzadki okaz, będzie miał ze sto lat.
- A mogłabyś powiedzieć jak my to, kurwa, mamy pokonać? – syknąłem, wściekły na jej zachwyty nad naszym możliwym mordercą. Stała oko w oko z wybrykiem natury i go podziwiała!
- Język!
Powolutku, małymi kroczkami, stanęła obok mnie, nie spuszczając wzroku z węza, jakby chciała go zahipnotyzować. Dobra myśl, na Wschodzie jest masa zaklinaczy węży, może ona tez się nauczyła tej sztuki? W tamtej chwili gorąco się o to modliłem. – Jest głodny. A my jesteśmy jedynym dostępnym pożywieniem, które może mieć. – Nagle uśmiechnęła się diabolicznie i błysnęła zębami.
- Jak się tak cieszysz, to wychodzą kłopoty.
- Zabijmy go. Jego skóra pójdzie na rynku za parę pięknych milionów. – Już zaciskała rękę w pieść, otaczając ją kokonem czarnej magii, gotowa do skoku i w tym samym momencie wąż rzucił się na nas, nie ogłuszony rykiem Graya. Zobaczyłem, jak kłapnęły zęby, dosłownie przed moim nosem, i poczułem odór z jego gęby oraz skręcające się z nerwów wnętrzności, ale chłodny głos Nainy przywołał mnie do porządku. – Dawaj błyskawicę, albo ciebie też oskalpuję! – warknęła, gdy jej uderzenie odrzuciło lewiatana na lewo, ale potwór znów się podnosił, pozbywając się zamroczenia kilkakrotnym pokręceniem głową. Syknął głośniej, pewnie wściekły na tak jawny opór, ale Przybłęda nic sobie z tego nie zrobiła. – No?
Nie czekałem ani sekundy dłużej, wiedząc, że jestem szybszy niż to zwinne stworzenie, i choć atak kosztował mnie troszkę więcej wysiłku, uderzył w cel. Zrobiło się jasno jak za dnia a z paszczy lewiatana wydobył się nienaturalny ryk i zaległa cisza. Upadł na żwir i po chwili ponownie próbował wstać, tylko po to, by oberwać fuzją ryków Smoczych Zabójców.
Maszyny stojące na placu roztrzaskały się o skały, dźwigi i wyciągi górnicze skrzypiały przeraźliwie gdy zmieszana we wreszcie idealnych proporcjach magia uderzyła w ciało lewiatana, nic z niego nie zostawiając. Ryk przebrzmiał i znów zaległa cisza, przerywana sypiącymi się odłamkami. Popatrzyłem na Nainę, zadowoloną z uzyskanego efektu i otrzepaliśmy zgodnie ubrania, zwracając w stronę Graya.
- Nic się tutaj nie stało.
- Zupełnie nic.
W drodze powrotnej Gray zasnął na moich plecach, pół-śpiąca Naina kroczyła obok, ściskając w ramionach chrapiącego Majnu, ale choć cisza obojgu nam ciążyła, nie wiedzieliśmy jak ją zagłuszyć. Przybłęda przygryzała wnętrze policzka i zdawała się być pochłoniętą przez własne myśli, a ja patrzyłem przed siebie na drogę, mając nadzieję, że zapas przygód na wieczór się wyczerpał.
- Hmm… Iskierko?
- No? – Spojrzałem na nią kątem oka. – Jak chcesz się pożalić o tę skórę, to lepiej se daruj.
- Nie, nie – roześmiała się cichutko. – Na placu zasłoniłeś mnie i Graya, to było bardzo odważne – przyznała, a mi zrobiło się ciepło w środku i gorąco w uszach. Odwróciłem głową, by tego nie zobaczyła i pewnie gdybym nie dźwigał dzieciaka, wzruszyłbym ramionami.
- E tam, nie ma się czym chwalić. Każdy by tak zrobił – zbagatelizowałem.
- A mimo to dziękuję. Bałeś się ale wyszedłeś przed nas – przyznała uczciwie, przyciskając kota do siebie. – Gdyby nie to, chyba nie miałabym odwagi. Stałam tam sparaliżowana.
- No, tak szczerze… Gdyby nie ty… To ja bym… Chyba tak stał jak kołek… Także ten… Tobie też dzięki. – Nie przyznałem się, że ta sytuacja podwoiła mój szacunek do niej i stworzyła coś na kształt podziwu. Nie powiedziałem jej tego ani wtedy, ani nigdy później.
- Jutro masz egzamin, nie? – Przypomniała o błahym szczególe, który prawie kompletnie wyleciał mi z głowy. – Powodzenia.
- Ta, jak już wrócę i oczywiście go zdam, bo to jest pewne, to chcę blachę ciasta, Przybłędo. – Postawiłem żądanie, do wtóru jej śmiechu. Nie zgodziła się ani nie zaprzeczyła, więc wnioskowałem to pierwsze, nie czując żadnego podstępu z jej strony. Popatrzyła na mnie po swojemu, zawsze od tego spojrzenia robiło mi się dziwnie przyjemnie choć czułem się zakłopotany i nie mogłem zdecydować, które z tych uczuć bierze górę.
- Swoją drogą, skąd wiedzieli o tobie? Wiesz, z tym demonem pustyni?
- Zjawiło się tu wielu łowców ze Wschodu, pewnie naopowiadali o mnie bajek i trochę prawdy. - Wzruszyła ramionami, udając, że wcale jej to nie ruszyło, ale dostrzegłem drżenie kącików warg i zrobiło mi się przykro.
- Jak można być tak głupim? No wytłumacz mi to; wiesz, że ktoś jest niebezpieczny, to po co do niego przyłazisz? Zwłaszcza, jak ma obstawę w gildii Fairy Tail? - Nie odpowiedziała, ale uśmiechnęła się z wdzięcznością, rozumiejąc, co próbowałem, trochę nieudolnie, zrobić.
- Jesteśmy naprawdę zgraną ekipą.
- Będziemy lepsi. Jak wszyscy będziemy mieli klasę S…
- Aha, wszyscy, z wyjątkiem Red. Ona zrobi na złość i nie podejdzie do egzaminu.
Długo jeszcze śmialiśmy się z tej wypowiedzi, tak długo aż dotarliśmy do miasta, odstawiliśmy Graya do Polyushki i pożegnaliśmy się pod domem Nainy.
Wieczór był ciepły, nie było chmur na niebie ani wiatru, typowo lipcowy w tej części kraju. Naina kręciła się trochę, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała co i wreszcie wydusiła:
- Wiesz, ja… Bardzo ci dziękuję, że mnie wtedy zabrałeś do Fairy Tail – Miała na myśli dzień, w którym się poznaliśmy a ona pierwszy raz mnie pokonała, ale skąd jej się wzięło na takie słowa? – Nawet jeśli nie wszyscy mnie polubili, to ja uznałam gildię za swoją, w sumie… - Chyba drugi raz w ciągu naszej znajomości zobaczyłem, jak się czerwieni i brakuje jej języka w gębie, a to mnie bardzo zaniepokoiło.
- Dobrze się czujesz? Masz gorączkę? – dopytywałem, ale kręciła potakująco i przecząco głową, przygryzając wargi.
- Naprawdę świetnie się bawiłam przez ostatnie dwa miesiące, nigdy o nich nie zapomnę– szepnęła bardziej do siebie niż do mnie. Popatrzyłem na nią, marszcząc brwi w zamyśleniu i przez chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć.
- Eeee… Dobra? To teraz brzmi dziwnie. O co ci chodzi, Przybłędo?
- Jaki ty głupi jesteś. – Szybko odzyskała rezon. – Dziękuję i prawię komplementy, a ty mnie o choroby wypytujesz – westchnęła zniecierpliwiona i wzruszyła ramionami, ale wyczuwałem w tym fałsz. Coś było na rzeczy, tylko nie wiedziałem… - Idź stąd i zdaj jutro egzamin – mruknęła i szybciej, niż mogłem dostrzec, przysunęła się do mnie i cmoknęła mnie w policzek, po czym zniknęła za bramą budynku, zostawiając mnie ogłupiałego na ulicy.
Zaskoczony odwróciłem się i odszedłem dopiero po kilku minutach, z szeroko otwartymi oczami, i długo analizowałem powód szybszego bicia serca oraz wrażenie, że pocałunek znaczył coś nieprzyjemnego. Gdy dotarłem do domu, dziadek już w nim był i przyjrzał mi się znad czytanej książki.
- Laxus?
- Wszystko dobrze, dzięki – odparłem machinalnie i poszedłem do siebie, na górę, dalej w szoku po czynie Nainy. Zamierzałem ją o to zapytać po egzaminie, bo w końcu od kiedy całuje się przyjaciela pod domem? Ale po jakimś czasie uznałem, że tego nie zrobię, bo raz, nie przeszkadzało mi to, a dwa, jeszcze bym w łeb zarobił, że niczego nie rozumiem bo jestem facetem.
- Ty wydajesz się być bardziej rozgarnięta. – Znów popatrzył na Przybłędę dziwnym wzrokiem, od którego zrobiło mi się niedobrze, i postawiłem na działanie instynktowne. Najpierw wyeliminowałem jego przydupasów, których broń ze szczękiem opadła na beton, a on sam pokiwał głową z uznaniem. Naina i Majnu zajęli się Grayem, więc został tylko on, świr z uśmiechem gwałciciela.
- Niesamowite, potrafisz pozbawić świadomości kilka osób na raz! – Klasnął w ręce, nie łapiąc powagi sytuacji.
- Ta, i to jedynie z setką w łapie, nie chwaląc się. Teraz ty i koniec.
- Nie wydaje ci się, że trochę nielogiczne z mojej strony byłoby przyprowadzenie tu zaledwie garstki łowców, podczas gdy zadarłem z gildią Fairy Tail? – Udał zamyślenie i utkwił spojrzenie ciemnych oczu gdzieś w suficie. – Nie wczuwasz żadnego podstępu, Gromowładny? – Bardzo powoli opuścił głowę i spojrzał na mnie, a jego usta rozciągnęły się w przerażającym, obłąkańczym uśmiechu. Przełknąłem ciężko, nie rozumiejąc, co konkretnie miał na myśli, a ten się nie śpieszył z wyjaśnieniem. Odsunął się od framugi, zwilżył usta językiem i popatrzył na Nainę, która w końcu wyglądała na poważną, a gadka o Proroku odeszła w zapomnienie.
- Muszę ci wpierdolić za mojego brata – zaczęła, mając dziwny, niepasujący do niej ton głosu. Stała wyprostowana i gotowa spełnić groźbę natychmiast, a ja któryś już raz zauważyłem, że od pojawienia się Maliki, w Nainie zaszła znacząca zmiana. Nie bała się krzywdzić ludzi, robiła to z przyjemnością.
- Od kiedy znasz takie słowa? – zapytałem półgębkiem, ale nie zwróciła na to uwagi. Sekundę później coś mnie uderzyło i otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia. – Czekaj! Wtedy przed wejściem powiedziałaś, że Gray jest POD ziemią, nie na górze! – zawołałem, przyglądając się, jak dziewczyna blednie, a tamten klaskał wesoło i śmiał się, jakby na to czekał.
- Tak, tak, dokładnie! Brawo, Gromowładny! Wreszcie się zorientowaliście! No, tylko CO jest pod ziemią?
- Co jest pod ziemią? – powtórzyłem zmartwiałymi wargami, bo to wszystko przestało mi się podobać. Niespodziewanie zbliżył się do nas Gray, prawie powłócząc jedną nogą, złapał Nainę za rękę i czuł, że dzieje się coś złego. – Co siedzi w kopalni? – Odwróciłem się do kierownika, korpulentnego gościa z kędzierzawą czupryną, który otrzepywał się z kurzu i nie wydawał się być ani trochę przejęty. Docierało do mnie, że wpadliśmy w pułapkę, ale dlaczego brał w niej udział ktoś z Magnolii?
- Mam szacunek do Makarova… - zaczął, jakby chciał się usprawiedliwić – i nie chciałem go w to mieszać. Do ciebie też nic nie mam chłopcze, ale tego pustynnego demona trzeba zabić. – Wycelował palcem w plecy Przybłędy, na której ramieniu siedział na powrót Majnu, a ona sama zamarła i ścisnęła mocniej rękę Graya. Chyba spodziewałem się zrezygnowanej postawy czy czegoś w rodzaju „ Laxus, zabierz małego i uciekajcie” co z miejsca bym wyśmiał i kazał jej się zamknąć, ale Naina nie planowała niczego takiego. Wyprostowała się, podała kota siedmiolatkowi i kazała mu stanąć w kącie pokoju.
- Teraz zobaczysz, jak ja i Iskierka spuszczamy łomot wrogom naszej gildii – obiecała, wprawiając jego obitą buzię w zachwyt i zwróciła się do mnie. – Nie mam cholernego pojęcia, co jest pod nami, ale co by to nie było, ty to zabijesz, a ja usunę ślady i tym razem użyj pięciu stów.
Napięcie sprawiło, że sufit zaczął się sypać, a ziemia drżała. Czarny dym przemieszany z gromami wirował w pokoju, zmniejszając obecność tlenu do minimum, wzięliśmy więc głębokie wdechy i ruszyliśmy z zamiarem całkowitej eliminacji wroga acz bez konkretnego planu. Ludzie za naszymi plecami byli zwykłymi górnikami, na magii znali się tyle, ile ja na uprawie opium, i należy dodać, że ilość magii pozbawiła ich przytomności więc w tym temacie zaliczyliśmy combo.
Ja złapałem za lewą, Naina za prawą rękę i oboje wymierzyliśmy prosto w gębę tamtego, która nagle przestała się uśmiechać i miała odrobinę spanikowany wyraz. Zrobiliśmy to za mocno, facet uderzył w skalną ścianę po drugiej stronie, a donośne chrupnięcie, według mojej opinii, świadczyło o złamaniu paru istotnych gnatów. Padł na schody, łamiąc sobie żuchwę i nos i to byłoby na tyle, ale właśnie nie było. Magia, która wprawiła w drżenie ziemię, wygasła, ale góra nie przestała się ruszać i teraz wszystko sypało nam się na głowy.
Przybłęda złapała Gray za rękę i pociągnęła ze sobą, ale rozpaczliwy jęk z jego krtani zatrzymał ją w pół kroku. Spojrzała na niego i warknęła coś pod nosem w dialekcie Wschodnich ludzi, po czym zwróciła się do mnie.
- Weź go, sam nie pójdzie.
- Rozliczę cię za to – mruknęłam na poły do niego, na poły do niej, ale szczeniaka posadziłem sobie na plecach i zbiegaliśmy w dół, gubiąc kilka razy równowagę.
- Powinniśmy ich wszystkich zostawić?!
- A masz jak ich zabrać?! Cicho i biegnij!
Coś mi nie pasowało, to wszystko rozegraliśmy za szybko i za łatwo, a rzekomo coś, co było pod nami, jakoś się do nas nie śpieszyło, więc wypadliśmy na plac przed kopalnią akurat, gdy ziemia się uspokoiła.
Dysząc, zrzuciłem Graya na żwir i obejrzałem się za siebie, a nie rejestrując niczego podejrzanego, odetchnąłem głęboko z słusznym poczuciem, że mi się należy. Naina śmiała się i oddychała płytko na przemian, zadowolona z takiego obrotu sytuacji i zapomnielibyśmy o całej sprawie, gdyby nie dwa jarzące się punkty w ciemności korytarza. Odskoczyliśmy zgodnie, nawet obolały konus, któremu strach odebrał poczucie bólu, i obserwowaliśmy, jak z mroku wypełza ogromny łeb do wtóru cichego syku i badającego przestrzeń języka, rozdwojonego na końcu. Łeb, okolony krótkimi rogami, powędrował w górę, na cztery, pięć, siedem… Dziesięć parszywych metrów, Az z kopalni wylazło całe, pozbawione nóg cielsko, a monstrum przyglądało się nam wodnistymi oczami i na przywitanie pokazało garnitur ostrych, żółtawych kłów, mogących bez problemu robić za sztylety.
- Naina… - szepnął płaczliwie Gray, cofając się powoli.
- Spokojnie… Tylko spokojnie… - Brzmiała odpowiedz, za którą chciałem ją zabić.
- Zginiemy tutaj – mruknąłem do siebie, nie mając najmniejszego pojęcia, skąd wziął się taki ogromny wąż w Magnolii i jak z nim walczyć. Nogi miałem jak z waty i brakowało mi tlenu, a mimo to, jakimś cudem, udało mi się ustawić tak, by zasłonić pozostałych, nie reagując na egoistyczne podszeptywania, by uciekać.
- Boję się… - Słyszałem, że płakał, a z nim pociągnął nosem Majnu, co zrujnowało jego wizerunek drwiącego z niebezpieczeństwa kocura. Nie było co liczyć na pomoc z zewnątrz, z takiej odległości nikt by nas nie usłyszał, no i nikt nie miał pojęcia, że takie monstrum siedzi w kopalni. Jak to w ogóle było możliwe? Przecież ludzie każdego dnia tu pracowali!
- To jest lewiatan, bardzo rzadki okaz, będzie miał ze sto lat.
- A mogłabyś powiedzieć jak my to, kurwa, mamy pokonać? – syknąłem, wściekły na jej zachwyty nad naszym możliwym mordercą. Stała oko w oko z wybrykiem natury i go podziwiała!
- Język!
Powolutku, małymi kroczkami, stanęła obok mnie, nie spuszczając wzroku z węza, jakby chciała go zahipnotyzować. Dobra myśl, na Wschodzie jest masa zaklinaczy węży, może ona tez się nauczyła tej sztuki? W tamtej chwili gorąco się o to modliłem. – Jest głodny. A my jesteśmy jedynym dostępnym pożywieniem, które może mieć. – Nagle uśmiechnęła się diabolicznie i błysnęła zębami.
- Jak się tak cieszysz, to wychodzą kłopoty.
- Zabijmy go. Jego skóra pójdzie na rynku za parę pięknych milionów. – Już zaciskała rękę w pieść, otaczając ją kokonem czarnej magii, gotowa do skoku i w tym samym momencie wąż rzucił się na nas, nie ogłuszony rykiem Graya. Zobaczyłem, jak kłapnęły zęby, dosłownie przed moim nosem, i poczułem odór z jego gęby oraz skręcające się z nerwów wnętrzności, ale chłodny głos Nainy przywołał mnie do porządku. – Dawaj błyskawicę, albo ciebie też oskalpuję! – warknęła, gdy jej uderzenie odrzuciło lewiatana na lewo, ale potwór znów się podnosił, pozbywając się zamroczenia kilkakrotnym pokręceniem głową. Syknął głośniej, pewnie wściekły na tak jawny opór, ale Przybłęda nic sobie z tego nie zrobiła. – No?
Nie czekałem ani sekundy dłużej, wiedząc, że jestem szybszy niż to zwinne stworzenie, i choć atak kosztował mnie troszkę więcej wysiłku, uderzył w cel. Zrobiło się jasno jak za dnia a z paszczy lewiatana wydobył się nienaturalny ryk i zaległa cisza. Upadł na żwir i po chwili ponownie próbował wstać, tylko po to, by oberwać fuzją ryków Smoczych Zabójców.
Maszyny stojące na placu roztrzaskały się o skały, dźwigi i wyciągi górnicze skrzypiały przeraźliwie gdy zmieszana we wreszcie idealnych proporcjach magia uderzyła w ciało lewiatana, nic z niego nie zostawiając. Ryk przebrzmiał i znów zaległa cisza, przerywana sypiącymi się odłamkami. Popatrzyłem na Nainę, zadowoloną z uzyskanego efektu i otrzepaliśmy zgodnie ubrania, zwracając w stronę Graya.
- Nic się tutaj nie stało.
- Zupełnie nic.
W drodze powrotnej Gray zasnął na moich plecach, pół-śpiąca Naina kroczyła obok, ściskając w ramionach chrapiącego Majnu, ale choć cisza obojgu nam ciążyła, nie wiedzieliśmy jak ją zagłuszyć. Przybłęda przygryzała wnętrze policzka i zdawała się być pochłoniętą przez własne myśli, a ja patrzyłem przed siebie na drogę, mając nadzieję, że zapas przygód na wieczór się wyczerpał.
- Hmm… Iskierko?
- No? – Spojrzałem na nią kątem oka. – Jak chcesz się pożalić o tę skórę, to lepiej se daruj.
- Nie, nie – roześmiała się cichutko. – Na placu zasłoniłeś mnie i Graya, to było bardzo odważne – przyznała, a mi zrobiło się ciepło w środku i gorąco w uszach. Odwróciłem głową, by tego nie zobaczyła i pewnie gdybym nie dźwigał dzieciaka, wzruszyłbym ramionami.
- E tam, nie ma się czym chwalić. Każdy by tak zrobił – zbagatelizowałem.
- A mimo to dziękuję. Bałeś się ale wyszedłeś przed nas – przyznała uczciwie, przyciskając kota do siebie. – Gdyby nie to, chyba nie miałabym odwagi. Stałam tam sparaliżowana.
- No, tak szczerze… Gdyby nie ty… To ja bym… Chyba tak stał jak kołek… Także ten… Tobie też dzięki. – Nie przyznałem się, że ta sytuacja podwoiła mój szacunek do niej i stworzyła coś na kształt podziwu. Nie powiedziałem jej tego ani wtedy, ani nigdy później.
- Jutro masz egzamin, nie? – Przypomniała o błahym szczególe, który prawie kompletnie wyleciał mi z głowy. – Powodzenia.
- Ta, jak już wrócę i oczywiście go zdam, bo to jest pewne, to chcę blachę ciasta, Przybłędo. – Postawiłem żądanie, do wtóru jej śmiechu. Nie zgodziła się ani nie zaprzeczyła, więc wnioskowałem to pierwsze, nie czując żadnego podstępu z jej strony. Popatrzyła na mnie po swojemu, zawsze od tego spojrzenia robiło mi się dziwnie przyjemnie choć czułem się zakłopotany i nie mogłem zdecydować, które z tych uczuć bierze górę.
- Swoją drogą, skąd wiedzieli o tobie? Wiesz, z tym demonem pustyni?
- Zjawiło się tu wielu łowców ze Wschodu, pewnie naopowiadali o mnie bajek i trochę prawdy. - Wzruszyła ramionami, udając, że wcale jej to nie ruszyło, ale dostrzegłem drżenie kącików warg i zrobiło mi się przykro.
- Jak można być tak głupim? No wytłumacz mi to; wiesz, że ktoś jest niebezpieczny, to po co do niego przyłazisz? Zwłaszcza, jak ma obstawę w gildii Fairy Tail? - Nie odpowiedziała, ale uśmiechnęła się z wdzięcznością, rozumiejąc, co próbowałem, trochę nieudolnie, zrobić.
- Jesteśmy naprawdę zgraną ekipą.
- Będziemy lepsi. Jak wszyscy będziemy mieli klasę S…
- Aha, wszyscy, z wyjątkiem Red. Ona zrobi na złość i nie podejdzie do egzaminu.
Długo jeszcze śmialiśmy się z tej wypowiedzi, tak długo aż dotarliśmy do miasta, odstawiliśmy Graya do Polyushki i pożegnaliśmy się pod domem Nainy.
Wieczór był ciepły, nie było chmur na niebie ani wiatru, typowo lipcowy w tej części kraju. Naina kręciła się trochę, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała co i wreszcie wydusiła:
- Wiesz, ja… Bardzo ci dziękuję, że mnie wtedy zabrałeś do Fairy Tail – Miała na myśli dzień, w którym się poznaliśmy a ona pierwszy raz mnie pokonała, ale skąd jej się wzięło na takie słowa? – Nawet jeśli nie wszyscy mnie polubili, to ja uznałam gildię za swoją, w sumie… - Chyba drugi raz w ciągu naszej znajomości zobaczyłem, jak się czerwieni i brakuje jej języka w gębie, a to mnie bardzo zaniepokoiło.
- Dobrze się czujesz? Masz gorączkę? – dopytywałem, ale kręciła potakująco i przecząco głową, przygryzając wargi.
- Naprawdę świetnie się bawiłam przez ostatnie dwa miesiące, nigdy o nich nie zapomnę– szepnęła bardziej do siebie niż do mnie. Popatrzyłem na nią, marszcząc brwi w zamyśleniu i przez chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć.
- Jaki ty głupi jesteś. – Szybko odzyskała rezon. – Dziękuję i prawię komplementy, a ty mnie o choroby wypytujesz – westchnęła zniecierpliwiona i wzruszyła ramionami, ale wyczuwałem w tym fałsz. Coś było na rzeczy, tylko nie wiedziałem… - Idź stąd i zdaj jutro egzamin – mruknęła i szybciej, niż mogłem dostrzec, przysunęła się do mnie i cmoknęła mnie w policzek, po czym zniknęła za bramą budynku, zostawiając mnie ogłupiałego na ulicy.
Zaskoczony odwróciłem się i odszedłem dopiero po kilku minutach, z szeroko otwartymi oczami, i długo analizowałem powód szybszego bicia serca oraz wrażenie, że pocałunek znaczył coś nieprzyjemnego. Gdy dotarłem do domu, dziadek już w nim był i przyjrzał mi się znad czytanej książki.
- Laxus?
- Wszystko dobrze, dzięki – odparłem machinalnie i poszedłem do siebie, na górę, dalej w szoku po czynie Nainy. Zamierzałem ją o to zapytać po egzaminie, bo w końcu od kiedy całuje się przyjaciela pod domem? Ale po jakimś czasie uznałem, że tego nie zrobię, bo raz, nie przeszkadzało mi to, a dwa, jeszcze bym w łeb zarobił, że niczego nie rozumiem bo jestem facetem.
G: Yo. Wilczy z radosci, że dodałaś nowy rozdział machneła jeszcze jedno piwo i raczej nie bedzie w stanie go dzisiaj już skomentować. Podobo jutro juz sie umowila na klina, wiec proponuje sie zgadac i zabic ta wilcza pierdole, ktora najpierw rzuca grozbami (Wilczy to jest karalne wiedzialas?)i truje dupe, a potem zapija pysk, zamiast przyzwoicie skomentowac... Czekaj... cos kzyczy z lazienki (mam nadzieje ze tam nie rzyga nie bede po niej przeciez kurwa sprzatal!), aha. Jest zajekurwabiscie szczeliwa, ze Rhan dodala rozdzial tego samego dnia co ona. Mowi ze zrobi z piatego lutego swieto narodowe i nakaz picia. Tego dnia poziom alkoholu u spoleczenstwa bedzie musial przekraczac dwa promile.
OdpowiedzUsuńi wez tu z taka gadaj...
W: Kochamy Cie Rhan! Jestem z normalnym komentarzem jak tylko wyczexwieje... rz...t... czy jakos tak. jak swiat przestanie sie krecic!
Malika i jej kpiące uśmiechy. Ey bo przejdę na drugą stronę mocy! Malika to oficjalnie moja ulubiona zenska bohaterka ever. Okey, może na 1 miejscu razem z galadriella.
OdpowiedzUsuńHehe, malika vs naina. Uwielbiam takie versusy <M <N
„ogień przygasł, Az w końcu zapadła” cos ci tu chyba word na sile sprobowal poprawić az na Az, przypuszcam :D
O tak, wjazdy na ambicje zawsze spoko :D
„Pierwsza uwaga po wyjściu z gildii na jaką się nie odważyłem, to że Naina wygląda koszmarnie w pomarańczowym, a druga, że wygląda równie koszmarnie z szaleństwem wymalowanym na twarzy.”
:D i oczyma wyobraźni widze cousina miguel… nwm, nie pytaj! :D ale cytat godny, zaprawdę.
” - Wiesz co, Iskierko, trzeba myśleć jak robić, by się nie narobić.: moje zyciowe motto :D
Orędownik sprawiedliwości <3 Lax, staczasz się :P
„- Naturą Lenory nie jest zniszczenie.
- Naturą naszej matki nie jest zniszczenie, mistrzu.”
Piekne, piękne, uwielbiam takie przejścia przez powtorzenia, kocham.
A tak wgl, tytuł Valkiri budzi we mnie jakąś grozę, abstrahując od całej mitologicznej sfery, kurwa, boję się. Yyh! To ma naprawdę sporo wspólnego ze strachem. I być może z nienawiscia również, yhym.
Wa da fak, rozmowa Maliki z Markarovem??? Dafuq…. Wilczy nie ogarnia, intrygi na Drodze?! Ty MI mówisz o intrygach???? Heeeeeeell NO! Helll faken no! Ja chce ogarniać!!!!
„Zaczęło się babskie gadanie, które, gwoli ścisłości, sam zacząłem.”
:D:D:D:D::D:D:D:D:D::D:D KOCHAM.
Wróżbita maciej :D i ten ciula znalzal miejsce w historii, powinien z tej okazji zakonczyc dzialanosc na tvn i dac ludziom obejrzeć zamiast tego jakiś film :D
Odzizys, idzie się zacytac na amen. Na przemian wyje z dialogow i opisow i marszcze brwi, skupiona na akcji. Chopie, jo się już musze zacząć martwic zmarszczkami, przez Cb będę wygladac jak zmerznieta mandarynka zaraz no.
„Ludzie za naszymi plecami byli zwykłymi górnikami, na magii znali się tyle, ile ja na uprawie opium, i należy dodać, że ilość magii pozbawiła ich przytomności więc w tym temacie zaliczyliśmy combo.”
Mów do mnie jeszcze, Laxiu <3
Alez smierdzi jakims podstepem, ummm.
AAA! Pożarłam, pożarłam wszystko. Lewiatany! Przygody, daj mnie jedna, mój ssskarbie. Ale. ALE!~
CÓŻE TO ZA KONIEC NIEPOKOJACY W CHUJ?!
Drszczyk na maxa, standardowo na hld! Wuuuuut tu chodzi, ey, bojem się, wystachana jestem, NIE CHCE ZNOWU CZEKAC CZTERYSTA LAT NA NJU CZAPTER BO SIĘ… no. A jednoczensie się boje następnego rozdzialu! Ty cos kombinujesz, za dobrze było, co? Co ty tam kombinujesz… Co to znaczy. Co to wszytsko znaczy………………….. Niedobrze. Czuje swąd destrukcji.
Wilczy zostaw te zmarszczki w spokoju, ja wszystko wytłumaczę ^^ będziesz groźniej wyglądać lrzez nie.
Usuń<6 ale mrrr dziękuję Ci, lejesz miód na serducho, bo mimo włożenia większej pracy w ten rozdział mam wrażenie że z końcówką ciś nie tak. I wcale nie-e, nie dwa lata bo jakoś się pisze ten 21... Jakoś. Bez komentarza.
Destrukcja!!!
Ty destrukcje zostaw ekspertom! Pisac, nie marudzac! !!
UsuńW końcu skończyłam czytać.... Ufff.. Ten rozdział był naprawdę długi i miałam zajęcie na kilka wieczorów xD
OdpowiedzUsuńNa początku muszę przyznać, że podoba mi się postać Maliki. ta jej pozorna obojętność i znudzenie... Wydaje się dorosła jak na swoje 16 lat, a mimo to widać, że są z Nainą trochę podobne, choćby we wzbudzaniu przerażenia w Laxusie. xD
Tak mnie dzisiaj wzięło i przeczytałam pierwszy rozdział tej historii. Dopiero teraz widzę, jak zmienił się Lax. Naprawdę dorósł przy Nainie.
Ci dwoje zawsze musza wpakować się w kłopoty, nie? Nie potrafią przeżyć spokojnie choćby tygodnia.
W tym rozdziale było trochę więcej emocji i w końcu nasz kochany duet powiedział sobie, co czuje ;3
Z rozmowy Maliki z mistrzem i po ty pocałunku przed domem Nainy wnioskuję, że ona teraz odejdzie z siostrą na jakiś czas... Mam nadzieję, że się mylę, bo, mimo mojej początkowej niechęci do tej postaci, bardzo ją polubiłam. (Laxus bez niej nie będzie tym samym Laxusem).
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Nie każ nam tak długo na niego czekać. ;*
Awww... Naprawdę tak myślisz Yin? Iskiera się zmienił i trochę dorósł? No, to aż mi lepiej na sercu! :D
UsuńI jakie wnioski, hoho, ale nie zdradzę niczego, ciii, ani słowa!
Naprawdę bardzo dziękuję za komentarz, aż chce się pisać czytając go :*
Rozdział jest świetny i z niecierpliwością czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdzial. U mnie pojawil sie 1 rozdzial.
OdpowiedzUsuńZapraszam fairytail-nowepokolenie.blogspot.com
Ojej. Wygląda na to, że na razie dobrnęłam do końca. Czyli wreszcie mogę przyłączyć się do reszty i czekać na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńOdnośnie dotychczasowych pozwolę sobie tutaj i bardziej ogólnikowo. W następnych spodziewaj się już większego czepialstwa.
Z negatywów dotychczas, chociaż w miarę rozdziałów interpunkcja się poprawiała. Nie potrzebne trochę, w moim mniemaniu, te wtrącenia jak kto był ubrany. A przynajmniej poczynione czasem w dziwnych miejscach. Były jakieś zgrzyty czasami, tak mi coś stylistycznie nie pasowało, ale takie to już wolę wytykać na bardziej aktualnych rozdziałach. Tylko mi się te, kurde, wtrącenia w nawiasach nie do końca podobają. Czasami jest ok, ale z niczym przeginać nie wolno. Wiesz, muszę się do czegoś przyczepić, ale nie gniewaj się. To już taka przypadłość. Poza tym ktoś mądry kiedyś powiedział, że amatorskie teksty cierpią na pochlebnych komentarzach i lepiej usłyszeć krytykę. To tak zawsze w ryzach trzyma przynajmniej.
A najbardziej raziła mnie jedna Twoja tendencja i tu będę gryźć i krzyczeć jak znowu zobaczę. Mianowicie, informacje na początku rozdziałów też oczywiście czytałam i rzuciło mi się oczy coś, co piszesz czasami, a przynajmniej dotychczas się zdarzało. Że nie miałaś weny i wgl. i czasu i rozdział nie do końca wyszedł jak chciałaś. Chociaż to jeszcze nie tak, ale nie pamiętam teraz tego określenia. Ja rozumiem, ludzie poganiają, rozumiem, że można nie mieć weny i czasu. Nie każdy ma dar, a każdy pisać może - również. I nie przyczepiłabym się na zasadzie, że wyszło inaczej, niż miało wyjść, ale wyszło i tak dobrze. Nie. Ty już zapowiadasz, że jest gorzej, niż chciałaś i nie jesteś do końca zadowolona. Tu mi się, przepraszam, nasuwa pytanie: to po co to wstawiłaś?
Rozumiesz nie? Nie próbuje być podła tutaj, ani nic. Mam jak najbardziej dobre intencje, ale widzę coś takiego to mnie jaśnista bierze. Wystawiasz sobie sama plakietkę w stylu: jest na odwal. To naprawdę nie zachęca do czytania. Pokora i przyjmowanie krytyki itp. to jedno, ale trochę dumy, czegoś. Albo wtedy trzeba poświęcić więcej czasu i sprawdzić raz albo dwa, choćbyś się miała porzygać. Rozumiesz o co mi chodzi nie? Jak napisany rozdział, pal licho, czytelnicy ocenią, ale jak jeszcze raz zobaczę na wstępie taką anty-reklamę Twojego własnego rozdziału to uduszę. Trochę poszanowania dla własnej pracy. To taka moja chyba największa uwaga na razie. Także, mam nadzieję, że no wiesz, rozumiesz, o co mi chodziło, nie?
Bardzo natomiast podobał mi się rozdział 10 i ostatnie 3 były już o wiele lepsze, niż wcześniejsze. Ten atak, ja wiem, że spokojna akcja też jest potrzebna, ale kocham jak się coś dzieje, kocham intrygi i jestem wtedy podjarana, jak czytam i tekst po prostu pochłaniam.
No i sama przybłęda, tak wreszcie ktoś się wziął za Laxia ^^ Bardzo dobrze. Ale Malika i tak jest jeszcze bardziej udana.
Sporo czasu spędziłam też zastanawiając się kim jest Red. Ostatecznie doszłam do wniosku, że to Twoja stworzona postać, ale znając życie akurat nie mam racji. A skojarzenia były różne. W sumie może Erza, ale o Erzie coś było osobno, więc odpada. Kart używała Cana, ale ona nie ma czerwonych włosów, więc też lipton. Przed oczami miałam w sumie miałam Flare. Chociaż przez chwilę myślałam nawet o Gajeelu, bo nazywa się REDfox... Także ten... Jaśnista mnie brała, ale podobno to dobrze, jak się zmusza czytelnika do myślenia. Ty zmusiłaś mnie do myślenia na najwyższych obrotach ;)
O... No i mi się patrz nie zmieściło wszystko w jednym komentarzu. No to będą dwa.
OdpowiedzUsuńNa koniec cytaty, które podobały mi się naj naj ze wszystkich:
" Moja mama, Lenorah, jest smokiem przeznaczenia. – Znów zobaczyłem sympatyczny uśmiech, wypełniający jej oczy i sam się uśmiechnąłem, nie wiedząc, dlaczego. Smok. Mama? Smok. Nie, mama. Ale mama – smok. Nie, to stanowczo zbyt pokręcone.
– Nie zjadła cię? – wypaliłem bez namysłu"
Dobre! Dobre! To jest chyba moje numer 1!!! Uwielbiam ten tekst o mamie smoku i znam już właściwie na pamięć.
"-Laxus… - Głos dziadka był zmęczony, a w tym westchnieniu było coś niepokojącego. Bez żartów, współczuje mi znajomości ze Smoczym Zabójcą do tego stopnia?"
A to moje numer 2. Boskie <3
"-Niech wydepcze. W przyszłości będziemy ją pokazywać zwiedzającym i pobierać za to opłaty. Męczeńska droga Gromowładnego Laxusa, jak ci się podoba? "
"-Myślę, że ja nigdy bym się nie odważyła. Krzywdzenie, to jedno, ale zabijanie… - potrząsnęła głową przecząco."
Śmierć nie, ale krzywdzenie to co innego! Krzywdzenie jest w porządku! - taki bije z
tego przekaz >.< Ale ok... Nic nie mówię.
"Ależ groźnie wyglądał z tymi łapkami założonymi pod boki, a to wściekłe poruszanie wąsikami... no po prostu demon walki i śmierci!"
Mogłabym oczywiście więcej wypisać, ale gdzieś mi się zgubiły te co wypisałam :/
Generalnie historia mi się bardzo podoba, będę czytać.
I bardzo się ucieszę, gdybyś kiedyś wpadła do mnie na whisper-of-shadows
Pozdrowionka i czekam, czekam na następny rozdział ;)