01. Wnuk Tytana.

 – Cześć. Wiesz może, gdzie jest gildia Fairy Tail? – Wyrosła przede mną tak nagle, że nie zdążyłem się zatrzymać i zderzyliśmy się głowami. Syknąłem cicho i przyłożyłem dłoń do bolącego czoła, gapiąc się bezceremonialnie na dziewczynę przede mną. Była dziwnie ubrana, miała żółtą tunikę, zielone, szerokie spodnie i kolorowy szal owinięty wokół szyi, a na dłoni kilka bransoletek, które zadzwoniły cichutko, gdy skopiowała mój ruch. Przy jej nogach kręcił się mały kot z nienaturalnie dużą głową i pręgowanym, rudym futerkiem.


 – Wiem, a bo co? – zapytałem podejrzliwie, wiedząc niemal na pewno, że ona nie była stąd. Jej zielone oczy zabłysły wesoło, gdy się uśmiechnęła z ulgą, i spojrzała na kota.
– Widzisz, Majnu? Mówiłam – powiedziała tryumfalnie. Chwila, powiedziała do kota?
– Nie wygląda na takiego, co by wiedział. – Cichutki, piskliwy głosik z dołu sprawił, że oniemiałem. Nie tylko ona gada do niego, ale nawet on do niej. On! To! To nie mógł być kot, koty nie gadają!
– Kim wy jesteście? – zapytałem, zwracając ich uwagę na siebie. Dziewczyna wyciągnęła rękę z bransoletkami na nadgarstku w moją stronę, a z jej twarzy nie schodził sympatyczny uśmiech, choć daleko mu było do nieśmiałych grymasów, które widywałem u innych rówieśniczek.
– Nazywam się Naina, córka Lenory, miło mi cię poznać – przedstawiła się. – A to Majnu, mój kot.
– I gada – zauważyłem inteligentnie, ściskając drobną dłoń. Między jej palcami przeskoczyła iskra, na co dziewczyna gwałtownie odskoczyła i wyciągnęła kończynę na całą długość. Ja uznałem to za żart, byłem użytkownikiem magii elektrycznej, ale ona chyba nie podzielała mojego humoru, bo jej twarz przybrała blady odcień.
– Więc używasz błyskawic? Jak masz na imię? – Patrzyła z dziwnym błyskiem w oczach, który raczej mi się nie podobał.
– Laxus Dreyar, wnuk Tytana Makarova, mistrza Fairy Tail – odparłem ze złośliwą satysfakcją, wiedząc, że się przestraszy i znów sympatycznie uśmiechnie, próbując przymilać.
– No to posłuchaj, Laxusie, wnuku Tytana, jeśli jeszcze raz zrobisz taki numer, spiorę cię tak, że popamiętasz mnie do końca życia – zagroziła, wprawiając mnie tym w osłupienie. Jakaś przybłęda bezczelnie mi grozi? Żadna dziewczyna nie ma takiego prawa, nawet, jeśli jest ładna i ma gadającego kota!
– No to może zakład? – zaproponowałem, uśmiechając się prowokująco. W odpowiedzi zacisnęła wargi i pokiwała głową.
– Jak mnie pokonasz, pokażę ci drogę do Fairy Tail. Jak nie, to nie będziesz mogła szukać gildii przez tydzień – postawiłem warunek, będąc pewnym zwycięstwa nad tą małą.
– Jeśli wygrasz, nie będę szukała gildii przez tydzień, ale jeśli ja wygram, zaniesiesz mnie do Fairy Tail na plecach, najdłuższą drogą – nakreśliła swoje zdanie. Przyjrzałem się jej krytycznie i rzuciłem:
– Na lekką to mi nie wyglądasz. – Spurpurowiała i wyciągnęła z kieszeni tuniki czarne rękawiczki, trochę za duże jak na jej trzynastoletnie dłonie (podejrzewałem, że była w moim wieku, choć mogłem się mylić). Stojąc na ulicy Magnolii, Miasta Kwiatów, mierzyliśmy się spojrzeniami, niczym dwoje zawodowych magów, choć nigdy nie braliśmy udziału w żadnej poważnej bitwie. Ludzie mijający nas, nie zwracali uwagi na bojowe postawy dzieci, zwłaszcza, że jedno z nich było blondynem o szarych oczach, widywanym przy boku jednego z Dziesięciu Świętych Magów. Przywykłem już do szacunku, którym mieszkańcy darzyli dziadka, i odkryłem, że dzięki temu mogę robić wszystko, na co mam ochotę, bo nikt nie zwróci mi uwagi.
  Byłem użytkownikiem magii Caster, wykorzystywałem własne ciało do jej tworzenia, nie potrzebowałem żadnych przedmiotów, jak chyba jej rękawiczki, i sądząc po reakcji, moja przeciwniczka najwyraźniej bała się błyskawic.
– Majnu, odsuń się – przykazała cichym głosem, zupełnie niepodobnym do poprzedniego, sympatycznego tonu. Traktowała to poważnie i świadczyło o tym płonące powietrze, otaczające ją. Po raz pierwszy w życiu widziałem coś takiego, i to sprawiło, że na moment odebrało mi mowę. Kumuluje energię wokół siebie, tworząc szczelny kokon? Co ona zamierza z tym zrobić? Myślałem, że coś takiego potrafią tylko dorośli magowie, ale ta przybłęda najwyraźniej była na ich poziomie. Przełknąłem ślinę i wyprostowałem się. Wygranie z nią nie będzie łatwe, ale na pewno będę się po tym czuł lepiej. Im więcej silnych przeciwników przede mną, tym większe będzie moje doświadczenie i możliwość stania się najsilniejszym magiem w Fairy Tail, silniejszym nawet niż dziadek lub Gildarts!
Poczułem charakterystyczne uczucie w żołądku, które towarzyszyło mi zawsze, gdy wychodziłem na misję z kimś dorosłym. Wydawało mi się, że jestem lekki jak piórko i ciężko oddychałem z nadmiaru emocji, nie mówiąc o trudzie, jaki włożyłem, by nie roześmiać się pełną piersią z radości. Pozwoliłem, by magia otoczyła moje dłonie, uwalniając jarzące się iskry, syczące groźnie, ostrzegawczo. Z uśmiechem satysfakcji zauważyłem, że Naina ponownie zbladła, już drugi raz, i ruszyłem w jej stronę, obiecując sobie solennie, że nie uderzę zbyt mocno, w końcu była dziewczyną. Zamachnąłem się i wyprowadziłem proste uderzenie dłonią zaciśniętą w pięść, lecz stało się coś, czego nie przewidziałem, przeciwniczka wykonała unik, nabrała wielki haust powietrza i mruknęła:
– Ryk smoka przeznaczenia. – Po czym rozchyliła delikatnie usta i wypuściła pozostałe powietrze. Moje nogi oderwały się od ziemi i nim się obejrzałem, leżałem na bruku ulicy z poobijanymi kolanami, otępiały. Nie docierało do mnie, co się stało, po prostu dmuchnęła, a mną rzuciło taki kawał od niej? Spojrzałem na dziewczynkę stojącą piętnaście kroków ode mnie, na oko, i z ulgą stwierdziłem przy okazji, że nie tylko ja zostałem poturbowany, oberwał stragan kwiaciarki i szyby domu stojącego najbliżej nas. Chwila, szyby? Podniosłem się z jękiem, powoli, czując pulsowanie w nogach i oceniłem swój stan niezbyt fachowy okiem.
– Chcesz jeszcze? – zapytała, zbliżając się, a ja pokiwałem głową, sam sobie przecząc. Nie miałem z nią szans, zdałem sobie z tego sprawę, bazując na opowieściach dziadka o Smoczych Zabójcach. Jednego miałem przed sobą i nie zapowiadało się, bym wyszedł z tego pojedynku bez szwanku. Z drugiej strony, sam jej to zaproponowałem, więc nie było odwrotu. Była coraz bliżej, a ja nadal nic nie robiłem, nawet nie zastanawiałem się nad atakiem. Zauważyła to i uśmiechnęła się uspokajająco, bezskutecznie próbując wymazać z mojej pamięci poprzedni poważny wyraz twarzy, który pewnie będzie nawiedzał mnie co noc.
– Jeśli przyznasz się do przegranej, możemy skończyć. Zastanów się. – Zgasiła mój protest bojowym spojrzeniem. Dziadek miał rację, dziewczyny są strasznie zmienne. Nie mogłem skupić myśli na walce, cały czas się rozpraszałem, a w nogach i rękach czułem dziwny ciężar, jakby kończyny były z metalu i ciążyły niemiłosiernie. Zachwiałem się, a obraz dziewczyny, krzyczącej kwiaciarki i dwójki biegających dzieci na ulicy zaczął się rozmazywać.
– Przedobrzyłaś, bardzo przedobrzyłaś – pisnęło coś obok mojego ucha.
– Nie gadaj jak Lenorah, tylko... – reszta słów zniknęła. Zamknąłem oczy, resztką świadomości czując, że cała magia została mi odebrana w nieznany sposób, i straciłem przytomność.

– Myślisz, że...?
– No, przecież nie...! – Docierały do mnie dwa głosy, nieznane, jeden piskliwy, cieniutki, nienaturalny, a drugi na pewno należał do dziewczyny, chyba będącej w moim wieku. Ale o czym oni rozmawiali? I co się ze mną stało?
Otworzyłem oczy i pierwsze, co zobaczyłem, to niebo, poznaczone barwami zachodzącego słońca, oraz para zielonych oczu wpatrujących się we mnie z takim natężeniem, że jeszcze chwila i właścicielka by oślepła. Podniosłem się z ziemi do pozycji siedzącej i z radością stwierdziłem, że jestem na tej samej ulicy w Magnolii, tyle, że nie ma wrzeszczącej straganiarki, za to jest staruszka z laską, oglądająca wybite okna.
– Co się stało? – zapytałem obcej rówieśniczki, która uśmiechała się z ulgą.
– Upadłeś. Chyba trochę przesadziłam, ale to miała być prawdziwa walka, prawda?
– No. Co to w ogóle było? Boli mnie głowa. – Dopiero teraz dotarło do mnie nieprzyjemne uczucie pulsowania. Po chwili dołączyły też obdarte kolana, pięknie, a niedawno zagoiła mi się rana na łokciu po ostatnim pojedynku z Mistgunem.
– Daj, pomogę. – Wyciągnęła w stronę mojej blond grzywki szczupłą dłoń o długich palcach i coś mruknęła, sprawiając, że jej opuszki spowiła bladozielona mgiełka, a przyjemne uczucie chłodu zniwelowało ból głowy. Teraz to już zupełnie nie wiedziałem, co myśleć, więc gapiłem się na nią z szeroko otwartymi ustami, gdy zabrała rękę i wygładzała namiętnie nieistniejące fałdy na żółtej, odrobinę zakurzonej tunice. Nie miała rękawiczek, pewnie zdjęła je wcześniej, ale nie sądziłem, że mają aż taką moc! Przybłęda z daleka jest Smoczym Zabójcą i używa Zapomnianej Magii Uzdrawiającej? Nikt mi nie uwierzy!
– Atak Smoczego Zabójcy, chyba się już domyśliłeś, co? Moja mama, Lenorah, jest smokiem przeznaczenia. – Znów zobaczyłem sympatyczny uśmiech, wypełniający jej oczy i sam się uśmiechnąłem, nie wiedząc, dlaczego. Smok. Mama? Smok. Nie, mama. Ale mama – smok. Nie, to stanowczo zbyt pokręcone.
– Nie zjadła cię? – wypaliłem bez namysłu i w odpowiedzi usłyszałem radosny śmiech dziewczyny, a także parsknięcie kota, który z uwagą przysłuchiwał się naszej wymianie zdań.
– Niby dlaczego? Smoki nie są aż takie groźne, chyba że się spóźnisz na lekcje, to tak. A co do naszego pojedynku, chyba go przegrałeś – oświadczyła, wzruszając przepraszająco ramionami.
–   No, chyba tak. – zgodziłem się, zamyślając na moment.
– Masz bardzo poważną minę, coś się stało? – zapytała zaniepokojona, biorąc jednocześnie kota na ręce.
– Nie chciałabyś należeć do Fairy Tail? – sam się zdziwiłem słysząc swój głos, ale czułem, że ona musi być w gildii dziadka, jakby coś wewnątrz mnie kazało zrobić wszystko w tym celu. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy i przez dłuższą chwilę nie wykonywała żadnego ruchu. Wstałem ostrożnie, ignorując pieczenie kolan, i przyglądałem jej się z nieśmiałym uśmiechem, czekając w napięciu na słowa Nainy. Ściągnęła brwi i przygryzła dolną wargę, a jej zielone tęczówki okolone długimi, czarnymi rzęsami wwiercały się w moją pamięć. Przeszyło mnie dziwne uczucie, jakbym znalazł dawno zgubioną rzecz, i tak mnie to zastanowiło, że z początku nie usłyszałem cichego „nie wiem, nigdy nie należałam do żadnej gildii magów”.
– To ja cię przedstawię! W Fairy Tail jest super, naprawdę! Wszyscy są mili, poza Mistgunem, bo on się w ogóle nie odzywa, i Red, znaczy, ona też jest miła, ale bardzo się jąka i rumieni. Macao powiedział, że ona na mnie leci. – Założyłem dłonie za głowę i wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, na co dziewczyna przewróciła oczami i westchnęła głośno.
– Ciekawe, dlaczego, skoro jesteś nieuprzejmy dla dziewczyn. – W jej głosie usłyszałem przekorę, ale mimo to wydąłem wargi obrażony jej niepochlebną opinią. Wcale nie byłem nieuprzejmy, byłem... no, na pewno nie taki, za jakiego mnie miała.
– Hm... Laxus? Na pewno mnie polubią? Mistgun i Red? – zapytała po chwili poważnie, ściskając mocniej kota. Opuściłem ręce i wzruszyłem ramionami. Naprawdę, dziewczyny są dziwne, raz się wesoło śmieją, a za chwilę robią obrażone miny.
– No. Tak myślę. To chodź – mruknąłem i odwróciłem się, by poprowadzić ją do budynku gildii po drugiej stronie miasta, nad jeziorem.
– Przegrał! Przegrał! – zapiszczało to małe, gadające coś na rękach Nainy, przywołując mnie z powrotem z rumieńcami na twarzy. Fakt, przegrałem z nią zakład, teraz czeka mnie upokorzenie na miarę publiczną, jeśli takie istniało. Dziewczyna zaśmiała się wesoło i odgarnęła brązowy lok z twarzy, dzwoniąc bransoletkami.
– No dobra, to wskakuj. – Zrobiłem cierpiętniczą minę i opuściłem głowę, a dziewczyna ze wschodu zgrabnie usadowiła się na moich plecach i oplotła moją szyję ramionami, pachniała słodkawo, jak jakieś kwiaty, których nazw nie znałem i była lekka, na szczęście. Jej mały towarzysz rozłożył się na mojej głowie, opuszczając łapki na moje czoło, ale z jego mruczenia wnioskowałem, że miejsce mu odpowiadało. Z ciężkim sercem ruszyłem przed siebie, starając się nie zważać na zainteresowane spojrzenia przechodniów, w duszy czułem się upokorzony przez tę zołzę i zamierzałem się odpłacić z nawiązką, tylko jeszcze nie wiedziałem jak. Może Mistgun by mi w tym pomógł? Jego magia iluzji mogłaby ją przestraszyć na śmierć!
– A macie w gildii bibliotekę? – To było najdziwniejsze pytanie, jakie słyszałem, a które natychmiast mnie wybudziło z wizji o zemście.
– Jest, a bo co? – zapytałem zdziwiony, nie rozumiejąc jej zainteresowania książkami. Przecież do gildii nie chodzi się po to, by czytać, tylko by zdobywać doświadczenie, szacunek, siłę i w ogóle.
– Najpierw trzeba cię nauczyć, jak się wyrażać do dziewczyn, wiesz? – stwierdziła zdegustowana.
– Co ci się nie podoba? – mruknąłem.
– Twój ton, co to za pytanie „a bo co”? Jak pytam, to chcę odpowiedź, i ty nie musisz znać powodu mojego pytania, jasne? – Wyłożyła groźnym głosem, od którego mimowolnie przeszły mi ciarki po plecach. Gdybym wcześniej nie oberwał, to może zignorowałbym jej kazanie, ale wiedziałem już, co potrafiła, i nie zamierzałem ryzykować kolejnymi siniakami.
– Jasne, jasne – Na dodatek miałem przeczucie, że ta Naina to nie Red, którą mogłem zbyć wzruszeniem ramion albo lekceważącym gestem, i w sumie nie przeszkadzało mi to. Wieczne płaszczenie się innych dziewczyn przede mną robiło się nudne, na dodatek od żadnej nie oberwałem, nigdy, i teraz musiałem przełknąć dumę, nosząc na plecach tę przybłędę i jej kota. Nie przyznałbym się głośno, ale zaczynałem ją lubić.

     Magnolia była stosunkowo dużym miastem poprzecinanym wodnymi kanałami, otoczonym wzgórzami i Lasem Południowym, słynącym z pięknych Tęczowych Wiśni oraz upraw kwiatów niemal wszelkiego rodzaju. Fairy Tail było jedyną gildią, powszechnie znaną i szanowaną, choć czasami magowie wzbudzali irytację przez swoje niszczycielskie zapędy, dlatego dziadek zabronił walk na terenie miasta. Centralnym punktem jest katedra Kardia, rozległa budowla z wielkim ołtarzem i dziwnymi rzeźbami, które nigdy mi się nie podobały. Te anioły i diabły wydawały mi się przerażające i gotowe rzucić na zwiedzających w każdej chwili. Tłumaczenia dziadka, że są z kamienia i nie mają prawa ożyć, nie na wiele się zdały.
Ominęliśmy ją i skierowaliśmy się prosto do gildii, której budynek już można było dostrzec. Trzypiętrowa budowla z pomarańczowymi dachówkami pyszniła się na tle błękitnego nieba, nieodmiennie wywołując uśmiech i poczucie dumy w moim trzynastoletnim sercu. Fairy Tail było wspaniałą gildią, najlepszą, najsilniejszą i miała najlepszego mistrza, mojego dziadka.
Naina była wyraźnie oczarowana, bo patrzyła z rozchylonymi ustami i mocniej ścisnęła mnie za szyję, a ja uśmiechnąłem się pod nosem, ukontentowany taką reakcją.
– Wielka! – wyrwało jej się, do wtóru prychnięcia kota, o którym prawie zapomniałem.
– Fairy Tail znaczy ogon wróżki, wiesz? – wyjaśniłem, gdy zbliżyliśmy się do wejścia, nad którym zawieszono nazwę gildii i dwie mityczne istoty po obu stronach.
– To wróżki mają ogony? – zapytała zaskoczona i zeszła wreszcie z moich pleców. Lekka, czy nie, kręgosłup zaczął protestować kilka metrów wcześniej.
– Nie wiadomo. To tajemnica, przygoda, to właśnie znaczy być magiem Fairy Tail – powiedziałem konspiracyjnym szeptem i ruszyłem do drzwi, z Majnu siedzącym nadal na mojej głowie. Naina złapała mnie za ramię i ścisnęła mocno, nim jeszcze sięgnąłem do klamki. Więc to jej bojowe nastawienie z wcześniej zniknęło w obliczu nowych ludzi? Była nieśmiała? Uśmiechnąłem się do siebie nieznacznie i wszedłem do środka, prowadząc ją za sobą. Powitał nas cichy szum zebranych ludzi w pomieszczeniu i wołanie mojego dziadka, siedzącego na kontuarze baru w pasiastej czapce. Obok niego stał nieodłączny kufel z winem, bo dziadzio nie lubił wylewać za kołnierz, co przeważnie źle się dla niego kończyło. Przy stołach siedziało wielu magów, którzy witali się ze mną i patrzyli zainteresowani na Nainę oraz na Majnu, który niczym błyskawica zeskoczył z mojej czupryny i rozlokował się na jej ramieniu.
– Ko–go przy–przyprowadziłeś, Laxusie? – Stanęła przede mną Red, z rumieńcami na policzkach, jąkająca się, w granatowej sukience i rozpuszczonych, czerwonych włosach.
– To jest Naina i Majnu, chcą wstąpić do Fairy Tail – powiedziałem, gdy zza mojego ramienia wychynęła się nieśmiało wezwana i kiwnęła głową. Red zrobiła niezadowoloną minę i z niechęcią, o którą bym jej nie podejrzewał, przywitała się. Nie podobała mi się taka reakcja i już miałem jej coś powiedzieć, ale Naina ścisnęła mnie mocniej, jakby wyczuła, co się dzieje. Zaskoczony spojrzałem na nią i zobaczyłem, jak ściąga brwi i kręci ostrzegawczo głową. No tak, przecież po drodze dostałem wykład, by być miłym dla dziewczyn. Po zastanowieniu stwierdziłem, że lepiej zignorować Red, niż znowu oberwać tym smoczym atakiem mojej nowej towarzyszki. 
– O, Laxus! Gdzie znów się włóczyłeś? – rozległ się wesoły głos dziadka z kontuaru, pociągnąłem Nainę w jego stronę, wedle zamierzenia ignorując czerwonowłosą. 
Na wiadomość o umiejętnościach dziewczyny ze wschodu, Makarov otworzył szeroko oczy i pochwalił ją, gdy usłyszał opowieść, jak mnie pokonała. Po czasie wydało się to rzeczywiście zabawne, ale nie na tyle, by dzielić się tym z Mistgunem. Na koniec usłyszeliśmy, że to konieczne, żeby dziewczyna dołączyła, i bezzwłocznie zapytano ją o kolor znaku gildii i miejsce, w którym chce go mieć. 
– Zielony, o, tu. – Wyciągnęła przed siebie prawą rękę i pokazała wewnętrzną stronę przedramienia. Staruszek pokiwał głową, wyciągnął zza kontuaru pieczęć gildii, która magicznym sposobem zmieniła się z czerwonej na żądany kolor, i podał ją mnie. Zdziwiony przyjąłem magiczny przedmiot i czekałem, zupełnie nie rozumiejąc, o co chodzi. Zrobienie znaku gildii nowicjuszowi było przywilejem dorosłych magów i znaczyło pełnoprawne członkostwo. Do tej pory nikt z młodszego pokolenia nie dostał takiej okazji, jak ja w tamtej chwili.
– Ty przyprowadziłeś Nainę, więc ty zrobisz znak – zdecydował dziadek i uśmiechnął się wesoło. Dookoła nas zebrał się wianuszek dorosłych ludzi, oglądając nowo przybyłą, żartując i gratulując jej wyboru. Stała pośród nich w żółtej tunice, z Majnu na ramieniu, zarumienioną twarzą o nieśmiałym wyrazie i mięła materiał ubrania, wbijając wzrok w podłogę. Gdy wreszcie podniosła na mnie zielone oczy, uśmiechnąłem się pokrzepiająco i gestem poprosiłem, by ponownie wyciągnęła rękę, na której po chwili błyszczał znak Fairy Tail, do wtóru wiwatujących magów i radosnego parskania Majnu.
– Teraz jestem w tej gildii? – zapytała, przyglądając się swojej ręce. Usłyszałem ją tylko dlatego, że stała obok, i pokiwałem głową z entuzjazmem. 
– Tak, jesteś Naina z Fairy Tail! – zawołał w odpowiedzi Macao, ciemnowłosy mag dotrzymujący pola w piciu wina mojemu dziadkowi, pomimo swoich dwudziestu lat. 
– Bawimy się! – No jasne, tego można się było spodziewać, ludzie z gildii po prostu kochają się bawić i pić do upadłego. Wzniósł się okrzyk w wielkim, parterowym pomieszczeniu, sprawiając, że ściany niemal zadrżały, na stoły natychmiast wtoczono wielkie beczki z alkoholem, a roześmiane kelnerki zaczęły roznosić jedzenie, jakby były przygotowane na taką ewentualność. Co prawda, to prawda, w Fairy Tail świętowaliśmy coś przynajmniej raz w tygodniu, a takie zabawy kończyły się pojedynkami, siniakami i rachunkiem za stoły, ławy i naczynia. Naina przyglądała się temu w zdumieniu, lecz po chwili dała się porwać w wir zabawy i roześmiała się głośno, gdy Red „przypadkiem” wylała na nią sok porzeczkowy, od którego na żółtej tunice zrobiła się wielka, ciemna plama. 
– Nic nie szkodzi, zaraz to usunę – uspokoiła i szepnęła coś po cichu. Słyszałem o wielu zaklęciach i widziałem wiele rodzajów magii, ale nigdy nie widziałem, żeby ktoś wyciągał plamę z ubrania. Naprawdę! Przyłożyła rękę do ubrudzonego dekoltu i powoli ją cofała, a jej palce ponownie owinęła zielona mgiełka, którą widziałem wcześniej, na ulicy. Plama zmieniała się w powietrzu z powrotem w sok, podziwiałem więc porzeczkowy napój, lewitujący powolutku w stronę najbliższej szklanki na stole, i nie byłem w stanie wykrztusić z siebie słowa. Red chyba podzielała moje zdanie, bo otworzyła szeroko oczy i z niedowierzaniem patrzyła na Nainę. Sok wylądował w naczyniu, dziewczyna śmiała się wesoło i chyba już zapomniała o całym incydencie, a z tłumu wyłonił się Mistgun. Po jego minie zauważyłem, że był świadkiem całej operacji i to wzbudziło jego zainteresowanie. Był młodszy o dwa lata, ale wcale na takiego nie wyglądał. Zachowywał się jak dorosły, prawie w ogóle się nie odzywał i miał dziwny tatuaż po prawej stronie twarzy, biegnący od czoła do połowy policzka, którego początek zasłaniała niebieska grzywka. Niezdrowym wzrokiem przypatrywał się Majnu i nim zdążyłem zareagować, wyciągnął dłoń w stronę Nainy.
– Mam na imię Mistgun. – Dało się słyszeć poważny ton głosu chłopca, na który dziewczyna odpowiedziała z sympatycznym uśmiechem, jakim przywitała mnie na ulicy. 
– A to Majnu. 
– Majnu? Jesteś Exeedem? – zapytał zwierzątka, które przyglądało mu się brązowymi oczkami. 
– Kim? – zapiszczał zaniepokojony. Stanąłem obok Nainy i zmierzyłem Mista ponurym spojrzeniem. Nie podobało mi się, że sam z siebie podszedł i wykazywał takie zainteresowanie nowymi w gildii, a on chyba to zrozumiał, bo oddał spojrzenie. 
– Co tu robisz, Mistgun? – zapytałem tonem, który wskazywał, że zupełnie mnie to nie obchodziło. 
– Przyszedłem się przywitać z dziewczyną, którą niosłeś na plecach do gildii. – Nie mógł sobie darować ironicznego półuśmieszku. Na moją twarz wpłynął gorący rumieniec i zbierałem się do odpowiedzi w stylu „nie twój interes”, ale przerwało nam pojawienie się kolejnego gościa, jakim był siedmioletni Gray Fullbuster. Czarnowłosy dzieciak z Północy, który mógłby latać nago po mrozie z uśmiechem na ustach. Na dodatek bachor zdejmował z siebie ubranie w trybie ekspresowym za każdym razem, gdy działo się coś ważnego, jak na przykład impreza z okazji przyjęcia nowego członka do gildii.
– Witka – przywitał się siedmiolatek z dumnym wyrazem twarzy i taką pewnością siebie, że miałem ochotę go sprać. Nastąpiło obustronne przedstawienie i mały w nagrodę dostał kota na ręce. Pręgowane zwierzątko mruczało zadowolone z drapania za uchem, Naina się uśmiechała, a Mistgun wgapiał się w nią z takim natężeniem, że to zakrawało na chorą fascynację. Powinni już dawno wysłać go do czubków. 
Gray śmiał się w najlepsze z piszczącego kota i dopiero pytanie o jego rodziców sprawiło, że odwrócił głowę i zaciął wargi. 
– Nie żyją. – Brzmiała odpowiedź, atmosfera pomiędzy nami natychmiast zrobiła się ciężka, lecz trwało to bardzo krótko, bo nowa ze wschodu zmierzwiła czarne kosmyki chłopca i powiedziała:
– Moja mama też, a ojca nie znam. Nie mam nikogo, nawet rodzeństwa. – Popatrzyliśmy na nią z zainteresowaniem i czekaliśmy na dalsze słowa.
        Prawdą jest, że każdy w Fairy Tail miał jakieś doświadczenia, którymi czasem się dzielił, a czasem nie, jak Mistgun i ja. Ludzie w tej gildii traktowali cierpienie drugiego jak swoje własne, i mimo że miałem tylko trzynaście lat, nauczyłem się odczuwać złość i radość moich towarzyszy, byłem gotów śmiać się i płakać razem z nimi, takie przekonanie zaszczepiał w nas dziadek i dzięki temu byliśmy silniejsi niż pozostałe gildie. Fairy Tail było domem w każdym tego słowa znaczeniu.
– Nie? – upewnił się Gray, a ja przewróciłem oczami. 
– Nie. – Pokręciła głową.
– Ja też nikogo więcej nie mam, tylko Fairy Tail – powiedział i znów podrapał Majnu za uchem.
– No, to jeśli zechcesz, ja będę twoją starszą siostrą. – Zabrzmiało to tak pięknie, że aż absurdalnie. Obaj z Mistem popatrzyliśmy na siebie porozumiewawczo i już mieliśmy oponować, że to przecież głupota, bo ta dwójka się nawet dobrze nie znała, lecz Nainie i Grayowi zupełnie to nie przeszkadzało. Chłopiec pokiwał głową z iskrzącymi się oczami i począł nadawać o tym, co lubi, a czego nie, skąd pochodzi, jakiego rodzaju trening przeszedł i z kim. Słowem, po dziesięciu minutach wiedzieliśmy wszystko. Brzmi jak bajka, prawda? Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem, że Naina emanuje czymś, co przyciągało do niej innych tak bardzo, jak bardzo jeszcze innym kazało trzymać się z daleka, na przykład takiej Red. Gray był zapatrzony w „swoją starszą siostrę” od pierwszych minut, czerwonowłosa użytkowniczka magii kart od tych pierwszych minut poczuła niechęć, ja i Mistgun podziw, a był to dopiero pierwszy dzień!
        Dziewczyna podeszła do stołu na uboczu zastawionego butelkami i gestem zaprosiła nas do siebie. Mały Sopel już się przy niej sadowił, ja powlokłem się ze zniecierpliwioną miną, czując dziwne uczucie wewnątrz, coś na kształt zazdrości o jej uwagę. W końcu to było niesprawiedliwe, ja ją przyprowadziłem do gildii, poznałem ze wszystkimi, a teraz ona zajmowała się innymi i tylko uśmiechała się do mnie nieznacznie, tłumacząc Mistowi i Grayowi na czym polega magia Smoczych Zabójców pierwszej generacji. Gwar panujący dookoła tłumił jej słowa na tyle skutecznie, że siedząc naprzeciw, niewiele słyszałem. Nachyliłem się więc jak najbardziej w jej stronę i próbowałem pochwycić coś z jej opowieści. Zauważyła to i zamilkła, rozglądając się z uśmiechem i ściągniętymi brwiami. 
– Strasznie tu głośno, prawda? – zapytała donośnie i wstała z ławki. Tłum magów właśnie urządził zawody w wypiciu na raz całego kufla wody chmielowej, więc dopingowano faworytów ile sił w płucach, przeszkadzając pozostałym w spokojnej wymianie zdań. Dziadek kiwał się w przód i w tył, zarumieniony od wina, Macao i Wakaba objęci jak najlepsi przyjaciele, rozmawiali o czymś, a po ich minach wnioskowałem, że jeszcze trochę i zaczną się tłuc. Naina wyciągnęła z kieszeni na rękawiczki podłużną, cienką rzecz, chyba długopis, kucnęła obok stołu i zaczęła mazać tym długopisem po podłodze. O dziwo, spod jej ręki zaczęły wychodzić dziwne znaki, kreślone coraz szybciej i płynniej. 
– Runy? Potrafisz je tworzyć? – Mistgun chyba orientował się bardziej niż ja, lecz nie mogłem pozwolić, by się o tym dowiedział, więc zrobiłem mądrą minę i kiwałem głową, czekając na odpowiedź. 
– Tak, bardzo się przydają – odparła tylko i nie przerywała pisania, aż utworzyła dookoła nas kwadrat czarnych run, w których te najbliżej mnie wyglądały jak ptasie nóżki oplecione winoroślami. Naina wyprostowała się, schowała długopis i powiedziała „bariera dźwiękoszczelna”, czy jakoś tak. Wydawało mi się, że na podłodze widzę ruch, później zrobiło się nienaturalnie cicho, choć cały czas widzieliśmy, jak magowie się bawią i dokazują. 
– Co to jest? – wyrwało mi się. 
– Bariera, teraz nikt nie będzie przeszkadzał – wyjaśniła spokojnie i wróciła na swoje miejsce. Czytając to możecie się śmiać, proszę bardzo, ale naprawdę nie słyszeliśmy żadnych głosów poza swoimi. Popatrzyłem na Nainę z jeszcze większym szacunkiem niż dotychczas. Smoczy Zabójca, który potrafi „wyciągnąć” plamę soku porzeczkowego z ubrania i kreśli runy, tworząc bariery oddzielające dźwięki. Pomysł, by sprowadzić ją do tej gildii był chyba najlepszym, na jaki do tej pory wpadłem, a po minie Graya i Mista widziałem, że myślą podobnie. 
– Jesteś super! – Ten mały właśnie zaczął mnie irytować na większą skalę. 
– Kto cię tego nauczył? – Mistgun był praktyczny i bardzo ciekawski. To już było ponad moje siły, czy mógłbym porozmawiać z nią sam? Bez nich? To ja przyprowadziłem Nainę, mam jakieś pierwszeństwo, prawda?
– Wszystko zaczęło się od momentu, w którym Lenorah dowiedziała się, że nie potrafię czytać i pisać... – rozpoczęła opowieść, która tak nas zaciekawiła, że nie zwracaliśmy uwagi na to, co dzieje się dookoła, a dorośli i Red jakby się zmówili, trzymali się z daleka i nie przeszkadzali nam. Naina roztaczała przed nami obrazy pustyni, nad którą latają kolorowe dywany, lamp i dżinów, sprzedawców zaczarowanych peleryn i turbanów, fakirów śpiących na gwoździach, magicznych instrumentów usypiających groźne węże, a na dworze robiło się coraz później. Majnu spał na kolanach Graya, który zaciskał zęby lub śmiał się głośno, w zależności od tego, co mówiła dziewczyna. Nim skończyła opowieść, miałem pewność co do jednego. Prawo do tytułu najsilniejszego maga w Fairy Tail będę miał dopiero, gdy pokonam ją. 





                                                                                ***

Rozdział pierwszy za nami, jestem bardzo ciekawa, co myślicie i przepraszam, że jest taki krótki. Za wszystkie wcześniejsze komentarze dziękuję, każdego wchodzącego zachęcam do skomentowania mojej pracy, bo dla autora nie ma nic lepszego niż wiedzieć, że jego dzieło (w moim wypadku wątpliwej jakości) jest czytane. Z pewnością odnieśliście wrażenie, że wszystko jest bardzo kolorowe, prawda? Jeśli tak, to ten rozdział spełnił swoje zadanie. 

Przy okazji, sto lat Shi Enjeru! Taka niespodzianka i pierwszy post w Twoje urodziny! Zdrówka, kochana, weny, motywacji, wspaniałych czytelników z nutą krytyki, coby nie popaść w samozachwyt, no nie? I wszelkiego co najlepsze, na początek naszej znajomości.

A z okazji Dnia Kobiet, życzę wszystkim czytelniczkom i obserwatorkom szczęścia, weny, miłości i dalszych części mangi FT oraz anime <3 

Żegnam się więc, do usłyszenia wkrótce.

16 komentarzy:

  1. No, no, no. Rozdział był jak kobieta. Tak mamy dzień kobiet, więc teraz będę mówić w przenośni. Na początku to w ogóle nie wiedziałam co się dzieje. Tak jak z dziewczyną. POznajesz ją,ale nie wiem nic o niej xd. Później dowiadujesz się, że coś Ci nie pasuje, że to jest nie poukładane, ale później w połowie opowiadania dowiadujesz się, że jesteś skończonym idiotą i, że nie umiesz już czytać ze zrozumieniem. Wszystko dostaje nagle sensu skąd co, dlaczego tak, a nie tak itd. Rozdział był naprawdę ciekawy i dość śmieszny. Czytając to powiedziałam na głos takie zadanie : ,, Laxus to jest kandydatką na twoją żonę ! Umie Ci dobrze sprać dupę. Umie, aby plama z soku porzeczkowego zniknęło w 3 sekundy, a tego to nawet nie umie proszek Vizear, a co dopiero kobieta oraz umie rysować runy ! Powiedźcie mi jeszcze, że umie gotować, to cud, a nie żona " :D COś czuję, że nasza Złoto włosa pobiję się z Mistgun'em o nią :D To by było ciekawe ^^ Dziękuję bardzo za życzenia urodzinowe ^^ Już drugi rozdział co mi życzenia składa normalnie zajebisty dzień :D. Życzę dużo zdrowia i weny! Ja ne !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Shi! Powiedziałam to samo! Słowo w słowo! A mama jak przyszła do mojego pokoju, to zapytała się z kim rozmawiam, bo chyba nie z laptopem.
      Co do rozdziału Rhan, to genialny. Też na początku nie rozumiałam za wiele, a później już zaczaiłam. Normalnie jakbym słyszała Laxusa, potrafisz tak idealnie napisać, że od razu zastanawiam się czy przypadkiem gdzieś tam koło ciebie nie ma Laxusa, który dyktuje ci co masz pisać. A ten opis Graya, rozwalił mnie po całości: "[...] przerwało nam pojawienie się kolejnego gościa, jakim był siedmioletni Gray Fullbuster, czarnowłosy dzieciak z Północy, który mógłby latać nago po mrozie z uśmiechem na ustach. Na dodatek bachor zdejmował z siebie ubranie w trybie ekspresowym za każdym razem, gdy działo się coś ważnego, jak na przykład impreza z okazji przyjęcia nowego członka do gildii." Hahahaha genialne. Jejku już lubię tą Nainę, co tam lubię kocham! Mogłabym mieć taką siostrzyczkę! Kurcze zazdroszczę Grayowi!
      Dobra, czekam na kolejny rozdział. Weny życzę i zdrowia. Sayonara i do następnego oraz zapraszam do siebie jeśli masz czasz i zechcesz poczytać. http://milosc--bez--granic.blogspot.com/

      Usuń
  2. Super. Chcę więcej. Mały Gray jest taki słoodki <33. Masz rację jest kolorowo. Jednak jest też troszkę smutno, gdy zaczęli rozmawiać o rodzicach. Miałam łezki w oczach.
    No, ale co tu dużo mówić. Świetna notka :) Dziękuję za życzenia i mam nadzieję, że to wkrótce będzie naprawdę krótkie, bo robi się interesująco. Do zobaczenia ^^ :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Twój styl pisania ma coś w sobie co zachęca do dalszego czytania. Nie wiem jak to określić ale czerpie przyjemność z każdego słowa napisanego Twoją reką. Niezwykłe. Mam nadzieję, że będziesz rozwijać się dalej i opowiadać nam Swoją historię o Fairy Tail. Pozdrawiam.
    Ps. Jestem ciekawa czy shippujesz kogoś w Ft? Osobiście nie przepadam za łączeniem w pary bohaterów shouenów ale Gruvia to mój słaby punkt :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takiego komplementu jeszcze nie dostałam, bardzo Ci dziękuję. Ach, mówisz Gruvia... kto wie, może coś da się zrobić? :D Mam nadzieję, że będziesz częstym gościem. Pozdrawiam :D

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże gromowładny, Roszpunciu, przepraszam! Usunęłam Twój komentarz! Przypadek! Tablet mnie nie słucha. Matko i córko, i co teraz? To nie przez złośliwość ani nic, przepraszam, wybacz mi tę niezdarność, złośliwość rzeczy martwych :(

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Nie ma przebacz!!! Żarcik :D. Spoko, luzik :D. Z tym, że nie pamiętam, co w nim było... Jak zdążyłaś przeczytać, to nie ma o czym mówić :D

      Ps. Sama se też usunęłam :D. Co by Ci smutno nie było :P

      Usuń
  5. Pokochałam to opowiadanie. Historia dzieciaków z Fairy Tail? :) Super. W wersji młodszej wszyscy są tacy uroczy!
    Uwielbiam Laxusa, więc tym bardziej cieszę się, że to on jest głównym bohaterem. :D
    To może być naprawdę ciekawa historia. Szczególnie, że masz dobry styl pisania, który sprawia, że chce się więcej. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. " - I gada" - Laxusie, ty Sherlocku!

    "- Nazywam się Naina, córka Lenory, miło mi cię poznać.
    - Laxus Dreyar, wnuk Tytana Makarova, mistrza Fairy Tail.
    -No to posłuchaj, Laxusie, wnuku Tytana," Witamy w średniowieczu!

    dobra, przeczytałam dwie części (długie to) a że jest po pierwszej w nocy to reszta na jutro. i powiem ci wtedy co sądzę. Wgl to ile Laxus ma lat w tym opku że żadnego kota nie widział nawet Happiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13, niedługo do gildii dołączy Natsu i znajdzie Happy'ego :)

      Usuń
    2. Dobra, dokończyłam wreszcie.
      Jak dla mnie Nina jest taka przedobrzona trochę. Chyba, że taka ma właśnie być ultra pro. Ja z założenia nie robię takich postaci bo się boję że jak Mashima się pogubię w hierarchii siły. Rozdział fajny, tylko mała czcionka mnie drażni, ale to nie słuchaj tam moich narzekań, ja wiecznie narzekam.

      Usuń
  7. No i cudnie znowu xD Wena dopisuje to lecę czytać dalej. Ciao Mina!

    OdpowiedzUsuń
  8. Wgl jaką Ty masz publikę, omg, czuję, ze moje komenatrze utoną w tłumie lepszejszych, tarfniejszy, bardziej spostrzegawczych :( Ja chyba nje umiem dobrze komentować ;P Ma zawsze takie ziuuuuum emocji, jak czytam czos fajnego i koncentrację mi szlag trafia! Po prostu każdy mój koment mógłby wtedy składać sie z : !!!!!!!!!!!!!!!! <3 !!!!!!!!!! huehuehuehue <3 <3 *nołsbliding*.
    O. :D
    Tak bardzo uwleibiam Nainę! I Lazusa też polubiłam, a Red mnie mierzwi jak i jego -.- Bardzo prawdziwie, bardzo prawdzWI, o! Dlatego i reaguję tak żywo...
    Nie, no idę się ogarnać coś, chyba muszę piwko walnać po takiej, zeby sie przestać trzaść przed kompem abo co i wrócę czytać dalej! Widzisz, widzisz co mi robisz?!

    <3

    :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawostka nr. 1 Mamy tę samą betę :) I najfajniesze jest to, jak to odkryłam. Otóż zauważyłam, że masz ten problem co ja i to mnie na tyle zainteresowało, by sprawdzić, czy masz betę. Już ci tłumaczę. Przynajmniej za dwa razy nie usunęłam komentarzy. Tzn. jest skreślone jakiś słówko na czarno i tego link do komentarza. Chyba dwa zobaczyłam :)
    A co do rozdziału... W zasadzie fajnie jest. Bardzo lekko się czyta, jest zabawnie, tylko główna bohaterka wydaje mi się być zbytnio... idealna? I to w takim strasznie irytującym znaczeniu.
    Podoba mi się taka wersja FT, chociaż powiem, że jest ona dla mnie troszkę dziwna. Niektóre rzeczy mi się nie podobają, ale przecież każdy ma swój gust :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń