34. Zabijmy [III]

Jak będa jakieś błędy, dajcie znać. Ktokolwiek.
Indżoj.


Shirotsume, do którego udałem się na pierwszą misję z Nainą, było maleńkim miasteczkiem, nie mającym nawet dworca kolejowego. W ciągu ostatnich trzech lat dociągnięto tam tory, postawiono szkołę i niewielką katedrę, a pociągi kursowały regularnie trzy razy w ciągu dnia. A przynajmniej tak było.
Kiedy stanęliśmy na miejscu, w którym powinna być wioska, zobaczyliśmy pobojowisko. Wszystko było zniszczone, domy w ruinie, drzewa nadpalone i powyrywane z korzeniami. To, co kiedyś było stacją kolejową, zostało obrócone w górę gruzu z poskręcanymi szynami. Zapach magii był przytłaczający.
 Red przetarła oczy i odkaszlnęła, ale jako pierwsza poszła szukać ludzi. Mieszkańcy…
— Kurwa! — warknąłem, nie wiedząc, co zrobić.
— Byli tu kilka godzin temu — stwierdził Mistgun, rozglądając się wokół.
— A skąd ten wniosek?
— Nie ty jeden trenujesz — odciął się. Nie odpowiedziałem. Wciągnąłem do płuc mieszankę magii, powietrza i kurzu, starając się rozdzielić zapachy. Chłód przybłędowej energii odrzuciłem jako pierwszy, potem zapoznałem się z czterema nowymi zapachami. Były ciężkie, jakby miały w sobie spiżowe nuty, i ostre.
— Nie czuję innych ludzi — oznajmiłem, idąc wzdłuż zrujnowanych kamienic. Cztery rodzaje magii. Czterech ludzi. Po intensywności rozpoznawałem, że nie należały do zwyczajnych. Co najmniej dwóje z magów władało niesamowitą mocą.
Red kręciła się wokół kup rozbitego szkła i drutów, rozglądając uważnie, z ręką na kaburze, w której spoczywał komplet kart.
— Gdzie mogą być?
— Cholera ich wie! — warknąłem, nie mogąc się przemóc, by podjąć jakąś decyzję. Należało poszukać mieszkańców, bo, do cholery, całe Shirotsume nagle wyparowało! Miasto leżało w gruzach, po ludziach ani śladu, tylko zapach…
— Red, musisz zlokalizować tych ludzi…
— Nie,  Laxusie — zaprotestowała stanowczo, po czym wzięła głęboki wdech i spojrzała na mnie. — Najpierw zajmijmy się Oracion Seis. Znalezienie mieszkańców będzie robotą dla wojska, które powinno tu już dawno być. Ponad to, Fairy  Tail ma zakaz wstępu do Shirotsume – uszanujmy wolę mieszkańców.
— Nie wiedziałem, że jesteś tak bezwzględna.
— Jestem sprawiedliwa — odpowiedziała krótko i czekała, aż ustalę plan. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy; ona była trochę zakłopotana, ja zaskoczony jej stanowczością w temacie, który dotyczył Nainy.  Od kiedy Red była po jej stronie?
— Laxus, ty będziesz tropił. Stawiam, że musieli ucierpieć, nawet jeśli było ich czworo. Nie mogli zajść zbyt daleko.
— Ty też czujesz ich magię — zwróciłem uwagę. Mist pokiwał głową w zamyśleniu.
— Są ranni — mruknąłem, gdy dotarł do mnie ten sam metaliczny posmak krwi, który na tamtą chwilę charakteryzował się z Nainą.
Red pokręciła się chwilę w miejscu, znalazła kawałek miejsca wolnego od szkła i gruzów, usiadła i wzięła się za stawianie tarota. Mijały długie minuty; ja i Mist nie ważyliśmy się odezwać. Red w końcu zaklęła pod nosem i zgarnęła karty.
— Niech ich szlag… Mają cholerną blokadę, ale Kostucha idzie za nimi — warknęła mściwie i zebrała się z ziemi.
— Idziemy. Jeśli się sprężymy, złapiemy ich nad ranem, bo nie spodziewam się, żeby uciekali w pośpiechu — zawyrokowałem i już byłem gotów kierować się na północ, skąd czuć było zapach magów, gdy coś kazało mi się zatrzymać.
Grób.
Świeżo skopany kawałek ziemi przywalony kilkoma kamieniami.
Na kamieniach leżała zielona bandama z brunatnymi plamami krwi.
— Laxus? — Mist podniósł materiał i przełknął głośno ślinę.
— To było…  To Majnu — wydusiłem ze ściśniętym gardłem.
Red oparła ręce na biodrach i odwróciła głowę, pasowała się z sobą aż przegrała i zawyła głośno, łapiąc się za głowę.
Czułem, że zakręciły mi się łzy w oczach i nie było mi wstyd, gdy swobodnie pociekły w dół. Straciliśmy go. Tego rudego, pręgowanego sierściucha z piskliwym głosem który zawsze był z nami. Spotkałem go w Magnolii i nie mogłem uwierzyć, że kot potrafi mówić. Był cieniem Nainy, nierozerwalnie z nią połączonym. Przetrwał Galunę, pustynię, bunt w Al-Karibie… Jak mogliśmy do tego dopuścić?
Coś się skończyło, musiało. Coś pękło, jakaś czerń wdarła się przez ten wyłom i poczułem, że bardzo mocno chcę zabić tamtych ludzi. Nigdy wcześniej nie odczuwałem tak destrukcyjnej żądzy mordu. Nigdy wcześniej nie czerpałem przyjemności z pościgu i nigdy wcześniej nie planowałem walki w tak pieczołowity sposób.
Mistgun zawiązł bandamę na jednej z różdżek.
Klepnął mnie w ramię i wskazał głową Red, bluzgającą pod nosem.
— Na północ — powiedział cicho.

Nienawidziłam ich. Nienawidziłam tak mocno, tak nienaturalnie, że te uczucia nie mieściły się we mnie i musiały znaleźć ujście. Krzyk był dobry, częściowo, pozwolił mi pozbyć się tego palącego uczucia. Nie bałam się, choć czułam, jakbym tonęła. Z radością przywitałam nowe uczucie, poddając się mu bezwiednie i oczekując rewolucji. Teraz nie było odwrotu; krew za krew. Dlaczego mielibyśmy się wstrzymywać, gdy zamordowano jednego z naszych?
Niebo znów zasnuło się chmurami, a w oddali ryknął grom.
Mistgun zawiązał bandamę Majnu na różdżce – patrzyłam na to z dziwnym wzruszeniem, czując jednocześnie satysfakcję. Gdy ich znajdziemy, zobaczą, co zrobili. 

Gdy Polyushca przybyła do Fariy Tail powitała ją grobowa cisza. Magowie siedzieli z opuszczonymi głowami, nie reagując na nią w żaden sposób. Kobieta nie miała zamiaru tracić czasu na czcze gadanie, ale poczuła się nieswojo; w Fairy Tail zawsze był gwar. Mimo późnej godziny nikt nie kwapił się, by opuścić gildię; magini miała wrażenie, że dla tych ludzi zatrzymał się czas.
— Polyushca! — krzyknął Makarov, zmuszając ją do ruchu. Nawet nie pamiętała, kiedy się zatrzymała ani jak długo wodziła wzrokiem po sali.
Dreyar stał na piętrze, a z twarzy kobieta wyczytała przerażenie. Historia Graya była zbyt chaotyczna, by można z niej było wyciągnąć inne wnioski poza tym jednym, że Naina została ciężko ranna. Polyushca znała jednak stosunek młodego maga do przybranej siostry – panikował za każdym razem, gdy znikała na dłużej niż dzień, i błagał o lekarstwa gdy łapała katar. Co takiego mogło się stać tym razem? Kto zaatakowałby…?
— Musisz uratować to dziecko. Ona gaśnie.
W małej salce szpitalnej, na jednym z trzech łóżek, leżała ta dziewczyna ze Wschodu. Tuż przy niej, umazana krwią, siedziała zapłakana Levy, kiwając się w przód i w tył. Szeptała do siebie coś, co Polyushca zrozumiała dopiero, gdy podeszła bliżej.
— Nie oddycha. Nie oddycha. Nie oddycha.
Za oknem zabrzmiały dzwony katedry, sprawiając, że Makarov zadrżał.

— Imponujące — mruknąłem, przyglądając się baszcie.
Kamienna budowla stodąca nad urwiskiem cuchniała magią. Gdy zatrzymaliśmy się, by złapać oddech i zrobić mniej więcej rozpoznanie terenu, roważałem opcję skoncentrowania ogromnej dawki magii i uderzenia ale… Ale jakoś mi to odpadało.
Staliśmy przy rzece płynącej u stóp urwiska, nie za blisko bo obawialiśmy się zaklęć namierzających, i przez jakiś czas udawaliśmy radę wojenną.
— Jak wejdziemy?
— Zwyczajnie. Drzwiami.
— A jak wyjdziemy?
— Też drzwiami. Jeśli będą.
— Ktoś coś wie o tej gildii?
— Poza tym że jest ich czwróka i nieświadomie wykopali sobie grób? Nie.
— Głośno o nich w niektórych kręgach. Podobno wszyscy są na bardzo wysokim poziomie…
— Widziałeś, w jakim stanie wróciła Naina? — warknąłem na Mista, nie chcąc słuchać o sile czy umiejętnościach ludzi, których zamierzałem zniszczyć. — Jasne, że nie odkryli swoich zdolności wczoraj. Inaczej by nas tu nie było. Ich też.
— Mistgun chciał powiedzieć, że powinniśmy być ostrożni — wtrąciła Red, ale jakoś bez przekonania.
— To oni powinni być ostrożni. Nie zamierzam się litować nad tą bandą skurwysynów — ostrzegłem, ale Red tylko pokiwała głową i przycisnęła kaburę z kartami do biodra.
— Idziemy.

Makarov krążył niecierpliwie po gabinecie, oczekując na połączenie z Erą. Nie spodziewał się, by Tristina zgłosiła się w krótkim czasie, ale liczył, że była w stanie zrozumieć powagę sytuacji. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by prosił o kontakt o drugiej nad ranem. 
Sekretarz odbierający połączenie znów się pojawił w lakrymie i wyklepał formułkę o przybyciu Radnej. Dreyar odetchnął z ulgą i wyprostował się, zakładając ręce za plecami.
— Rozumiem, że to sprawa niecierpiąca zwłoki — zaczęła mocnym głosem, jakby wcale nie zerwano jej z łóżka przed paroma minutami.
Dreyar przełknął, wziął głębszy wdech i postanowił nie pomijać żadnego szczegółu.
— Kilka godzin temu do Fairy Tail wróciła Naina, w waszych kręgach znana lepiej jako…
— Valkiria, tak.
— Prawdopodobnie nie przeżyje nocy — powiedział Makarov bez zająknięcia, odsuwając od siebie możliwość, o której mówił. Lepiej było przeprowadzić tę rozmowę chłodnym tonem, wstrzymując się z zaangażowaniem, wstrzymując się z myśleniem, że chodziło o Nainę. O jedno z jego dzieci. — Została zaatakowana przez mroczną gildię,  Oracion Seis…
Tristina milczała, ale dostrzegł, że drgnęła.
— Wiem, co się o nich mówi. Tym bardziej dziwi mnie, że wróciła żywa, lecz, jak mówiłem… Jej stan jest… Bardzo ciężki. Nie spodziewam się, by Rada mogła w jakikolwiek sposób zrewanżować się mojej gildii, ale jeżeli podejmiecie działania teraz, być może uda wam się ich aresztować i osądzić.
— Zrewanżować? Co masz na myśli?
— Smocze dziecko przeciwko jednej mrocznej gildii? Śmiem sądzić, że usunęła z waszej drogi co najmniej jednego.  Ale musicie się pośpieszyć.
Kobieta patrzyła na niego przez chwilę w ciszy, a Makarov uparcie odrzucał od siebie chęć wrzaśnięcia, by się pośpieszyła.
— Twój wnuk bardzo się z nią przyjaźnił — zauważyła wreszcie.
— Rzeczywiście.
— Rozumiem.
Makarov odetchnął. Błogosławił zdolności umysłowe Tristiny; wszystko zostało zrozumiane, choć żadne z nich nie powiedziało niczego konkretnego.
— Zdążymy — zapewniła go pewnym głosem i odeszła, bez chwili wahania wydając odpowiednie rozkazy.
— Oby.
Rozłączył się i wyszedł z gabinetu. Chciał podejść do sali w której Polyushca od trzydziestu minut walczyła z organizmem Nainy, ale uznał, że lepiej teraz nie  przeszkadzać.
Zszedł powoli na dół i zbliżył się do kominka, na którym wciąż tlił się ogień. Okeyla pozwoliła Levy i Grayowi położyć się na ławach – zmęczeni i zapłakani spali, zwinięci pod kocami. Resztę magów pogoniła do domu na prośbę mistrza – ich obecność tylko by komplikowała sprawy.
 Makarow dołożył kilka szczap i poczekał aż ogień buchnął na nowo. Dopiero wtedy podszedł do baru i usiadł obok Gildartsa.
— Myślę, że musimy porozmawiać.
— To będzie jedna z tych wesołych pogadanek? — zapytał mag z uśmiechem i tęgo pociągnął z kufla. Makarov nie odpowiedział, zastanawiając się jakich słów użyć, by nie wywołać szału. Gildarts o niczym nie wiedział. Gray i Levy zasnęli na kilka minut, nim wrócił, a reszty magów dawno nie było w gildii. Nikt mu nie powiedział.
— Na piętrze jest Polyushca. Ratuje życie jednej z naszych. Dziewczyna została zaatakowana przez Oracion Seis, lecz udało jej się wrócić — streścił, mając wrażenie, że powtarza te same słowa przez wieczność.
Gildarts odstawił piwo i spojrzał na mistrza bez cienia uśmiechu.
— Być może nie powinienem się wtrącać. Być może to nie moim obowiązkiem jest przekazać ci tę wiadomość — zastanowił się na głos Makarov, lecz w duszy już podjął decyzję. — Lecz to dziecko, które teraz walczy o życie, jest twoje. Urodziła się w Al-Karibie, kilka miesięcy po twoim rozwodzie. Nazywa się Naina ale jeśli o niej słyszałeś, to pod innym imieniem.
Gildarts zbladł, przewiercając Makarova spojrzeniem. Cornelia nigdy go o niczym nie powiadomiła. Dotarła do niego wieść, że umarła, ale nigdy nie odważył się wrócić na pustynię, by to potwierdzić. I dziecko… Dlaczego nie powiedziała? Wróciłby! Natychmiast! Czym była magia i jej sprawy, gdy w grę wchodziło dziecko? Ich dziecko. Wróciłby.
Na pewno?
— Valkiria ze Wschodu…

Midnight nie czuł prawej ręki i zaczęło go to zastanawiać w równym stopniu, co zmiana jej koloru. Początkowo kończyna bladła, by po powrocie do twierdzy zsinieć, i o ile na początku mógł zgiąć palce, poruszyć dłonią i generalnie używać nadgarstka, tak po kilku godzinach zupełnie nic nie czuł. Angel na próbę wbiła mu igłę w dłoń – nic.
Najlepiej ze wszystkich trzymał się Brain, ale tego akurat Midnight się spodziewał. Ojciec był najpotężniejszym magiem Oracion Seis, nawet sławna Valkiria nie dała rady go pokonać. W najgorszym stanie był Racer – na wpół siedział, na wpół leżał przy oknie, i oddychał ciężko, z przerwami. Zabił futrzaka, gdy ten próbował wydostać się z miasta i donieść do Fairy Tail o walce. Z kota zostały strzępy i dopiero wtedy zaczęło się prawdziwe piekło.
Midnight nadal czuł zimno tamtej magii – wydawało mu się, że mrok okrył cały świat, wypalił wszystko, zabierając się nawet za tlen. Kiedy zaczął się dusić, nawet nie próbując przełamać zaklęcia, Brain zniwelował atakującą magię, choć drogo za to zapłacił.
— Nigdy nie sądziłem, że spotkamy takiego potwora — zaczął cicho, obserwując, jak Angel przemywała Brainowi twarz. Uparcie unikał spojrzenia na puste, zakrwawione oczodoły. Magini pokiwała głową, rzucając ukradkowe spojrzenie na Racera. Wyglądała, jakby kąpała się we krwi – zapach wypełnił całe pomieszczenie.
— Odetchniemy i pójdziemy dalej. Potrzebujemy nowych ludzi…
— Powinniśmy raczej iść prosto po Nirvanę — zaoponował Midnight i zamilkł, bo Racer podniósł głowę i wydawało się, że chciał coś powiedzieć.
— Ja nie…
— Ty nie…? Co?
Midnight nie dowiedział się, co takiego chciał powiedzieć Racer. Odpowiedział mu huk rozpadających się drzwi.
— Wy jesteście Oracion Seis? — Na przedzie stał blondwłosy chłopak, będący niemal równy wzrostem Brainowi, a na pewno szerszy w barach. Miał głęboki głos, spokojny, jakby nigdy go nie podnosił.
 Midnight, stojący najbliżej, widział wyraźnie iskry przeskakujące po całej sylwetce maga, a potem dostrzegł dwoje innych, idących dwa kroki z tyłu. Kątem oka spojrzał na Braina i Angel, mając nadzieję, że daliby radę stanąć do walki. Racer odpadał w przedbiegach. Magini wyprostowała się, ściskając w ręku kawałek szmaty, brunatnej od krwii. Zadrżały jej wargi – wiedziała. Brain nawet się nie podniósł, siedział na ławie, udając nonszalancję.
— Tak, jesteśmy. Pomóc wam w czymś? — odparł, siląc się na ironię. Blondyn wymusił śmiech, głuchy niczym grzmot, i stanął w świetle ledwo tlących się świec.
Midnight pamiętał, o czym mówiono w podziemiach – ten blondyn musiał być Laxusem Dreyarem, wnukiem Świętego Maga, do którego pokonania powinni zmobilizować pozostałe gildie Sojuszu. Byli głupcami sądząc, że Valkiria nie zdoła dotrzeć do Magnolii, podwójnymi, bo wierzyli, że nie będzie z tego konsekwencji innych, niż kolejne ogłoszenie Rady i listy gończe. Ta trójka przyszła ją pomścić.
Ich magia była nienaturalnie widoczna w mroku nocy – sprawiła, że powietrze zgęstniało.
— Zdaje się, że zabiliście nam kumpla i nieźle pobiliście jego właścicielkę.
— Uznajcie to za wyrównanie rachunków — dorzuciła ruda dziewczyna, sięgając do kabury przy biodrze.

— Nigdy by mi nie przyszło do głowy, że mam… Że mógłbym mieć… Mistrzu?

Gildarts, nigdy nie reagujący zbyt emocjonalnie, zaczął ścierać łzy z twarzy, niczego nie ułatwiając. Makarov miał dosyć całego dnia, który nie wiedzieć kiedy przeszedł w noc, wypełnioną na przemian tłumaczeniami i zamartwianiem się. Na dodatek wciąż musiał powstrzymywać Gildartsa, który chciał biec na piętro i perswadować mu, by czekali na Polyushcę. Gdy mag podjął decyzję, by pójść śladem Oracion Seis i pomścić krzywdę, Dreyar tylko westchnął i długi czas nic nie mówił.
— Tym zajęli się jej przyjaciele — rzucił wreszcie i obejrzał się na śpiące przy kominku dzieci. Okeyla siedziała przy nich, pilnując ognia, i cierpliwie odpowiadała, gdy któreś się nagle przebudziło i pytało gdzie jest.
— Dla mnie samego jest to zagadka. Gdy zjawiła się tutaj trzy lata temu, powiedziała tylko, że kogoś szuka. Jej siostra, Malika, wszystko mi opowiedziała.
— Miała siostrę?
— Przybraną. Zginęła pół roku temu w Al-Karibie.
Gildarts był wstrząśnięty. W całej historii jego córki przeważała śmierć, zupełnie, jakby chodziła krok w krok za nią. Najpierw Cornelia, potem przybrana siostra…
Siedzieli w ciszy, pochłonięci myślami, starając sobie poukładać wszystko od początku do końca. Polyushca nadal nie wychodziła z sali. 



Kilka godzin później, gdy pierwsi magowie zaczęli schodzić się do gildii w wisielczych nastrojach, medyk Fairy Tail pojawił się na piętrze. Makarov natychmiast zerwał się z krzesła, lecz Gildarts go wyprzedził. Tylko lekki podmuch świadczył o jego przemieszczeniu – w ciągu kilku sekund znalazł się w pomieszczeniu szpitalnym i uważnie przyjrzał się szesnastoletniej dziewczynie.
Polyushca w ciszy zaczekała, aż Makarov stanął na piętrze, i choć garstka przybyłych magów zaczęła domagać się wiadomości, wskazała drzwi gabinetu. Dreyar odwrócił się do Okeyli.
— Niech nikt nam nie przeszkadza — rzucił donośnie, patrząc na dwójkę dzieci, nadal śpiących na ławach.
Przeszli do gabinetu i usiedli, dopiero w tamtej chwili przygnieceni odpowiedzialnością i zmęczeniem. Polyushca nie odmówiła szklanki koniaku, a Makarov po raz pierwszy od bardzo dawna odpalił fajkę.
— Pozwól mi zebrać myśli — poprosiła cicho i jednym haustem opróżniła szklankę. Poszarzała na twarzy i była bardzo wyczerpana – Dreyar z nostalgią pomyślał, że oboje nie należeli już do najmłodszych i podobny wysiłek w zbyt dużej dawce mógł być zabójczy.
— Laxus jeszcze nie wrócił?
— Nie.
— To dobrze — przyznała, patrząc na Makarova porozumiewawczo. Mag zamarł.
— Czy…
— Udało mi się ją uratować tej nocy — zaczęła Polyushca, przerywając pytanie. — Ale to niczego nie zmienia. Moim zdaniem już się nie obudzi.
Świat zawirował przed oczami starca. Nie usłyszał biegnących Laxusa, Red i Mistguna.

— Co to znaczy, że się nie obudzi? — zapytałem, jakoś nienaturalnie spokojny. Staliśmy w trójkę po jednej stronie, po drugiej, ku mojemu zdziwieniu, siedział Gildarts. Dowiedział się. Dziadek musiał mu powiedzieć.
Polyushca ledwie trzymała się na nogach, ale twardo odmawiała zajęcia krzesła.
Przy łóżku warzyły się jakieś dziwne mikstury, których zapach sprawiał, że prawie zwróciłem śniadanie z zeszłego dnia, ale Naina wcale na nie nie reagowała. Spała. Oddychała tak miarowo i spokojnie… Wydawało się, że zaraz wstanie i pójdziemy razem na trening. Miała długą, jarzącą się czerwienią bliznę od policzka, przez ramię, do nadgarstka – jej pierwsze bohaterskie znamię.
Nigdy wcześniej nie dostrzegłem, jak drobna była – tak bardzo nadrabiała pewnością siebie i tonem… Nie zwracałem uwagi?  Nie, już raz, na pustyni, miałem to samo wrażenie. Rozpłakała mi się w ramionach i przeklinała cały świat za śmierć Maliki.
Poczułem się bardzo zmęczony. Jakbym od wielu dni bez przerwy czegoś szukał, nie wiedząc czego, a echo w głowie nie pozwalało mi się zatrzymać.
— Prawdopodobnie użyto na niej zakazanego zaklęcia, które skaziło jej magię…
— A po ludzku? — warknąłem. Starucha spojrzała na mnie z wyrzutem, jakby się szykowała do dania mi reprymendy życia, ale uprzedziłem ją. — Nie rozumiem tych waszych medycznych terminów.
— Czarna magia wyżera ją od środka. Zainfekowała pierwsze źródło magii.
— Pierwsze? — zauważyła Red, zwracając uwagę wszystkich w sali. — To ile ona ma tych źródeł?
— Dwa — przyznała Polyushca.
— Może ich mieć nawet dziesięć — mruknął Mist, całkiem słusznie — ale co się z tym wiąże?
— Najpierw zostanie unicestwione pierwsze źródło — wyjaśniła, patrząc na spokojną, śpiącą Nainę. — Potem zaatakuje zbiorniki magiczne. Dopiero potem drugie źródło.
— Jak można to zatrzymać?
— Nie można, Laxusie. Zatamowałam krwotoki, zszyłam rany, ale nie jestem w stanie zrobić czegokolwiek, by zatrzymać przekleństwo — warknęła, rozsierdzona.
— Chcesz mi powiedzieć, że ona tutaj umiera, a my nic nie możemy na to poradzić?! — ryknąłem, wyprowadzony całkowicie z równowagi.
Polyushca zamilkła, oddychając szybko. Gildarts podniósł się z miejsca i podszedł do drzwi.
— Ile mamy czasu?
— Trzy dni? Najwyżej tydzień, w zależności…
— Trzy dni wystarczą.
— Gdzie idziesz?! Powinieneś tu być, kiedy ona… — zaoponowałem, chcąc go złapać za rękę, nim otworzy drzwi ale on, naturalnie, był o wiele silniejszy i bardziej doświadczony. Uchylił się i zbliżył o krok.
— Powinienem być już dawno, Laxus. Ale nie byłem.
Patrzyłem mu prosto w oczy, ani mi było w głowie odwrócić wzrok, choć widziałem coś, co wcześniej nie miało do niego dostępu. Nie mogłem się odezwać. Przez chwilę obaj widzieliśmy swoje myśli – on niemal wył z żalu, ja z bezsilności.
— Znajdę kogoś, kto będzie w stanie jej pomóc. To moja córka. I nie umrze.
 Kiwnąłem głową.
— Będziemy czekać, ile będzie trzeba.

Nie przyjmowałem do siebie nowości od Polyushki. Nawet gdy Naina miała napady drgawek, a jej rany się otworzyły, trwałem w przeświadczeniu, że to chwilowe. Była chora, coś jak przeziębienie, ale to się wyleczy. Aspiryna, trochę witamin i proszę nie wychodzić z łóżka przez kilka dni. A potem po sprawie.
Nie budziła się, bo po prostu potrzebowała snu. Proste jak drut. Musiała dobrze wypocząć, w końcu stoczyła walkę z czterema cholernie dobrymi magami. Nie miałem wyrzutów, bałem się tylko chwili, gdy się przebudzi i zapyta o Majnu. Co miałbym jej wtedy powiedzieć?
Mistgun obiecał że przy niej posiedzi, więc przespałem się parę godzin na łóżku obok. Gdy się obudziłem, Levy, Gray i Natsu siedzieli przy łóżku na krzesłach przytarganych z dołu, i się nie odzywali. Trochę później przyszła Red i kazała nam coś zjeść. Pogoniłem uparte bachory, ale sam nie poszedłem. Nie mogłem wyjść z pokoju, nie mogłem jej zostawić, bo gdyby się obudziła, choć na moment…
— Zawsze byłaś egoistką — mruknąłem, zupełnie tego nieświadomy, gdy nadchodził wieczór, kończąc pierwszy z obiecanych trzech dni. Mist wrócił z talerzem; zjadłem połowę porcji, ale nie dałem rady wcisnąć nic więcej. Gardło i żołądek związały mi się w supeł.
Siedzieliśmy obaj, czekając z natężeniem na cokolwiek z jej strony. Ale poza kapaniem kroplówki nie było niczego. Może jeszcze ciche odgłosy aparatury, do której była podłączona.
Nerwy ze mnie zeszły, zresztą po tej krótkiej drzemce poczułem się o niebo lepiej, i nawet zrobiło mi się głupio, że tak naskoczyłem na starą lekarkę. Obiecałem sobie, że ją przeproszę, ale nie wcześniej, niż Przybłęda się wybudzi.
— Dlaczego ją zaatakowali?
Spojrzałem na Mista, początkowo nie rozumiejąc pytania.
— Przecież musieli mieć jakiś powód. Nawet mroczne gildie nie biegają sobie po prostu i nie atakują bez powodu — wyjaśnił.
Odchyliłem się na krześle i potarłem kark.
— Gówno mnie to obchodzi. I ciebie też powinno. Już nie żyją, sprawa zamknięta.
— Ten facet, który leżał pod oknem, bredził coś o jakimś sojuszu. Lepiej byłoby to sprawdzić.
— Szanuję twoje przyszłościowe myślenie, ale aktualnie skupiam się tylko na niej.
— Wiem,  Laxus — przyznał — ty zawsze skupiasz się na niej.

Nad ranem drugiego dnia zaczęły się dreszcze.
Polyushca zastosowała kilka zaklęć i mikstur, ale nie było żadnego efektu. Naina trzęsła się jak w febrze i siniała z każdą minutą, sprawiając, że wszyscy potrafiliśmy głowy. Wszyscy, tylko nie Red.
Gdy temperatura zaczęła spadać do zaledwie 6 stopni, tarocistka wrzasnęła na Natsu, którego nie podejrzewałem nawet o prędkość z jaką przyleciał.
— Mówiłam, żeby dzieci nie…! — zaczęła Polyushca, ale Red już ją odsuwała od łóżka i zajęła jej miejsce.
Uchyliła cienką kołdrę i spojrzała na dzieciaka, który zupełnie nie wiedział, czego się od niego wymaga. Po prawdzie to i ja nie wiedziałem, do czego zmierzała Red.
— Właź — warknęła, i już dzieciak leżał przy Nainie.
— Co ty, do cholery…
— To Smoczy Zabójca, jak ona, a jego atrybutem jest ogień. Jeśli on jej nie rozgrzeje, to nic tego nie zrobi — wyłożyła szybko. Poczułem się jak kretyn i po minie Mistguna widziałem, że miał to samo.
Natsu leżał bez słowa, świadomy, że wszyscy oczekiwaliśmy od niego cudu. Temperatura przestała spadać, ale jej wzrost zauważyliśmy dopiero po dwudziestu minutach. Najpierw powoli, jakby pchana modlitwą i dobrymi chęciami, potem już wyraźnie szybciej, bo w ciągu kilku minut dobiliśmy do trzydziestu, a pozostałe sześć to była kwestia sekund.
Usiadłem, czując, że trzęsą mi się nogi. Po drugiej stronie łóżka Red trzymała Nainę za rękę, wpatrując się w nią z nienaturalnym natężeniem. Słyszałem, jak szepnęła do siebie coś o kretynce, a potem puściła bezwładną dłoń i się odwróciła.
Odczekaliśmy jeszcze jakiś czas, a potem pozwoliliśmy Natsu wyjść do czatującego za drzwiami Graya. Polyushca zaproponowała, by dzieciaki nie wchodziły; obawiała się żerującego na eternano przekleństwa. Nie miałem pojęcia, że to mogło być coś w rodzaju choroby zakaźnej, ale nie spierałem się.
Patrzyłem, jak Nainie wracają kolory i zastanawiałem się, co będzie, jeżeli ona naprawdę się już nie obudzi. Wydawało mi się, że nie słyszałem jej głosu od lat i chciałem z nią zamienić kilka słów. Kilka nic nie znaczących zdań. Chciałem tylko się upewnić… Chciałem…
— Jest lepiej, prawda? — zapytałem zachrypniętym głosem, nie patrząc na staruchę.
— Laxus…
— Jest — powiedziałem uparcie, ściągając brwi. — Wyszła z tego. Zamarzała, ale wyszła. I teraz już jest dobrze.
— Tak — zgodziła się nagle. — Tak, już jest dobrze. I teraz będzie tylko lepiej.

W nocy z drugiego na trzeci dzień obudził mnie jednostajny szum aparatury. Przeciągły dźwięk wibrujący w uszach sprawiał, że miałem ochotę coś rozwalić. Dopiero po kilku chwilach uświadomiłem sobie, co oznaczał. Dopadłem łóżka Nainy, ale nie mogłem nic zrobić. Mógłbym przysiąc, że mój krzyk słyszała cała Magnolia.

6 komentarzy:

  1. Cześć! Nie bardzo wiem, jak się z Tobą skontaktować osobiście, dlatego chciałabym z tego miejsca (być może z wielkim opóźnieniem za co przepraszam) Ci podziękować, że kiedyś komentowałaś moje opowiadanie (czarodziejski blask, tamten nick: Heladas). Nie mam jak odpisać na komentarze (brak dostępu do tego bloga ogólnie) ani jak dodać informacyjną notkę/czy całkiem skasować opowiadanie. W trakcie przypominania o czym to właściwie było, zorientowałam się, że ktoś komentuje starsze notki. Jeszcze raz dziękuję :D Do tych komentarzy nic nie mam, są przydatne a przede wszystkim konstruktywne (plusy i minusy) i bardzo dużo dla mnie wnoszą :D
    Jak będziesz chciała pogadać to podaję do siebie aktualny kontakt (shimodragneel@gmail.com). Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  2. O matmo, ten uczuć kiedy chcesz sobie raz jeszcze poczytac bloga I okazuje się że nowy rozdział ( tiaaa wzglednie) był kilka miesięcy temu, ale I tak trza skomentować! Ale Jak mógł Majnu... O matmo....

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, bardzo wciągnęła mnie Twoja fabuła. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, mam nadzieję że wkrótce się pojawi.
    Pozdrawiam ☺

    OdpowiedzUsuń
  4. Puk, puk. Gdzie zniknęłaś, Kochana moja?
    Takieś pustki uczyniła w domu moim,
    tym zniknięciem swoim.
    Wróć, proszę!

    OdpowiedzUsuń
  5. To, można się spodziewać że wrócisz tu kiedyś? To jeden z najlepszych blogów jak nie najlepszy jaki czytałam więc czekam :3 I mam nadzieję się kiedyś doczekać XD

    OdpowiedzUsuń
  6. Minęło tyle czasu że szczerze mówiąc nie mam pojęcia co zrobić. Ale dziękuję Ci.

    RhanBoleyn

    OdpowiedzUsuń