Indżoj.
Minęło sześć miesięcy od przewrotu na
Wschodzie, w wyniku którego Al-Kariba zmieniła się w ruinę. Regularnie
docierały raporty o poprawie sytuacji na pustyni; ludzie próbowali się podnieść
po tylu latach katorgi, choć niedługo po powrocie do Magnolii usłyszeliśmy o
masowych samobójstwach.
Naina przesiadywała w swoim mieszkaniu
razem z Mistem – domyślałem się, że dyskutowali o Jellalu, i o niczym innym nie
chciała słyszeć. Wydawało mi się, że grzebiąc prochy Maliki na pustyni
otaczającej Gebherę, zostawiła część siebie. Natykałem się na zmiany, dla
innych ciężkie do zauważenia, w jej zachowaniu, lecz nie drążyłem. Nie szukała
mojego towarzystwa, a ja korzystałem z rangi S i uciekłem na misje. Gdy
wracałem, jeśli była w gildii, witała mnie słabym uśmiechem i wychodziła,
prowadząc z sobą Graya i Natsu, nie mających odwagi nawet na siebie krzywo
spojrzeć.
Red
uparcie milczała i przez pewien czas unikała Przybłędy, siedząc w
towarzystwie Bickslowa i Freeda.
Dziadyga próbował indagować każdego po
kolei, ale ledwie odpowiadaliśmy. Spędził w Erze długi tydzień spowiadając się
z każdego naszego czynu i o ile wcześniej poczuwał się do winy, kajał się i
przepraszał, to tym razem otwarcie się postawił. Zarzucił Radzie ślepotę,
ignorancję i zaniedbywanie obowiązków.
Z początku zagrożono naszej trójce wyrokiem
dożywoniego więzienia – przyznaję, bałem się. Rozwalenie jakiegoś budynku czy
nawet ulicy, to jedno, ale sprawa w Radzie to coś zupełnie innego, i w tamtej
konkretnej chwili jakoś zapomniałem o lekceważącym stosunku do wszystkiego. Po
powołaniu świadków i użyciu na nas serum prawdy sprawa się wyjaśniła – nie
mogli tylko uwierzyć w nałożone przekleństwo i zapewnili nas, że odnajdą Rahula
by wymierzyć mu „należną sprawiedliwość”.
Ani przez chwilę w to nie wierzyłem.
Co do Jellala, wszyscy byliśmy w pogotowiu
i zapewniliśmy o tym Mistguna. Działając w terenie, szukaliśmy informacji,
uznając, że wyprawy większą grupą są niebezpieczniejsze. Po przewrocie na
pustyni zrobiłem się bardziej rozpoznawalny i o wiele łatwiej przychodziło mi
wypytywanie ludzi, wpadających często w przerażenie. Nie podobały mi się ich
reakcje – zbytnia służalczość automatycznie pozbawiała szacunku, na dodatek
zauważyłem, że chcieli się mnie pozbyć i odczuwałem dokładnie to samo.
Kolejne mniejsze miasteczka zamknęły się
przed gildią, nie wspominając, że do Atheneum dostaliśmy dożywotni zakaz
wstępu. Nie służyło to gildii, coraz mniejsza ilość ogłoszeń sprawiała, że
kończyły się pieniądze, dziadek zachodził w głowę co zrobić i zdawało się, że
nawet mądrzy przyjaciele w Radzie nie byli w stanie dać mu wskazówek.
Magowie zrobili się kłótliwi, coraz
częściej narzekali i patrzyli wrogo na siebie nawzajem. Któregoś razu
usłyszałem jak Laki mruknęła do Wakaby, że to wina „potworów” – nietrudno było
się domyślić, o kogo chodziło. Gdy powiedziałem o tym Red, zrobiła się
purpurowa na twarzy i bez zająknięcia wywarczała soczystą wiązankę.
— Oni zawsze będą ją obwiniać — dodała na
koniec, patrząc zimno na ludzi kręcących się piętro niżej. Splotła dłonie na
piersiach i przyglądała się magom przez chwilę w taki sposób, że mimowolnie
przeszedł mnie dreszcz.
— Ją? Mówisz o Przybłędzie? — uściśliłem i
poszukałem w tłumie Mista. Byłem z nim umówiony na trening i wyglądałem go
niecierpliwie.
— W niektórych kwestiach mają rację —
powiedziała wprost, nie odwracając wzroku do tamtych. — Ale tym razem mylą się.
Nie było ich tam.
— Ciebie też nie — zauważyłem, choć nie
chciałem być złośliwy. Red kiwnęła głową i spojrzała na mnie z dziwnym wyrazem,
którego nie mogłem rozszyfrować.
— Nie musiałam.
Po tych sześciu miesiącach znoszenia
oskarżycielskich szeptów i spojrzeń, gdy gildia stawała na skraju bankructwa
gruchnęła wieść o odkryciu kopalni na jedenj z wysp. W trybie natychmiastowym
ja, Naina i Red zostaliśmy wezwani do gabinetu dziadka, w którym już siedział
Mistgun.
Dziadyga przestał kopcić fajkę już jakiś
czas temu, ze względu na cięcie kosztów, i nie wiedział, co zrobić z rękami.
Siedział za biurkiem i złożył dłonie jak do modlitwy, przybierając najbardziej
poważny wyraz twarzy, jaki potrafił. Rozlokowaliśmy się po niewielkim
pomieszczeniu i czekaliśmy.
— Słyszeliście już o kopalni? — zaczął
powoli, obdarzając każde z nas bystrym spojrzeniem. — Znaleziono system R,
którego szukaliście — wypalił, nie czekając na nasze słowa. Naina podniosła się
z kanapy. Mistgun nawet nie drgnął, a ja na moment przestałem oddychać. Tylko
Red zachowywała się zwyczajnie.
— Dziadku… — zacząłem, gdy milczenie
przedłużało się w nieskończoność — czy Jellal…?
— Owszem, znaleziono go. Został zabrany do
kliniki specjalizującej się w leczeniu… skrajnych przypadków. Podejrzewają
załamanie nerwowe — Makarov miał niesamowity takt, pewnie odziedziczyłem to po
nim. Ta subtelna dyplomacja…
— Po relacjach Erzy podejrzewaliśmy
opętanie — wyznała szczerze Przybłęda, której przytaknął Majnu. — Myliliśmy się
i Jellal jest…
— Jest w ciężkim stanie psychicznym —
dokończył dziadek, sprawiając, że z dziwnego powodu poczuliśmy ulgę. Załamanie
nerwowe, a opętanie to jednak dwie różne rzeczy. Dlaczego od początku nie
postawiliśmy takiej diagnozy?
Spojrzałem na Mista, zastanawiając się, o
czym myślał w tamtej chwili. Jego twarz była nieprzenikniona i nie pierwszy raz
pomyślałem, że nigdy nie spotkałem kogoś, kto w takim stopniu by nad sobą
panował. W Al-Karibie, gdy Naina dostała szału, po raz pierwszy zobaczyłem, jak
stracił nad sobą kontrolę i zachowywał się jak zwykły trzynastolatek w chwili
zagrożenia życia. Od tamtej pory ledwie się odzywał, gdy byliśmy w towarzystwie
kogoś innego niż Red i Naina.
— Dokąd go zabrano?
— Do Atheneum — przyznał dziadyga,
wzdychając ciężko. — Niestety, wyprosiłem wejście tylko dla Mistguna. Sytuacja
jest szczególna, i w czasie, gdy on odwiedzi swojego brata, wam nie wolno nawet
kręcić się w pobliżu miasta, rozumiecie? — zapytał, patrząc po kolei każdemu z
nas prosto w oczy.
— Jasne, dziadku. Tylko o to nam chodziło.
Od samego początku. — wzruszyłem ramionami i zebrałem się do wyjścia. Cieszyłem
się, że problem właściwie rozwiązał się sam. Owszem, próbowaliśmy dowiedzieć
się gdzie był ten cały system R, chcieliśmy znaleźć Jellala, lecz przez
praktycznie pół roku dostawaliśmy same fałszywe tropy. Do tego dochodziło
ograniczenie w poruszaniu się, bo nawet jeśli ludzie na Wschodzie kłaniali się
przed nami w pas, reszta mieszkańców, do których dotarł nasz wyczyn, już
niekoniecznie. A do tego wszystkiego dochodziła groźba zamknięcia gildii.
— W takim razie to by było na tyle — Naina
także skierowała się do wyjścia. — Ja i Red wybieramy się na misję
pięcioletnią, dostałyśmy ofertę kilka dni temu, a wobec takiej sytuacji nie
możemy odmówić.
— I jesteś pewna, że dacie radę we dwójkę?
Karty Red jeszcze się nie zaadaptowały — mruknąłem kąśliwie, po raz milionowy
chcąc ją sprowokować do czegoś więcej niż to, co odpowiedziała.
— Ich poziom jest wystarczający. Może nas
tu chwilę nie być, ale spodziewam się sporej zapłaty po ukończeniu misji —
rzuciła do dziadka na odchodnym i wyszła. Westchnąłem ciężko, przepuściłem Red,
i spojrzałem na Makarova.
— Zamierza kraść — powiedziałem. Pokiwał
głową i utkwił spojrzenie w Mistgunie.
— Co teraz zrobisz? Jellal się odnalazł,
choć jego rekonwalescencja będzie przebiegała w żmudnym tempie.
— Chcę go zobaczyć. Później zdecyduję —
brzmiała krótka odpowiedź, po której nastąpiła wymiana szczegółów podróży do
Atheneum. Miał jechać w kolejnym tygodniu, bilety zdeponowano na stacji w
Magnolii a sam Mistgun miał przez cały czas być pod kuratelą pięciu strażników.
— Przykro mi, że musiałeś doświadczyć tego
wszystkiego, Mist.
— To mnie jest przykro, że nie potrafiłem
go odnaleźć wcześniej. — Mag wyszedł niemal bezszelestnie, i byłem pewien, że w
tym samym czasie rzucił zaklęcie usypiające na gildię. Jego awersja do ludzi
zaczęła przybierać spore rozmiary – znakiem rozpoznawczym Mistguna stali się
leżący pokotem ludzie, chrapiący w najlepsze. Pamiętałem, jak na początku
potrafił zmusić do snu jedynie dwójkę ludzi i jakieś zwierzę.
— Laxus.
— I tak miałem skoczyć na jakiś dłuższy wypad
w góry — powiedziałem, czując nagłą potrzebę wyjścia z gildii i
usprawiedliwienia się z tego.
— Dostałem… Dostałem wiadomości na temat
twojego ojca.
Zatrzymałem się w pół kroku i zawróciłem, z
mocno bijącym sercem. Nawet po takim czasie na wzmiankę o ojcu ogarniało mnie
nerwowe podniecenie, choć starałem się to ukryć. Dziadek przewiercał mnie tymi
czarymi oczami na wskroś, jakby próbując się dowiedzieć, o czym myślałem.
Przełknąłem ciężko, z jakiegoś powodu mając
w głowie czarne myśli. Dziadek nadal się nie odzywał, i na poważnej twarzy
zacząłem dostrzegać grymas rezygnacji. Mimowolnie ściągnąłem brwi.
— Dziadku?
— Pamiętasz, dlaczego musiałem go usunąć z
gildii? — zapytał, zaciskając dłonie na poręczach fotela. Pokiwałem głową, językiem
zwilżając wargi. — Ivan chciał stworzyć potężną gildię za wszelką cenę, nie
licząc się z prawdziwym duchem Fairy Tail. Jego czyny mogłyby wywołać rozłam
nie tylko w naszej rodzinie, ale także w całym mieście…
— Co ma piernik do wiatraka, dziadku? —
przerwałem, nie rozumiejąc podanego powiązania. W jakiejś części zgadzałem się
z dziadkiem, ale przyznawałem coraz częściej rację ojcu. Widziałem tych
nieporadnych szczeniaków codziennie. Nawet nie chodziło o dzieci, które nagle
znajdywały drogę do drzwi Fairy Tail, ale o dorosłych magów. Okeyla prawie
zapomniała, jak uważywać magii, tak ją pochłaniała praca za barem, Macao z
Wacabą całe dnie spędzali na gadaniu o dziewczynach, Romero z Tite potrafili
pić na umór i nabijać się z Natsu i Graya, ale niczego więcej…
— Wiem, jak to wygląda dla ciebie, wielu
rzeczy jeszcze nie rozumiesz, Laxusie. Magnolia jest pod naszą opieką, jeżeli
gildia zacznie się dzielić, to podzieli się też miasto, w którym każda frakcja
podzielonych magów znajdzie wsparcie. A wtedy…
— Dziadku, to raczej ty nie rozumiesz tego,
co się wokół ciebie dzieje — pokręciłem głową, zamierzając raz na zawsze
wyjaśnić swój punkt widzenia. — Mamy zgraję dzieciaków, biegających wokół i
udających magów. Jasne… — przyznałem,
widząc, że zamierzał się wtrącić — może w przyszłości będą silnymi, budzącymi
grozę potworami, nie moja sprawa, tylko potrzebują kogoś, kto będzie ich
chronił i da możliwość rozwijania się. A kogo ma Fairy Tail?
— Ma was — odparł bez wahania, zbijając
mnie z pantałyku, bo nie wyobrażałem sobie siebie jako obrońcy. Jasne, na
misjach, czasami… Skoro już Gray pałętał się za nami, to trzeba było… No,
chociaż ostatnia wyprawa skończyła się dla bachora naprawdę nieprzyjemnie, mimo
że byliśmy w czwórkę.
— Nie potrafiliśmy obronić jednego
dzieciaka przed obcą gildią — wytknąłem. — Niby to uważasz za ochronę?
Makarov przygryzł wąsy i uciekł wzrokiem,
przyznając mi rację, co mnie trochę zabolało. Nadal nie mogłem się pogodzić z
tamtym wypadkiem.
— Wy także musicie dorosnąć, Laxus, na
wszystko trzeba czasu.
— Ale czasu, o którym mówisz, nikt mi nie
może zapewnić — skontrowałem i między nami zaległa cisza.
— Chciałem po prostu powiedzieć, że twój
ojciec buduje gildię. Skupia wokół siebie mrocznych magów, których gildie
uznawane przez Radę się wyparły. Nie wiem, co zamierza zrobić, nie wiem, gdzie
obecnie przebywa — uprzedził moje pytania.
— To, że Rada kogoś nie akceptuje, nie robi
na mnie wrażenia. Może ci ludzie wcale nie są tacy źli, za jakich ich
uważasz — wzruszyłem ramionami.
— To nie jest kwestia uważania ich za
złych. Magowie, o których mowa, są niebezpieczni. Dziwi mnie to, że Ivan jest w
kontaktach z nimi. Osobiście nie chciałbym mordercy w swojej gildii… — Zdał
sobie sprawę z sensu tych słów dopiero, gdy je wypowiedział. Podnosił się z
krzesła, gdy zareagowałem.
— Tak się składa, że jednego masz nawet w
rodzinie.
— Ale naprawdę musisz iść? — zapytał trzeci raz Gray, na przekór
ponaglającym spojrzeniom zebranych magów. Naina westchnęła ciężko i potargała
futerko Majnu, który od powrotu ze Wschodu był cieniem trzynastolatka. Kotu
nieszczególnie podobała się funkcja opiekuna, ale nie miał serca się spierać. Z
obowiązku zwalniały go tylko misje, w których Naina brała udział.
— Ktoś musi zarabiać, tak, tak!
— Żeby naprawić to, co się zniszczyło… —
syknął Wakaba, do którego dotarły złośliwe słowa kota. Majnu prychnął.
— Zamkniesz się w końcu?! — warknęła Red i szturchnęła Nainę ponaglająco.
— Wrócę niedługo. Pamiętaj, żeby codziennie
ćwiczyć!
— A muszę z Natsu? Nie mogę sam?
Naina westchnęła ciężko, wiedząc, że
zaczynanie dyskusji na temat współpracy dwójki młodszych magów było pozbawione
sensu.
— Najlepiej w ogóle nic nie rób,
szczeniaku. Jak następnym razem ktoś ci skopie tyłek, to nie płacz i nie proś o
pomoc, bo sam będziesz sobie winny — burknęła Red, nie mając cierpliwości do
utarczek między Grayem a Natsu. Podeszła do drzwi, nie zadając sobie trudu by starym
zwyczajem zawołać „wychodzę”. Wiedziała, że nikt by jej nie odpowiedział.
Naina zmierzwiła włosy Graya, robiąc w duchu
uwagę, że sporo urosły przez ostatnie pół roku, i uśmiechnęła się wymuszenie.
— Red ma rację, Gray. Musimy trenować,
wszyscy. Ciebie i Natsu też to dotyczy. Ktoś musi chronić gildię…
— Gdyby nie ty, nie byłoby przed czym jej
chronić — usłyszała szept Mirajane, ale nie odpowiedziała. Ostatni raz
uśmiechnęła się do Graya i wyszła, razem z Red.
— Wiesz, że nie powinnaś zwracać uwagi na
takie bzdury — mruknęła, zamykając drzwi gildii. Red wzruszyła ramionami
lekceważąco, po czym spięła długi włosy na czubku głowy. — Od dłuższego czasu
chciałam cię zapytać, skąd twoja sympatia do mnie? Cały czas stajesz po mojej
stronie.
— To nie sympatia, Przybłędo. Jestem sprawiedliwa.
Naraziłaś gildię mnóstwo razy, ale zrobiłaś też dużo rzeczy, niekoniecznie
mądrych, by pomóc…
— Ach, tak…
— Do tego jest mi cię żal, bo jako jedyna z
nas nie jesteś magiem S. No i wygląda na to, że Laxus już się wyleczył z
fascynacji tobą. Combo, co?
— Jesteś całkiem niezła, Cyganko — Naina
mlasnęła językiem o podniebienie i zachichotała pod nosem. — Ale nie kradnij
moich tekstów.
— Odwal się.
— Ej, ej, starszej rangą nie wypada mówić
takim tonem!
Red wróciła do gildii pięć dni później, nie
reagując na wrzaski Graya, Natsu i Erzy, pytanie Ever o misję zbyła machnięciem
ręki, i poszła prosto do gabinetu dziadka. Spotkaliśmy się spojrzeniami, gdy
przechodziła obok mojego stołu – pokręciła przecząco głową w odpowiedzi na moje
nieme pytanie. Westchnąłem.
Musiałem poczekać, aż magini wróciła,
krzyknęła do Okeyli o jedzenie, i przysiadła się do mnie z lekkimi rumieńcami
na policzkach.
— Było coś ciekawego?
— Sz-szyfry — zająknęła się i zajęła
zdrapywaniem bejcy z blatu. — Spra-awnie poszło. Jedna księga. Jakiś
kolekcjoner.
— A jak to się stało, że wyszłyście we
dwie, a wróciłaś sama? — rzuciłem lekko, nie oczekując odpowiedzi. Red miała
zwyczaj zacinania się, gdy pytałem o Przybłędę. Sądziłem, że tym razem też tak
będzie.
— Polazła do Shirotsume — syknęła
nieoczekiwanie i odchyliła się na oparcie ławki. — W dro-odze pow-powrotnej usłyszałyśmy
o aukcji jakichś przedmiotów magicznych i…
— Czekaj — przerwałem, marszcząc brwi. — Czy
Fairy Tail przypadkiem nie ma zakazu wstępu do Shirotsume?
Mina Red była jedyną odpowiedzią. Splotłem
ręce na piersi z jękiem pełnym rezygancji. Doskonale wiedziałem, co się działo,
gdy ta kleptomanka słyszała o czymś cennym. Nie było siły na świecie…
— Ona naprawdę prosi się o kłopoty.
— Uży-yła magii i trochę zmieniła swój
wygląd. Ja nie miałam ochoty na zabawy, a j-j-już tym bardziej na złodziejskie
sztuczki, więc wróciłam. Pew-pewnie będzie tu jutro rano z całym workiem
kryształów i kolejnym wezwaniem do zaaapłaty za zniszczenia.
Oboje zamilkliśmy, gdy Mirajane przyniosła
jedzenie dla Red. Posłały sobie nawzajem tak jadowite spojrzenia, że nie
zdziwiłem się, gdy Mira, z natury bojowa, warknęła wyzywająco:
— Masz jakiś problem?
Red przysunęła talerz i zaczęła jeść, tracąc
zainteresowanie możliwym przeciwnikiem. Obserwowałem Mirę spod oka i gdy
zdecydowała się wreszcie na ruch, Red pogardliwie złapała ją w przegubie
szybciej, niż mogłem dostrzec. Jej zdolności zaskakiwały mnie od jakiegoś
czasu, szczególnie, że nie wiedziałem nic o tym, by trenowała magię wtórną. Ta
szybkość i umiejętność przewidzenia ataku były powrównywalne do magii
obserwacji.
— Nie zaczynaj walki, której nie jesteś w
stanie wygrać. — Odepchnęła Mirajane i wróciła do jedzenia, a gdy Mira postawiła
krok w naszą stronę, zareagowałem. Iskra przesunęła się w powietrzu.
Podziwiałem upór Miry, ale miałem
ważniejsze rzeczy, niż przyglądanie się jak prowokowała Red do walki której,
faktycznie, nie była w stanie wygrać. Miała za mało doświadczenia, a przy tym
nie była tak opanowana jak Red. Zbyt emocjonalnie odbierała uderzenia – nie jak
próbę honorowego pokonania przeciwnika, lecz jako hańbę. Kiedyś reagowałem
podobnie.
Wycofała się, rzucając tylko groźbę, że
sobie odbije.
— Mistgun wyjechał? — zapytała. Kiwnąłem głową
i skrzywiłem się, słysząc z dołu wrzask, jakby kogoś obdzierano ze skóry.
Zerknęliśmy oboje na parter; grupka magów
zebrała się w kręgu, pomiędzy nimi ta dwójka błaznów prała się, rzucając czym popadło.
Starsi magowie skandowali imiona faworytów, dopingując rzuconym od czasu do
czasu „załatw go!” albo „dowal mu!”.
— Chleba i igrzysk… — mruknęła Red, a ja
odniosłem wrażenie, że to samo powiedziałaby Naina.
Za oknem zaczął padać deszcz.
Dobra, wiem, że różni się to od prologu. Ale wiem też, że rozumiecie pojęcie "zmiany". W początkowej wersji bloga, w której miało być trzydzieści rozdziałów, Red została wyznaczona na zdrajcę, który wystawił Nainę. Ale się pozmieniało, jak widać ruda po swojemu lubi Przybłędę i myślę, że na razie na tym staniemy.
Spodziewam się wytrzaskać jeszcze jeden rozdział przed świętami, a potem mogę być chwilę nieobecna... Hmm... Fajnie by było stworzyć jakiegoś świątecznego specjala. Ma ktoś jakiś pomysł?
Czwartego dnia władze Magnolii ogłosiły
stan krytyczny – rzeka wylewała, kilkanaście ulic zostało zalanych, a magowie
Fairy Tail ruszyli mieszkańcom na pomoc.
Gdy ulewa się nasiliła, co było nie do pomyślenia, burmistrz zarządził
uruchomienie systemu obronnego. Całe miasto zostało zabezpieczone kamiennymi
fundamentami, które na co dzień były ukryte pod ziemią. Gdy aktywowano pieczęć
ochronną, budynki sunęły na kilka metrów w górę, by kamienne mury utworzyły
koryta wyłożone brukiem. Zebrana woda ściekała przez kilka godzin w jedno duże
koryto, a stamtąd odprowadzono deszczówkę rurami do olbrzymich zbiorników.
Przesiedziałem to wszystko w gildii, nie
czując jakiejś potrzeby moknięcia. W miarę upływu czasu wracali pozostali
magowie, przemoczeni do suchej nitki, więc Okeyla i Mira zarządziły wielkie
palenie – Natsu był zobligowany do podpalenia wielkiej ilości drewna w
największym kominku. Powiedzieć, że zrobił to z entuzjazmem, to jak nie
powiedzieć nic.
Niecierpliwiłem się i chodziłem trochę
podenerwowany, nie mówiąc już, że wypalałem dziurę spojrzeniem w drzwiach
wejściowych.
Spodziewałem się, że Mist nie będzie się
pokazywał w gildii przez jakiś czas. Nie było trudno się domyślić, że chciał
pobyć sam, więc nie szukałem go. Ale Naina, która do Shirotsume mogła dostać
się w ciągu godziny, może dwóch…
— Na kiedy wyznaczyli tą aukcję? —
zapytałem, gdy Red stawiała tarota. Dziewczyna spojrzała na mnie w zamyśleniu,
przez chwilę sprawiając wrażenie, że nie zrozumiała.
— Na przedwczoraj — poinformowała,
odwracając kolejną kartę. — Martwisz się.
— Jakbym nie miał co robić — mruknąłem, ale
w duchu przyznałem Red rację. Zaczynąłem się martwić już dzień wcześniej – nie
podobała mi się ta nieobecność. Naina dziwnie się zachowywała, nie mogłem być
pewny, co strzeli jej do głowy.
— Pewnie jest w drodze — rzuciła obojętnie
i zajęła się kartami, ale widziałem, że rzucała na mnie ukradkowe spojrzenia,
przy czym mamrotała coś pod nosem.
— Jak ją znam, to pewnie ucieka teraz przed
jakąś wiwerną. — Fantazjowałem głośno, patrząc, jak za barem Okeyla i Mira
namiętnie dyskutowały. Dalej siedział Bickslow z Freedem – dawno z nimi nie
rozmawiałem, a od powrotu ze Wschodu
praktycznie wcale nie trenowałem w ich towarzystwie. Bick miał wkurzający sposób
zmuszania mnie do wysiłku – robił dziwne aluzje i rzucał niedopowiedzeniami. Z
jednej strony denerwowało mnie to, z drugiej dawało efekty.
Zapadał zmierzch, gdy deszcz odrobinę
zelżał, choć na niebie nadal wisiały ciężkie chmury. Dziadek zapowiadał
przejaśnienia nazajutrz, tak go łupało w plecach, ale dzielnie siedział na
stołku za barem, kazał sobie podać grzane wino i rozmawiał z Macao. Od czasu do
czasu podnosił głowę i mrugał do mnie, na co mogłem jedynie westchnąć. Od
momentu, gdy powiedział o ojcu, nie zamieniłem z nim słowa. Wolałem przemyśleć
przedstawione fakty i dojść do jakichś konkretnych wniosków, ale poza tym, że
uznałem rację starego nad dziadka, nie wymyśliłem nic.
Nie uważałem, żeby sposób ojca był dobry –
sam nie lubiłem obracać się w towarzystwie szumowin, z jakich przeważnie
składały się mroczne gildie. Ale jak inaczej można było zbudować silną gildię, z
którą liczyłyby się kanalie z Rady? Strach był najskuteczniejszą kartą przetargową;
jeżeli człowiek się bał, można było zrobić z nim wszystko. Ojciec musiał być
wśród nich najsilniejszym, a w takim razie tłumaczyłoby to jego decyzję – skoro
był silny, to chciał mieć silnych wspólników. Nie bandę szczeniaków, których
trzeba było chronić, nie napaloną młodzież w stylu Wakaby, nie leniwych,
zapominających o magii członkach gildii.
Jeśli zebrał wokół siebie ludzi budzących
strach, to stawał się figurą, z którą należało się liczyć – w ostatecznym
rozrachunku tylko to było ważne. Ojciec miał rację.
Wyczułem ją szybciej, niż zobaczyłem, lecz
nie spodobał mi się zapach. Zostawiał na języku metaliczny posmak, zupełnie jak
krew. Drzwi uchyliły się z cichym skrzypnięciem i wreszcie stanęła w nich Naina. W
strzępach ubrań, zalana krwią. Prawą rękę miała owiniętą prowizorycznym
bandażem z nogawki spodni. Wsparła się o framugę i ciężko oddychała. Zerwałem się z miejsca i równie szybko zatrzymałem.
Patrzyłem na nią nie mogąc się ruszyć i nie
wierzyłem. Magowie cichli, po kolei zwracając na nią uwagę, a sekundy przeciągały się w nieskończoność. W zwolnionym tempie rejestrowałem każdą ranę, nadpalone części jej garderoby i brak Majnu na ramieniu. Słyszałem jej oddech i rzężenie w płucach, raz po raz następował świst, rezonujący mi w głowie.
Nigdy wcześniej nie poczułem tak wielkiej nienawiści, a jednocześnie takiej bezsilności. Zbladło wspomnienie Rahula, śmierci Maliki czy zdrady Ryu... Wobec pobitej, zalanej krwią Nainy wszystko straciło znaczenie.
Z tłumu wyrwał się
Gray.
— Siostro…!
— Laxus… — szepnęła i zachwiała się
niebezpiecznie.
Poczułem, jakby przeszedł mnie prąd, i
natychmiast odzyskałem czucie w nogach i rękach. Pojawiłem się przy niej, nim Gray zdążył postawić pięć kroków, i złapałem ją, gdy upadała.
— Oracion Seis… Majnu… — szepnęła i
straciła świadomość w chwili, gdy w ziemię przy gildii uderzyła błyskawica.
Zaniosłem ją na piętro, do pokoju
szpitalnego, zostawiając za sobą szlak drobnych kropli krwi. Gray i Natsu szli
tuż za mną, dopóki dziadek nie kazał im biec po Polyushikę. Spełnili rozkaz bez
zwyczajowej kłótni.
Red patrzyła na Nainę z przerażeniem,
jakiego nigdy wcześniej u niej nie widziałem. Zacisnęła usta w wąską linię i wydawało się, że nawet nie oddychała. Nie towarzyszyła mi, gdy układałem
Przybłędę na jednym z łóżek, została na piętrze i czekała. Zamiast niej pojawił
się dziadek, Okeyla i Levy z podstawowymi utensyliami.
Wydawało mi się, że nie mogłem zebrać
myśli, choć miałem czysty umysł. Wiedziałem, co należało zrobić. Wyszedłem, nie
oglądając się na nikogo.
— Wezwałaś go?
— Czeka na nas. Czy Majnu był z nią?
— Przekonamy się w Shirotsume.
— Laxus! — zapiszczał dziecięcy głos,
gdy ja i Red szliśmy do drzwi. Spojrzałem przez ramię na piętro, gdzie stała
Levy, niebezpiecznie wychylając się przez barierkę. — Nie wiem, kto to był ani…
Ani jak niebezpieczny! — zaszlochała, próbując walczyć z płaczem na swój
dziecięcy sposób. — Ale zrób mu to samo! To samo!
Głupio mi było dzieciakowi mówić, że
zamierzałem zabić wszystkich członków Oracion Seis.
Dobra, wiem, że różni się to od prologu. Ale wiem też, że rozumiecie pojęcie "zmiany". W początkowej wersji bloga, w której miało być trzydzieści rozdziałów, Red została wyznaczona na zdrajcę, który wystawił Nainę. Ale się pozmieniało, jak widać ruda po swojemu lubi Przybłędę i myślę, że na razie na tym staniemy.
Spodziewam się wytrzaskać jeszcze jeden rozdział przed świętami, a potem mogę być chwilę nieobecna... Hmm... Fajnie by było stworzyć jakiegoś świątecznego specjala. Ma ktoś jakiś pomysł?
Thank you for this chapter!! Serio stęskniłem się za za Maciek, ogólnie to miałam zamiar przeczytać to od nowa xD dlatego zauważyłam chapterki kochane! Cieszę się, że wróciłaś, czekam na wiecej <3<3<3
OdpowiedzUsuń*Laxusem, hate dla autokorekty
Usuń