Zabawna rzecz, że najszybciej pisze mi się części z Maliką. Lubię te jej niekontrolowane wybuchy złości, chociaż myślę, że to już choroba psychiczna.
*Sahidam to dziecięca wyliczanka, wymyślona na potrzeby bloga.
To będzie chyba najdłuższyz rozdział w historii HG, będę musiała to gdzieś zapisać.
Z rzeczy organizacyjnych - wychodzi na to, że przed nami faktycznie jeszcze tylko jeden rozdział drugiej serii i zaczynamy trzecią. Co będzie dalej? Tego nie wie nikt. Cały plan generalnie mam, a plan ten obejmuje jeszcze cztery serie. Przyjmując, że każda z nich będzie miała po dziesięć rozdziałów, to czterdzieści. Tylko czy jest sens? Zastanawiam się, ponieważ te czterdzieści rozdziałów, to nadal czas przed oficjalnymi wydarzeniami, to znaczy, że trzeba do tego dołożyć jeszcze Bitwę o Fairy Tail, incydent z Acnologią, Igrzyska Magiczne, Tartaros, i generalnie całą wojnę z Zerefem. To daje jeszcze dodatkowo kolejne czterdzieści rozdziałów. Bądźmy szczerzy, kto to będzie czytał?
Chyba skończymy to szybciej, niż zamierzałam.
Plus informacja (kolejna) - a mianowicie taka, że dorobiłam się bloga z miniaturami, na którego zapraszam. Będę mieszać fandomy, albo mieszać fandomami - jeszcze się nie zdecydowałam. Szukajcie w Informacjach.
Tymczasem indżoj, mallleństwa!
EDIT: Dobra, umówmy się, ta czcionka to niewypał. Ale aktualnie nie reaguje na żadne zmiany, więc musi być, jak jest. Spróbuję ją zmienić na dniach, o ile się da.
*Sahidam to dziecięca wyliczanka, wymyślona na potrzeby bloga.
To będzie chyba najdłuższyz rozdział w historii HG, będę musiała to gdzieś zapisać.
Z rzeczy organizacyjnych - wychodzi na to, że przed nami faktycznie jeszcze tylko jeden rozdział drugiej serii i zaczynamy trzecią. Co będzie dalej? Tego nie wie nikt. Cały plan generalnie mam, a plan ten obejmuje jeszcze cztery serie. Przyjmując, że każda z nich będzie miała po dziesięć rozdziałów, to czterdzieści. Tylko czy jest sens? Zastanawiam się, ponieważ te czterdzieści rozdziałów, to nadal czas przed oficjalnymi wydarzeniami, to znaczy, że trzeba do tego dołożyć jeszcze Bitwę o Fairy Tail, incydent z Acnologią, Igrzyska Magiczne, Tartaros, i generalnie całą wojnę z Zerefem. To daje jeszcze dodatkowo kolejne czterdzieści rozdziałów. Bądźmy szczerzy, kto to będzie czytał?
Chyba skończymy to szybciej, niż zamierzałam.
Plus informacja (kolejna) - a mianowicie taka, że dorobiłam się bloga z miniaturami, na którego zapraszam. Będę mieszać fandomy, albo mieszać fandomami - jeszcze się nie zdecydowałam. Szukajcie w Informacjach.
Tymczasem indżoj, mallleństwa!
EDIT: Dobra, umówmy się, ta czcionka to niewypał. Ale aktualnie nie reaguje na żadne zmiany, więc musi być, jak jest. Spróbuję ją zmienić na dniach, o ile się da.
Nim wyszli z aresztu, zasłonili dziewczynie
oczy. Standardowa procedura wymagała odwagi i głosowania co do wykonania,
bo jakoś nikt nie chciał się podjąć. Kajdany pieczętujące nie mogły przemówić
do strażników eskortujących maginię, bo rozeszły się plotki, że potrafiła
zabijać samym spojrzeniem.
Powietrze było jeszcze rześkie, ale dało
się w nim wyczuć popołudniowy upał – maj trwał w pełni. Naina pomyślała, że o
tej porze powinna wypływać w towarzystwie przyjaciół na Acte by odnaleźć
Jellala i nie skupiła się na tym, że zasłonięto jej oczy. Nie potrzebowała ich,
by widzieć swoją pożałowania godną sytuację, a tylko na tym się
koncentrowała. Postawiła kilka kroków naprzód i weszła powoli po
stopniach do opancerzonego wozu, od którego wionęło magią pieczętującą tak
mocno, że zrobiło jej się niedobrze. Zamknęły się za nią drzwi i wszystko
umilkło.
Nie znała Atheneum, więc nie potrafiła
powiedzieć, dokąd wóz się kierował, ale kiedy wysiadła, z całą stanowczością
stwierdziła „stacja kolejowa”.
Gdzieś tam był Laxus, Mist i Red. Słyszała
ich nawet z takiej odległości. Czuła ich magię i puls i przez chwilę dało jej
to złudne poczucie bezpieczeństwa. Stała, czekając na wytyczne, co robić dalej,
i myślała o Majnu. Jak szybko dostałby się do Magnolii? Jak długo zajmie
mistrzowi wyprawienie się do Atheneum? Jakie wyda rozkazy?
— Zostawią mnie. Muszą — pomyślała ponuro
ale po gorzkim rachunku sumienia uznała, że sama by się nie ratowała. Dobrze
przynajmniej, że Graya nie mogła wyczuć, bo pewnie...
— Gray! — wrzasnęła nagle, wzbudzając
panikę strażników, którzy zamierzali zamknąć ją w wagonie specjalnie
podstawionego pociągu. Zwróciła się w kierunku miasta i błyskawicznie
przefiltrowałą mieszankę obcych zapachów, starając się wyczuć Graya. Nie było
go wśród nich. Gdzie w takim razie mógł być? Dlaczego nie było go z Laxusem? I
jak daleko się znalazł, skoro nie mogła go wyczuć ani usłyszeć?
Złapali ją pod ramiona i pociągnęli
naprzód, mrucząc pod nosem przekleństwa. Czuła, że się boją, wiedziała, że
gdyby stawiała opór to uciekliby w popłochu. Ale ucieczka odnzaczałaby zerwanie
z Fairy Tail, a takiej ceny nie mogła zapłacić. Tylko gdzie był Gray? Powinna
zostać i go poszukać, powinna wiedzieć, gdzie był jej młodszy brat.
Podwiesili jej ręce, a żelazne kajdany
zgrzytnęły przeraźliwie kiedy zabepieczano je podwójnymi kłódkami. Naina
usłyszała ciche głosy recytujące zaklęcia i chciała się zaśmiać lekceważąco,
rozpoznając stopnie zaawansowania barier.
— Levy, choć jest dzieciakiem, założyłaby
lepsze zabezpieczenia — pomyślała kpiąco i nim wróciła myślami do Graya,
magowie wyszli z wagonu. Poczuła mocny, korzenny zapach zmieszany z męskim
potem; było ich pięciu i milczeli od kiedy weszła. Jej rodacy – mieszkańcy
Wschodu, dałaby sobie za to poucinać ręce.
Dwóch sprawdziło zabezpieczenia, po czym
poinformowali głośno o całkowitym zamknięciu więźnia. Odczytano wyrok i
ogłoszono przygotowania do odjazdu. W wagonie został już tylko jeden.
Naina oddychała spokojnie, miarowo, choć
jej myśli krążyły w panice przy Grayu. Dobry stratego jest gotów na
każdą sytuację mawiała Lenora. Idź w diabły ze swoją
wszechwiedzą, nie mam tysięcy lat i twojej zdolności jasnowidzenia odpowiadała
krnąbrnie, ale przyznawałą matce rację. Powinna już dawno nauczyć się, że
przyciągała kłopoty, i o ile Laxus, Red i Mistgun byli bezpieczni, bo potrafili
zadbać o siebie, to Gray był jeszcze za mały, by na poważnie walczyć. Znów
popełniła błąd w stosunku do niego i nie była pewna, czy byłaby w stanie go
naprawić.
Mężczyzna odchrząknął – zirytowała się. Nie
dość, że ją aresztowali, to nawet nie mogła w spokoju pomyśleć i zaplanować
następnych kroków.
— Idź do diabła — warknęła, licząc, że się
przestraszy i ucieknie z krzykiem, niczym małe dziecko.
— Obawiam się, Valkirio, że pójdziemy
do niego razem. Tylko nie wiem, czy ty masz po temu chęci — odezwał się
rozbawiony głos, po czym zamilkł na chwilę i odezwał się ponownie, tym razem
poważniej. — Na naszej trasie znajduje się Halfa, tam zmienimy lokomotywę i
uzupełnimy zapasy. Zajmie nam to około godziny czasu. Dopilnuję, by nikt cię
nie niepokoił.
— Po co mi to mówisz?
— Ze względu na moją córkę, Talitę.
— Czyli możesz ją nadal wyczuć?
— To cholernie dziwne i nie wiem, o co
chodzi, ale tak. Dziadku?
Makarov długo wpatrywał się we mnie bez
słowa, pasując się z samym sobą. Wreszcie sklął Radę i miasto Atheneum
jak szło i westchnął bezsilnie.
— Musicie po nią iść. Obawiam się, że jej
egzekucja zostanie wykonana, nim Yajima przedłoży nasz wniosek na zebraniu
Rady. Ktoś po prostu chce się jej pozbyć — zdecydował starzec i rzucił
kontrolne spojrzenie na lakrymę. Próbowaliśmy się skontaktować z Yajimą, ale
nadal go szukali w Erze i nie wiadomo było, kiedy go znajdą. Z każdą chwilą ja
i Mist denerwowaliśmy się coraz bardziej i z tego wszystkiego długo zajęło mi
przetworzenie informacji. Mogłem usłyszeć Nainę i było to dziwne, bo od
aresztowania jej jakby zniknęła. I nagle w którymś momencie jej puls znów się
pojawił.
Chciałem natychmiast do niej biec, choć dźwięk
gasł, i zaczynałem tracić zdrowy rozsądek – byłem tego świadomy. Cała ta
egzekucja i aresztowanie były jednym wielki żartem. Gdyby Fairy Tail było inne,
nie miałbym oporów, żeby olać zdanie Nainy, zabrać ją, rozwalić Atheneum,
a Ryu posłać do piekła z serdecznymi pozdrowieniami. Ale nie mogłem. Po prostu
nie mogłem, bo tak się składało, że w gildii mieliśmy przedszkole, a starsi
magowie reprezentowali sobą żałosny poziom.
— No to idę. Jakbyś coś usłyszał o
zniszczeniu czegokolwiek, to będzie moja wizytówka — zerwałem się i usłyszałem,
jak mistrz kazał Mistgunowi mnie pilnować.
Dogonił mnie na korytarzu i szedł bez słowa
do wyjścia.
Chciałem go przeprosić i powiedzieć, że
powinniśmy najpierw iść po jego brata, ale po prostu wcale tak nie myślałem. I
choć w tamtej chwili doskonale zdawałem sobie sprawę, że powinienem mu pomóc,
nie zawahałem się. Moim celem stała się Naina i nikt nie zawróciłby mnie z
drogi.
— Kierują się na północny wschód i są już
kawałek stąd — powiedziałem, gdy wychodziliśmy z centrali. Z naszel lewej
strony nadciągał spory patrol policyjny i jakoś nie miałem wątpliwości, w jakim
celu szli. — Mistgun...
— Sen — zaanonsował miękko i na moich
oczach wszyscy ludzie, łącznie z patrolem, będący na ulicy, legli jak jeden.
— Ta twoja magia robi się cholernie
przerażająca — rzuciłem z uznaniem, gdy szliśmy na stację ziścić mój plan
dogonienia Przybłędy.
— Jak się jest w jednej drużynie z
potworami twojego rodzaju, to trzeba się starać — wzruszył ramionami.
— Wiesz, że idziemy kogoś zabić.
— Wiem. Ale tu chodzi o Nainę – jedną z
nas. Nie zawaham się.
Imponował mi.
Plan był bardzo prosty i zakładał skandal.
Znalezienie pociągu zasilanego elektrycznie
było prawdziwą niespodzianką, szczególnie, że był to prototyp i nie zabierał ze
sobą żadnych pasażerów. Maszynista kategorycznie oświadczył, że jesteśmy durni
jeśli chcemy, by nas gdzieś zabrał i odszedł, zamykając drzwi do maszynowni na
trzy spusty.
— Trochę źle. Sporo ludzi się kręci —
zauważył Mistgun, rozglądając się wokół. Wzruszyłem ramionami i naładowałem
rękę.
— A kogo to obchodzi... — mruknęłam i
złapałem za klamkę drzwi. Zamkni puściły i wleźliśmy do środka, dziwnie nie
zauważeni przez nikogo. Zwaliłem to na spory tłok, no i ludzie generalnie nie
przejmują się tym, co się dzieje, jak są zaaferowani podróżą.
Centrum dowodzenia sprawiało dobre wrażenie
– wygodny fotel, na którym natychmiast usiadłem, stał przy konsoli z czterema
sporymi wajhami i kilkoma mniejszymi. Na jednym ekranie były prędkościomierz i
pomiar energii, na drugim jakieś takie... jakieś cyferki i długa, niebieska
kolumna od góry do dołu.
— To bateria — podpowiedział Mist i dalej
nie było nic, bo nie wiedzieliśmy, co robić.
— Chyba mają gdzieś instrukcję, no nie?
— Pewnie tak... — rozejrzał się po ciasnym
pomieszeniu i sięgnął do małej skrzynki w rogu, w której znalazł tylko kilka
narzędzi.
Przeciągnąłem do góry wajhę z napisem „moc”
i poczułem, jak maszyna zadrżała, silnik warknął i Mist jak na komendę
wyprostował się gwałtownie.
— Jasna cholera, Laxus...
Powłączałem co popadło, ruszyłem drugą
wajhę z oznaczeniem „mile/godzina” i przez okno zobaczyłem, jak do lokomotywy
podbiega personel stacji.
— Cicho mi tam — mruknąłem gdy zapalił się
drugi ekran, wyświetlając mapę Fiore. Maszyna zaczęła ruszać, do wtóru wrzasków
i przekleństw ludzi, których słyszałem mimo warkotu. Ostrożnie pchnąłem wajhę w
górę, nie mając za bardzo pojęcia, jak się zatrzymać. Wyjeżdżaliśmy ze stacji
Atheneum.
— A ty wiesz, gdzie chcesz konkretnie
jechać?
— Wiem — odpowiedziałem pewnie i wstałem z
fotela, wciąż trzymając rękę na drążku prędkości. Zwrotnica przed nami była
ustawiona na tory prowadzące w innym kierunku, niż ten, którym chciałem jechać.
— Laxus, to jest najbardziej chora rzecz,
jaką z tobą robiłem. Ukradliśmy pociąg.
— Ta i to będzie bez sensu, jeśli zaraz nie
przestawimy torów.
Przez jedną tragicznie krótką chwilę
patrzyliśmy w skupieniu na znikające pod kołami szyny, po czym wpadliśmy na ten
sam pomysł. Naprawdę czasami mnie to zaskakiwało.
— Gdzie jest Naina, jak jej potrzeba?!
Poruszyła się. Zaklęcia musiały być
złamane, i choć nie stanowiły prawdziwego zagrożenia, zneutralizowanie ich
zajęło jej dużo czasu. Noc spędzona w kajdanach pieczętujących wyssała z niej
sporo magii, regeneracja mogła zabrać kilka dni. Podmienili je, czuła to, gdy
zabezpieczali łańcuchy w wagonie, ale nie zdjęli jej przepaski z oczu. Pewnie
uwierzyli w tę bzdurę o morderczym spojrzeniu. Zresztą, dlaczego nie? Ludzie
Wschodu byli zabobonni, wszystko, co dotyczyło magii, przerażało ich, może
dlatego magowie byli tak rzadkim zjawiskiem w tamtejszej części Fiore.
Starała się poukładać sobie wszystkie
informacje i ustalić konkretny plan, którego rezultatem miało być zaszycie się
gdzieś na jakiś czas, by sprawa aresztowania ucichła. Majnu na pewno
poinformuje mistrza, Laxus dostanie szału, ale najważniejszy w tym wszystkim
był Gray – musiała dowiedzieć się, dlaczego tak nagle zniknął z Atheneum. Do
tego wszystkiego w ucieczce pomagał jej ojciec Tality... Dlaczego? Powinien nienawidzić
Nainy za to, że przeżyła, choć jego córka odeszła w mrokach Mahat-Dżahsz. O co
w tym wszystkim chodziło? Najpierw ją aresztują, potem potajemnie pozwalają
uciec... Zaczynała się gubić.
Przerażenie, obezwładniające ją od zeszłego
wieczora, wyparowało. Zebrała się w sobie, musiała uciekać i znaleźć resztę, by
wiedzieli, że nic jej nie jest. I musiała w końcu załatwić sprawę z Rahulem raz
na zawsze, czy Malice się to podobało, czy nie.
Zaintonowała pierwsze zaklęcie.
— Zrób wyładowanie!
— Próbuję, próbuję...! Do cholery!
Dlaczego nie przeskakuje?!
— Po prostu to zmuś!
— Może sam spróbuj, mądralo!
Darliśmy się na siebie, trochę panikując,
bo jednak ukraść pociąg to jedno, ale kierować nim to coś zupełnie innego.
— Jak przepalisz, to się nie ruszy! —
zawył, widząc, że zirytowała mnie delikatność z jaką musiałem postępować.
Ciężko było wyczuć, z jaką siłą uderzyć w zrotnicę tak, by zaskoczyła,
jednocześnie jej nie przepalając. Próbowałem kilku wariantów, od najniższego do
odrobinę wyższego, ale zwrotnica stała nieruchomo, a nam kończył się czas
podróży. Postanowiłem zrobić zwarcie i spróbować swojego szczęścia, bo w
którymś momencie tory musiały przeskoczyć. Światła semaforu zabłysły i szyny
przesunęły się akurat, gdy dojeżdżaliśmy do odpowiedniego punktu. Skręciliśmy w
prawo i obaj z Mistem opadliśmy na krzesło tak, że stęknęło pod naszym
ciężarem.
— Stary... Nie spodziewałem się takich
emocji na torach kolejowych — przyznałem otwarcie i parsknąłem śmiechem, gdy
Mistgun sięgnął do drążka z prędkością. Nabieraliśmy szybkości w niezłym tempie
i już po chwili sunęliśmy sześćdziesiąt mil na godzinę.
— Słuchaj, Laxus... Najszybciej na Wschód
byłoby chyba dostać się tak, jak my: pociągiem.
— Taa... — spojrzałem na niego trochę
ze zdziwieniem, a trochę z pogardą, bo jednak właśnie jechaliśmy pociągiem na
Wschód. Mistgun skrzywił się, zirytowany.
— Co znaczy, że Nainę też transportowano
pociągiem. A przynajmniej możemy tak założyć.
— No, na potrzeby sytuacji, załóżmy.
— Ale Atheneum jest na zachodnim wybrzeżu,
nie ma takiego pociagu, który dojedzie na Wschód bez uzupełnienia paliwa.
— Więc muszą gdzieś się zatrzymać... — Obaj
spojrzeliśmy na mapę, po której migająca, czerwona kropka przesuwała się
radośnie w prawo po dwóch szarych paskach, które miały imitować szyny.
Ustaliliśmy, że klawiatura pod ekranem służyła do wprowadzania danych
dotyczących położenia pociągu i spróbowaliśmy zrobić z niej użytek.
— Jakby się udało wpisać miejsce docelowe,
to bylibyśmy właściwie w domu.
Mist coś wklepywał na klawiaturze ze
standardową niepewnością ale po nitce do kłębka dotarł do obrazu zastępującego
mapę i naszą kropkę. W zamian pojawiły się pola do wypełnienia, zatytułowane
„skąd”, „dokąd”, „godzina”. Siedziałem i nie wierzyłem własnym oczom.
— To jest jakaś cholerna nawigacja, czy co?
— Mhm...
— Mistgun, zrób, żeby to działało, to
oficjalnie przyznam, że jesteś ode mnie mądrzejszy.
— Nie potrzebuję twoich oficjalnych
zapewnień, bo sam o tym wiem.
— Nie pyskuj starszemu...
Wypełnił wszystkie pola i znów pojawił się
ekran z kropką, tyle że kropka sunęła po błękitnej linii a u góry ekranu
pojawiły się kilometry do celu, szacowany czas podróży i informacja o
nadjeżdżającym pociągu do Atheneum.
— Znów trzeba będzie zmienić zwrotnicę —
zauważył, uśmiechając się jakoś tak złośliwie.
— Dawaj ją.
Zabierało jej to coraz więcej czasu.
Zniszczyła opaskę, choć niewiele to
zmieniło, bo wagon nie miał okien ani żadnej lakrymy oświetlającej. Pierwsze
zaklęcie puściło, ale pochłonęło tyle magii, że ledwo stała na nogach. Rosła
jej temperatura, coraz ciężej było zebrać myśli, kilka razy złapała się na tym,
że prawie zasnęła.
— Za dużo czasu... — wydyszała do siebie.
Początkowo chciała po prostu zniszczyć
wiązania magiczne, ale unicestwienie ich doprowadziłoby do podejrzeń w stosunku
do eksorty, a tego chciała uniknąć. Ale gdy nałożenie antyzaklęcia tak mocno ją
osłabiło, stanęła przed wyborem: albo ci ludzie, albo Gray. Musiała użyć siły.
Musiała zerwać łańcuchy i zniszczyć wszystkie wiązania.
Makarov długo czekał, aż Yajima znalazł się
wreszcie przed lakrymą komunikacyjną, i streścił wydarzenia, po czym niecierpliwie
czekał, aż stary przyjaciel podejmie decyzję.
— To bardzo ważne informacje i bardzo
niefortunny czas, stary przyjacielu — odezwał się członek Rady, i Dreyar
wiedział, że przeforsowanie wniosku uniewinniającego będzie poważnym problemem.
— Otóż wydano wyrok i nie ma od niego odwołania. Obawiam się, że w sprawę jest
zamieszana sama Rada oraz ktoś ze Świętej Dziesiątki, albowiem dziś rano
niewielki oddział wyruszył, do Al-Kariby, ma się rozumieć, by uczestniczyć w
egzekucji.
— Więc nie ma odwrotu... — wyszeptał
pobladły mistrz i nogi się pod nim ugięły.
— Co więcej dotarły do nas informacje, że
starsza siostra bunt... twojej podopiecznej, również została aresztowana.
Zapowiadano dwie egzekucje. Bardzo bym chciał to cofnąć, ale niestety...
— Tak, w porządku, rozumiem i dziękuję ci
za wszystko — uciął Makarov i przerwał połączenie. Kilka minut później udało mu
się skontaktować z Okeylą w Fairy Tail.
— Co to jest?
— Halfa.
— Daje magią Przybłędy na potęgę.
Zwalniamy, Mist!
Jasne, że o wiele za późno się zreflektowaliśmy,
i groziło nam zderzenie z jedynym pociągiem w Halfie – małym miasteczku niemal
w centrum kraju. Lokomotywa wydała z siebie długi, żałosny pisk, gdy
zmuszaliśmy ją do hamowania o wiele za szybko. Obwody się przegrzewały,
czerwona kotrolka z napisem „silnik” zaczęła migać niebezpiecznie, potem
włączyło się światło od hamulców.
— Zacierają się — warknął Mistgun i
pociągnął za hamulec awaryjny, jakby to miało cokolwiek zmienić. W przypływie
paniki wyłączyłem silnik i dociągnąłem wajhę hamulca do końca. Pociąg zawył
ponownie, tylko o oktawę wyżej, przez co prawie ogłuchliśmy, ale kolizja nadal
była nieunikniona. Otworzyłem drzwi i nawet przez chwilę zastanawiałem się,
jakie epitafium mi stworzą, ale Mistgun szybko zareagował, wypychając mnie z
lokomotywy.
Przeturlaliśmy się po kamieniach i minęła
chwila, nim się podnieśliśmy. Lokomotywa uderzyła w wagon i przepchnęła go
kilka metrów dalej, ale poza zmiażdżonym centrum dowodzenia nie było żadnych
innych uszkodzeń. No, może jeszcze te hamulce...
— Jest tutaj... — wydyszałem i wytarłem
krwawiącą rękę w koszulkę.
— Więcej... Nie bawię się w ciuchcię —
zastrzegł Mistgun i podniósł się chwiejnie. Wylądowaliśmy niedaleko małej
stacyjki i domu zwiadowcy, co należało złożyć na karb naszego wspaniałego
wyczucia. Zapach Przybłędy unosił się nad całą wioską, a jejgo źródło
znajdowało się dokładnie przed nami.
— Później ponarzekasz... Cholera, chyba
złamałem sobie rękę... Idziemy.
Z jakiegoś powodu nie martwiłem się ranami,
jakby ich w ogóle nie było. Chłodna magia Nainy była najlepszą rzeczą od
poprzedniego dnia i nawet nie zdawałem sobie sprawy, że szeroko się
uśmiechałem, gdy szliśmy do stacji.
— Cuchnie krwią... — zauważyłem po chwili,
gdy w końcu oddzieliłem wszystkie zapachy.
Magia Nainy miała to do siebie, że
dominowała zmysł powonienia i wyczucie czegokolwiek innego stawało się
kłopotliwe. Zdecydowaliśmy się najpierw iść za krwią, niemal sztywni ze
strachu, co moglibyśmy znaleźć.
Drzwi do lokomotywy ciągnącej wagon były
otwarte a smród stawał się nie do zniesienia. Wewnątrz leżała piątka mężczyzn z
wbitymi sztyletami w serca.
Mistgun odbiegł resztkami sił, wylądował na
czworaka i zwymiotował. Pomyślałem, że to dobrze, że miałem takie rzeczy za
sobą, i choć czułem mdłości, udało mi się opanować. Prawa ręka bolała jak
diabli i nie dokuczała tylko gdy ją zginałem w łokciu, ale nie łudziłem się o
fachowej opiece medycznej i temblaku. Powoli, krok za krokiem, szedłem za
zapachem Nainy.
Leżała w poczekalni do której drzwi
zamknęła jakimś banalnym zaklęciem. Mist złamał je w chwilę i stękając,
weszliśmy do małego pomieszczenia.
— Naina — potrząsnąłem nią, ale jak można
było przewidzieć, nie zareagowała. Zauważyłem płytkie rany na jej nadgarstkach
i mogłem wyczuć wysoką temperaturę, ale nie wiedziałem, co z tym robić.
— Obudź ją — mruknął blady Mistgun,
siadając przy niej. — Musimy wiedzieć, co robić dalej. Wiem! — warknął na mnie,
widząc, że chciałem zaprotestować. — Ale nie mamy wyjścia. Musimy wiedzieć, co
zrobiła i dlaczego tu jest. Nie ma pracowników, więc coś się stało...
— Pracownicy tu są, Mist. Leżą nieprzytomni
w drugim pomieszczeniu — powiedziałem grobowym głosem, doskonale wyczuwając
puls trzech osób za ściną. Spojrzałem na nieprzytomną Nainę i przyznałem rację
Mistgunowi – musiała nam powiedzieć, co się wydarzyło.
Efekt był już po pierwszym porażeniu. Naina
podniosła się do pozycji siedzącej i wystraszonym spojrzeniem powiodła wokół.
— Laxus... Mist... — wyszeptała, ale nie
wydawała się wierzyć w to, że naprawdę nas widziała.
— Nigdy więcej mnie tak nie strasz,
kretynko — odetchnąłem z ulgą i położyłem się na chłodnej posadzce poczekalni.
— Naina, musisz nam powiedzieć co się stało
— poprosił cicho Mist. Odniosłem wrażenie, że chciał wiedzieć przede wszystkim
o śmierci ludzi, którzy prawdopodobnie mieli ją eskortować.
Błądziła mętnym spojrzeniem po suficie i
oddychała płytko, wyczerpana zupełnie, tylko nie wiadomo po czym.
— Gdzie jest Gray? — zapytała skrzekliwym
głosem i spojrzała na mnie, oczekując odpowiedzi.
— W Fairy Tail.
— Nie mogłam go wyczuć. To dlatego.
— Co się tu wydarzyło?
— Nie teraz... — Z trudem się podniosła i
podeszła do drzwi. — Jestem głodna. I pić.
Chcąc, nie chcąc, poszliśmy z nią.
— Dlaczego jest tu tak pusto? — zapytałem,
kiedy wyszliśmy na ulicę i dopadliśmy pierwszego lepszego sklepu.
— Zaczarowałam wszystkich... — Przybłęda
dorwała się do litra soku jabłkowego i wyzerowała w mniej niż minutę. — Chcieli
wzywać wojsko. Musiałam coś zrobić.
Stoiska z pieczywem i wędlinami zostały
zdemolowane, Naina dobierała się do słodyczy i napojów energetycznych, Mist
stał o wodzie, ja schowałem połówkę czystej do kieszeni i skończyłem piąte
jabłko.
Wyszliśmy ze sklepu i usiedliśmy na
chodniku. Wracały im kolory, a po minie Mistguna widziałem, że bardzo chciał
zadać swoje ważne pytanie.
— A co z twoją eskortą? — Wyręczyłem go.
Naina pokręciła głową, oddychając głęboko.
— Jakie to wspaniałe uczucie, być wolnym —
powiedziała, wystawiając twarz do słońca.
— Nie odstawiaj mi tu performęsu jakbyś
siedziała w pace przez sto lat — zganiłem ją, zirytowany jej ucieczkami. —
Gadaj, co się działo i róbmy coś w końcu.
— Nic się nie działo. Pomogli mi uciec.
Znalazłam ich martwych, jak tylko pociąg zatrzymał się w Halfie. Nie
wiedziałam, że planowali coś takiego. Jedenym z nich był ojciec Tality.
— Kim jest Talita? — ośmielił się wreszcie
zapytać Mist.
— Długa historia, nie mamy czasu na
wspominki — uciąłem i oddałem mu zirytowane spojrzenie. — Co dalej? Wracamy?
Chciałem skopać kogoś w Atheneum.
— Kogo znów? — westchnęła, jakby w ogóle
nie dotarło do niej, że była aresztowana i przewożona na Wschód na egzekucję. I
była taką ignorantką, że nawet nie zamierzała zapytać, kto ją w to wszystko
wpakował.
— Ach, no tak... Bo ty, wspaniała siostra,
przecież niczego nie wiesz — warknąłem, zdobywając całą jej uwagę. — Wysłaliśmy
Graya, żeby powiadomił dziadygę o twojej kondycji, ale został napadnięty w
pociągu przez tajemniczego kogoś, pobity i wyrzucony niedaleko Vally, by sczezł.
Potem Red go znalazła, zabrała do gildii i pewnie przetrzepała skórę, bo ja bym
tak zrobił, żeby nauczył się walczyć, do cholery. I myślisz, że to wszystko
zrobił kto? Twoja cholerna matka? Przecież to jasne, że to ten sukinsyn!
Naina długo wpatrywała się we mnie szeroko
otwartymi oczami, zanim podjęła jakąś decyzję. Widziałem, że z czymś walczyła,
ale dawno się nauczyłem, że nie warto wchodzić między jej wybory, a nią.
— Wracamy do Atheneum — podniosła się
powoli i odetchnęła głęboko. — Damy lekcję Ryu, a potem idziemy po twojego
brata, Mistgun — zdecydowała i coś nagle przyciągnęło jej uwagę. Usłyszałem
szum i nagle z nieba coś spadło prosto pod nasze stopy.
— Majnu! — wrzasnęła Naina i porwała kota
na ręce. Pręgowany pyszczek był cały mokry od łez, a sam kot miauczał żałośnie
i położył uszy po sobie. Byłem zaskoczony że udało mu się nas dogonić, bo
jednak byliśmy spory kawałek od Atheneum.
— Jest bardzo niedobrze, tak, tak!
Malika...! Oni mają Malikę!
To się stało w sekundę.
Nagle mrok przykrył słońce i metodycznie
odbierał nam tlen. Zrobiło się zimno i temperatura spadała, bo Naina przestała
nad sobą panować.
— Zabijesz nas — szarpnąłem ją zdrową ręką
za koszulkę, ale jakby mnie nie słyszała. Rotacja jej magii osiągała szaleńczą
prędkość; zmiatała dachy domów, kominy, płyty chodnikowe. Ziemia pękała do
wtóru głuchego grzmotu.
— Naina...!
— Przybłędo, kurwa twoja mać! Zabijesz nas!
Po to cię ratowaliśmy?!
Uwolniłem takie pokłady magii, że spokojnie
mógłbym oświetlić całą Magnolię. Moje iskry, mimo że pożerane przez czerń,
wytrwale przebijały się na powierzchnię, aż rotacja magii Przybłędy zaczęła
zwalniać. Czerń szarzała, by ostatecznie zniknąć w promieniach słońca, a my
dwoje, zgięci w pół, ledwie oddychaliśmy. Mistgun usiadł na połamanym
krawężniku i próbował opanować trzęsące się nogi.
— Naprawdę jesteście potworami — wydusił.
Spojrzałem na Nainę i widziałem gotową
awanturę – drgała jej górna warga, a prawa dłoń machinalnie się zaciskała i
rozluźniała, tak ze czterdzieści razy na minutę.
— I co teraz? Mamy Malikę z jednej, Jellala
z drugiej, i Ryu z trzeciej — powiedziałem, nie próbując ubarwiać naszego
cholernie przykrego położenia.
— Mistrz nie chce, żebyście płynęli na
Acte, tak, tak — zachrypiał kot i odwrócił się do Mista, ruszając wąsami. —
Dlatego, że nic tam nie ma.
— Ty chyba sobie żartujesz! — Złapałem kota
za futro i podniosłem na wysokość swojej twarzy. Lubiłem sierściucha, ale
szanujmy się trochę. Coś mi śmierdziało blefem na kilometr.
— Mistrz wiedział, tak, tak! — wrzasnął kot
i zaczął machać łapami, próbując sięgnąć pazurami mojej twarzy. — Na Acte nie
ma wieży. Oszukali was. Tam jest pułapka! Oni chcą mieć Gromowładnego! —
zawył kot nieswoim głosem i zaczął się rzucać jak opętany. Puściłem go
natychmiast i futrzak wylądował na dwóch łapach. Utkwił płonące spojrzenie w
Nainie i na moment wyglądali, jakby porozumiewali się bez słów.
— Majnu — odezwała się po naprawdę
przerażająco długiej chwili — czy jesteś tego pewny? Nie będzie odwrotu.
— Jeśli wrócicie, ktoś umrze — wychrypiał
kot, a mnie ręce opadły. Świetnie, tego nam brakowało; spanikowanej Smoczej
Zabójczyni, kota w transie, wystraszonego Mista...
— Wiecie co... Ja tego na trzeźwo nie
przejdę — Otworzyłem butelkę wódki i pociągnąłem łyka, choć przepaliło mi
gardło niemiłosiernie.
— Jasne, najlepiej się zachlać w trupa i
iść spać — sarknęła Naina, ale wzięła butelkę i choć pierwszego łyka wypluła ze
wstrętem, kolejny już przeszedł. Mist odmówił.
— Mnie się to po prostu nie podoba.
Zlatujesz nam tu z nieba i prorokujesz o jakiejś pułapce. I to akurat po tym,
jak łaskawie poinformowałeś nas o aresztowaniu Maliki — powiedziałem, wbijając
w kota ostre spojrzenie. Majnu zniósł to dzielnie i nawet oddał.
— Mistrz wysłał mnie z wiadomościami, tak,
tak. Stary pan mówił o Malice, że wysłano tam kogoś z Rady, że trzeba uważać,
że egzekucja odbędzie się bez względu na sprzeciw Fairy Tail. A potem poszliśmy
zapytać o Acte, a ja o tym wiedziałem, bo przecież mówiliście mi, po co
będziecie w Atheneum. I spotkaliśmy marynarza, który zaczął się śmiać. On nam
powiedział, że byli tacy jedni, dzieciaki, i on im powiedział o Acte, ale to
kłamstwo, bo ktoś zastawił pułapkę, żeby złapać Gromowładnego boga, Laxusa. I
wtedy mistrz bardzo się zezłościł, tak, tak. Bardzo. I zrobił się ogromny jak
Lenora, i zniszczył cały port, a tego kłamcę utopił.
To już bardziej mnie przekonywało.
Siedzieliśmy, patrząc na siebie w ciszy, i
akurat w moim przypadku na tym się kończyło. Nawet nie wiedziałem, co myśleć,
nie wspominając już o ustaleniu jakiegoś planu działania.
— Wszystkie nasze problemy biorą się ze
mnie — westchnęła w końcu Naina, jakoś tak zbyt cierpiętniczo.
— Głupia jesteś — mruknąłem bez agresji. —
Raczej ze mnie, bo to mnie chcą przyskrzynić. Tylko jeszcze nie wiadomo,
kto.
Cuchniało krwią i śmiercią – tak, jak
zapamiętała.
— Niech mnie piekło pochłonie, jeślim kiedy
myślała, że tu wrócę — mruknęła do siebie, rozglądając się po celi. Zardzewiały
pręty krat wprawiały ją niemal w melancholię, a półmrok pozwalał wrócić duchom
przeszłości. Widziała małą Talitę, leżącą pod ścianą, umierającą w co najmniej
czterdziestu dwuch stopniach gorączki. Malika nadal czuła na rękach żar gorączki
bijący z małej postaci. Bliźniaki Qubo i Tetra wrzeszczały, zaćwiczone przez
obłąkanego strażnika, którego kilka lat później dopadła Naina. Dalej widziała
Majnuna, idącego krok za krokiem, oderwanego od rzeczywistości, do której nie
mogły go sprowadzić smagnięcia batem, głód, i ostatecznie osiągnął cel – umarł.
Uśmiechała się cynicznie, patrząc bez
strachu na zjawy, wytworzone w umyśle. Nie bała się ich, bo niby dlaczego?
Robiła, co mogła, by pomóc, ale musieli rozumieć, że najbardziej, zawsze, dbało
się o siebie.
Ustawili siedemnastu strażników przy jej
celi, milczących, wyniosłych, przerażonych. Było ich dwudziestu, ale Malika nie
tolerowała już bicia – dwóm skręciła karki.
Nie zamierzała przesiedzieć w celi całego
życia, miała władzę do obalenia i kraj do zarządzania, a ponad to młodszą,
niesfornę siostrę do naprostowania, bo kto widział, żeby się dawać aresztować
będąc Smoczym Zabójcą?
Nie byłaby sobą, gdyby po prostu siedziała
w milczeniu, a cela w Podziemiach wyraźnie przywoływała wspomnienia. Ponad to
musiała dać ujście swojej szczerej nienawiści do strażników - nie mogła ich
sięgnąć zza krat, ale nie stanowiło to problemu. W myślach skazała ich na
śmierć.
— Ej, psy! — zawołała ze śmiechem, lecz
udawali głuchych. — Jak myślicie, ile ten sukinsyn jeszcze pociągnie? Mówię
wam, to będzie maksymalnie trzy dni! I zdechnie taką śmiercią, że proszę
siadać. Na waszym miejscu spierdalałabym, aż by się kurzyło. I żaden dżinn by
mnie nie zatrzymał!
— Demonie! Jego wysokość Gwiazda
Zarann...
Kraty zadźwięczały, gdy Malika rzuciła się
do przodu z wściekłością graniczącą z opętaniem. Strażnicy wyciągnęli w jej
stronę miecze, a najwyższy rangą miał na końcu języka pouczenie dla mniej
doświadczonego.
— Kurwy syn! Przeklęty szaleniec! Obraza
całego gatunku ludzkiego! Bogowie przeklęli go przy narodzinach, dlatego nasza
ziemia upada! — ryknęła, znajdując podatny grunt. — Wam nie odebrał dzieci,
co?! Ja tu byłam, wy popierdoleni wyznawcy szejtana! Ja wiem, co się tutaj
działo! Patrz, ty cholerna Gwiazdo Zaranna, Proroku zawszonej religii
zniszczenia i śmierci! Tutaj umierała Nemezis! Pięcioletnia dziewczynka,
zgwałcona przez dziesięciu takich jak ty! A tam, za tobą... Tak, za tobą, na
tej żerdzi! Powiesili czwórkę chłopców! Chcesz wiedzieć, jak mieli na imię?!
Azil, Karim, Nur, Dżihad!
Dowódca straży zachwiał się niebezpiecznie,
skupiając jej uwagę. Roześmiała się szyderczo – nie mogli jej oszukać,
doskonale wiedziała o wszystkim.
— Co, synek? — zadrwiła, uderzając
ramieniem w kraty. — Ty plugawe ścierwo! Moja matka popełniła
samobójstwo, gdy o tym usłyszała! Mój ojciec wyzwał go do walki! Obrażasz
śmierć tych ludzi! Tych dzieci! — wrzeszczała, jawiąc się jako czysta
wściekłość bogów w ludzkiej postaci. — Chronicie szaleńca, którego chcę
zniszczyć, by na ulicach tego miasta znów usłyszano Sahidam*!
Oddychała ciężko, patrząc po przerażonych
twarzach. Kilku zaczęło się modlić – Malika miała ochotę wypruć z nich
wnętrzności. Wybuchnęła skrzekliwym śmiechem i znów uderzyła w kraty.
— Oni się już dawno od was odwrócili —
wysyczała.
Uciekli. Z krzykiem, płaczem, szeptając
przekleństwa i modlitwy, obojętni na wizję śmierci za dezercję. Malika ich
słyszała - sami się pozabijali. Ich pulsy zamilkły, jeden po drugim, lecz nim
to się stało, całe Podziemie zostało zaalarmowane ich szaleństwem.
Zostało tylko pięciu, wśród nich dowódca,
którego utrzymywała tam jedynie dyscyplina. Malika przeszła się spokojnie po
celi w jedną, w drugą stronę i nie spuszczała z nich oczu.
— Dżihad był moim synem... — zaczął
wreszcie, podchodząc powoli do krat. Magini zmierzyła go uważnym spojrzeniem i
pokiwała głową.
— Darł się za tobą co noc — poinformowała
go, z lubością dostrzegając, jak cała krew odpłynęła z twarzy żołnierza. —
Zanim go tutaj zamęczyli, groził im, że tatuś ich pozabija. Gdzie był tatuś?
Zabijał inne dzieci.
— Nie mogłem... Nie mogłem — rozpłakał się
i wypuścił z rąk miecz. — Jestem żołnierzem, mam wypełniać rozkazy. Sądziłem,
że moje dziecko zostało wybrane jako ofiara dla bogów, nie było większego
zaszczytu...
— Ja jestem bogiem — przerwała mu, ponownie
zbliżając się do krat — i mówię ci, że nie chciałam tych ofiar.
— Generalnie sprawa wygląda tak, że musimy
jechać na Wschód, ale nie mamy czym. I właściwie to powinniśmy z deka
przyśpieszyć, żeby zdążyć na egzekucję wyznaczoną na dzień jutrzejszy, tak? —
upewniłem się, gdy przetrawiliśmy wszystkie informacje, a Mistgun znów zamknął
się w sobie.
Naina z westchnieniem poprawiła włosy, coś
tam warknęła o swoich ubraniach i wodzie, i pokiwała głową.
— No, tak by mogło być.
— Proponuję iść wzdłuż torów...
— A ja odradzam — przerwała mi — bo
najpierw musimy sprzątnąć to, co zostawiliście. Inaczej tory będą zablokowane i
pewnie zanim to ogarną, minie tydzień czasu.
— Żebyś ty po sobie sprzątała... Tego
jeszcze nie grali — sarknąłem i ruszyliśmy na stację. — Swoją drogą jak długo
będzie trwał ten czar?
— Do wieczora. Trwałby dłużej, ale nie
miałam aż tyle mocy magicznej. Wiesz, jak potworne są te kajdany pieczętujące?
Wyżerają z ciebie magię do oporu. Nigdy więcej ich nie chcę.
Halfa była miasteczkiem z jedną ulicą i
rozłożonymi wzdłuż niej domkami. Gdzieś pośrodku stał ratusz, a na przeciw
niego wiejska szkoła. Kilkanaście kilometrów dalej wznosiły się Góry Stołowe z przełęczą
Borgo, która wychodziła centralnie na Frezję – stamtąd już tylko pół setki do
Magnolii.
Wokół Halfy były pastwiska i kilka winnic,
słyszałem też kiedyś o jakimś parku narodowym, ale nie mogłem go zlokalizować w
okolicy. Zabawną rzeczą było to, że Halfa kończyła się na stacji kolejowej, a
po drugiej stronie torów były kamieniste tereny Fiore przechodzące w płytki
kanion.
— A tak w ogóle... To dzięki, że po mnie
przyszliście. Pewnie spałabym do rana i znów by mnie zgarnęli. I pewnie
oskarżyli o zamordowanie z upozorowaniem samobójstwa — skrzywiła się.
— Ty zrobiłabyś dla nas to samo, Przybłędo.
Chyba, że miałabyś do wyboru nas albo jakiś diament, to wtedy
przewartościowałabyś priorytety.
— Och, Iskierko, jesteście dla mnie
ważniejsi niż jakiś tam... No, to zależy od karatów.
— Jesteś chciwym demonem. Dla takich jak
ty, jest specjalne miejsce w siódmym kręgu piekła.
— Nigdy nie lubiłam siódemek.
Mistgun rzucał ukradkowe spojrzenia na
Laxusa i był w pełni świadom przemiany, jak zaszła. Dreyar nie mógł tego
widzieć, nie kotrolował się w takim stopniu, i nigdy by tego oficjalnie nie
przyznał, ale Mist znał przyjaciela. Widział błysk w szarych oczach i ten
szczególny rodzaj złośliwości zarezerwowany tylko dla Nainy. Mógł się wypierać,
ale dopiero gdy ją znaleźli, Laxus wrócił do starego siebie. I szczerze mówiąc,
Mistgun również poczuł się lepiej, choć nie zamierzał poprzestawać na tym.
Chciał skończyć całą tę zabawę w polowanie, bo to, że Naina i Laxus byli
poszukiwani, wiedział. Doskonale też zdawał sobie sprawę, dlaczego wysłano za
nimi list gończy.
Ale chciał to skończyć. Chciał, żeby
wszyscy mieli spokój od łowców głów i płatnych morderców. Obawiał się chwili,
gdy atak na Magnolię ponowi się, a ich nie będzie wtedy w gildii i
niejednokrotnie wyobrażał sobie taką sytuację. Magowie z największym
potencjałem bojowym wciąż byli tylko dzieciakami, potrzebowali ochrony i
poprowadzenia.
Najbardziej racjonalnym działaniem wydawało
się usunąć zagrażający Nainie Wschód – to znaczy człowieka, który odpowiadał za
nagrodę nałożoną na jej głowę. Z Laxusem sprawa była trochę trudniejsza, bo
jego milion kryształów było sponsorowane przez mafijnych bossów, którym zalazł
za skórę w ciągu ostatnich trzech lat.
Musieli być silniejsi, by zapewnić gildii
bezpieczeństwo. Musieli być najlepsi w całym kraju, tak, żeby nikt nigdy nie
zakwestionował siły Fairy Tail. Żeby nikt nigdy nie zagroził ich rodzinie.
Nasze sprzątanie wyglądało tak, że najpierw
wynieśliśmy martwych i zrobiliśmy im szybko pogrzeb, starając się zachować cały
szacunek do ich stanu, a później Naina zrobiła najbardziej niesamowitą rzecz na
świecie. Dwie potężne lokomotywy zmieniła w proch.
Pewnie, że po tym długo dochodziła do
siebie, ale udało jej się zniszczyć dowody. Poza opancerzonym wagonem
transportowym.
— Nie da się. Po prostu. Mogłabym nałożyć
jakieś runy, żeby był niewidzialny, ale nie zniknie. Będzie tu stał. A to jest
zagrożenie.
Super. Czyli wagon zostawał.
Potem wróciliśmy do miasta i pożyczyliśmy
na wieczne nieoddanie odkryty wóz i konia, po czym skierowaliśmy się według
oznaczeń drogowych do Shirotsume. Mieliśmy ambitny plan wypożyczenia stamtąd
jakiegoś pojazdu magicznego i wtrymiga dostania się do Al-Kariby. Generalnie
wyszło jak zawsze.
Do Shirotsume dotarliśmy kawałek po
dziewiątej wieczór, konia i wóz sprzedaliśmy za parę kryształów – mina
Przybłędy była bezcenna, gdy zgodziłem się na pierwszą cenę, jaką zaproponował
mi mieszkaniec peryferii miasta. Chciała się targować na przemian z urwaniem mi
głowy, ale Majnu przywołał ją do porządku. Nieszczęśliwie wszystkie
wypożyczalnie były nieczynne, więc musieliśmy obsłużyć się sami. Mistgun
stworzył iluzję sklepu, która nas kryła, Naina zniszczyła wejście, a ja
odpaliłem czterokołowy pojazd magiczny. Urządzenie nie działało na paliwo,
tylko na magię; specjalna opaska połączona z silnikiem pobierała moc w
zależności od prędkości jazdy.
— Jeździłeś tym już kiedyś? — zapytała
Naina, gdy wsiedliśmy.
— Dziadek mnie uczył — odparłem oględnie i
przezornie kazałem im zapiąć pasy. Wyjazd z miasta nie obył się bez wrzasku i
modlitw, ale przynajmniej niczego nie rozwaliłem. Wyjechaliśmy na drogę do
Al-Kariby gdy zapadał zmierzch.
Milczeliśmy. Czy to ze zmęczenia, czy z
wrażeń, dość, że droga upływała nam przerywana jedynie moimi mruknięciami o
zżeraniu energii. Naina wyłączyła się totalnie, Mistgun zresztą też, tylko
Majnu co jakiś czas dawał mi znaki, że wszystko w porządku.
Cieszyłem się, że Przybłęda była z nami,
ale motyw egzekucji Maliki, gdy już do mnie dotarł, zrobił potężne wrażenie. Na
dodatek miałem dziwne przeczucie, że Naina naprawdę przeceniała swoją siostrę.
Nie powiedziałem tego, bo zarobiłbym w łeb, a z oczywistych względów to mogłoby
się źle skończyć dla wszystkich, ale gnając na wschód, do Al-Kariby, ogarniały
mnie wątpliwości. Nie wiedziałem, co nas czekało, może jedynie to, że armia
władcy łatwo nam nie popuści. O tym, że Rahul wyznaczył cenę za moją głowę
nawet nie myślałem. Z jednej strony chciałem zobaczyć, skąd pochodziła
Przybłęda, ale niekoniecznie w takich okolicznościach.
Zerknąłem na nią kątem oka i ryzykując
opieprz, potarłem kark dłonią. Żeby nie było, tylko przez chwilę, a druga cały
czas trzymała kierownicę.
— Chcesz pogadać? — zapytałem, jakoś tak
niezręcznie. Ale, cholera, co miałem powiedzieć?
Naina spojrzała na mnie w zamyśleniu, westchnęła
i spojrzała na drogę oświetloną reflektorami pojazdu. Chciałem zapytać, czy już
wcześniej jeździła czymś takim, ale nie zdążyłem.
— Oni tam będą na nas czekać — powiedziała
i opuściła głowę na Majnu. Pierwszy raz byłem świadkiem takiego zachowania
kota, jakby ten beztroski futrzak, którym był trzy lata temu, gdzieś zniknął, a
jego miejsce zajął w pełni dojrzały emocjonalnie kocur. No dobrze, może trochę
popłynąłem. Siedział Nainie na kolanach i nie spuszczał z niej wzroku. — Całe
wojsko Rahula. Będą gotowi nas zabić.
— My też nie jedziemy tam z wizytą na
herbatę — włączył się Mist.
— O cholera, gdzie jest spokojny i nie
znający ironii Mistgun! — zawołałem, zerkając na niego w lusterku. — Widzisz,
Przybłędo? Idziemy z tobą, nawet wiedząc, że wymieniłabyś nas na cholerne
diamenty.
— Nie wymieniłabym, Laxus — zaprzeczyła
cicho, po czym podjęła już głośniej — ale to nie zmienia faktu, że się boję.
Możemy nie wrócić. Wiem, że samo wojsko nic nie może nam zrobić. Ale nie taki
był plan. Organizowałyśmy rebelię w ciągu ostatnich trzech lat. Na pustyni
ludzie mają dość tyranii, chcą się go pozbyć, ale nadal się boją. Ja, Malika i
Ace byliśmy kimś... Uważali, że jesteśmy głosem bogów... Och, nie śmiej się
Iskierko, wiem, jak to brzmi, ale ludzie uwielbiają zabobony! Myśleli, że
przemawiają przez nas duchy zabitych dzieci, bo ze wszystkich przeżyliśmy tylko
my. I byli gotowi walczyć. A teraz? Na pewno wiedzą, że zostałam aresztowana.
Domyślam się zresztą, że tym zaszantażowali Malikę. Inaczej nie mieliby szans,
by ją złapać. Malika jest... Lenora powiedziała, że najsilniejsza z nas ma do
wykonania zadanie. To ona jest silniejsza. A tym zadaniem musi być
zaprowadzenie nowego porządku na pustyni.
— Musi? Czyli nie jesteś tego pewna, tak? —
podjąłem, skupiając się na jej słowotoku aż nad miarę. — I w ogóle skoro macie
ludzi, to co się boisz? Bierzemy twoje stadko, uderzamy na Al-Karibę, ty
wyciągasz Malikę, my rozwalamy resztę, koniec bajki.
— Mogę stworzyć iluzję. Jeżeli ludzie chcą
odzyskać wolność, to na pewno wśród żołnierzy księcia znajdą się chętni.
Postaram się, żeby zobaczyli niezliczoną ilość rebeliantów. Zadziała strach —
zaoferował się Mist, o którym przez moment zapomniałem, że siedział z tyłu.
— A co, jeśli będą tam magowie z Rady? Nie
damy rady pokonać wszystkich.
— Damy. Jestem Gromowładnym bogiem,
wcieleniem boga Indry. Mój boski gniew rozniesie w pył Al-Karibę, a jak te
pieski z Rady to zobaczą – zwieją. Zawsze tak robią.
Ale szczerze mówiąc, nie byłem taki pewny.
Przyszedł do niej w środku nocy, odsyłając
wpierw patrol na spoczynek. Radzi uwolnić się od miotającej przekleństwa i
obelgi obłąkanej magini, strażnicy odeszli, nawet nie odwracając się za siebie.
W kamiennych korytarzach echo ich kroków niosło się jeszcze jakiś czas, lecz
kapitan tego nie słyszał, tak przejęty był swoim zadaniem. Otworzył drzwi celi
i zawahał się przed wejściem. Malika obserwowała go z cienia i zastanawiała się,
czy mężczyzna znajdzie w sobie odwagę, by przejść przez próg i ją rozkuć.
Uśmiechała się pod nosem, ale nie ważyła poruszyć wiedząc, że to by go
spłoszyło.
— Ja... — zaczął, rozglądając się wokół, by
się upewnić, że nikt nie był świadkiem — chcę, żebyś pomściła mojego syna. —
Wszedł, krok po kroku, zbliżał się do Maliki z wyciągniętą przed siebie ręką, w
której błyszczały klucze.
— No jasne — zgodziła się, bo właściwie
dlaczego nie? — I lepiej się ewakuuj jak najszybciej...
Kajdany pieczętujące być może wygaszały
magię, ale zmysły Smoczych Zabójców nie były od niej zależne. Usłyszała i
wyczuła go, lecz za późno. Nim zdobyła się na krzyk, kapitan straży leżał
martwy, a przed nią stało coś, co nie miało prawa istnieć. Każdą komórką ciała
czuła strach i nie miała nawet siły, by czuć złość z tego powodu. Przygniatając
aura smoka prawie rozparcelowała jej ciało.
— Kim... — wychrypiała, ale nie mogła
dokończyć. To coś odbierało jej oddech.
— Nazywam się Serena, jestem bogiem
Ishvalu. Ty musisz być Malika, najsilniejsza Smocza Zabójczyni na świecie.
Przyszedłem zmierzyć się z tobą.
Do Al-Kariby dotarliśmy nad ranem.
Ze względów bezpieczeństwa zostawiliśmy
pojazd poza miastem, ignorując uwagę Nainy, że za pół godziny z pojazdu nic nie
zostanie. Budynki z piaskowca sprawiały wrażenie wymarłych, wszędzie była
nienaturalna cisza, której nie spotykało się o tej porze choćby w Magnolii.
Takiego chłodu w maju też w Magnolii nie szło uświadczyć, żeby oddać
sprawiedliwość.
Naina pociągnęła nas w uliczki, przemykając
między budynkami jak złodziej, i wydawała się napięta do granic możliwości. Sam
zacząłem się rozglądać wokół siebie, nasłuchując patroli, o których mówiła.
Wreszcie, podenerwowani całym tym spacerem, wylądowaliśmy w jednym z niskich,
jednopiętrowych budyneczków, i na głos Nainy podnieśli się wszyscy mieszkańcy.
Akurat czterech mężczyzn. Zabawne, że wcale o tej porze nie spali, tylko
wydawali się na coś czekać.
— Siostro... Jakim cudem? — szeptali,
przecierając zmęczone oczy. Dwóch miało nie więcej niż dwadzieścia pięć lat,
jeden był dobrze po trzydziestce, a czwarty był starcem, który nie miał siły
wstać z pryczy. Musiałem przyznać, że dziwnie wyglądała w tym wszystkim –
sześciu facetów i ona jedna. Ale zupełnie nie zwracała na to uwagi.
— Uciekłam. Nie wiedzieliście, że nie da
się mnie zatrzymać, choćby całą magią świata? — uśmiechnęła się wesoło i
złożyła uszanowanie starcowi. Sękate palce pogładziły ją po głowie i gdy już
miałem się odezwać, domagając uwagi, dziadyga przemówił.
— W smutny czas przychodzisz, córeczko. Oto
dotarła do nas wiadomość, że siostra twoja, aresztowana przed księżycem,
została zamordowana przez jednego z bogów Ishvalu, Serenę.
Wszystko się zatrzymało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz