Ace nie pojmował
cierpliwości Maliki. Od, co najmniej, godziny siedziała, praktycznie w bezruchu,
i wysłuchiwała argumentów pozostałych pięciu mężczyzn, którzy za punkt honoru
obrali sobie zdefiniowanie rodzajów magii. Nie żeby to było zgodne z
zagadnieniem które wyłuszczyła im Malika, ot tak, po prostu, uznali, że będzie
to wygodniejsze niż odpowiedź na jej pytania. A pytań było sporo, szczególnie
tych trudnych.
Malika miała przed sobą
ludzi, którzy przewodzili niewielkim grupom rebeliantów w innych miastach
Wschodu. Już dawno zdobyła ich sympatię, polegającą głównie na słowach, a
ponieważ miała wielkie plany, potrzebowała ich pełnej siły oraz otwartej
deklaracji. W tym celu wysłała do nich Ace’a, który po kilku bezsennych nocach
sprowadził dziwnie zmieszanych mężczyzn, nie kwapiących się by choćby spojrzeć
na Malikę.
W żadnym innym wypadku nie
pozwoliłaby sobie na takie opóźnienie, lecz Ace o tym nie wiedział. Miała mało
czasu, a potrzebowała każdych rąk do pomocy – tylko dlatego zachowywała spokój.
— To jakaś histeria —
mruknął Ace, oglądając przekrzykujących się o błahostki mężczyzn.
— To polityka — odparła i
zdecydowała się interweniować, wiedząc, że dalsze milczenie nie przyniesie jej
żadnego rozwiązania. — Jeśli skończyliście dyskusję to chciałabym...
— Nie skończyliśmy! —
huknęło z czterech gardeł a Malika, nie obdarzona przez naturę wystarczającą
dozą cierpliwości, postanowiła inaczej zaprowadzić porządek.
Uwolnienie magii przyszło
jej niemal intuicyjnie do głowy jako środek, który zawsze działał. Ace się
wzdrygnął gdy fala mroźnej energii rozeszła się w namiocie, w którym siedzieli,
odgrodzeni przed wzrokiem pozostałych. Na pozostałych magia wywarła większe
wrażenie - zamilkli i, choć niechętnie, zwrócili się w stronę Maliki.
— Nie mam czasu na wasze
swary — zaczęła dziewczyna, wodząc po nich chmurnym spojrzeniem — i nie mam
siły by udawać, że jest inaczej. Potrzebuję was i waszych ludzi, nie tylko
zapewnień o przyjaźni. Wiecie, w jakiej znajdujemy się sytuacji i wiecie co
planuję zrobić. Oczekuję deklaracji, broni i czynnego wsparcia.
Czekała, wierząc że
podejmą rozsądną decyzję.
Podczas gdy Malika
naradzała się na pustyni, w Mahat-Dżahsz
podejmowano kroki których by nie aprobowała. Co więcej, z całą stanowczością
zrobiłaby wszystko, by im zapobiec.
Jego wysokość Rahul Hayat
Ibn Salam Hayat Ibn Mustalik Hafsaam,
który zupełnie nie przypominał młodziutkiego księcia sprzed trzynastu lat,
odpoczywał w pałacowych ogrodach, mając przed sobą człowieka nie wyglądającego
na mieszkańca Wschodu. Łysą głowę znaczyły cztery długie blizny a w obszernych
rękawach jasnego płaszcza próbował ukryć nieproporcjonalnie duże dłonie o
powykrzywianych palcach. Jasna karnacja zdradzała północne pochodzenie, a
czerwone plamy na twarzy, że źle znosił upał.
Patrzył prosto na księcia,
nie próbując nawet stwarzać pozoru szacunku lub uległości. Rahul, nie nawykły
do takiego zachowania, zastanawiał się jak powinien zareagować, nim jednak
zdążył podjąć decyzję, jego gość zaczął rozmowę.
— Zapewne myślisz sobie,
wasza wielmożność, iżem zjawił się tutaj bez konkretnego powodu — łgał od
pierwszego słowa i Rahul był tego świadom. Co znaczyło „bez konkretnego
powodu”? To książę pchnął gońca do Rady i w tak uniżonych słowach, na jakie
było stać jego dumę dopraszał się widzenia. Po cóż więc ten dziwny człowiek
przedstawiał sprawę w taki sposób?
— Bynajmniej...
— Otóż Rada — przerwał z
emfazą gość, a książkę, któremu nikt nigdy nie śmiał przerywać spurpurowiał na
twarzy — życzy sobie znać dalsze poczynania w pierwszej kolejności co do
buntowników.
— Rada — wycedził Rahul,
przechylajac się odrobinę w stronę siedzącego — powinna wziąć pod uwagę, że w
pewnym mieście i w pewnej gildii ukrywa się buntowniczka a także Laxus
Dreyar...
— Ach, Gromowładny bóg —
podjął z przekąsem drugi i spojrzał na księcia pobłażliwie, jakby się dziwił,
że szesnastoletni mag został w ogóle wspomniany — to nikt kogo należałoby się
obawiać. Przeciwnie, sądzimy, że zbagatelizowanie problemu będzie tu
najodpowiedniejszym działaniem.
— A jednak przyspoprzył
problemów — rzucił ze złością książe. Wysłannik Rady próbował zamaskować śmiech
kaszlem.
— Taaak — przeciągnął
spolegliwie — mając trzynaście lat wieku można rzeczywiście spowodować
niezwykłe szkody. – A widząc, że Rahul zabiera się do riposty uniósł władczo
dłoń. Raczej pewność siebie niż sam gest zatrzymały władcę i zaskoczenie, że
ktoś miał czelność w ten sposób traktować Najjaśniejszą Gwiazdę. — Rada zapomni
o tych wybrykach, tak jak o aferze niewolników — dodał znacząco.
— Buntowniczka! Dlaczego
Rada nie dostarczy mi jej?!
— Nie jest moim zadaniem
objaśniać mądrość Rady, zdradzę jedynie, iż buntowniczka, kimkolwiek by nie
była, zostanie sprowadzona do Al-Kariby. To stąd uciekła. Nic więcej nie wolno mi powiedzieć poza tym,
by doradzić cierpliwość, wasza wielmożność.
— Ta dziewczyna i
Gromowładny. Dopóki nie będą martwi...!
— Zdaje się, że zapomniałeś,
wasza wielmożność, o oczywistym: to Rada stawia warunki. Wschód niewiele ma do
zaoferowania a więc nie może występować w roli negocjatora.
— Mam ludzi...!
— Niewielu, skoro utopiłeś
we krwi niemal całe młodsze pokolenie a ci, którzy zostali, wydadzą cię bez
wahania — odparł beztrosko gość, puszczając gniew najpotężnijszej osoby we
wschodniej części Fiore mimo uszu.
— Rozległe koneksje,
surowce, rękodzieło... Mój kraj jest potężny!
— Twój kraj — wycedził
rozmówca, poirytowany dziwnym według niego wyobrażeniem na temat niewielkiej
wschodniej części — to część Fiore, a zapewniona ci autonomia nie upoważnia do
myślenia o nim jak o odłamie. Przeciwnie, Rada oczekuje większej wdzięczności,
szczególnie po tym, co uczyniła dla ciebie w ciągu ostatnich lat.
Rahul musiał odpuścić.
Wobec takiego argumentu złożył broń, ośmielając się jedynie posyłać gościowi
wściekłe spojrzenia. Pragnął pozbyć się jego towarzystwa i nagle poczuł się
intruzem we własnym pałacu – nie mógł wydać żadnego rozkazu uchybiającemu
wysłannikowi Rady.
— Oczekujemy szczegółowych
informacji na temat buntowników; ich liczby, broni, położenia, sojuszników. W
zamian za to, jesteśmy gotowi zaoferować niezbędną pomoc.
Jeszcze tego samego
wieczora jego wysokość wezwał dowódcę siatki szpiegowskiej operującej na
terenie całęgo Wschodu.
Wyjeżdzaliśmy właśnie z
tunelu gdy Gray zdecydował się przerwać nasze dostojne milczenie i z właściwą
sobie ciekawością zadawał pytania, skrzętnie unikając patrzenia na Red.
—A wiesz, Laxus nas trochę terroryzował jak cię nie
było.
— Ooo? Iskierko? — spojrzałam na Laxusa i wróciłam
do Graya. Nastolatek nie wyglądał na przestraszonego, nawet gdy opowiadał o
tym, jak to on i Natsu wykonywali polecenia Dreyara przez cały dzień za to, że
popsuli Okeyli kontuar, a wspomniany zaczął tracić cierpliwość. Syknęły iskry,
co tylko zachęciło Graya do dalszych zwierzeń.
— Co za głupie stworzenie
— cmoknęła z dezaprobatą Red, posyłając mojemu bratu pogardliwe spojrzenie. —
Nie masz się czym chwalić. Niszczenie wszystkiego dookoła nie jest chwalebne.
— I ty to mówisz? —
zripostował Gray, szczerząc się radośnie. — A jak pół roku temu wysadziłyście z
Ever budowę nowego muzeum to co?
— Czyżbyś nawracała się na
ciemną stronę mocy, Cyganko?
— Pewne czyny mają
usprawiedliwienie. Zrobiłam to ze względów, których nie zamierzam ci tłumaczyć.
I tak byś nie zrozumiała.
— No gdzie, w końcu
niszczenie to moje hobby!
— Dlaczego nie zostałaś na
tej swojej pustyni tak długo, aż by cię szlag trafił?
— Ej, nie mów tak do mojej
siostry!
— A wepchnąć ci te twoje
skrawki papieru w gardło? Od razu byłoby ciszej.
— Mogłabyś w końcu...
— To ty mogłabyś...
— Zamknijcie się —
interweniował Laxus, do tej pory względnie spokojny. Odwróciłyśmy się od siebie
z Red w głębokim postanowieniu, że nie odezwiemy się do siebie do końca podróży,
a nawet do końca świata. — Jak się tak bardzo nienawidzicie to róbcie to z
klasą, w ciszy. Wiedziałyście o wzajemnym udziale, więc mogłyście zrezygnować z
tej roboty. Nie zamierzam się z wami użerać.
— Już czego ty nie
zamierzasz, Iskrówko — warknęłam, ale posłusznie zarzuciłam myśl zerwania z Red
pasów.
Na cel wzięliśmy Atheneum,
potężne miasto niemal pośrodku zachodniego wybrzeża, w którym postanowiliśmy
urządzić bazę wypadową. Najłatwiej było tam wmieszać się w tłum i usłyszeć
interesujące plotki, nawet jeśli wydarzenia, które nas zajmowały, wydarzyły się
kilka lat temu.
Za Hargeonem przesiedliśmy
się do pociągu jadącego prosto do naszego celu, w wagonie panował taki tłok że
musieliśmy się rozdzielić zajmując pojedyńcze wolne miejsca. Gray zerkał na
mnie co jakiś czas, jakby chciał się upewnić...
Nie było dnia żebym nie
robiła sobie o to wyrzutów. Zresztą uzmysławiałam sobie potęgę mojej
hipokryzji, bo wiedziałam, że drugi raz zrobiłabym to samo, a jednak
zapewniałam, zaklinałam się i obiecywałam. Ten chłopak dokonał kiepskiego
wyboru, jeśli chodzi o starszą siostrę.
Poza Grayem, Maliką i
gildią martwiła mnie sprawa Mista. Byłam gotowa zrobić wszystko, co mogłam, aby
pomóc mu odnaleźć brata i choć poświęciłam czas na znalezienie informacji, nie
miałam wielkiej nadziei. Jeśli dzieciak dawno nie był martwy, to został z niego
strzęp człowieka, o ile rozpatrujemy go w kategorii opętanego. Egzorcyzm równie
dobrze mógł go zabić. Być może taka opcja byłaby najmniej bolesna dla Mista a
najbardziej pożyteczna.
Nie mniej znalezienie
wyspy, której nie było i wieży, której, tak samo, nie było, plasowało się na
miejscu pierwszym tygodniowego rankingu problemów. Poza magią wtórną liczyłam,
że zwykłe badania terenu nam pomogą. Zamierzałam zaopatrzyć się w starsze i
najnowsze mapy, porównać je i wpaść na trop – był to najmądrzejszy, w mojej
opinii, pomysł.
Późny wieczór spędziliśmy na porównywaniu map. Ta z Fairy Tail była o dziesięć lat starsza niż pożyczona przez właścicielkę, ale wydawało się, że aktualna. Każdy z nas dostał kolorowy zakreślacz i ślęczeliśmy tak, wypatrując ewentualnych zmian.
Gray skapitulował po godzinie i położył się na swoim łóżku, jako że byliśmy w „męskim” pokoju, posyłając mi jedynie rozżalone spojrzenie, jakby obwiniał mnie o stracony czas. Lecz czterdzieści minut później wykluczyliśmy z mapy gildii osiem zaznaczonych przeze mnie miejsc i zostały nam cztery podejrzane, ponieważ tych właśnie nie było na mapie właścicielki. Jedna była niedaleko Atheneum, druga, po dokładnym sprawdzeniu, była oddalona o cztery godziny rejsu, a pozostałe dwie znajdowały się prawie na granicy z północnym wybrzeżem.
Zawsze, gdy zaczynałam
myśleć o czymś poważnym, kończyło się to na jakichś wspomnieniach, szczególnie
sprzed trzech lat. Wtedy, w pociągu do
Atheneum, wróciłam do pierwszego dnia w gildii, pierwszego spotkania z
Laxusem, wnukiem Makarova. Nie lubiłam obcych a w wypadku Dreyara butne
spojrzenie potęgowało wspomnianą niechęć. Gdy tylko zapytałam go o Fairy Tail,
chciałam to cofnąć. Wyzwał mnie wtedy na pojedynek i starł kurz z drogi...
Uśmiechnęłam się,
mimowolnie podnosząc głowę i szukając w tłumie Laxusa. Sterczące na wszystkie
strony blond kudły jakoś nie wyróżniały się z tłumu, tak jak poważny, moim
zdaniem na pokaz, wyraz twarzy. Lax siedział kawałek ode mnie, po drugiej
stronie przejścia i zdawał się pogrążony w myślach. Mhm, taki mocny bo rzuciłam
Troję, nie musiał się kompromitować zwijaniem z bólu!
Równocześnie wróciły do
mnie jego słowa sprzed dnia, gdy pytał o małego Natsu – wzruszyła mnie troska
ale też dało mi to do myślenia. Mój krótki wywiad środowiskowy, poczyniony
nawet bez szczególnej uwagi, dał mi jako takie pojęcie o zdolnościach
umysłowych wspomnianego Smoczego Zabójcy. Jak na ironię, ten szybko zapalający
się dzieciak miał w rękach siłę ognia – najbardziej niszczycielskiego żywiołu w
naturze. Natsu wystarczyła chwila nieuwagi by zrobić komuś krzywdę, zupełnie
niechcący, i nawet jeśli mówiliśmy tu o Fairy Tail – gildi w której członkowie
zawsze się piorą bez względu na porę – niekontrolowanie takiej mocy mogłoby
skończyć się tragicznie. Ten dzieciak wyznający zasadę siły zamiast pomyślunku
zaczął zastanawiać mnie na tyle, bym przypomniałą sobie wszystkie związane z
nim szczegóły.
Natsu miał biały szalik od
którego na długość Magnolii byłam w stanie wyczuć smoczą magię. Podejrzewałam,
że był w nim zaklęty jakiś artefakt związany z rasą mateczki, ale ręki bym
sobie za to nie ucięła. Ponad to Natsu wspomniał o swoim ojcu, Igneelu, na
temat którego wiedziałam, iż był królem wszystkich Ognistych smoków, więc
destrukcyjna siła wydawała się być pewną spuścizną. To sprowadzało nas znów do
konkluzji że dzieciaka trzeba będzie obserwować, kontrolować i porządnie
przeszkolić, co też, naturalnie, wzięłam od razu na siebie.
Lenora kiedyś mówiła mi o
Igneelu... Dobry Boże, że też byłam na tyle krnąbrna tamtego dnia, by zupełnie
nie dawać jej posłuchu! Czasem moja głupota doprowadzała mnie samą do szewskiej
pasji.
Rozmyślania przerwał mi
gwizd – to pociąg zatrzymał się w Abalen, niedalego Atheneum. W wagonie zrobiło
się luźniej, a Laxus i Gray skorzystali z tego w tym samym czasie i zajęli
miejsca na przeciwko mnie. Dreyarowi nie bardzo odpowiadało towarzystwo mojego
brata ale nic nie powiedział. Nachylił się do mnie i wyszeptał, niemal nie
poruszając wargami:
— Myślisz, że go
znajdziemy po tej stronie?
— Nie wiem, ale mam plan —
odparłam, znów przybierając beztroską postawę.
— A jeśli nie damy rady go
uratować, to też masz plan?
Kiwnęłam głową w
odpowiedzi, po czym już głośniej poruszyłam temat Dragneela. Laxus wydawał się
niewruszony moimi słowami, znał mnie zbyt dobrze by nie wiedzieć, że kolejny
Smoczy Zabójca w gildii z mety musiał przejść pod moją kuratelę. Myślę, że w
tym temacie miał wyrobione zdanie.
— I że co? – Rzucił nagle
ze złością Gray, patrząc na mnie jak na zdrajcę. — Będziesz go trenować, bo ma
być silniejszy?
— Nie – westchnęłam cierpiętniczo
— będę trenować i jego i ciebie, żebyście byli silniejsi i by w razie jakiegoś wypadku twój lód mógł mi
pomóc. Jemu zresztą też — dorzuciłam zachęcająco, nie mając szczególnej nadziei by
Gray przełknął urazoną dumę. Zamilkł na kilka długich minut, podczas których
Dreyar uparcie się we mnie wpatrywał, doszukując się odpowiedzi na pytanie,
które nie padło. Odpowiedziałam wygładzjąc rysy twarzy i patrząc mu
zdecydowanie w oczy.
Wiedział, że się nie zawaham. Za oknem pojawiła się panorama Atheneum.
Wiedział, że się nie zawaham. Za oknem pojawiła się panorama Atheneum.
Magia w mieście łączyła
się ze sobą tak ściśle, że niektóre jej zapachy były niemal nie do rozdzielenia
z innymi. Wszystko było tak naładowane energią że niemal rozsadzało głowę. Z
pewnością dałoby się do tego przyzwyczaić po kilku dniach, ale nie należałam do
szczególnie cierpliwych, a skoro coś mnie bolało, należało zapobiegać.
— Serio? Jedziesz na
przeciwbólowych? — zapytał Dreyar, dyskretnie rozmasowywując sobie skroń i nos
na przemian. Schowałam listek tabletek
do nieodłącznej na misjach torby z frędzlami, sprawdziłam obecność, rozejrzałam
dookoła razi drugi, i mniej więcej na tym skończyła się moja rola.
— Powiem tak; gorąco jak
cholera, chce mi się jeść i co zamierzacie zrobić najpierw? — zapytał Gray,
przeciągając się. Zapachy zaczęły zmieniać się w kolory, zupełnie nie
rozumiałam dlaczego, ale pochłonęło to mój wzrok na tyle, że stałam z otwartymi
ustami i nie ważyłam się ruszyć.
— Widzisz to? — zapytałam
szeptem Laxusa, który w odpowiedzi mruknął coś o głupim ojcu i krzywdzie. Red i
Mist do spółki z Grayem z naturalnych przyczyn nie widzieli tego, co my, więc
poprzestali na wyjaśnieniu (Red złośliwie parsknęła, jakby to była moja wina,
że Iskierka był do mnie podobny) i podjęliśmy wstępne działania.
— Najpierw się trochę
przejdźmy — poczęstowałam Laxusa dwiema tabletkami i zdzieliłam po łapach gdy
chciał wziąć wszystkie na raz. — Myślałam, żeby zaopatrzyć się w mapy. Ktoś
musi robić za centrum wiedzy...
— Chcesz porównać starsze
i nowe mapy — skonstatowała Red, ale nie dodała nic od siebie. Tch, na nic
mądrzejszego by nigdy nie wpadła.
— Pomogę ci w tym —
zaoferował się Mist i dostał cięzkie spojrzenie od Graya. — Jeśli dobrze
rozumiem, mamy w planach podzielić się na dwie grupy. Druga będzie działać w
terenie — dodał, nie reagując.
— Tak chyba będzie
najwygodniej... — mruknął Laxus, wtrącając trzy grosze zupełnie o niczym. — Ale
zanim się za to zabierzemy, wypadałoby znaleźć spanie.
— Poza tym jest trochę za
późno na wypytywanie — zwróciłam uwagę na zachodzące słońce. Podróż zajęła nam
kilka godzin, nie wspominając o tym, że znalezienie kwatery na nasze kieszenie
też miało pochłonąć trochę czasu. Przeszliśmy podziemnym tunelem, którego
ściany pokrywały piękne żółto-pomarańczowe mozaiki, i znaleźliśmy się na
spokojniej ulicy. Niektóre szyldy zaczynały świecić i migać we wszystkich
kolorach, zapalano lampy uliczne i zamykano drzwi lokali. Jedynie kilka domów
dalej głośno się bawiono – pewnie jakaś gospoda czy inny bar.
Ruszyliśmy w przeciwną
stronę i rozglądaliśmy się uważnie za skromnie wyglądającym pensjonatem zamiast
za eleganckimi obejściami hoteli. Gray uparł się w pewnym momencie by zatrzymać
się w paskudnie zwalistym wieżowcu ale Red szybko wybiła mu to z głowy.
— Kto ci da kieszonkowe na
choćby tutejszą herbatę?
Taaak, finanse trochę nas
ograniczały.
Miasto było o wiele
większe od Magnolii. Ciaśniej zabudowane, dom stał na domie, ale z jakiegoś
powodu było tu spokojniej. Nie podobała mi się wysokość tych budynków, bo
jednak siedem pięter to trochę za dużo jak na moją ograniczoną głowę, ale
pozostali zdawali się tego nie postrzegać jako problemu – przeciwnie, wydawali
się pod wrażeniem architektury. Cóż... może faktycznie ozdobione zielieną okna
czyniły widok bardziej przystępnym i nie tak pustym.
Nie było możliwości
zakupienia map – większość sklepów z podobnym asortymentem była zamknięta więc
zaplanowałam to sobie na dzień następny, przez chwilę wyrzucając sobie, że
zabrałam tylko jedną mapę z Magnolii.
Ostatnią noc spędziałm na
analizowaniu i wytyczaniu ewentualnych miejsc które oznaczyłam na wspomnianej
mapie, lecz za późno podjęłam decyzję i nowszych map zwyczajnie nie mogłam
dostać.
Swoją drogą należało
uzupełnić tę część kolekcji biblioteki Fairy Tail.
Pół godziny marszu, dwie
sprzeczki i jedną groźbę później zdecydowaliśmy się iść za moim nosem na przedmieścia, gdzie intensywność
magii odrobinę się przerzedziła. Nie kierowałam się żadnym konkretnym zapachem,
bo i tak nie mogłam ich rozdzielić, po prostu szłam tam, gdzie było spokojniej.
Gray szedł w ciszy, nie
reagując na zaczepki Red czy Laxusa, ale
było po nim widać że ma dość wyprawy. Sądziłam, że starczy mu cierpliwości na
co najmniej dwa dni, ale przeceniłam zdolności młodszego maga – biegał z Natsu
więc był przyzwyczajony do działania. Naszym jedynym działaniem był marsz.
Kwaterę wybraliśmy na
zasadzie wyliczanki i padło na budyneczek o uroczo brzmiącej nazwie „Truskawka”,
schowany w bocznym zaułku. Skromnie lecz czysto umeblowany przedsionek w którym
przywitała nas właścicielka sprawiał dobre wrażenie, a po ustaleniu ceny cały
hotelik nabrał w naszych oczach. Wstępnie wynajęliśmy dwa pokoje na tydzień i
do dyspozycji dostaliśmy łazienkę dzieloną tylko przez nas, oraz małą pralnię w
piwnicy dostępną ogólnie. Kobiecina
wskazała nam również najbliższe garkuchnie i kawiarnie, obiecała pożyczyć swoją
mapę miasta oraz wybrzeża a na koniec zareklamowała kwiaciarnię swojej synowej.
Za wszystkie informacje gorąco podziękowaliśmy, odebraliśmy klucze i ruszyliśmy
po wyściełanych startą wykładziną schodach.
Na piętrze były cztery
pomieszczenia i stopnie na kolejny poziom – poddasze, na którym mieliśmy
rezydować. Może kwiaty w wazonach były odrobinę zakurzone i sztuczne ale to
nadal było trzysta kryształów za noc.
Późny wieczór spędziliśmy na porównywaniu map. Ta z Fairy Tail była o dziesięć lat starsza niż pożyczona przez właścicielkę, ale wydawało się, że aktualna. Każdy z nas dostał kolorowy zakreślacz i ślęczeliśmy tak, wypatrując ewentualnych zmian.
Gray skapitulował po godzinie i położył się na swoim łóżku, jako że byliśmy w „męskim” pokoju, posyłając mi jedynie rozżalone spojrzenie, jakby obwiniał mnie o stracony czas. Lecz czterdzieści minut później wykluczyliśmy z mapy gildii osiem zaznaczonych przeze mnie miejsc i zostały nam cztery podejrzane, ponieważ tych właśnie nie było na mapie właścicielki. Jedna była niedaleko Atheneum, druga, po dokładnym sprawdzeniu, była oddalona o cztery godziny rejsu, a pozostałe dwie znajdowały się prawie na granicy z północnym wybrzeżem.
— Jutro — spojrzałam
najpierw na Mista, później na Red — popłyniecie na Rejecte, albo przynajmniej
się czegoś o niej dowiecie. Ja, Laxus i Gray popytamy ludzi o Shangrila i
dowiemy się czegoś o tutejszych gildiach. Może zechcą nam pomóc
— Po co chcesz w to
mieszać obcych? - Red chciała zadać zupełnie inne pytania i wiedziałam o tym, nim otworzyła gębę, ale robiłam przysługę Iskierce, z czego z kolei on zdawał sobie sprawę. Z tego, że to nie była bezinteresowan przysługa też.
— Dlatego że nie szukamy
jedynie Jellala, a całego systemu R,
Cyganko. Mogę wziąć odpowiedzialność za rozwalenie tego minaretu, ale nie za
ludzi którzy tam harują. A w ogóle to nawiązywanie przyjaźni między gildiami...
— Nie zaprzyjaźnią się z
nami jak zobaczą, że węszymy na ich terenie — wtrącił przytomnie Laxus,
spoglądając na zegarek.
— Nie węszyłabym, gdybym
nie miała konkretnego powodu, o którym oni nie wiedzą, więc jak mogą mieć do
mnie pretensje?
Laxus nie odpowiedział,
może zrozumiał że mnie nie przegada, a może zwyczajnie mu się nie chciało –
ciężko to było okreslić.
— Bo należymy do Fairy
Tail — podsunęła Red tonem który
wszystko wyjaśniał. Odczekałam kilka chwil na wyjaśnienie, ale skoro nie
nadchodziło, postanowiłam sama dopytać.
— I to znaczy że...?
— Że gdziekolwiek się
pojawiamy siejemy zniszczenie. Żadna normalna gildia nie zgodzi się na naszą
obecność. Wywalą nas — sprecyzowała ponuro, ale powstrzymała się od komentarza na
temat tego, kto doprowadził do takiej sytuacji. Laxus nie miał nastroju na
żarty.
— Wolałbym tu zostać przez
jakiś czas i pozbyć się wątpliwości — powiedział Mist. O wyraźniejszy sygnał
byśmy niczego w tym mieście nie dotykali było trudno.
— Słuchajcie — oparłam się
o łóżko Graya i popatrzyłam po nich — jak dla mnie to wszystko utrudniacie, ale
niech będzie, jestem w mniejszości.
— Gdyby banda magów kazała
ci się wynosić i oddać wszystkie portfele, które zwinęłaś do tej pory, to
rzeczywiście posłusznie byś wróciła do
Magnolii. A później jeszcze wysłała im kwiaty w podzięce — skrzywił się
Dreyar, po czym ziewnął i z utęsknieniem spojrzał na łóżko.
— Nie, rozwaliłabym całe
ich miasto, że nie byłoby kamienia na kamieniu — zgodziłam się uczciwie — ale
zanim, to na pewno jakoś dałoby się ponegocjować o te portfele. No dobrze —
zgodziłam się, gdy Laxus, rozdrażniony do ostateczności, szykował się do kłótni, a w sukurs szła mu Red — nikomu nie będę mówić kto jestem ani skąd, o was też
ani słowa i w ogóle nie będę pytała o nic poza dziwnymi wydarzeniami.
— Ani o portfele —
zwróciła uwagę Cyganka, patrząc na mnie tak jakoś... z pogardą.
— No... — przewróciłam
oczami — niech będzie.
Makarov bardzo chciałby
powiedzieć, że od wyjazdu Graya Natsu zrobił się spokojniejszy, nie biegał po
gildii, nie wrzeszczał i nie domagał się walki, ale byłoby to wielkie kłamstwo.
Wiernie sekundował mu Wacaba, ponieważ jego najlepszy przyjaciel Macao już od jakiegoś czasu zajęty był
tajemniczą pięknością z okolic Złotego Osiedla w północnej części miasta. Do
wesołej kompanii od czasu do czasu włączał się Bickslow, ale tylko zagrzewając
dwójkę magów do boju pięknymi słowami jak „do pierwszej krwi” albo „za Fairy
Tail”. Okeyla głośno pokłóciła się z Mirajane więc przynajmniej z ich strony
był spokój, ale szybko doczekały się następczyń w postaci Erzy i Laki. Ujmując
krótko; w gildii panował zwyczajny harmider.
Makarov skończył wypełniać
dokumenty dla Tristiny – członkini Rady Magicznej, skreślił kilka serdecznych
słów do starego Yajimy, zrobił wstępny bilans poprzedniego miesiąca i pozwolił
sobie na chwilę przerwy. Odpalił fajkę i dolał sobie trochę ciepłego piwa, rezygnując
po pierwszym łyku. W gabinecie był nieznośny upał.
Siedząc w fotelu i
rozmyślając nad przyszłymi wydatkami Tytan zupełnie wyłączył się na hałasy z
głównej Sali, które w pewnym momencie zniknęły. Dopiero pukanie do drzwi
zwróciło jego uwagę.
— Gildarts! Kopę lat!
Gdzieś ty się podziewał? — zawołał, zeskakując z krzesełka i dreptając w stronę
przybysza.
— Tu i tam. Dobrze cie
widzieć, mistrzu. Właściwie wróciłbym wcześniej ale pewne sprawy mnie
zatrzymały. Nie będę ci przeszkadzał, konam ze zmęczenia, chciałem tylko
zapytać o plotki. Doszły mnie słuchy że w gildii przebywa buntowniczka ze
Wschodu.
Droga siostro
Mam nadzieję że ty i Ace radzicie sobie na
pustyni. Będąc tutaj mam wrażenie, że długo się nie zobaczymy. Jest mnogość
sytuacji które mogą się wydarzyć, o czym niedługo oboje usłyszycie, ale mam
nadzieję, że uda mi się uniknąć najgorszego.
Do zobaczenia
Naina
Następnego dnia po krótkim
śniadaniu i dalszym ciągu sprzeczki między mną a Red, ustatliliśmy, że
należałoby wziąć się do roboty. Mmistgun i Red ruszyli do portu, mając nadzieję
na rejs na Rejecte, a ja, Laxus i Gray zostaliśmy w kwaterze. Siedzieliśmy z
Dreyarem naprzeciw siebie, ja po prawej miałam brata, który z błyszczącymi
oczami oczekiwał, że teraz zacznie się jatka i będziemy rozwalać całe miasto.
— Za cholerę nie wiem,
gdzie powinniśmy szukać — przyznałam szczerze, patrząc prosto na Laxusa.
Uśmiechnął się, jakby to przewidział, a potem wypalił:
— Ja tak samo.
— I wy macie
doświadczenie? — Gray spojrzał na nas z niedowierzaniem, a gdy trochę ochłonął
zaczął myśleć o ewentualnych miejscach. Nieznajomość miasta wcale mu nie
przeszkadzała, wszak każde miasto miało stały schemat architektoniczyny.
— Może powinniśmy poszukać
w starych gazetach? — podsunął po chwili.
— Czyli stały punkt
wycieczki, biblioteka. To już się robi nudne.
— Ja tam bym zapytała
właścicielkę w pierwszej kolejności. Wynajmuje ludziom pokoje, na pewno coś
słyszała — zaproponowałam, notując sobie w pamięci pomysł z gazetami. Byłoby to
czasochłonne, ale z braku innych opcji... Przecież wyjście na ulicę i jawne
rozpytywanie o dziwne rzeczy sprzed kilku lat byłoby co najmniej podejrzane.
— Mówiłaś, że masz plan —
przypomniał sobie Laxus, gdy zbieraliśmy się do odwiedzenia właścicielki.
— Miałam. Tylko
ograniczony. Jeśli Red i Mist nic nie znajda na Rejecte, a my nie dowiemy się
niczego o Shangrili, to trzeba spróbować z pozostałymi dwiema...
— Ale jak, skoro nawet nie
mamy pomysłu gdzie zacząć?
— Pracuję nad tym.
— Przyjdzie dzień, Naina,
przyjdzie taki dzień...
Wywiad środowiskowy z
właścicielką nie wykazał zupełnie niczego. Nie słyszała, nie widziała, nie
pamiętała. Klapa. Zaproponowała nam zajść do cechu marynarzy, w którym
moglibyśmy znaleźć kogoś z informacjami, ponieważ miasto miało kontrakty z
sąsiednimi wyspami i zaopatrywało je we wszelkie dobra.
— Na pewno jakaś dobra
dusza udzieli wam wiadomości w tym temacie, szanowni państwo, bowiem tutejsi
ludzie słyną z miłego usposobienia i chęci nei sienia pomocy. Pamiętam, jak
moja synowa...
— Z chęcią byśmy
posłuchali, ale goni nas czas. Pani wybaczy — przerwał jej Laxus, próbując w
przypływie dobrej woli zamaskować znudzony ton. Niemal wyrzucił nas na ulicę i
pierwszego napotkanego człowieka zapytał o wspomniany cech.
— Ktoś nam podmienił
Iskierkę — mruknęłam do Graya.
— Nie, cały czas taki
jest. Chyba wziął sobie na poważnie słowa dziadka o odpowiedzialności.
Dreptałam chwilę w miejscu, czekając aż Laxus skończy rozmawiać, i w pewnej chwili ktoś mnie trącił. Ludzi na ulicy było sporo a nasza czwórka stojąca na uboczu mogła komuś zastąpić drogę, więc to nie było nic niezwykłego. Spojrzałam na przechodnia z uśmiechem, już otwierając usta by przepraszać...
— Błagam o wybaczenie,
Valkirio.
Spod kaptura błysnęły
ciemne oczy gdy mężczyzna wyciągał rękę w stronę odwróconego do nas Graya. Znałam
tę twarz, widziałam ją...
Spanikowałam.
No to może trochę orędzia.
Umówmy się, dobra? Pls, z kimś musze się umówić, bo nie dam rady. Jak coś mnie wiąże to to na mnie działa. Rozdziały co dwa tygodnie. Na razie nie dam rady szybciej, a jeśli dam, to przynajmniej miła odmiana.
Sprawa przedstawia się tak, że plan jest. I jest to plan na następne cztery serie.Tylko brakuje mi chęci. Dobra, dobra, to mój problem, wiem. Nic nie będę zapowiadać. Spróbuję to ogarnąć.
Domyślam się że w tekście są błędy, za które przepraszam, ale jeśli chodzi o nieplanowane przerwy (domyślicie się o których mówię) to się poddaję. Nie mam pojęcia jak je usunąć, żeby były tam gdzie mają być, a nie było tam gdzie im nie wolno. Mam nadzieję że to nie zepsuje jako takiej przyjemności czytania.
Dalej.
Zdaję sobie sprawę że poprzednie rozdziały zionęły nudą i były w większości nieprzemyślane. Dzisiaj nic na to nie poradzę, bo nie będę redagowała prawie trzydziestu rozdziałów których, hej, nie oszukujmy się, i tak nikt nie przeczyta. Poza tym za dużo zachodu z nowymi, żeby się starymi zajmować - po prostu. Więc zostawimy je, wy mi je wybaczycie i dalej spróbuję pisać lepsze. Jeszcze dziś powinnam wstawić rozpiskę rozdziałów z ewentualnymi datami publikacji.
I chyba tyle. Więc o ile ktokolwiek to przeczyta, to przeprzepraszam za nieobecność, nie pierwszą i pewnie nie ostatnią. Ale nic nie poradzę, muszę to dokończyć. To siedzi we mnie. Jakkolwiek to brzmi.
Pozdrawiam. Bez Iskierki bo dawno się obraził.
Hy. Hyhyhy. Nie śmiałam zapytać, czy coś tu się pojawi...
OdpowiedzUsuńA sama se nie zaglądaj nigdzie, jak nie chcesz, tch, nie będziesz mi mówić.
Oczywiście przeczytam z ogromną przyjemnoscią, bo wiesz, wiesz? Tęskniłam, wyobraź Ty sobie!
Z całą też przepraszam bardzo... Raczej z całym. Swoim. Oburzeniem. Muszę zaprotestować, jakoby kurwa mać coś było nie przemyślane i nudne. Nie obrażaj mi, dobre?! Mojego gustu np! Bo, sorry, ja nie piszę ludziom tego, co nie myślę i miałam zawsze porcję emocji, porządną dawkę, kiedy tu siedziałam i naprawdę, zbieram się do zobaczenia całego fairy, ostatnio nawet maniaczyłam na ich wikii, bo no bo przez Cb, boś mi zaszczepiła to właśnie Laxusem i myślę, że wpadnę to tak jak w blicza, jak się porządnie za to wezme (bo tam dużo fajnych dup jest!), więc PROSZĘ MI NIE OBRAZAĆ, DOBRE?! Może ktoś ma inny gust, jego niewyszukana brocha, ja sie zawsze bawiłam tu świetnie i zamierzam MAM NADZIEJE bawić sie tak dalej.
Och kurwa no. Bez fochów bez niczego, ale Rhan, kurwa no. Niech włąśnie to będzie, była ta OSTATNIA przerwa. Przynajmniej dopóki czegoś nie skończysz. (a potem jedz w pizdu na wakejszyn ale WROC) Ok, ja tez nie grzesze regularnoscia, wiec nie che wyjsc na hipokryte, ale Tyś jest lepszy agent niż ja.
Ale Rhan, my chcemy zebyś była i pisała. Tb się wydaje, że nikt nie przeczyta sratatata i wiesz co? No właśnie. Wydaje Ci się. Wiem, co mówię.
Oczywiscie, że teraz pisanie od nowa tysiecy rozdziałow, to nie dobry pomysl - bo ani nie były kurwa złe, ani (nie pasuje mi konstrukcja zdania ale sie wjebalam wiec ciagne) ani szkoda czasu, ktory mozesz przeznaczyc wlasnie na kontynuacje. Ale pamiętaj. Wydaje Ci się, że nikt nie czyta. Więc wychodź z załozenia, ze czytelnika masz i dbaj o niego! (czyt. nie porzucaj nas, chociaż słyszałam nawet taka opinie ze jak sie nie ma czytelnika to ie warto kurwa dbac o jakosc tego co sie pisze, oczywiscie moj gniew byl srogi po uslyszeniu takiej bzdury).
No ok. ok. Bądźmy na clear, ale bądźmy, savy?
E?!
Tak żeby się Iskierka też odobraził ;)
Ja już... nigdy więcej... buhuuuuu
UsuńSavy!
Wysłałam Ci maila, weź go sprawdź.